NMP Częstochowska

Wiara.pl

publikacja 26.08.2003 05:19

Na częstochowskim obrazie Matka Boża przedstawiona jest jako Hodegetria - z Dzieciątkiem na lewej ręce, prawą ma ułożoną na piersiach w taki sposób, jakby wskazywała na Syna.

NMP Częstochowska Autor nieznany (PD) NMP Częstochowska

Wiesława Dąbrowska-Macura

Był rok 1382 lub 1384. Książę Władysław Opolczyk podróżował do Opola, wioząc na załadowanym po brzegi wozie znaleziony na zamku księcia ruskiego Lwa Daniłowicza w Bełzie obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem. W pobliżu Częstochowy konie nagle zatrzymały się i nie chciały ruszyć z miejsca. A książę we śnie otrzymał polecenie, by przewożony obraz umieścić w pobliskim klasztorze. Od tej pory Jasna Góra staje się miejscem wyjątkowego kultu Matki Bożej, a Jej wizerunek, nazywany jasnogórskim, otaczany jest szczególną czcią przez wiele pokoleń Polaków. W roku 1931, na skutek starań generała paulinów Piotra Markiewicza, watykańska Kongregacja Obrzędów ustanowiła święto Matki Boskiej Częstochowskiej, które jest obchodzone 26 sierpnia.

Nie ustalono, gdzie i kiedy powstał obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, mimo że całe pokolenia badaczy trudzą się nad wyjaśnieniem tych kwestii. Według jednej z legend, obraz miał wykonać św. Łukasz Ewangelista na desce pochodzącej ze stołu stojącego w nazaretańskim domu Świętej Rodziny. Św. Helena przywiozła go z Jerozolimy do Konstantynopola i podarowała swemu synowi Konstantynowi Wielkiemu. Potem należał on do cesarza Karola Wielkiego, a wreszcie trafił do rąk księcia ruskiego Lwa Daniłowicza, który ukrył obraz w zamku w Bełzie, skąd zabrał go Władysław Opolczyk.

NMP Częstochowska   Henryk Przondziono /Foto Gość Jasna Góra. Obraz MB Częstochowskiej w bursztynowej sukience.

Obraz jasnogórski podobny jest do ikon, na których Matka Boska przedstawiana jest z Dzieciątkiem na lewym ramieniu jako Hodegetria, czyli Przewodniczka, Wskazująca Drogę. W ikonografii terminem tym określa się konkretny sposób przedstawiania Maryi z Dzieciątkiem, który obrazuje dogmat o wcieleniu Syna Bożego dla zbawienia człowieka (w odróżnieniu od ikon przedstawiających macierzyńskie uczucia Maryi wobec Syna, bardziej eksponujących człowieczeństwo Chrystusa, określanych mianem Eleusa, Galaktotrofusa lub Kykkotissa).

Na częstochowskim obrazie Matka Boża przedstawiona jest więc jako Hodegetria - z Dzieciątkiem na lewej ręce, prawą ma ułożoną na piersiach w taki sposób, jakby wskazywała na Syna. Ona nie skupia uwagi na sobie ani nie tuli zaborczo Dziecka, ale wskazuje na Syna jako na Emmanuela, przez którego człowiek wraca do Boga, dostępuje zbawienia. Maryja przyniosła światu Zbawcę, nie zatrzymuje Jezusa dla siebie, ale oddaje Go człowiekowi. Ułożenie prawej dłoni Madonny wyraża prawdę o tym, że jest Ona przewodniczką w wierze, że prowadzi do Syna. Na twarzy widoczny jest smutek, a jednocześnie jakaś łagodność i spokój, co podkreśla godność Boskiego macierzyństwa Maryi.

NMP Częstochowska   Henryk Przondziono /Foto Gość Jasna Góra. Obraz MB Częstochowskiej w sukience z kamieni szlachetnych. Sposób przedstawienia Dzieciątka charakterystyczny dla tego typu ikon - z główką lekko uniesioną w stronę Matki, ale nie przytuloną do Niej, wzrokiem skierowanym na wprost, w lewej ręce trzymającego zwój lub księgę Ewangelii, a prawą uniesioną w geście błogosławieństwa - wyraża prawdę, że Chrystus, chociaż wcielony, a więc wyobrażalny, jest zarazem Bogiem. Jego Boski majestat symbolizuje gest błogosławieństwa i pełen godności wyraz twarzy, a także księga w lewej dłoni - symbol Słowa (Logosu), które stało się Ciałem, jak czytamy w Ewangelii wg św. Jana (zob. J1,1). Wyniosła postawa przypomina o wyjątkowej misji, jaką ma do spełnienia na ziemi Syn Boży - zbawienia świata. 

Sposób ukazywania postaci Madonny i Dzieciątka podkreśla prawdę, że macierzyństwo Maryi jest wyjątkowe, że jest Ona przede wszystkim Matką Boga.

W 1430 roku na jasnogórski klasztor napadła banda zbójców. Zrabowali naczynia liturgiczne i klasztorne skarby. Wdarli się do kaplicy z Cudownym Obrazem, który po odarciu z kosztowności sprofanowali. Twarz Madonny została pocięta mieczem, a w końcu ikona rozbita. Obraz został poddany renowacji, jednak, aby zachować pamięć o tym smutnym wydarzeniu, pozostawiono blizny na twarzy Matki Bożej.
Są obrazy o tematyce religijnej, które nawet podobają się oglądającym je, są uznawane za arcydzieła, dostrzega się w nich talent artysty, ale nie wpływają na ich wiarę czy pobożność. A są obrazy cudowne, słynące łaskami, których twórcom udało się uchwycić i wyrazić Tajemnice, które zbliżają do Boga, przemieniają serce człowieka. Takim obrazem jest wizerunek Czarnej Madonny z Jasnej Góry.

