Piękna jak słońce

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 17.04.2008 18:12

Do Kalwarii Pacławskiej trafia każdy franciszkanin na formację nowicjacką. – To miejsce to moja pierwsza miłość – mówi o. Paweł, gwardian posługujących tu franciszkanów, liturgista.

Piękna jak słońce

Pisze pracę doktorską o odpuście Matki Bożej Wniebowziętej. Na pięć sierpniowych dni pielgrzymi przybywają tu nie tylko z pobliskiego Przemyśla czy Rzeszowa, ale z całej Polski, a także Ukrainy i Słowacji. Wokół sanktuarium wyrasta wtedy małe miasteczko odpustowych kramów i punktów gastronomicznych. A niskie chałupy i stodoły Kalwarii (350 mieszkańców) zamieniają się w jeden wielki hotel. – Kiedy zafundowano nam tu granicę z ZSRR, przychodzili tylko pojedynczy ludzie.

Kupienie czegoś do jedzenia graniczyło z cudem – opowiada o. Paweł, wcześniej przez 10 lat ceremoniarz uroczystości. Wierni uczestniczą w ludowym pogrzebie. 11 sierpnia niosą Matkę Bożą z kaplicy Domu MB do kościoła, czuwają przy Niej, wieczorem 14 wynoszą Ją w procesji przy świecach, żeby potem świętować Wniebowzięcie. – Maryja jest człowiekiem, doskonale zaufała Jezusowi i jako jedyna uczestniczy w Jego tajemnicy paschalnej. Jak mówił tu kard. Karol Wojtyła w 1968, Matka Boża była bez grzechu i przeszła prosto z życia ziemskiego do niebieskiego – tłumaczy ojciec. – W obrzędach ludowych tę tajemnicę pokazują od 300 lat, bez pomocy wielkich teologów.

70 pieśni

Od wejścia kościoła wyglądają jak orszak ślubny. Tylko Panna Młoda na katafalku, biała jak lilia. – Musiałaby pani stanąć w białej sukni i welonie przy Matce Bożej i to poczuć – opowiada Joasia Kostecka z Cieszacina Wielkiego, już po raz trzeci w asyście przy figurze śpiącej Maryi. 40 dziewcząt i 8 chłopców tworzy grupę z Jarosławia, która na zmianę z asystą z Przemyśla śpiewa od rana do wieczora pieśni Matce Bożej. – Nie jesteśmy pannami młodymi, ale stoimy w tej bieli symbolizującej czystość, młodość, piękno... – mówi Joasia, która tak dziękuje za zdaną maturę. – Kiedy nocą wychodzimy z figurą na plac i słychać wysokie tony „Królowej swej”, to dreszcz mi przebiega po plecach. Przyjeżdża tu jakby w zastępstwie schorowanej babci Zosi: – Można się modlić wszędzie, ale to miejsce ukochane, święte.

Znają 70 pieśni maryjnych. Każdy ma swoją ulubioną. Paweł z II klasy LO w Jarosławiu „Błękitne rozwińmy sztandary” – bo patriotyczna. W tym roku przyciągnął tu czterech kolegów: Grześka, Jakuba, Michała i Tomka. – Każdy z nas prędzej czy później poczuje w sobie pustkę – mówi. – Przyjeżdżam tu, żeby ją zapełnić. Śpiewa w MOK-u. Lubi rock, Budkę Suflera, Scorpionsów, ale kiedy w lipcu chodzi trzy razy w tygodniu na próby – to pieśni maryjne. – Raz tu nie przyjechałam, gdy karmiłam piersią córkę, to się napłakałam – Teresa Ciołek, nauczycielka muzyki z Jarosławia, pielgrzymuje od dzieciństwa, a od ponad 20 lat dba o śpiew asysty. Śpiewa altem. – W chórze są uczniowie od podstawówki do studiów. Od kalwarii do kalwarii żyjemy. – Przyciąga jak magnes – dodaje jej mąż, Zbigniew.

Pani Cecylia od sukienek
Cecylia Karbownik mieszka w Rzeszowie. Ma 75 lat. Ze sto razy przyjeżdżała do Kalwarii. Od 8 opiekuje się kapliczką Zaśnięcia MB. To początek dróżek Matki Bożej po drugiej stronie rzeki Wiar, na czas odpustu zwanej Cedronem. 12 sierpnia przyjechała raniutko, wzięła klucze od ojców i prosiła, żeby ją ktoś podwiózł, bo już siły nie te. Siedzi w wystrojonym kwiatami wnętrzu i czeka. Przed ośmiu laty przyśniła jej się Matka Boska z tej kaplicy. – Stała w drzwiach i prosiła: „Ratuj mnie, gdzie są moje sukienki?”. Cecylia poszła do proboszcza po radę. „Pamiętaj, żebyś snu nie zlekceważyła” – powiedział. – No to przyjechałam do oo. franciszkanów, poprosiłam o klucze – opowiada.

