Nikt nie rodzi się moralnie doskonały

WIARA.PL |

publikacja 16.04.2018 04:45

Życie zgodne z sumieniem wymaga ofiar i poświęcenia, ale zarazem naznaczone jest niezwykłym, powiedzielibyśmy Bożym spokojem, radością i pewnością. O sumieniu z prymasem Polski abp. Wojciechem Polakiem rozmawia Marek Zając.

Nikt nie rodzi się moralnie doskonały Roman Koszowski /Foto Gość Mam wrażenie, że niektórzy chcieliby odwrócić kolejność i oczekują, że ludzie na początek zaakceptują cały zestaw szczegółowych wytycznych i dopiero wtedy dostaną kartę wstępu do ekskluzywnego klubu zwanego Kościołem

Fragment książki "Kościół katoludzki. Rozmowy o życiu z Ewangelią" publikujemy za zgodą wydawnictwa WAM.

We wspomnianym na jej początku artykule Idź za głosem sumienia Ksiądz Prymas wymienił pięć podstawowych zasad dotyczących rozstrzygania ważnych dylematów. Pierwszą już szczegółowo omówiliśmy: zamiast od razu odrzucać naukę Kościoła w imię własnych przekonań albo ślepo, bezrefleksyjnie się podporządkować — proponuje Ksiądz Prymas inną drogę…

…twórczego zaangażowania człowieka. Czyli wkroczenia w uczciwy i rzetelny dialog z nauką Kościoła. Oczywiście na końcu i tak będzie to moja decyzja, zgodna z sumieniem, ale podjęta poważnie, a nie pod wpływem widzimisię albo chwilowych emocji.

Nikt nie rodzi się moralnie doskonały   wydawnictwowam.pl Abp Wojciech Polak, Marek Zając: "Kościół katoludzki. Rozmowy o życiu z Ewangelią." Wydawnictwo WAM Pisał Ksiądz Prymas: „Należy założyć pewien określony czas na dojrzewanie przekonań i sądów sumienia”.

To rzecz bardzo ważna, ludzie mają do tego prawo, a nieraz w Kościele o tym zapominamy. Od razu stawiamy sprawę na ostrzu noża: albo przyjmujesz, albo idź precz. Tymczasem nikt nie rodzi się moralnie doskonały. Człowiek powinien się wewnętrznie rozwijać, a często dojrzewa dopiero w zderzeniu z wątpliwościami i rozterkami.

Niestety ciągle mam wrażenie, że w Kościele kwestię dorastania do wiary, stopniowego zagłębiania się w nauczanie ograniczamy wyłącznie do dzieci. W przypadku dorosłych uważamy, że powinni mieć już pełnię rozeznania. A przecież Jezus dzieci błogosławił, a uczył właśnie dorosłych. My niestety wolimy działać na odwrót — dzieci uczyć, a dorosłych już tylko błogosławić.

Jest jeszcze inna przyczyna: popadliśmy w obsesję zagrożenia relatywizmem, rozmycia nauczania Kościoła. Jasne, że we współczesnym świecie to realne zagrożenie, ale popadliśmy w przesadę. Wszystko, co nie jest jednoznaczną deklaracją posłuszeństwa — uważamy za zdradę.

Czym innym jest klarowne ukazywanie prawdy, a czym innym świadomość, że do prawdy dochodzi się stopniowo. Wiara zawsze zaczyna się od przyjęcia Jezusa Chrystusa, a dopiero z czasem poznaję i przyswajam kolejne prawdy moralne. Tymczasem mam wrażenie, że niektórzy chcieliby odwrócić kolejność i oczekują, że ludzie na początek zaakceptują cały zestaw szczegółowych wytycznych i dopiero wtedy dostaną kartę wstępu do ekskluzywnego klubu zwanego Kościołem. Ostrzegam: to rodzi fałszywy moralizm. Taki człowiek nie ma szans, żeby na dłuższą metę pozostać wiernym Ewangelii i nauczaniu Kościoła. Jego wybór jest stricte formalny, zewnętrzny; będzie się tylko męczyć, aż wreszcie to wszystko porzuci.

Druga zasada dotycząca sumienia, którą Ksiądz Prymas podsuwa wiernym: potrzebna jest spokojna refleksja nad całością problemu. W tym punkcie Ksiądz Prymas przywołuje także fragment Katechizmu Kościoła katolickiego, że nigdy nie jest dopuszczalne czynienie zła, nawet gdybyśmy uważali, że końcowym efektem będzie dobro. Innymi słowy, katolicyzm odrzuca przekonanie, że cel uświęca środki.

To nie jest tylko kwestia doboru słów; chodzi o to, żeby we wszystkich skomplikowanych wyborach szukać nie tyle mniejszego zła, ile maksymalnego dobra. Tak wygląda właściwa perspektywa chrześcijańska.

Trzecia zasada, dla mnie najważniejsza: jeżeli w sumieniu dokonujesz wyboru, zawsze odnieś swą decyzję do bliźnich i do konsekwencji, które im twoja decyzja przyniesie.

Nasze działanie nigdy nie jest wyizolowane; każda decyzja wpływa na losy innych. Dokonując wyboru, nie możemy na chwilę odwiesić miłości bliźniego na kołek. Dobrze to widać właśnie na klasycznym przykładzie nauczania Jezusa o szabacie. Zanim Pan uzdrowił w synagodze chorego z uschłą ręką, zapytał zgromadzonych: „Czy wolno w szabat dobrze czynić, czy źle, życie ocalić czy zniszczyć?”. Nieraz człowiek musi wybrać dobro bliźniego, rezygnując wręcz z własnego szczęścia. W imię miłości, która jest większa.

