Cuda nad źródłem

Przemysław Kucharczak

publikacja 17.04.2008 17:21

Z paraliżem twarzy żyła przez wiele lat Helena Nieroda z Bzowa pod Zawierciem. – Nie mogłam mówić, twarz miałam tak wykrzywioną, że nieprzyjemnie było spojrzeć – wspominała. Pojechała do Leśniowa na Mszę w swojej intencji. Po przyjęciu Komunii, kiedy wychodziła z kościoła, paraliż nagle, w jednej chwili, ustąpił.

Cuda nad źródłem

Zaczęłam dobrze mówić i, ku zdumieniu lekarzy, twarz mam normalną i nic mnie nie boli – oświadczyła w 1967 roku zdziwionym ojcom paulinom z Leśniowa.

Oldze wraca wzrok
Leśniów to dzisiaj dzielnica miasteczka Żarki. Leży wśród wspaniałych lasów na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Ciszę przerywa tu tylko śpiew ptaków i szmer źródła z niezwykle smaczną wodą. Ludzie czerpią wodę w źródle i idą do kościoła, przed gotycką figurę Matki Bożej. Madonna z dzieckiem na ręku delikatnie się uśmiecha. Sanktuarium jest małe i niezbyt znane w Polsce. To zadziwiające, bo mnóstwo ludzi twierdzi, że właśnie tu doznało cudu. Specjalne księgi w leśniowskim klasztorze puchną od świadectw uzdrowionych.

Jedna z ksiąg zaczyna się w latach 50. XX wieku, a kończy na latach 70. W 1958 roku Zofia Noga z Myszkowa własnoręcznie opisała tu wydarzenie, które nią wstrząsnęło. Pisała trochę nieporadnie, ale jej świadectwo tchnie dramatyzmem. Otóż trzyletnia Olga, córeczka Zofii, zaczęła stopniowo tracić wzrok. Wizyty u lekarzy w dalekich Katowicach przyniosły rodzinie tylko jeszcze większy szok. – Lekarze powiedzieli, że dziecko wkrótce oślepnie – napisała krótko Zofia. Zrozpaczona kobieta zabrała wtedy córkę do kościoła w Leśniowie. Weszły do środka. Trwała Msza święta. „Zauważyłam, że córka moja, wznosząc oczy na cudowną figurę Matki Bożej Leśniowskiej, dobrze patrzy i prosi głośno: Boziu, przemień mi oczka, żebym Cię mogła dobrze zobaczyć!” – napisała później Zofia. Po Mszy kobieta obmyła córeczce oczy wodą z kropielnicy i wodą ze źródła pod kościołem. Ruszyły w kierunku domu. Nagle mała odwróciła się w stronę lasu. – Mamusiu! – krzyknęła. – Zobacz, tam pod drzewem klęczy jakaś Pani! Według dziecka, „Pani” miała długą niebieską suknię i koronę na głowie. „Ja niestety tego nie widziałam, a córka wciąż palcem mi pokazywała, a potem powiedziała już nie ma Pani, Pani znikła” – napisała Zofia Noga w swoim zeznaniu.

Może był to wytwór bujnej dziecięcej wyobraźni. Jednak, jak twierdzi Zofia, w ciągu następnych trzech dni Olga całkowicie odzyskała wzrok. – Ku zdumieniu wszystkich lekarzy, do których chodziłam z dzieckiem, widzi dobrze – napisała pani Zofia. – A dziś przybyłam wraz z nią na dziękczynną Mszę świętą w jej intencji. I przyrzekam, że nigdy tego nie zapomnę – dopisała na koniec.

Wielu ludzi twierdzi, że doznali cudu nawet w odległych miejscach, kiedy prosili o wstawiennictwo Madonnę z Leśniowa. W grudniu 1977 roku o dziwnym wydarzeniu z czasów wojny opowiedziała paulinom Zofia Plesińska z Żarek. Zeznała, że 2 września 1939 roku niemiecka bomba uderzyła w jej dom. Wszystkie mieszkania zamieniły się w kupę gruzów, oprócz jedynego, środkowego pokoju. To był pokój, w którym Zofia Plesińska i piątka jej dzieci na głos wołali na pomoc Matkę Bożą Leśniowską. Nie drasnęła ich ani jedna cegła. „Nawet szyby w oknach pozostały nienaruszone. (...) Ludzie przebiegający ulicą krzyczeli, że zginęłam wraz z dziećmi. Wówczas przez okno tego ocalałego pokoju spoglądałam na rumowisko domu i otoczenia” – wspominała. Ocalał też jej najstarszy syn Irek, wysłany przed bombardowaniem do dziadka. „Mego męża Michała na wojnie również osłaniała swoim płaszczem Matka Boża Leśniowska, do której zanosiłam z dziećmi modły co rano i wieczorem. Wrócił zdrowy i my zostaliśmy nietknięci przez wojnę” – dodała.