– Przez las szłam 2 km z klasztoru do grobu, a tu Matka Boża bez stroju, peruka z żywych włosów sponiewierana... Figura jest z gipsu, spojona lnem, ręce ma wahadłowe, ruchome, palce rąk też, tak że mogę ją ubierać w moje sukienki. Muszę ją oprzeć o ołtarz i wkładam je na stojąco. Jak ją trzymam, to jakbym żywego trzymała, prawie czuję jej oddech. Naszyłam jej dziewięć sukienek, kilka niebieskich, białych, zieloną, do tego halki, dziergane buciki. Na zimę owija ją w 9 m lnu, tylko na halkę. Na głowę wkłada wełnianą różową chustę. Leży jak babulinka. – Cztery razy do roku wynoszę ją na pole, żeby się przewietrzyła – mówi. – Na godzinę, nie dłużej, bo jest z gipsu i dostaje rumieńców, dopiero po dwóch godzinach robi się znów lodowata.

Mogłoby jej się coś stać. Ale Matce Bożej nic się nie stanie. Dla mnie Najświętsza Panna to największy skarb, jaki Bóg dał na ziemię człowiekowi. Taka radość być z Nią, mogę Ją przytulić, ucałować. Najbardziej boi się dnia pogrzebu Matki Bożej: – Jak dziewczęta narzucają te wianki z ziela na grotę, to potem jakby pani figury Matki Bożej dotknęła, to się z niej woda leje. I kurzu pełno. Jak już pogrzeb przeżyję, żyć mogę. Pierwszego dnia jej tutaj siedzieć samotnie. – Dawniej to tu było nasadzone buraków, zboża. Teraz jeden gospodarz mówi: „Dam pani pole, niech se pani wybuduje dom”. A ja do Maryi pójdę, tam mieć dom będę. Ona mnie tu samej nie zostawi.

Pech sanktuarium
– To miejsce od początku miało historycznego pecha – mówi o. Paweł. W XVII w. Kalwarię Pacławską, na wzór jerozolimskiej, stworzył Andrzej Maksymilian Fredro, polityk, teoretyk działań batalistycznych, marszałek sejmu, wojewoda podolski. Oddał swoje ziemie pod klasztor, kościół, dróżki, ale nie dopełnił formalności prawnych. Po jego śmierci spadkobiercy przez 100 lat procesowali się z zakonem. O. Paweł: – Fredro nie do końca był obliczalny, trzy zakony odmówiły mu przyjęcia opieki nad kalwarią, przed śmiercią miał 9 lat na uregulowanie spraw spadkowych.

Może dopiero po wybudowaniu zmienił zamiary? W XVIII w. pojawił się kolejny fundator, sekretarz powiatu Szczepan Drewnicki, który cały majątek przepisał na istniejący do dziś kościół, klasztor i kapliczki dróżkowe (pierwotnie były krzyże), pospłacał spadkobierców Fredry. – Kiedy Fredro tworzył kalwarię, wiedział, że to ważny punkt obronny, że jej powstanie ożywi gospodarczo teren – opowiada ojciec. – Powstała wieś Swoboda, dziś Kalwaria, zwolniona z pańszczyzny w zamian za opiekę nad pielgrzymami. Potem teren był nękany przez powstanie Chmielnickiego. W XVIII w. klasztor został formalnie skasowany, ale praktycznie istniał. W czasie I wojny złupili go Kozacy, tak że nie trzeba było orać pól, bo przekopali je w poszukiwaniu kosztowności. W czasie II wojny przemieszkiwali tu raz Niemcy, raz Rosjanie. Przed wojną przychodzili tu ze Wschodu, spod Lwowa. Dziś bardziej z Zachodu, spod Rzeszowa. Ale zawsze, obok katolików, grekokatolicy i prawosławni.

Przez konfesjonał

Piękna Tyś jest jak słońce, jasna jak blask księżyca, śpiewa przed kalwaryjską Madonną Paweł: – Matka Boża ma ciemną karnację, przepiękne oczy, trzyma Jezusa, jakby chciała pokazać go światu – mówi. Kiedy się idzie na klęczkach wokół obrazu, widać, jak w górze błyska rubin w koronie Maryi. Po prawej stronie ołtarza gorąco od świec i modlitw. Pątnicy wypisują na kartkach swoje prośby. Żarliwie, bez skrępowania, nie tając niczego. – Ona słyszy, ma widoczne ucho, proporcjonalne do twarzy – opisuje brat Łukasz. – Tu można nauczyć się wierzyć w cuda, księża też mają z tym problemy – mówi o. Paweł. – Dwa lata temu pani z Holandii, pochodząca z Przemyśla, poprosiła nas o Mszę w konkretnym terminie.

W zeszłym roku przyjechała na odpust i powiedziała, że miała wyznaczoną datę operacji raka narządów kobiecych. W czasie badań, tuż przed zabiegiem, okazało się, że jest zdrowa. Ma na to dokumentację lekarską. Ludzie proszą o zdrowie, uwolnienie z nałogów, pracę. – Żeby wnuczki szkoły pokończyły, żeby dostały dobrych człowieków – wyznaje Katarzyna Sopel z Łukawca. – Ja zawsze o wytrwanie – mówi brat Łukasz. – Łatwo zbłądzić. Tak było od początku, kiedy cudowny wizerunek wisiał u franciszkanów w Kamieńcu Podolskim. W XVII w., po zdobyciu twierdzy przez Turków, przewieziono go do Kalwarii. Kiedy wioskę i klasztor spustoszyły dwa pożary, Maryja ocaliła świątynię. – Matka Boża prowadzi do siebie przez konfesjonał – mówi ojciec Jakub. – W czasie odpustu od rana do wieczora stale spowiada 13 księży.
 

sierpień 2006