Ciemniak ze średniowiecza - św. Albert Wielki

WIARA.PL |

publikacja 11.11.2008 20:00

Średniowiecze było ciemne – każdy o tym wie, prawda? Trudno więc przekonać, że żyjący w XIII w. Albert Wielki naprawdę był wielki.

Ciemniak ze średniowiecza - św. Albert Wielki Tommaso da Modena (PD) Św. Albert Wielki

Cóż z tego, że należał do największych umysłów swoich czasów, że był wybitnym badaczem filozofii Arystotelesa i że jego prace dały fundament dla dokonań teologicznych i filozoficznych jego ucznia św. Tomasza z Akwinu? Cóż z tego, że pisał o niemal wszystkich dziedzinach nauki? Był średniowiecznym zakonnikiem (dominikaninem), więc był ciemny. I już.

Może jego marną reputację choć odrobinę podratuje fakt, że zajmował się też naukami przyrodniczymi: w 1250 r. uzyskał arszenik, odkrył wykorzystane kilkaset lat później w fotografii zjawisko światłoczułości azotanu srebra, a w dziedzinie botaniki zapoczątkował całą szkołę naukową. Pisał nawet o muzyce i wśród współczesnych nam teoretyków tej sztuki zainteresowanie budzi jego podejście do ciszy, którą uważał za integralną część muzyki. Przypisuje mu się nawet stworzenie androida – maszyny o cechach człowieka. W każdym razie jego wszechstronność skłoniła jego współczesnych do nadania mu tytułu: doctor universalis (doktor uniwersalny).

Porzucając już ironiczny ton, muszę powiedzieć, że w Albercie Wielkim najbardziej urzeka mnie połączenie olbrzymiej wiedzy i pokory. Gdy był biskupem bawarskiej Ratyzbony, przylgnęło do niego przezwisko: „biskup w buciorach”, ponieważ nosił obuwie używane raczej przez chłopów niż dostojników. Może więc prawdziwa jest pobożna legenda, według której Albert miał w młodości widzenie Matki Bożej. Powiedziała mu, że znakiem jego zbliżającej się śmierci będzie utrata pamięci podczas publicznego wykładu. Tak też się stało.

Widzę więc w wyobraźni 87-letniego mędrca z Kolonii, pierwszego Niemca, który został profesorem paryskiej Sorbony. Widzę, jak stoi przed słuchaczami, których często było tak wielu, że nie mogli się pomieścić w żadnej sali wykładowej. Widzę, jak stoi przed nimi bezradny i płacząc, schodzi z profesorskiej katedry. Potrafi tylko powiedzieć, że wierzy we wszystkie i poszczególne artykuły wiary chrześcijańskiej, a jeśli zdarzy mu się powiedzieć lub napisać coś przeciwnego, odmawia temu wszelkiej wagi i znaczenia.

Jeśli coś mi się kojarzy z określeniem: „odejść z klasą”, to właśnie ta scena.

Średniowieczny patron ewolucjonistów

ks. Tomasz Jaklewicz

W „ciemnym” średniowieczu, i to w kręgu myśli teologicznej, rodziły się zręby współczesnego przyrodoznawstwa.


Przenosimy się dzisiaj do średniowiecza, a dokładniej w najjaśniejszy wiek tej opoki, czyli wiek XIII. Wtedy właśnie żył i tworzył św. Albert, któremu jako jedynemu spośród scholastyków nadano przydomek „Wielki”. W pamięci potomnych pozostał głównie jako mistrz św. Tomasza z Akwinu. Kim był nauczyciel tak genialnego ucznia? Pochodził z rycerskiego rodu Bollstadt, kształcił się w Padwie, tam też został dominikaninem. W Kolonii ukończył studia, przyjął święcenia i rozpoczął wykładanie filozofii i teologii. Nauczał w różnych miastach niemieckich, a przez kilka lat w Paryżu, gdzie spotkał się ze św. Tomaszem.

Wielokrotnie powoływano go na kościelne urzędy, przez jakiś czas był nawet biskupem Ratyzbony. On jednak zawsze starał się jak najszybciej powrócić do swojej ulubionej pracy naukowej. Nazwano go doctor universalis (powszechny), ponieważ interesowało go właściwie wszystko.

Zostawił po sobie 40 tomów. Jego zasługą było „ochrzczenie” Arystotelesa”, czyli wprowadzenie filozofii Arystotelesa do teologii chrześcijańskiej, która dotąd szukała wsparcia raczej u Platona. Tą drogą poszedł później św. Tomasz. Albert zajmował się nie tylko teologią, ale także dziedzinami wiedzy, które dopiero się rodziły, a mianowicie: anatomią, botaniką, chemią, embriologią, geologią, optyką, rolnictwem, zoologią. Jako pierwszy twierdził, że inne są zasady teologii, inne przyrodoznawstwa.

Teologia i biologia zajmują się tym samym światem, lecz z odmiennych punktów widzenia. Był zwolennikiem stosowania obserwacji i doświadczenia, które mają służyć do sprawdzania słuszności teorii. Głosił rewolucyjne na owe czasy poglądy z dziedziny antropologii. Wspomniał o morfologicznym podobieństwie człowieka do małpy. Opisał cechy odróżniające ludzi od zwierząt. Był najwybitniejszym biologiem od starożytności aż do XVI wieku. Można go uważać za kogoś, kto przeczuwał teorię ewolucji.

Jeśli dziś, po 8 wiekach, niektórzy chrześcijanie ciągle jeszcze próbują tłumaczyć prawa przyrody Pismem Świętym, mówi się, że to średniowiecze. To nieporozumienie! To właśnie w „ciemnym” średniowieczu, i to w kręgu myśli teologicznej, rodziły się zręby współczesnego przyrodoznawstwa.

Legenda powiada, że sędziwy ojciec Albert przerwał kiedyś swój wykład. Po raz pierwszy zawiodła go pamięć. Słuchaczom wyznał, że spełnia się to, co zapowiedziała mu Maryja. W młodości prosił Ją, aby zajmując się filozofią, nigdy nie odstąpił od prawdziwej wiary. Maryja obiecała, że Bóg zachowa jego wiedzę od błędu, ale pod koniec życia jego wiara stanie się niewinna i czysta jak u dziecka. Znakiem tego będzie utrata pamięci podczas wykładu. „Teraz więc, bracia moi, wiem – rzekł Albert – że zbliża się kres mojego życia. Jeśli zdarzyło mi się powiedzieć lub napisać coś przeciwnego wierze katolickiej, odmawiam temu wszelkiej wagi i znaczenia”. Po czym zakończył wykład i żegnając się rzewnie ze wszystkimi, zszedł z katedry. Odtąd cała wiedza filozoficzna zniknęła z jego pamięci. Pamiętał nadal tylko tekst Pisma Świętego. Zmarł i pochowany został w Kolonii.