Papieskie miejsce zawierzenia

ks. Marek Łuczak

Wędrowanie na Jasną Górę towarzyszy Polakom od wieków. Idąc szlakiem w kierunku duchowej stolicy Polski, pielgrzymi zmierzają niejako w głąb swojej historii. Obecność Papieża Polaka w paulińskim sanktuarium była więc koniecznością, w pewnym sensie też naturalną konsekwencją wielkiej narodowej tradycji.

Królowa Polski
W historii polskiego narodu można wyróżnić okresy, kiedy pobożność maryjna ulegała szczególnej transformacji. Barok nazywany jest "stuleciem maryjnym". To lata wprowadzenia uchwał Soboru Trydenckiego, a także czas kontrreformacji i wojen religijnych. W dziejach różnie się kształtowało wyobrażenie Maryi. Inaczej nazywali Jasnogórską Panią chłopi, inaczej szlachta, magnaci, żołnierze, powstańcy i zwykli, pobożni katolicy. Dla jednych byłą Królową, dla innych Opiekunką Sierot, Dobrą Matuchną czy Pocieszycielką.

Przez Maryję do Chrystusa
W historii zmieniał się charakter pielgrzymowania, które z indywidualnego aktu chrześcijańskiej ascezy przeradzało się w masową praktykę. W słowniku pojawiły się nowe pojęcia: duszpasterstwo pielgrzymkowe czy religijna albo sanktuaryjna turystyka. Zmieniała się liczebność pielgrzymek, ich charakter, sposób dotarcia do celu i motywacje. Doszło do pogłębienia treści związanych z pielgrzymowaniem. Nastąpiło odejście od charakteru wotywnego do pogłębionej teologicznie motywacji. Ludzie w miejscach kultu, a szczególnie na Jasnej Górze, dostrzegają wagę chrystocentrycznego sensu pobożności maryjnej. Na Jasnej Górze można spotkać pątników, którzy nie tylko oddają cześć Cudownej Ikonie, ale przede wszystkim gromadzą się w długich kolejkach do konfesjonału i w wielkich tłumach wokół Eucharystii.
Ta prawidłowość jest zgodna z właściwą teologią maryjnego kultu. Można się jej nauczyć z częstochowskiej ikony. Czarna Madonna jedną ręką trzyma Dzieciątko Jezus, a drugą ręką wskazuje na Boga-Człowieka. Nikt nie może swojego wzroku zatrzymać jedynie na Świętej. Jej kult musi prowadzić do uwielbienia Syna.

Człowiek zawierzenia
Ojciec Święty tak pisze o "maryjnym wątku" kapłańskiego powołania w książce "Dar i Tajemnica": "Mówiąc o źródłach swego powołania kapłańskiego nie mogę oczywiście zapomnieć o wątku maryjnym. Nabożeństwo do Matki Bożej w postaci tradycyjniej wyniosłem z domu rodzinnego i z parafii wadowickiej. W kościele parafialnym pamiętam boczną kaplicę Matki Bożej Nieustającej Pomocy, do której rano przed lekcjami ciągnęli gimnazjaliści". Papież wspomina też swoje doświadczenia z Żywym Różańcem czy lekturą książeczki św. Ludwika Marii Grigniona pt: "Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny", gdzie młody Karol Wojtyła znalazł treści, które zawarł w swoim późniejszym papieskim zawołaniu "Totus Tuus".

Czarna Madonna z Częstochowy - jak zauważa biograf Jana Pawła II George Weigel - towarzyszy modlitwie Papieża w kaplicy przy jego prywatnych apartamentach w Watykanie, tak jak towarzyszy jego pracy w prywatnym gabinecie. "Podczas ponad dwudziestu lat pontyfikatu, który zmienił bieg historii Kościoła i świata - zauważa George Weigel - ten człowiek zawierzenia w swojej modlitwie nadal jest synem Jasnej Góry". Na Jasnej Górze 4 czerwca 1979 r., podczas historycznej pierwszej pielgrzymki do Polski, Jan Paweł II powiedział: "Jestem człowiekiem zawierzenia. Nauczyłem się nim być tutaj".

Nauczycielka wolności
Jasnogórskie nauczanie Jana Pawła II nie tylko ogarniało historyczne dziedzictwo tego miejsca, lecz również bezpośrednio nawiązywało do współczesnych problemów Polaków. "Chrystus obecny wraz ze swoją Matką w polskiej Kanie - napominał Jan Paweł II w 1983 roku - stawia przed nami z pokolenia na pokolenie wielką sprawę wolności. Wolność jest dana człowiekowi od Boga jako miara jego godności".

Nie może więc dziwić fakt, że na Jasnej Górze Polacy zawsze mieli prawo czuć się wolni. Papież tę wolność interpretował z Maryjnego przesłania, które wskazuje na Chrystusa. Dlatego w okresie jasnogórskiego jubileuszu (1983) zaprosił Chrystusa wraz z Maryją w dzieje swojego narodu."O Matko! - modlił się Papież. - Pomóż nam przejść z Ewangelią w sercu poprzez nasze trudne 'dziś' w tę przyszłość, w którą zaprosiliśmy Chrystusa".

