Świętych przytulanie

Urszula Rogólska

publikacja 05.05.2018 06:00

Kamila odbiera telefon z laboratorium KOMAG-u w Gliwicach: – Wie pani, co się stało? Sama dyrekcja przyszła, gdy w tytule maila zobaczyli „Badanie świętych”.

Od lewej: Joanna Woźniewicz, Kamila Drzewiecka i Barbara Biegun z uszytymi przez siebie przytulankami świętych. Urszula Rogólska /Foto Gość Od lewej: Joanna Woźniewicz, Kamila Drzewiecka i Barbara Biegun z uszytymi przez siebie przytulankami świętych.

Garaż domu przy ul. kard. Karola Wojtyły w Czańcu. Asia Woźniewicz sprawnie zszywa kolejny czepiec św. Faustyny. Basia Biegun bierze św. Józefa do przymiarki. A Kamila Drzewiecka spogląda w komputerowe oczy św. Antoniego. Bo Kamila jest specjalistką od projektowania spojrzenia świętych. W kącie krawieckiego stołu siedzi Franek. Miał być św. Franciszkiem, ale ta twarz… Dzieci bały się groźnego spojrzenia. Ten Franek mówi im: nie chcę tak wyglądać!

Basia przynosi trzy pudełka z okienkiem jak witraż. W każdym znajduje się jedna z trzech pierwszych przytulanek, które powstały w firmie Kamili, nazwanej po prostu Ruah – Kamila Drzewiecka: św. Rita (zwana Ritą), św. Franciszek (zwany Frankiem) i św. Jan Paweł II (po prostu: Papież). Od tej trójki się zaczęło. Teraz są już kolejni: św. Faustyna, św. Józef. A w kolejce stoją: św. Antoni i św. Teresa z Lisieux.

Poszukiwania

– Najpierw w moim życiu wspólnotowym była oaza, potem Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży – opowiada Kamila, jedna z sześciorga rodzeństwa Drzewieckich. – Kiedy zaczęłam szukać czegoś więcej, usłyszałam o wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym „Pójdź za Mną” u bielskich pallotynów. Kamila została we wspólnocie. W 2005 r. pojechała na Światowe Dni Młodzieży do Kolonii.

– Przeżywałam wtedy trudny czas. Każdy z kolegów wiedział, co chce robić w życiu. A ja nie. Poszłam na zarządzanie. Po studiach wyjechałam na rok do Monachium opiekować się dziećmi. Wtedy poczułam, jak bardzo brakuje mi naszego polskiego Kościoła… Wróciła do Polski. Usamodzielniła się. Rozpoczęła kolejne studia – pedagogikę. Trafiła do pracy w klasach I–III. Ale wkrótce przyszedł czas prawdziwej pustyni. Tydzień po remoncie jej mieszkania wybuchł w nim pożar. Był 2016 rok. Umowę o pracę w szkole Kamila miała do końca sierpnia, wolne wakacje… więc została wolontariuszką na ŚDM w Krakowie. Miała tylko wydawać samochody z floty ŚDM, a „przypadkiem” trafiła do centrum komitetu organizacyjnego. Tam sprawdziła się ze swoim kreatywnym rozwiązywaniem problemów.

Te dwa promienie

– Kiedy papież Franciszek przyjechał do Krakowa, wiedziałam, że ze względu na obowiązki nie będę miała szans uczestniczyć w spotkaniach z nim – opowiada. – Ale pamiętam ten dzień, gdy miał jechać do Łagiewnik. Była szósta rano. Padałam ze zmęczenia po pracy. Stoję na ul. Franciszkańskiej i widzę: rozkładają barierki. Byłam pewna: tędy pojedzie papież. I wiedziałam, że nie papamobile, ale volkswagenem. Dwie godziny czekania wytrzymam! Zobaczyłam kolumnę – przejeżdżał tuż obok. Pomachaliśmy sobie, wymieniliśmy spojrzenia. Na pewno mnie nie zapamiętał, ale ja tego spotkania nie zapomnę. Poczułam na sobie te dwa promienie, które wychodzą z serca Jezusa Miłosiernego. Nie wiem, co się stało, ale mocno to przeżywałam. Tego samego dnia na wielkim portrecie Jezusa, który powstał ze zdjęć młodzieży, pojawiło się też moje zdjęcie.

Po ŚDM Kamila wróciła do pracy w szkole. – Kochałam bardzo te dzieci, ale czułam, że to nie moje miejsce – zwierza się. – Siedziałam kiedyś, zastanawiając się nad prezentami dla moich czterech chrześniaków. I przyszła myśl: A jakby tak zrobić dla nich przytulanki w postaci świętych? Nie potrafię szyć, więc uderzyłam do Basi Biegun z naszej wspólnoty.

