Stołownicy Pana Jezusa

Joanna Sadowska

publikacja 18.02.2009 11:18

Kuchnie ubogich - tylko w ubiegłym roku wydano w diecezji tarnowskiej 315 tys. gorących posiłków dla potrzebujących. Liczba ta stale wzrasta. Czy jadłodajnie Caritas wytrzymają proces ubożenia społeczeństwa?

Stołownicy Pana Jezusa Foto: Joanna Sadowska

Stołuję się tu od samego początku. Rodzice mi zmarli, w domu gaz odcięty – żali się pan Sebastian. – Gdyby nie ta kuchnia, to nie wiem, jak bym sobie radził, bo kraść przecież nie pójdę – dodaje. Sebastian od siedmiu lat przychodzi na gorącą zupę do kuchni dla ubogich w Brzesku. Takich placówek, jak ta, jest w naszej diecezji kilkanaście. Prowadzą je parafialne oddziały Caritas. Cicho, bezinteresownie i z wielką życzliwością wolontariusze i pracownicy pomagają codziennie tysiącom potrzebujących.

Caritas bez kartek
1 stycznia 1986 r. w kamienicy przy obecnej ul. Mościckiego w Tarnowie otwarto pierwszą diecezjalną kuchnię dla ubogich. Jej pomysłodawcą i dyrektorem był ks. Stanisław Saletnik. Posiłki przygotowywała s. Kamila Maciuszkiewicz, służebniczka starowiejska, w biurze pomagała s. Jordana, służebniczka dębicka. W tamtych latach w Tarnowie działała również, choć na mniejszą skalę, jadłodajnia przy klasztorze ojców bernardynów. – Funkcjonowały też kuchnie przy innych parafiach w diecezji, jednak nie ma zestawień, ile ich było i ile wydano posiłków, bo wiele rzeczy robiono wtedy nieoficjalnie – dodaje ks. Piotr Grzanka, wicedyrektor Caritas Diecezji Tarnowskiej.

Lata 80. nie sprzyjały prowadzeniu kuchni. Wedle oficjalnej propagandy komunizmu, w Polsce nie było głodnych. Na sklepowych półkach znaleźć można było tylko ocet, a żywność była na kartki. – Nieoceniona była wtedy pomoc z zagranicy – wspomina ks. Saletnik. – Z Austrii przysyłano nam używane, ale sprawne maszyny rolnicze, które sprzedawaliśmy, a uzyskane pieniądze szły na prowadzenie kuchni. Żywność dostawaliśmy z darów, pomagali nam również maltańczycy z Trieru. To wszystko pokazuje, jak Opatrzność czuwała – podkreśla. Kuchnia codziennie wydawała od 120 do 130 posiłków. Korzystali z niej bezdomni z parafii Tarnowa. Placówka działała do 1992 r.

„Smacznego” bez limitu
W niektórych jadłodajniach, jak w tej przy parafii Matki Bożej Szkaplerznej w Tarnowie, bezdomni dostają śniadanie. Większość częstuje jednak obiadem. – Co dzisiaj będzie na obiad? – pytam i z ciekawością zaglądam do dużego, 200-litrowego gara. – Pomidorowa z makaronem – odpowiada pani Jola, która czasami pomaga w kuchni św. Szymona ojców bernardynów w Tarnowie. Zupa wygląda apetycznie. – I na pewno jest smaczna.

Tu zawsze jest dobre jedzenie – mężczyźni czekający w kolejce rozpływają się w zachwycie. W kuchniach dla ubogich codziennie, od poniedziałku do piątku, a niekiedy również w sobotę przygotowywana jest zupa z tzw. wkładką mięsną. Do każdej porcji dodawany jest również chleb.– Zupy są bardzo pożywne, każda ma od 600 do 1000 kilokalorii – podkreśla Jerzy Maślanka, dyrektor Domu dla Bezdomnych Mężczyzn w Tarnowie, gdzie znajduje się diecezjalna kuchnia dla ubogich. Tutaj nie ma limitu porcji. – Dbamy, aby wystarczyło dla wszystkich, ale jak ktoś jest głodny, to może zjeść i trzy talerze zupy – zauważa dyrektor Maślanka.