Papież wówczas zaczął swoje przemówienie od Inwokacji: "Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy". Ponad milion Polaków słuchało jego wyznania, które wypowiedział ze wzruszeniem: "Jakże mógłbym nie przybyć do tego sanktuarium wielkiej nadziei, gdzie mogę powtórzyć tylko Totus Tuus przed wizerunkiem Maryi. Jakże mógłbym nie przybyć, aby usłyszeć, jak bije serce Kościoła i serce Ojczyzny w Sercu Matki?... Tutaj można się dowiedzieć, jaka jest Polska i kim naprawdę są Polacy". Ta refleksja pozostaje aktualna także w naszych czasach. Po tę prawdę od wieków zmierzają na Jasną Górę tysiące pielgrzymów ze wszystkich stron Polski i coraz liczniej z całego świata.

Cały Twój

Sebastian Musioł

Jan Paweł II pielgrzymował przed ikonę Czarnej Madonny sześciokrotnie. Z Jasnogórskich Wałów Papież wskazywał na Matkę Jezusa, jako na wzór całkowitego umiłowania Chrystusa i poświęcenia się Jego Ewangelii. Wstawiennictwu Matki Bożej zawierza on od ćwierć wieku wszystkie sprawy - wielkie i małe - Kościoła i świata.

Dla Polaków obecność Papieża w tym sanktuarium wciąż nosi znamiona symbolu. Naród, który zawierzył swe losy Maryi, z dumą spogląda na Rodaka na Stolicy Piotrowej. Trzeba go jeszcze słuchać, bo orędzie papieskie głoszone z tego miejsca ma szczególne znaczenie - dla słuchaczy, a także dla samego Ojca Świętego.

Symbol Maryi
Karol Wojtyła w dniu inauguracji swego pontyfikatu oświadczył, że nie byłoby Papieża Polaka, gdyby nie było Jasnej Góry. Wcześniej krakowski Biskup ponad sto razy wygłaszał przemówienia i homilie do pielgrzymów jasnogórskich. Gdy 16 października 1978 r. został powołany na następcę św. Piotra, w swoim herbie papieskim umieścił literę M - symbol Maryi, oraz dewizę „Totus Tuus” - „Cały Twój”. Jan Paweł II niejednokrotnie podkreślał walory uniwersalne jasnogórskiej pobożności maryjnej. Wyrazem głębokiego nabożeństwa do Matki Bożej Częstochowskiej są Jej obraz w prywatnej kaplicy na Watykanie oraz wota - złota róża, złote serce, kielich mszalny, świeca paschalna, różaniec i przestrzelony pas sutanny, jako wyraz wdzięczności za ocalone życie 13 maja 1981 roku podczas zamachu na Placu św. Piotra.

4 czerwca 1979 r. pierwszy w historii Kościoła papież z rodu Polaków Jan Paweł II przybył na Jasną Górę. W ciągu trzech dni pobytu w sanktuarium spotkało się z Papieżem około 3,5 miliona wiernych. Jan Paweł II w Akcie Zawierzenia oddał Jasnogórskiej Matce Kościół powszechny, Ojczyznę, wszystkich ludzi i siebie samego, powtarzając słowa oddania: „Matko! Jestem cały Twój i wszystko, co moje, jest Twoim”.

Jak w matczynym domu
W roku 1982 przypadało 600-lecia Jasnej Góry. Z powodu stanu wojennego Ojciec Święty nie mógł przybyć na jubileusz. Obchodzono go więc w czerwcu 1983 roku. Na Jasnej Górze Papież przebywał 18 i 19 czerwca. Szczególnie przejmujące było wieczorne spotkanie ze zgromadzoną u stóp klasztoru młodzieżą. Snując swe rozważania wokół słów Apelu, Ojciec Święty wezwał młodych do kierowania się sumieniem, poczucia odpowiedzialności za siebie i swych bliskich oraz za ojczyznę.

Po raz trzeci Jan Paweł II gościł tu w 1987 r. z okazji Ogólnopolskiego Kongresu Eucharystycznego. Modlił się, aby kryzys ekonomiczny i polityczny nie doprowadził do utraty wiary i nadziei na lepsze jutro.

W czasie czwartej (dwuetapowej) pielgrzymki do ojczyzny Jan Paweł II przewodniczył 14 sierpnia 1991 r. na Wałach Jasnogórskich obchodom VI Światowego Dnia Młodzieży. Ponad półtoramilionowa rzesza młodych z całego świata czuwała wraz z Ojcem Świętym przed Obliczem Madonny w atmosferze radości, wielkiej zabawy, ale i rozmodlenia. Swobodny nastrój Papieża, nie po raz pierwszy sprawił, że młodzież - przybyła po raz pierwszy z krajów postkomunistycznej Europy, a nawet z dalekiego Laosu czy Wietnamu - poczuła się tu jak w matczynym domu.

Maryja jest Matką Kościoła. 4 czerwca 1997 roku Jan Paweł II przypomniał z częstochowskiego wzgórza prawdę o Kościele, który „niesie w sobie wszystkie ludzkie ograniczenia i niedoskonałości”. Jasna Góra - sanktuarium narodu, konfesjonał i ołtarz - jest z kolei miejscem duchowej przemiany i odnowy życia Polaków. „Niech takim pozostanie na zawsze” - wzywał Papież. „Trzeba usłyszeć echo całego życia Narodu w Sercu jego Matki i Królowej! A jeśli bije ono tonem niepokoju, jeśli odzywa się w nim troska i wołanie o nawrócenie, o umocnienie sumień, o uporządkowanie życia rodzin, jednostek, środowisk - trzeba przyjąć to wołanie” - powtarzał własne słowa z 1979 roku.