Basia ma swoją długą historię: narodziny szóstki dzieci, z których czwórka jest już w niebie; gwałtowne nawrócenie po tym, jak na ulicy w Bielsku zobaczyła wielki baner zapraszający na Tydzień z Ewangelią; nowe życie we wspólnocie. W październiku 2016 roku Basia straciła synka Alberta. Będąc w ciąży, wiedziała, że ciężka wada nie pozwoli mu długo żyć. Albert zmarł 9 dni po narodzeniu. Wkrótce potem Basię odwiedziła Kamila, która wiedziała, że kobieta jest projektantką czapek i świetnie szyje, m.in. lalki. A Basia zastanawiała się, co zrobić ze swoim życiem.

Jeśli nie spróbujemy…

W maju 2017 roku Kamila stała przed trudnym wyborem – wkrótce kończyła się jej umowa o pracę w szkole. – 13 maja, w setną rocznicę objawień Matki Bożej w Fatimie, w dniu kanonizacji dzieci fatimskich, usiadłam z długopisem w ręku. Myślałam o moich przytulankach. Nie wiedziałam, do kogo z tym iść. Do księdza proboszcza? Do biskupa? Przecież mnie wyśmieją. Pomyślałam więc, że napiszę do samej góry! Do Watykanu.

List z opisem doświadczenia wiary i pomysłu na lalki przytulanki świętych wysłała 15 maja, w dniu swoich urodzin. 13 czerwca (!) przyszła odpowiedź z Rzymu, zalecająca konsultację z kierownikiem duchowym lub osobą kompetentną. – Dla mnie najbliższym duszpasterzem jest ks. Maciej Zawisza, proboszcz pallotyńskiej parafii, gdzie mieszkam i gdzie spotyka się moja wspólnota – opowiada. – Wyjaśniłam, że przytulanki będą zachęcać do naśladowania ludzi, którzy chodzili po ziemi, jak my. Wiem, że świat obrazu bardzo przemawia do dzieci… Ksiądz powiedział mi wtedy: „Jeśli nie spróbujemy, to się nie przekonamy”.

Skąd wziąć pieniądze na rozruszanie firmy? Pomysł podsunęła Basia. W bielskim Urzędzie Pracy ruszył projekt „Power” dla bezrobotnych do trzydziestki, którzy chcą uruchomić własną działalność. Dla Basi przeszkodą był wiek. Kamila miała pracę do zakończenia roku szkolnego, a projekt należało zgłosić do końca czerwca! Z pomocą przyjaciół udało się zgromadzić dokumenty. – Nie byłam pewna, czy dobrze robię – mówi. – Nie miałam pracy, na czynsz, nie miałam kapitału, a chciałam otworzyć firmę! Kiedy się modliłam, jadąc samochodem, usłyszałam wyraźnie: „Nie bój się, bo to ja twój los zabezpieczam”.

Jutro, 13 lipca

12 lipca 2017 roku została wezwana do doradcy zawodowego w sprawie projektu. – Pani konsultantka zaproponowała mi poszerzenie pomysłu o postaci biblijne, a naszą rozmowę podsumowała: komisja jest jutro, 13 lipca. Byłam przerażona, że wszystko tak szybko się dzieje. Czekałam, ostatnia w kolejce. Sprawy się przeciągały. Było już po godzinie 15. Modliłam się koronką. Dziewczyny obok mnie opowiadały o swoich pomysłach na salony stylizacji paznokci. Chłopak o kantorze. A ja przy nich wszystkich mam mówić, że będę szyć świętych… I wtedy ten chłopak mówi: genialny pomysł! Byłem chrzestnym i zupełnie nie miałem pomysłu na prezent.

Na komisji Kamila opowiedziała o św. Ricie – uszyje ją, bo to patronka od spraw beznadziejnych. Pomysł się podobał – otrzymała całe 20 tys. zł dotacji i zachętę komisji: „Pomysł niebanalny”. 13 września (data wybrana celowo) razem z Basią i jej siostrą, mistrzynią krawiectwa, Asią Woźniewicz, otworzyły firmę Ruah – Kamila Drzewiecka.