Anioły Opatrzności
– O, widzi pani, na tym polu za oknem zakonnicy uprawią warzywa. Potem trafiają one na zupę dla bezdomnych – mówi s. Iwona z kuchni ojców bernardynów w Tarnowie. Własne warzywa to jednak rzadkość, częściej produkty są kupowane, czasami ofiarują je sponsorzy, zdarzają się też indywidualni darczyńcy lub zbiórki warzyw wśród parafian. – Przed chwilą jedna pani przyniosła główkę kapusty, wykorzystam ją jutro do zupy – cieszy się siostra żywicielka. Sponsorów nie ma wielu, bo do końca ubiegłego roku od darowizny trzeba było odprowadzać podatek.

Nowa ustawa, która weszła niedawno w życie, umożliwiająca przekazywane dla organizacji pożytku publicznego nieopodatkowanych darowizn, otwiera nowe możliwości. – Kilka dni temu dyrektor sieci sklepów spożywczych pytał nas, czy bylibyśmy zainteresowani chlebem, który zostaje w sklepie – mówi Danuta Wrona, sekretarz brzeskiej Caritas. Zdaniem dyrektora Maślanki ogólnie jednak trudno jest znaleźć sponsorów, którzy chcieliby pomagać bezdomnym. – Wolą wesprzeć dzieci czy niepełnosprawnych. Bezdomność rodzi pewien dystans i jest raczej negatywnie kojarzona społecznie. My mamy to szczęście, że wspierają nas trzy firmy. Od Roleskiego dostajemy ketchupy i musztardy, od innych chleb i mięso – podkreśla dyrektor. Do Caritas w Brzesku przywieziono kiedyś 400 kg fasoli.

– Była zbyt drobna i nie mogła iść na eksport. Skorzystali na tym nasi bezdomni, którzy mieli fasolkę po bretońsku – cieszy się D. Wrona. Do kuchni trafia też żywność z Unii Europejskiej. – W 2008 r. otrzymaliśmy 806 ton żywności, która została rozdzielona miedzy parafialne oddziały Caritas oraz kuchnie dla ubogich. Najwięcej było makaronu, mąki i mleka – informuje Jerzy Pikul z Caritas diecezjalnej. Wolontariusze z oddziałów Caritas podejmują też szereg akcji wspierających działalność kuchni.

– Razem z młodzieżą prowadzą w sklepach zbiórkę żywności pod hasłem „Akcja kilo”, organizują loterię fantową i festyn parafialny, a zebrane ofiary idą na kuchnie – wylicza ks. Leszek Lipiński z parafii pw. św. Małgorzaty w Nowym Sączu. Jadłodajnie utrzymują się z funduszy parafialnych oddziałów Caritas, dotacji od samorządów i pomocy ofiarodawców.

Miara (nie) dobrobytu
Z kuchni korzystają bezdomni, osoby samotne, chore, rodziny wielodzietne. Część spożywa zupę na miejscu, większość zabiera ją do domu, a osobom chorym jedzenie zanoszą opiekunki środowiskowe. – Nasze posiłki przygotowywane są w restauracji Galicyjska, jest to zawsze zupa z wkładką, jak klops czy sznycel. Wystarczy obrać ziemniaki, przygotować surówkę, dołożyć to, co się wzięło od nas i pełny obiad gotowy – stwierdza D. Wrona. Część kuchni ma podpisaną umowę z ośrodkami pomocy.