Wymowne milczenie
Niekiedy szczególnie wymowne bywa papieskie milczenie. Kilkunastominutowa modlitwa w Kaplicy Cudownego Obrazu 17 czerwca 1999 roku, kontynuowana na Wałach, dodała nam odwagi, budziła ducha i przypominała o odpowiedzialności. Tamta cicha modlitwa była znakiem i przykładem, byśmy nie dali się pochłonąć hałaśliwemu światu, lecz przemieniali go własnym życiem. „Niech Maryja będzie przykładem i przewodniczką w naszej codziennej i szarej pracy. Niech wszystkim pomaga wzrastać w miłości Boga i miłości ludzi, budować wspólne dobro Ojczyzny, wprowadzać i umacniać sprawiedliwy pokój w naszych sercach i środowiskach. Proszę Cię, Matko Jasnogórska, Królowo Polski, abyś cały mój Naród ogarnęła Twoim macierzyńskim sercem. Dodawaj mu odwagi i siły ducha, aby mógł sprostać wielkiej odpowiedzialności, jaka przed nim stoi” - modlił się Jan Paweł II.

Od wielu lat Ojciec Święty każdej większej pielgrzymce przekraczającej bramy jasnogórskiego klasztoru przesyła list z błogosławieństwem. Jasna Góra została wymieniona przez Ojca Świętego w encyklice maryjnej Redemptoris Mater wśród największych sanktuariów świata (RM 25). Z woli Jana Pawła II 11 lutego 1994 roku obchodzono tu II Światowy Dzień Chorego. Pod przewodnictwem kardynała Fiorenzo Angelini - Przewodniczącego Papieskiej Rady Służby Zdrowia, zgromadziło się ponad 10 tysięcy chorych z krajów Europy Środkowej i Wschodniej.

Jasna Góra? Nie, nie znam

Franciszek Kucharczak

Kto mówi „znam Jasną Górę”, jest albo paulinem, albo nie wie,co mówi.

Zakonnicy siedzieli przy długich stołach jasnogórskiego refektarza. Nad wielką salą unosił się gwar rozmów. – Silentium! – rozległ się nagle donośny głos. Mnisi ucichli, rozglądając się ze zdziwieniem, któż to wzywa ich do uciszenia się. Po chwili wrócili do przerwanych pogawędek. – Silentium! – zabrzmiało ponownie. Gdy sytuacja powtórzyła się po raz trzeci, zdumieni paulini dostrzegli, że to przemawia ukrzyżowany Chrystus z umieszczonej na ścianie figury. Zrozumieli, że Jezus upomina ich przed zbliżającym się Wielkim Piątkiem.

Dobrze tu umrzeć
– To legenda, ale ona coś w sobie ma – opowiada ojciec Stanisław Tomoń, rzecznik Jasnej Góry. To „coś” to duch zakonu, którego członkowie od stuleci ożywiają starodawne mury jasnogórskiego klasztoru. Mury w części niedostępne dla zwykłych śmiertelników. To dziwne uczucie, gdy wkracza się do strefy ściśle klasztornej. Sanktuarium, pełne zazwyczaj zgiełku cisnących się tłumów, tu ma zupełnie inne oblicze. Za drzwiami furty jest cicho i spokojnie. Tonącymi w półmroku korytarzami przemykają z rzadka postacie w białych habitach. Na ścianach zabytkowe obrazy. Najwięcej jest portretów kolejnych przeorów. Wśród nich podobizna jednego z naszych rozmówców, najstarszego obecnie paulina, ojca Jerzego Tomzińskiego. – Jestem podobny? – śmieje się „oryginał”, stojąc pod swoim wizerunkiem. – Patrzcie, już mnie powiesili – żartuje.

Nie zawsze było mu wesoło. Musiał stawić czoło ciężkim zagrożeniom. Był tu w najtrudniejszych czasach PRL i jako przeor, i jako generał zakonu. – To też był potop. Bez Jasnej Góry walka z komunizmem byłaby znacznie trudniejsza – kiwa głową.

– Jasna Góra ma w sobie tajemnicę – powtarza. Jej część, chyba najważniejsza, jest zastrzeżona tylko dla spowiedników. Ojciec Tomziński czasami radził księżom: „Usiądź w konfesjonale i spowiadaj tu przez sześć godzin albo więcej. Wtedy poznasz Jasną Górę”. On sam, bywało, siedział i po dwadzieścia godzin. – Trzeba było, bo jak ryba bierze, to się sieci nie zostawia. A tu biorą grube szczupaki – wspomina. Pamięta, że kiedyś przyszedł tu człowiek, żeby umrzeć. – Wyspowiadał się, patrzę: nieboszczyk! – uśmiecha się. Uśmiech jest tu na miejscu, bo trudno wyobrazić sobie lepszą śmierć. Zresztą, dobrze jest żyć tam, gdzie inni życzyliby sobie umierać.