Utopiona Agnieszka ożywa
Paulini obchodzą właśnie 300-lecie swojej obecności w Leśniowie. To właśnie oni zaczęli notować niektóre ze świadectw ludzi, którzy uważali się za uzdrowionych. W XVIII wieku w Leśniowie zdarzały się jeszcze bardziej zadziwiające przypadki. W niektóre aż trudno uwierzyć. Pewnie dlatego, że świat wpaja współczesnemu człowiekowi przekonanie, że cuda nie istnieją. Że jeśli nawet Pan Jezus dwa tysiące lat temu w Palestynie rzeczywiście przywracał ludziom wzrok, rozmnażał chleb i wskrzeszał umarłych, to teraz już tego nie robi.

Trzysta lat temu ludzie nie byli jeszcze skażeni tego rodzaju myśleniem. I chyba o więcej Pana Boga prosili. Tak było w przypadku małej Agnieszki, córki Macieja i Jadwigi Mszyców „ze wsi Myszków”. Agnieszka w 1708 roku wpadła do stawu przy czerpaniu wody. Poszła na dno. Paulini zapisali: „Dopiero po zastawieniu upustu, gdy woda spłynęła, znaleźli jej ciało pod wielkim kołem. Stroskani rodzice, żałośnie płacząc nad swem nieszczęściem, wzięli ciało ukochanej córeczki i na swoich rękach z wielką wiarą i nadzieją, że ich Bóg i Matka Najświętsza pocieszy, zanieśli je do kościoła leśniowskiego, a położywszy ciało zmarłej na stopniach ołtarza, błagali Matki Najświętszej o pomoc” – brzmi wpis dokonany 36 lat po tych wydarzeniach.

Według wspomnień zakonników, odbyła się Msza. A tuż po niej „Agnieszka, jakby ze snu się budząc, ożyła, a z uśmiechem spoglądając na obecnych, zupełnie na ciele zdrowa, ze stopni ołtarza powstała. Świadkami tego cudu było wielu jej znajomych i krewnych, w Myszkowie i Kromołowie zamieszkałych, pomiędzy którymi J. M. X. Gajkowski, Pleban Kromołowski, i wielu innych, jeszcze w roku 1744 żyjących” – zapisali zakonnicy.

Kościół nie uznaje jednak takich zdarzeń za cuda, jeśli nie zbada ich drobiazgowo specjalnie powołana komisja. A w Leśniowie takie komisje nigdy nie działały. Ojciec Zygmunt na dole stronicy ze świadectwami uzdrowionych z 1958 roku dopisał: „Powyższe zeznania były zanotowane bardzo pospiesznie, gdyż były tłumy do spowiedzi. (...) Osoby owe chętnie by przyjechały celem złożenia bardziej dokładnego zeznania”.
Pielgrzymom jednak nie robi większej różnicy, czy ich uzdrowienie jest oficjalnie uznane za cud, czy nie. A jeśli chodzi o „tłumy do spowiedzi”, to one też wyróżniają sanktuarium w Leśniowie. Często zjawiają się tu ludzie, którzy chcą odbyć spowiedź z całego swojego życia.

Czy dzisiaj cuda wciąż się zdarzają w Leśniowie? Przeor Zbigniew Ptak słyszy od ludzi o takich przypadkach. – Jestem tu dopiero od dwóch lat. Ale najbardziej wryła mi się w pamięć rozmowa ze starszym małżeństwem z Myszkowa. Zagadałem do nich przy źródle. Powiedzieli, że ona miała raka żołądka. Lekarze poinformowali, że to już ostatni etap, że zostało jej najwyżej kilka miesięcy życia – wspomina ojciec Zbigniew. – Wtedy ktoś im powiedział o wodzie z Leśniowa. Kobieta zaczęła ją pić. Następne badanie wykazało, że nowotwór zniknął bez śladu. Lekarze podobno rozkładali ze zdziwienia ręce. Ta kobieta opowiadała mi o tym i płakała. Ciekawe, że ci państwo przed otrzymaniem tej łaski wcale nie byli bardzo religijni. Pan Bóg działa – mówi z przekonaniem ojciec Zbigniew.

czerwiec 2006