Maryja pachnąca różami

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 17.04.2008 17:37

W Różanymstoku pachnie lipami, jaśminem, liliami, stokrotkami, rozchodnikiem, różami... Tyle zapachów, ile cudów, które zdarzały się w tym miejscu przez ponad 300 lat.

Maryja pachnąca różami

Historia Matki Bożej w Różanymstoku to historia kobiety. Właśnie tu dawała o sobie znać we właściwy dla pań sposób. Uzdrawiała na duchu i ciele, roztaczając – niby aromat perfum – przedziwną woń róż. Cud to coś nieuchwytnego jak zapach. Ulotny, ale rzeczywisty. Rzecz nie do opisania.

8 tysięcy karteczek
– Noszę Jej obrazek w torebce, obok kosmetyczki i dokumentów – mówi Alfreda Kuderko z Dąbrowy Białostockiej. – Wierzę w Jej wstawiennictwo.

Po 26. Pieszej Pielgrzymce Różanostockiej (Łukasz, katecheta z Białegostoku: – Idzie w niej głównie młodzież z całej diecezji, zaraz po zakończeniu roku szkolnego) proboszcz Sławomir Goworek przyszedł do kościoła z dużą torbą turystyczną. Aż dwa razy zapełnił ją karteczkami z podziękowaniami i prośbami pątników, jakby w niej miały podróżować do nieba. Czyta je podczas Różańca. 30 dziennie, ponad 8 tys. rocznie.

Bazylika, gdzie w bocznym ołtarzu błyszczy złotymi sukienkami Wspomożycielka Wiernych, wynurza się po zakręcie z Nierośna, 70 km za Białymstokiem. W obramowaniu żyta, owsa, chabrów i róż. Różanostockie sanktuarium widać ze wzgórza w Hodynce pod Grodnem (odległym w linii prostej o 25 km). O zachodzie słońca starsze kobiety idą tam popatrzeć na nią i odmawiają zdrowaśki.

Świątynia na 3000 wiernych i olbrzymi kompleks salezjański, który zaczął się odradzać od zwrócenia zakonowi majątku 6 grudnia 2000 r. Przez 10 miesięcy pełno tu uczącej się młodzieży. Latem cicho jak na końcu świata. To dlatego Matka Boska lepiej słyszy modlitwy pątników. Auto przejeżdża raz na pół godziny. Częściej słychać śpiew przybyłych.

Krzywy, Krasny, Różany

W 1652 ziemski majątek Szczęsnego Tyszkiewicza (przyjaciela słynnego Jana Chryzostoma Paska) nazywał się po prostu Krzywy Stok. Leżał w diecezji wileńskiej, powiecie grodzieńskim. Nazwę „zmieniła” sama Matka Boska, z obrazu namalowanego przez Jana Szrettera w Grodnie. Kiedy 21 listopada 1658 r. Tyszkiewiczowie modlili się przed nim w sypialni, zaczęły zapalać się same otaczające go lampki oliwne. Suche wianki zakwitły, a wokół rozniosła się woń róż. Te zjawiska poprzedziły cudowne uzdrowienia. Niewidzialne róże pachniały również, kiedy przybyli tu sprowadzeni z Sejn dominikanie. Pytali, czy w pobliżu jest jakaś plantacja. Zbudowali drewniany kościół, gdzie przeniesiono obraz. Zmienili nazwę wsi za Różanystok. Założyli Bractwo Różańcowe.

Róże i Różaniec to klucz do tego miejsca – mówi proboszcz Goworek. Cuda przyciągały pątników z Litwy, Rusi, Korony. Dlatego wybudowano, a w 1785 konsekrowano murowaną świątynię. Wchłonęła stary kościółek z XVII w. Do dziś z czasów dominikańskich przetrwały inkrustowane dębowe ławy, konfesjonały z drewna zdobionego gwiazdami – symbolami zakonu.

I atrakcja turystyczna: obecny Dom Pielgrzyma, z XVIII-wiecznymi grubymi murami. W 1846 car Mikołaj I (po pokoju w Tylży Różanystok znalazł się w archidiecezji mohylewskiej) zarządził kasatę dominikanów. Mimo zakazów pielgrzymi przybywali tu nadal, a parafią opiekowali się księża diecezjalni. W 1865, w odwecie za udział wiernych w powstaniu styczniowym, car Aleksander II przekazał kościół i wszelkie dobra duchowieństwu prawosławnemu. Nazwę zmieniono na Krasnystok.

Malarz jednego obrazu
„Prawosławny lud umiał wejść w tradycję i szczególny klimat tego miejsca” – pisał w breve koronacyjnym różanostockiego obrazu Jan Paweł II. W czasach kiedy kościół zamieniono w cerkiew, mniszki prawosławne założyły obok szkołę, zbudowały dom, kaplicę. Cudowny obraz był czczony, bo kiedy w 1915 uciekały przed Niemcami, wywiozły go w głąb Rosji.

Dziś prawdopodobnie znajduje się w ikonostasie monasteru w Połocku na Białorusi. Na miejscu pozostała kopia tamtej Madonny na zasłonie obecnego obrazu. Dlatego w Różanymstoku dwie Matki Boże – stara i nowa – są jakoś obecne razem. W czasie I wojny świątynię zamieniono w spichlerz. Dopiero w 1918 bł. biskup Jerzy Matulewicz przekazał zrujnowany dobytek salezjanom. Założyli tu swój dom i ośrodki dla młodzieży.