Na Jasnej Górze przebywa około stu paulinów, a każdy ma swoją celę. – Tu mieszkam – otwiera drzwi z numerem 34 ojciec Tomziński. Cela, pomimo nazwy, nie jest zimnym i odpychającym pomieszczeniem. To nieduży, skromnie urządzony pokój z łazienką. – Wszyscy mają podobnie – wyjaśnia gospodarz. Jest to, co potrzeba, i nic ponadto. – To jest ten urok klasztoru. Jestem samotny, mam przestrzeń, wychodzę i jestem wśród ludzi – opowiada.

Sala ponad wszystkie

U końca korytarza okazalsze niż inne drzwi refektarza, czyli klasztornej jadalni. Wchodzimy... i stajemy z otwartymi ustami, zaskoczeni wspaniałością otwierającej się przed nami przestrzeni. To wielka sala, zastawiona nakrytymi stołami. Barokowe freski o żywych kolorach pokrywają całe sklepienie. U jednego końca wisi potężny krzyż z misternie rzeźbioną figurą Pana Jezusa, tą właśnie, która strofowała rozgadanych mnichów.

– Tam zasiadał Augustyn Kordecki– ojciec Stanisław Tomoń wskazuje stół ustawiony pod krzyżem, prostopadle do pozostałych. To miejsce przeora, od wieków zajmowane przez kolejnych przełożonych klasztoru. Wrażenie wzrasta, kiedy sobie człowiek uświadomi, ilu to miejsce widziało monarchów, prezydentów i premierów. Z wyjątkiem ostatniego, byli tu wszyscy polscy królowie, poczynając od Michała Korybuta Wiśniowieckiego. To on i jego goście spożyli tu pierwszy posiłek, bo refektarz oddano do użytku tuż przed ślubem, który w kaplicy Cudownego Obrazu Wiśniowiecki zawarł z arcyksiężniczką austriacką.

Najwybitniejszym gościem był, oczywiście, Jan Paweł II. Gdy gościł na Jasnej Górze, wtedy to on zajmował miejsce przeora. W czasie jego pierwszej pielgrzymki do Polski ojcowie ustąpili księżom. Zamiast biało, zrobiło się czarno. – Jeden siedział na drugim, ale zmieściło się ich wtedy ze trzystu, bo każdy chciał zjeść obiad z Janem Pawłem – śmieje się ojciec Tomoń. Ale na co dzień pełno tam gości w sutannach. Paulini podejmują bowiem posiłkiem każdego księdza-pielgrzyma, co oznacza, że klasztorna kuchnia to prawdziwy kombinat.

Ziemia jak formalina

Ojciec Stanisław Tomoń prowadzi nas na zewnątrz. Przechodzimy przez plac i wkraczamy w ciemną bramę budynku przylegającego od strony klasztoru do wałów. W głębi pracują robotnicy, łatając ubytki ściany. Nieco dalej otwiera się szersza i rozjaśniona słońcem przestrzeń. Elegancko wymurowane chodniki, pochylnie, schody. Światło dochodzi tu przez umieszczone wysoko szyby. Pada na ścianę z cegieł, wydobywając nierówności lica ceglanego muru. – To są wały z czasów Kordeckiego – mówi nasz przewodnik.

Niesamowite! Mamy przed sobą oryginalne fortyfikacje, których „burzące kolubryny”, dzięki opiece Matki Bożej, nie zdołały skruszyć. A kanonada musiała być wściekła. – Te dziury to ślady po kulach armatnich – pokazuje ojciec Stanisław. Rzeczywiście, co chwilę widać wyrwę w cegłach, jakby jakaś potężna szczęka próbowała odgryźć kawałek muru. To fantastyczne, móc oglądać ślady wydarzeń sprzed 350 lat w ich autentycznej surowości, bez żadnych upiększeń.

Jak to możliwe? Nasz przewodnik wyjaśnia, że po szwedzkim najeździe rozbudowano fortyfikacje, dzięki czemu „potopowe” zostały przysłonięte. Podczas zaborów car kazał rozebrać te późniejsze, a resztę przysypać ziemią. Dzięki temu część murów z 1655 roku została przechowana w ziemi i na nowo odkryta kilkanaście lat temu. To wówczas powstał plan odsłonięcia tajemnic, jakie skrywała tamta forteca. Teraz prace dobiegają końca. Gotowe są już pochylnie, schody, posadzki, którymi będzie można wędrować aż do dna dawnej suchej fosy. – Te mury i tak były wyższe o pięć do siedmiu metrów – opowiada ojciec Stanisław Tomoń. – Proszę sobie wyobrazić, jaka to była wysokość! – wskazuje palcem koronę muru.

Wszystko tu robi wrażenie. Zachowały się otwory strzelnicze, sklepione chodniki, czyli galerie strzeleckie, kazamaty artyleryjskie, a nawet komin wentylacyjny.

Zobaczymy skarby

Ojciec Jan Golonka, kustosz jasnogórskich zbiorów wotywnych, zapowiada, że 17 września, przy okazji pielgrzymki świata pracy, będzie już można wejść do tego „świata zaginionego”. Ojciec Golonka zamierza wykorzystać nowo powstałe przestrzenie jako miejsce wystaw. Chce między innymi pokazać wota, jakie przez wieki składali Matce Bożej pielgrzymi. Dotąd nie było miejsca, żeby je wystawić. – To będzie „skarbiec narodu wotami pisany” – zapowiada. A jest co pokazać, bo każda z tych rzeczy niesie historię zaklętą w kamień, kruszec lub tkaninę. Jest monstrancja, podarowana przez Zygmunta Starego, którą podczas oblężenia obnosił wzdłuż wałów przeor Kordecki, są bezcenne dzieła złotników, darowane klasztorowi przez Wazów, są obrazy i rzeźby składane przez monarchów, hetmanów, kanclerzy.