– Od 2008 r. wspólnie z MOPS realizujemy projekt dożywiania najbiedniejszych osób z miasta Tarnowa. Kiedyś żywiły się one w barach szybkiej obsługi. Teraz wszyscy trafiają do nas i mają codziennie wartościowy posiłek. I o to właśnie chodzi – podkreśla dyrektor Maślanka. Zdaniem wolontariuszy Caritas od około dwóch lat rośnie liczba osób korzystających z darmowych jadłodajni. Społeczeństwo biednieje. Jak ktoś ma niską rentę, to po opłaceniu rachunków często brakuje mu na jedzenie. – Na początku, czyli 18 lat temu, przychodziło do naszej jadłodajni 60 osób, dziś jest ich 250. Kuchnie są miarą społecznego dobrobytu – zauważa ks. prał. Józef Leśniowski z parafii pw. Matki Bożej Anielskiej w Dębicy.

Ubogich zawsze mieć będziemy i trzeba mieć dla nich otwarte serca, nawet jeśli uwikłani są w nałogi. To ludzka bieda, nad którą musimy się pochylić. – Czasami ludzie zarzucają nam, że pomagamy lumpom, ale oni też są ludźmi i muszą jeść. A pieniędzy przecież im nie dajemy – mówią wolontariusze z brzeskiej jadłodajni. Gdyby nie pomoc Caritas, żebraliby albo nawet kradli.

Bp Wiktor Skworc, poświęcając w 2007 roku kuchnię dla ubogich im. św. Szymona w Tarnowie będącą wotum diecezji za kanonizację syna ziemi lipnickiej, przypominał: „Naszą powinnością, jako uczniów Jezusa, jest otwieranie dla ubogich naszych serc, jest chrześcijańska caritas, jako odpowiedź na caritas Boga”.

***

Ks. Piotr Grzanka, wicedyrektor Caritas Diecezji Tarnowskiej
– Kiedy w 1989 r. reaktywowano Caritas w diecezji, przy większych parafiach oficjalnie uruchomiono kuchnie dla ubogich. Potrzebujący dostają tam nie tylko pożywną zupę, artykuły spożywcze, ale również paczki świąteczne. W naszej diecezji nikt, kto jest głodny, z głodu umrzeć nie może. Kuchnie przyjmą każdego. Posługują tam osoby życzliwe i taktowne. Dzięki nim bezdomni nie czują się ludźmi gorszej kategorii.

Teresa Put, od 14 lat kucharka w kuchni przy Domu dla Bezdomnych Mężczyzn w Tarnowie
– Przygotować codziennie posiłek dla 200 osób nie jest łatwo. Praca jest tu ciężka, ale można się przyzwyczaić. Teraz trudno byłoby mi przyrządzić małą porcję jedzenia. Codziennie gotujemy inną zupę, ale nie jest łatwo każdemu dogodzić. Zawsze jednak staramy się, aby zupy były smaczne, bo to jedyny ciepły posiłek dla tych ludzi.

S. Iwona Rak, serafitka, od 3 lat gotuje w kuchni św. Szymona w Tarnowie
– Bardzo lubię swoją pracę. W kuchni jestem około 6 rano, aby nastawić wywar. Potrzebne siły mam od Boga, trzeba tylko o nie dużo prosić. Dla każdego przychodzącego mam dobre słowo, ale jak widzę, że ktoś robi coś źle, to zwracam uwagę, czasami nawet muszę wyprosić z jadalni. Potem ci bezdomni bardzo przepraszają za swoje zachowanie.

Rozalia Święch, wolontariuszka, od 7 lat pomaga w kuchni dla ubogich w Brzesku
– Do kuchni zaglądam też poza dyżurami, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Bardzo dobrze układa nam się współpraca z państwem Kuralami, właścicielami restauracji Galicyjska, gdzie przygotowywane są obiady. Zanim powstała kuchnia, ludzie żebrali na ulicy, czasami kradli, teraz już tego nie ma.

***

- W diecezji tarnowskiej działa kilkanaście kuchni dla ubogich
- W 2008 roku przygotowały one 315 tys. gorących zup
- Najwięcej, bo 75 tys. gorących posiłków wydano w dębickiej kuchni przy parafii Matki Bożej Anielskiej
- Bezdomnym przygotowano również 41 tys. śniadań i kolacji
- Dziennie z jednej jadłodajni korzysta nawet około 250 osób