Rita na badaniach

Pierwszy powstał Franek. – Św. Franciszek zburzył system współczesnego sobie świata. My chcemy zrobić to samo, tyle że w naszych warunkach – opowiada Kamila. – Nie ma firmy w Polsce, która robi to, co my. Jest jedna, jednak produkuje lalki bez twarzy. Nam bardzo zależało, by nasze przytulanki miały twarz. Założyłyśmy, że działamy w 100 procentach zgodnie z prawem. Nasze prace to rękodzieło, które powstaje w Polsce. Nie zlecimy pracy dzieciom w Chinach, choć byłoby taniej. Kiedy dowiedziałam się, że każda miękka zabawka musi mieć atest i badania właściwego instytutu, nie kombinowałyśmy z prawnym nazewnictwem naszych świętych. Badania w KOMAG-u w Gliwicach to koszt 20 tys. zł. Instytut rozłożył nam na raty całą sumę. Do badań wysłaliśmy Ritę.

W tym czasie Kamila zdecydowała się nauczyć podstaw grafiki komputerowej. Przeszła też kurs techniki sublimacji – trwałego i bezpiecznego dla zdrowia dzieci druku na tkaninach. Druga próba z twarzą Franka była zwycięska! Po nim przyszła kolej na papieża. – Mieszkam w Czańcu, skąd wywodzi się ród Wojtyłów, przy ulicy kardynała. Ponadto św. Jan Paweł II jest patronem rodziny, a to ona leży na sercu naszej wspólnoty – relacjonuje Kamila. Przed Bożym Narodzeniem zaczęły się sypać pierwsze zamówienia. Głównie ze wspólnoty, ale dzięki stronie internetowej przyszły prośby z wielu miast Polski, a także z Kanady czy Niemiec. Specjalna paczka poleciała także do Watykanu. Przytulanki to nie wszystko. Każda postać ma w ręku przypisany jej atrybut, do każdej powstaje też książeczka z życiorysem i rysunkami przybliżającymi postać.

Tota Tua…

Na razie trudno mówić o dochodach. – Jeszcze nie zarabiamy. Za przykładem św. Jana Pawła II poszukałam sobie łacińskiego odpowiednika „Cały Twój” – Totus Tuus i codziennie mówię: Tota Tua… – podkreśla Kamila. Każdy dzień dziewczyny zaczynają od wspólnej modlitwy i czytania słowa Bożego.– Nasza praca jest trochę jak pisanie ikon. Przy każdej przytulance patrzymy jej w twarz, modlimy się, myślimy o dzieciach, które będą ją miały przy sobie – opowiadają. W pracy nad dodatkami pomagają im przyjaciele: życiorysy napisała Alicja Bukowska, rysunki tworzą Kamil Jakubiec oraz jego 11-letnia córeczka Lena, stronę internetową pomogła przygotować Danuta Nieciąg, od strony graficznej pomaga Adam Mszyca, w dystrybucji lalek – Grzegorz Odój i hurtownia Misericordia.

Chłopska przytulanka

– Wiemy, że musimy przebić się przez pewną mentalność. Bo czy można bawić się świętymi? Zaprzyjaźniony z nami o. Leon Knabit powiedział, że każde dziecko jest z natury religijne i że dzieci są mądrzejsze od nas, dorosłych. Jeśli wytłumaczy się im, będą wiedziały, co z taką przytulanką robić. 8-letni Jakub, syn Basi, nigdy nie miał nawet misia. Nie lubił przytulanek. W odróżnieniu od swojej 4-letniej siostry Antosi. – Ale od kiedy dostał Papieża, mówi, że to jest „chłopska przytulanka” i nie rozstaje się z nią – uśmiecha się Basia.

– Bałyśmy się, czy pomysł czarnych i brązowych habitów się sprawdzi. Zosia, córeczka lekarzy, u których pracowałam, zobaczyła kiedyś u mnie w aucie Ritę i od razu zawołała: „Jaka śliczna! Mogę ją zabrać?” – opowiada Kamila. – Inna historia, Leny, córki naszej koleżanki. Mama przeczytała jej życiorys Rity i wieczorem słuchała, jak mała rozmawia ze świętą, zwierzając się jej z problemów. Inne świadectwo: Lenka, kiedy zachoruje, strasznie się dusi, kaszląc. Rodzice wiedzą, że przed nimi nieprzespane noce. Lena dostała Ritę i poszła z nią spać. Rano mama pyta tatę, czy wstawał, bo ona tak twardo spała. A mąż odpowiada, że ani razu!

– Materialnie patrząc, na razie nie mamy nic z tego, co robimy. Ale zawsze będę pamiętać słowa św. Jana Pawła II: „Wymagajcie od siebie, nawet gdyby inni od was nie wymagali”. I tego będę się trzymać – uśmiecha się Kamila.