Ojciec kustosz organizuje na 18 i 19 listopada ekspozycję dokumentów. Wśród nich będzie można zobaczyć oryginały pism, które krążyły między obrońcami a oblegającymi – także wypożyczony ze Szwecji list przeora Kordeckiego do generała Millera.

Betoniarka dozgonna

Wchodzący do klasztoru od strony domu pielgrzyma widzą za bramą drzwi z napisem „Sala o. Augustyna Kordeckiego”. To nowe pomieszczenie, przez kilka lat wykuwane w twardej, jurajskiej skale, na której stoi klasztor. To tej skały nie sforsowali sprowadzeni przez Millera olkuscy górnicy. Dzięki niej nie dokonano podkopu i skończyło się na nieskutecznych pogróżkach, że Jasna Góra zostanie wysadzona. Teraz, po wybraniu skały, klasztor uzyskał wielką salę konferencyjną na dwa tysiące miejsc. Na razie niewielu ludzi ją widziało.

– Zapytałem kiedyś starszego ojca: „Kiedy będzie koniec świata?” – wspomina o. Tomoń, spoglądając z wałów na robotników pracujących przy remoncie jednego z bastionów. – I on mi wtedy powiedział: „Jak na Jasnej Górze przestanie pracować betoniarka”.

Paulini rzeczywiście dwoją się i troją, żeby nie zmarniał największy skarb narodu, ale przede wszystkim modlą się i udzielają sakramentów. Bez nich umęczony Jezus, który do dziś pochyla się nad klasztorną jadalnią, byłby tylko kolejnym, choć znakomitym zabytkiem. Ale nie jest. Dzięki ich codziennej służbie Bożej Jasna Góra jest czymś znacznie więcej niż francuski Wersal i madrycki Eskurial. Ona żyje.

Zagadki Czarnej Madonny

Najbardziej znany i najbardziej tajemniczy obraz w Polsce

Wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej zna każdy Polak. A jednak ten powielany w setkach kopii i reprodukcji symbol polskiego katolicyzmu, badany przez wielu uczonych, kryje wiele tajemnic. Największą tajemnicą są oczywiście łaski, którymi obraz słynie. Ale to temat na osobne rozważanie. Tu zajmiemy się wizerunkiem Jasnogórskiej Pani wyłącznie jako dziełem sztuki.

Kilka tygodni temu jeden z internautów – czytelników naszego portalu przysłał do działu "Zapytaj" następujące pytanie: "Dlaczego Matka Boska wraz z Dzieciątkiem Jezus na obrazie Czarna Madonna są czarnoskórzy? Przecież wiadomo, że Jezus jak i Jego Matka byli rasy białej. Dlaczego na owym obrazie nie są zachowane proporcje postaci (Dzieciątko Jezus jest niewspółmiernie małe w stosunku do Maryi)?"

Do tych pytań można dorzucić kolejne, jak na przykład: skąd wzięły się blizny na policzku Maryi? A przede wszystkim kto i kiedy namalował obraz? Bo nawet tego nie wiemy...

Zagadka pierwsza: Tajemnica Świętego Łukasza, czyli kiedy powstał obraz?

Matka Boska Częstochowska to obraz malowany temperą na desce o wymiarach: 122,2 cm (wysokość), 82,2 cm (szerokość), 3,5 cm (grubość).

Mimo wielu badań miejsce powstania obrazu nie zostało ustalone. Niektórzy uczeni twierdzili, że dzieło namalowano w Bizancjum. Inni, że na Rusi, na Bałkanach, lub w Italii, znajdującej się na początku średniowiecza pod wpływem sztuki bizantyńskiej. Bezsporny jest tylko wschodni charakter malowidła.

Jeszcze mniej wiadomo o dacie powstania obrazu. Niektórzy wskazują wiek VI lub VII, inni XIII lub XIV. Kilkaset lat różnicy! Badania utrudnia fakt, że obraz był przemalowywany, być może kilkakrotnie. Prawdopodobna jest więc wersja, że pierwotny obraz z VI lub VII wieku gruntownie przemalowano w XII czy XIII stuleciu. Czy tak było, nie wiadomo.

Nieznany jest też autor dzieła. Według pobożnej tradycji obraz Matki Bożej Jasnogórskiej został namalowany przez świętego Łukasza Ewangelistę na desce stołu, przy którym Najświętsza Rodzina modliła się i spożywała posiłki. Obraz, według tej tradycji, został w IV wieku przewieziony przez cesarza Konstantyna Wielkiego z Jerozolimy do Konstantynopola i złożony w tamtejszej świątyni. Sześć wieków później cesarz Bizancjum miał podarować obraz księciu ruskiemu o imieniu Lew, który przywiózł go na Ruś. W XIV wieku obraz umieszczono w zamku w Bełzie, oddalonym 40 kilometrów na północ od Lwowa. Tam znalazł go książę Władysław Opolczyk.