Rodzice, którzy nie biorą rozwodu ze względu na dzieci?

To już jest coś. Troska o najmniejszych i bezbronnych. Ale oczywiście taką decyzję należy podejmować z pełną świadomością wszelkich konsekwencji. Nie wystarczy zacisnąć zęby i przemęczyć się w małżeństwie jeszcze kilka, może kilkanaście lat. Dzieci i tak domyślą się, że rodzice się nie kochają. Chodzi o to, żeby dla ich dobra rezygnując z rozwodu — powalczyć o samo małżeństwo; iść do duszpasterstwa dla związków w kryzysie albo do psychologa. Dopiero wtedy będzie to dojrzała decyzja sumienia.

Zarazem Kościołowi często zarzuca się, że zmusza matki i żony do wytrwania za wszelką cenę w małżeństwie, np. z agresywnym alkoholikiem. To kłamstwo. Jeżeli ksiądz rzeczywiście pozna całą prawdę o przemocy w rodzinie, nie może powiedzieć kobiecie, żeby cierpliwie i milcząco dźwigała taki krzyż. Dlaczego? Właśnie ze względu na miłość bliźniego, w trosce o godność i bezpieczeństwo, o zdrowie i życie matki oraz dzieci. Dlatego Kościół dopuszcza separację, czasową albo trwałą, która gwarantuje odizolowanie od sprawcy przemocy.

I głośno Ksiądz Prymas powie, że kobieta powinna zgłosić się na policję, gdy mąż dopuścił się przemocy?

Tak. To wcale od razu nie oznacza, że chce męża zniszczyć czy porzucić. Po prostu ma prawo bronić siebie i dzieci.

Czwarta zasada postulowana przez Księdza Prymasa: toczyć w sumieniu dialog z magisterium Kościoła i Pismem Świętym.

To nas chroni przed subiektywizmem. Należy mieć świadomość, że nauczanie Kościoła zakotwiczono w Piśmie i Tradycji, która krzepła przez długie stulecia. Kościół nie przypomina parlamentu, gdzie co kadencję zmienia się układ sił politycznych i przegłosowuje się nowe ustawy. Za chrześcijańską nauką stoi wielowiekowa historia wspólnoty, którą my obecnie współtworzymy. Jesteśmy kolejnym ogniwem w długim łańcuchu. Dlatego rozstrzygając dylemat, muszę w moim jednostkowym sumieniu zapytać siebie: czy mam prawo własne zdanie postawić ponad nauczaniem wspólnoty, które tysiące moich braci i sióstr wypracowały przez wieki doświadczeniem wiary, modlitwą, lekturą Pisma, studiami, wysiłkiem zdobywania i weryfikowania wiedzy?

Ostatnia, piąta zasada: należy się modlić o dobrą decyzję do Ducha Świętego.

On naprawdę działa. Jeżeli borykam się z trudnym dylematem, jako człowiek wierzący nie mogę kierować się wyłącznie pragmatyczną oceną sytuacji. Rozum kieruje się logiką, ale jednocześnie może być oświecony wiarą. Każdy chrześcijanin ma prawo oczekiwać daru rozeznania od Ducha Świętego. Powinniśmy patrzeć na nasze życie nie tylko z perspektywy bilansu wymiernych zysków i strat, ale także wiary i zbawienia. Czasem potrzeba odwagi, żeby zawierzyć Bogu, postawić wszystko na Jego kartę, w pewnym sensie skoczyć w nieodgadnioną ciemność, chociaż po ludzku wydawać by się mogło, że to akt desperacji. Ale zapewniam: kto naprawdę wierzy, tego Bóg zawsze wesprze i podźwignie.

Sumienie ma być skałą, która pozwoli nam przetrwać życiowe burze. Ksiądz Prymas przywołuje przykład Tomasza Morusa. Ten wybitny myśliciel, dyplomata i kanclerz angielskiego króla Henryka VIII został w 1535 roku ścięty, bo na żądanie władcy nie chciał złożyć przysięgi, która oznaczałaby sprzeniewierzenie się Kościołowi katolickiemu i papieżowi. Z jego więziennych listów wyłania się obraz człowieka spokojnego, który przestał się martwić i miotać, bo zaufał swemu sumieniu.

To prawda. Życie zgodne z sumieniem wymaga ofiar i poświęcenia, ale zarazem naznaczone jest niezwykłym, powiedzielibyśmy Bożym spokojem, radością i pewnością. Wszystko dookoła może się walić, a ja się niczego nie lękam.

Dietrich Bonhoeffer, ewangelicki teolog i pastor powieszony przez nazistów w kwietniu 1945 roku, jeszcze przed swoim uwięzieniem, gdy Hitler zdobył władzę i rósł w siłę, wołał podczas kazania: „Nie mówcie, że nie możemy inaczej! To wielkie kłamstwo, właśnie że możemy inaczej!”. Tak brzmiał głos proroka płynący z jego sumienia do uśpionych już sumień słuchaczy, którzy znaleźli dla siebie dziesiątki usprawiedliwień i wymówek, dlaczego nie reagują na zło.

Bo trzeba pamiętać, że właściwie ukształtowane sumienie chroni nas przed najgorszym: przed obojętnością na innych, zmarnowaniem własnego życia, pogrzebaniem miłości, rozpadem rodziny, porzuceniem kapłaństwa, różnymi grzechami o strasznych konsekwencjach, nieraz nawet zbrodnią, a wreszcie przed wiecznym potępieniem. To gra o naprawdę najwyższą stawkę.