Próbowali zastąpić słynny obraz innymi (także pędzla ucznia Matejki), ale ludzie ich nie zaakceptowali. Przez 13 lat boczny ołtarz czekał na swoją Matkę Bożą. Tę, która przywróci do tego miejsca łaski. Stało się tak, gdy przywieziono w 1929 r. Madonnę namalowaną w pracowni Włodzimierza Tura. Dopiero niedawno, podczas renowacji obrazu, kiedy zdjęto sukienki, odkryto nazwisko autora: Jan Sawczyk, 1928. – Zadzwoniłem do ASP w Warszawie, jakaś pani powiedziała, że w rejestrze Szkoły Rzemiosł jest taki malarz, ale nie pozostawił nic, chyba zginął w powstaniu warszawskim – wspomina proboszcz. – Powiedziałem: Niech sobie pani zapisze, że jeden obraz namalował. Cudowny.

Mama w koronie

Nikt nie oszczędzał miejsca położonego na granicy państw i diecezji. Podczas II wojny Sowieci spalili „burżuazyjny”, liczący 10 tys. księgozbiór salezjańskiej biblioteki. W 1956 sam gen. Mieczysław Moczar przyjechał, żeby wysiedlić stąd salezjanów. Kult wizerunku jednak przetrwał osierocenie przez opiekunów. Po uroczystości 300-lecia królowania Matki Kresów zaczęto przygotowywać się do koronacji. W tym roku mija 25-lecie włożenia koron. Dokładnie w rocznicę, 28 czerwca, przyjechał tu dziękować za 25 lat posługi biskupiej abp Stanisław Szymecki z Siostrami Służebniczkami, które (też od 25 lat) pracują w diecezji białostockiej. – Tu jest moja ziemia obiecana, tu się odnajduję – powiedział.

Proboszcz Sławomir Goworek też zawsze żywił głęboki kult maryjny. Przed ich domem w rodzinnej Sterdyni stała kapliczka z Matką Bożą, gdzie cała wieś zbierała się na nabożeństwa. Kiedy miał 16 lat, zmarła mu mama Jadwiga. Wtedy zaczął myśleć o Matce w niebie. Potem było technikum elektryczne, przedłużona służba wojskowa (musiał bronić „władzy ludowej” pod Stocznią Warskiego) i trochę późne powołanie do salezjanów. Do Matki Różanostockiej przyszedł w roku 2000 i po kolei dźwigał z ruiny zabudowania zakonne. Dziś w Bursie uczy się w gimnazjum 40 chłopców, w Salezjańskim Ośrodku Wychowawczym resocjalizuje 65, z podstawówki i gimnazjum, a 30 dzieciakami z patologicznych rodzin zajmują się siostry salezjanki. – Matka Boża też mnie wysłuchiwała, to były prawdziwe cuda finansowe – opowiada. – Zabrakło nam pieniędzy na wyposażenie kuchni w ośrodku i na busa. Zaczęliśmy się modlić i następnego dnia zadzwonił emerytowany lekarz z Lublina, deklarując dokładnie taką kwotę, jakiej potrzebowaliśmy.

SMS z różą

– Jak się włoży tyle wysiłku w pielgrzymowanie, to ma się potem większą śmiałość, by prosić – mówi Ela, katechetka z Michałowa. – Jak siądę tu, to Ona mnie widzi, a jak tam, też na mnie patrzy – mówi o Maryi z obrazu Eryka Brzostowska z V klasy podstawówki. Z rodzicami i bratem Kamilem przyjechała spod Nowego Sącza na wakacje do babci Janiny. – O łaski prosimy, chcemy stworzyć rodzinę zastępczą – tłumaczy jej mama. A babcia dodaje: – Za wszystkich 9 wnuczków się modliłam. „Proszę o zięcia, żeby nie unikał Kościoła”; „Żeby Janek zwrócił na mnie uwagę”; „ O trzeźwość taty”; „Dziękuję za zdrowie mamy !” – piszą pątnicy.

Jadwiga i Wacław Makarewiczowie do dziś na wspomnienie cudownego uzdrowienia nie mogą powstrzymać łez. W listopadzie 1987 ich córka Dorota została potrącona przez żuka: – Była nieprzytomna. Doktorzy w Białymstoku nie dawali szans. Modliliśmy się do Matki Różanostockiej. 13. dnia odzyskała przytomność. To był dzień jej urodzin. Dorota, dziś Lewkowicz, mówi, wstrzymując się od płaczu: – Uważam, że to cud.
Anna i Piotr Sawastyczowiczowie do dziś dziękują za życie przejechanej w 1995 przez koła ciągnika córeczki Jadzi. – Daliśmy na Msze, wzywaliśmy imię Maryi – wspomina jej ojciec. – To wydarzenie rzutuje na całe nasze życie. Przed jasnym obrazem Maryi zawsze pachnie trzysta róż z plantacji państwa Wilczewskich z Białousów. A mnie, kiedy pisałam ten tekst, ktoś przysłał SMS-a z ikonką... róży.

lipiec 2006