I właściwie wtedy dopiero zaczynają się znane nam dzieje obrazu, poświadczone przez źródła historyczne. Ale nie kończą się zagadki. Władysław Opolczyk w 1382 roku sprowadził do Częstochowy paulinów z węgierskiego sanktuarium maryjnego w Márianosztra i przekazał im kościół parafialny Narodzenia Najświętszej Marii Panny. W następnych latach paulini zbudowali tam klasztor. Wiadomo, że Władysław Opolczyk zabrał z Bełza obraz Matki Bożej i przywiózł go do Częstochowy, oddając pod opiekę paulinów. Nie wiadomo jednak dokładnie kiedy to się stało. Opolczyk był wielkorządcą Rusi, wyznaczonym przez króla Węgier i Polski, Ludwika Węgierskiego w latach 1372-1378 i potem jeszcze raz, już za Władysława Jagiełły, w latach 1386-1387. Klasztor ufundował więc w czasie, gdy na Rusi nie przebywał. Nie wiadomo, czy przywiózł obraz do swych dóbr już w latach siedemdziesiątych z myślą o założeniu klasztoru, czy też zwrócił na niego uwagę dopiero w latach 1386-1387. Zachował się dokument fundacyjny klasztoru, ale nie ma w nim mowy o obrazie. Wiedzę o tym, że obraz podarował Opolczyk, czerpiemy z dzieła Jana Długosza.

Zagadka druga: Mało godny donator, czyli dlaczego Opolczyk?

Gdyby człowiek, który ufundował jasnogórski klasztor i wyposażył go w cudowny obraz, był zasłużonym patriotą, byłby teraz zapewne czczony jak bohater narodowy. Tymczasem pobożny donator mało chwalebnie zapisał się w historii Polski, był nawet jednym z autorów planu rozbioru naszego państwa!

Władysław Opolczyk (ur. między 1326 a 1330 – zm. 1401), książę opolski od 1356 r., był jednym z najważniejszych urzędników króla Węgier Ludwika I Wielkiego, zwanego w Polsce Węgierskim. W latach 1367-1372 pełnił godność palatyna (czyli zastępcy) tego monarchy. 

W roku 1370, po śmierci Kazimierza Wielkiego, zgodnie z wcześniejszą umową sukcesyjną zawartą z polskim królem, Ludwik I Wielki został dziedzicem polskiej korony. Jego matką była bowiem Elżbieta Łokietkówna, siostra Kazimierza Wielkiego. Wówczas Władysław Opolczyk został przez Ludwika obdarzony sowicie ziemiami należącymi do Polski: wieluńską (1372), karniowską (1375), dobrzyńską i gniewkowską (1379). Wszystkimi Opolczyk zarządzał jako lennami Polski. Jednocześnie był wielkorządcą Rusi Czerwonej, a w roku 1377 nawet namiestnikiem królewskim w Polsce. Ludwik przebywał bowiem głównie na Węgrzech.

Po oddaniu w zastaw Krzyżakom ziemi dobrzyńskiej Opolczyk popadł w konflikt z Polską. W 1392 r. z inicjatywy Krzyżaków udał się na dwór Zygmunta Luksemburskiego, ówczesnego elektora brandenburskiego i króla Węgier, gdzie prowadził rozmowy w sprawie wspólnego krzyżacko-węgiersko-brandenburskiego uderzenia na Polskę i podziału jej ziem pomiędzy Węgry, Brandenburgię i państwo zakonne. Władysław Jagiełło musiał prowadzić przeciwko niemu działania wojenne. W roku 1396 Opolczyk został pokonany i utracił większość posiadanych dóbr. Zadziwiające, że właśnie ten człowiek przywiózł do Częstochowy najświętszy dla Polaków obraz!

Zagadka trzecia: Pamiątka po napadzie, czyli skąd się wzięły blizny?

Prawy policzek Matki Bożej znaczą dwie równolegle biegnące rysy, przecięte trzecią na linii nosa. Na szyi występuje sześć cięć, z których dwa są widoczne dość wyraźnie, cztery zaś pozostałe – słabiej.

W Wielkanoc 16 kwietnia 1430 r. banda rabusiów z Czech, Moraw i Śląska dokonała napadu na klasztor. Być może byli to husyci, często napadający wówczas na kościoły, być może zwykli złodzieje. Po włamaniu się do Kaplicy Matki Bożej pocięli wizerunek mieczami i rozbili go na kawałki.

Fakt jest dobrze znany i opisany. Zgodnie z tradycją ślady cięcia mieczem są pamiątką po tym napadzie. Wiadomo też, że ponieważ już wówczas obraz cieszył się wielkim kultem, król Władysław Jagiełło nakazał jego naprawę. Sprowadzeni przez króla malarze (nie znamy ich imion, ani miejsc skąd przybyli) skleili rozbitą deskę. Nie znano wówczas zasad prawidłowej konserwacji. Prawdopodobnie po sklejeniu deski obraz pociągnęli na nowo farbą. Zapewne dlatego obecnie nie jest on typową ikoną i nosi ślady europejskiego malarstwa z okresu schyłku średniowiecza.

Prawdopodobnie w tym okresie "odziano" Matkę Bożą w granatową suknię, ozdobioną złocistymi liliami. Lilie to symbol czystości, częsty atrybut maryjny. Ale lilie z sukni Matki Bożej Częstochowskiej mają charakterystyczny kształt, identyczny jak lilie z herbu dynastii Andegawenów. Z tej dynastii pochodziła św. Jadwiga, pierwsza żona Władysława Jagiełły. Umarła w roku 1399 w opinii świętości. Być może Jagiełło chciał w ten sposób uczcić zmarłą małżonkę...

Ale dlaczego w takim razie malarze nie usunęli śladów cięć? Według tradycji próbowali je zamalować, ale im się to nie udawało. Według innej wersji pozostawili ślady na pamiątkę dramatycznego wydarzenia.

Zagadka czwarta: Czarna Madonna, czyli czemu tempera ciemnieje?

Oczywiście obraz jasnogórski nie przedstawia osób czarnoskórych. Wystarczy przyjrzeć się rysom twarzy, aby się o tym przekonać. Ciemny kolor skóry jest wynikiem ściemnienia farby na obrazie. Wrażenie, że twarze i dłonie są ciemne, pogłębia kontrast z błyszczącymi aureolami (dodanymi zapewne podczas konserwacji w latach 1430-1434), koronami (obraz był trzykrotnie koronowany, w 1717, 1910 i 1967 roku), jasnymi sukienkami, a także tłem ze srebrnej, złoconej blachy (dodanym w latach 1430-1434). Gdyby tych dodatków nie było zobaczylibyśmy, że pierwotny obraz jest utrzymany w bardzo ciemnej tonacji.

Jest to zagadka dla historyków sztuki, bo obraz namalowano temperą, a dobrze sporządzona tempera, w odróżnieniu od farby olejnej, nie ciemnieje. Najprawdopodobniej przyczyną jest wspomniana już konserwacja z lat 1430-1434.

Zapewne malarze naprawiający obraz nie zagruntowali odpowiednio podłoża (by nie zniszczyć resztek oryginalnego dzieła). Na koniec pokryli obraz ochronnym werniksem. Mieszanka starej i nowej farby zapewne zareagowała w ten sposób, że malowidło z czasem ściemniało. W dodatku wiadomo, że w XVIII stuleciu obraz konserwowano, co polegało na pokryciu go kolejną warstwą werniksu, stopniowo ciemniejącego.

Zagadka piąta: Dorosłe Dzieciątko, czyli czemu Jezus ma małą głowę?

Jasnogórski obraz nawiązuje do jednego z typów bizantyńskich ikon. Malarze ikon tworzyli według ściśle ustalonych wzorów i schematów. Uważano bowiem, że ich rękoma kieruje sam Bóg, tak jak kierował Ewangelistami przy pisaniu Ewangelii. Ikona (nazwa pochodzi od greckiego słowa "eikon" czyli znak) za pośrednictwem obrazu wyrażała to, co Pismo Święte przekazało za pośrednictwem słów.

Malarze ikon nie odtwarzali więc widzianej rzeczywistości. Tak jak malowali aureole nad głowami, które przecież nie istniały w świecie materialnym, tak nie zamierzali odtwarzać prawidłowych proporcji ciała. Zwłaszcza, że byłoby to dość trudne, gdyż nie znali zasad perspektywy wykreślnej.

Malarstwo bizantyńskie wypracowało kilka typów wizerunków Matki Bożej. Jednym z nich jest Hodegetria, czyli "wskazująca drogę", od greckiego słowa "hodos" oznaczającego drogę. Do tego typu należy właśnie Matka Boża Częstochowska. Drogą, jaką wskazuje jest Chrystus, którego jako Dzieciątko Maryja trzyma na lewej ręce, pokazując Go prawą ręką.

Dlaczego Jezus wydaje się nieproporcjonalnie mały? Dlatego, że Jego proporcje nie są proporcjami dziecka, tylko dorosłego człowieka. Dziecko ma znacznie większą głowę w stosunku do reszty ciała niż człowiek dorosły. Autor obrazu, choć namalował Chrystusa jako Dzieciątko, to jednocześnie uczynił Go człowiekiem dorosłym. Jezus siedzi wyprostowany, zajmując pozycję właściwą dorosłemu człowiekowi. Prawą ręką błogosławi, a także wskazuje na Maryję, pod opiekę której nas powierza, w lewej ręce zaś trzyma Księgę. Jego Oblicze, chociaż dziecięce, jest pełne wzniosłości i godności. Widzimy, że świadomie występuje w roli Zbawiciela. Jest Drogą, którą wskazuje nam Maryja...

Komentarze

Z zainteresowaniem przeczytałam tekst o zagadkach obrazu Czarnej Madonny. Chciałabym jednak uzupełnić pewne dane. Istnieje hipoteza, że obraz do Polski przywiozła królowa Jadwiga, a otrzymała go od swojej matki królowej Elżbiety Bośniaczki, a ta od swojej teściowej Elżbiety Łokietkówny. I to właśnie ona kazała ozdobić obraz andegaweńskimi liliami. A sam obraz miała przywieźć z Włoch. Natomiast klasztor na Jasnej Górze fundował Ludwik Węgierski w 1382, na kilka miesięcy przed śmiercią. Z jego polecenia "technicznych" spraw dopilnował Władysław Opolczyk, książę szalenie niepopularny w Polsce. Trudno wyobrazić sobie, aby fundację Opolczyka dwór królewski otaczał taką opieką i podarował cenny obraz, skoro przez całe lata prowadzono z nim wojnę dyplomatyczna i konkretne działania zbrojne. Fundacja klasztoru paulinów sprowadzonych z Węgier była dla Ludwika wzmocnieniem stronnictwa Andegawenów w Polsce (pomocą dla córki, która miała objąć tron w Polsce) oraz niewątpliwie ważnym dokonaniem dla słynnego z pobożności króla.

Izabela
brest2@poczta.onet.pl