Kotwica na drugim brzegu

Urszula Rogólska

publikacja 12.04.2018 04:45

To są najważniejsze słowa w moim życiu: „Jezu, ufam Tobie”. Daj szansę Jezusowi zagościć w twoim sercu. Wiem, co mówię, bo 20 lat temu też byłem na ulicy – mówił Andrzej Sitarz uczestnikom rekolekcji „Krzyż nadziei wbrew nadziei”.

Krzyż nadziei w Kuchni św. Brata Alberta w Bielsku-Białej. Urszula Rogólska Krzyż nadziei w Kuchni św. Brata Alberta w Bielsku-Białej.

To popołudnie w kuchni św. Brata Alberta w Bielsku-Białej było inne niż zwykle. Przy jednej ze ścian stanął prosty, drewniany krzyż i baner z hasłem: „Krzyż nadziei wbrew nadziei”. Drzwi się nie zamykały. Szybko zabrakło wolnych krzeseł. Jedni robili miejsce drugim, inni zniecierpliwieni nie potrafili opanować złości. Nie minęło pół godziny. U nich pierwszych pojawiły się łzy…

Krzyż nadziei

W jeden z jesiennych wieczorów Andrzej Sitarz ze Wspólnoty Przymierza „Miasto na Górze” w Bielsku-Białej, zaangażowany w pomoc dzieciom podopiecznych Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, obejrzał film: „Czy naprawdę wierzysz?” – W centrum tego filmu był krzyż. I on mnie zmotywował do przygotowania rekolekcji dla tych, którzy się czują samotni, pominięci, bezdomni, uzależnieni, odrzuceni, poszukujący. Nim do tego doszło, rozmawialiśmy z Bogdanem Krzakiem, który pracuje w Katolickim Ośrodku Wychowania i Terapii Młodzieży „Nadzieja”. Pomyślałem, żeby w Wielkim Poście taki wyjątkowy krzyż poszedł tam właśnie. Wkrótce potem spotkałem się z ks. Robertem Kasprowskim, dyrektorem Caritas i rozmawialiśmy o rekolekcjach dla ludzi ubogich „od Brata Alberta” a także z ks. Sebastianem Ruckim, duszpasterzem wspólnoty Miłość i Łaska Chrystusa. Doszliśmy do wniosku, że dobrze by było, żeby ten krzyż wędrował do takich miejsc, gdzie ludzie mogli już stracić nadzieję…

Wędrówka

Ruszyły przygotowania do wędrówki z krzyżem i Dobrą Nowiną, jakiej w diecezji jeszcze nie było. Członkowie wspólnot, pracownicy Caritas, Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta i uczniowie szkół Katolickiego Towarzystwa Kulturalnego w Bielsku-Białej, związanego z Miastem na Górze, trafili do ubogich, korzystających ze stołówki, prowadzonej przez siostry serafitki w Oświęcimiu, do młodych z „Nadziei”, do pacjentów oddziału odwykowego w Andrychowie, do mieszkanek Domu Samotnej Matki w Lipniku, do bezdomnych w Kuchni św. Brata Alberta w Bielsku-Białej, schroniska dla bezdomnych przy ul. Stefanki, a także dzieci podopiecznych Brata Alberta. Na finał wszyscy spotkali się w bielskim kościele NSPJ, przy dworcu, na Drodze Krzyżowej, Mszy św. i obfitym posiłku. Wszędzie towarzyszył im krzyż i słowo z Ewangelii św. Jana: „Albowiem Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Wszędzie głosili komentującą je konferencję i świadectwo, że ono naprawdę działa. Jak mówią organizatorzy, nie chcieli, by spotkania trwały dłużej niż godzinę, bo ich słuchacze w większości nie przywykli do dłuższego słuchania. Tymczasem… Żadnego z miejsc nikt nie chciał opuszczać w zaplanowanym czasie. Długo trwały rozmowy prywatne, dzielenie się doświadczeniem swojego krzyża i prośby o kolejne piosenki.

Tego mi brakowało

W schronisku dla bezdomnych na Stefanki o krzyżu nadziei mówił m.in. Andrzej Ficoń. – Nie bardzo wiedziałem, jak opowiedzieć o tym tak, żeby moi słuchacze mnie zrozumieli. Modliłem się, żeby usłyszeli, że Jezus ich kocha i że nadzieja jest czymś najważniejszym w życiu. Wspomniałem o tym, co mnie spotkało, kiedy 15 lat temu w wypadku samochodowym zginęła moja żona. I wiem, że jeśli patrzysz na krzyż Jezusa, to nie ma takiego ludzkiego krzyża, którego by człowiek nie uniósł… Jezus jest nadzieją, która nie gaśnie, która daje nowe życie. To spotkanie obudziło we mnie samym nową ufność w nadzieję krzyża.

Jacek Mojżesz ewangelizował w Kuchni św. Brata Alberta. – Tam na nowo odkryłem moje ubóstwo. Zobaczyłem w tych ludziach dzieci Boże. Pan Bóg mi pokazał, jak trzeba kochać. Doświadczyłem wielkiej łaski spojrzenia na tych ludzi zupełnie innymi oczyma. Myślę, że te łzy, które jeden po drugim wylewali, zaowocują zastanowieniem się i poukładaniem na nowo relacji z Panem Bogiem. Golgota pokazuje, że są tylko dwie drogi – albo uznaję swoją winę i wybieram Jezusa, który mówi: „Dziś ze mną będziesz w raju”, albo wybieram beznadzieję i przeciwną stronę.

Także u ubogich Brata Alberta był Miłosz Jastrząb. – Doświadczamy bezsilności wobec choroby, bezdomności, cierpienia. I to jest nam potrzebne, bo gdybyśmy ich nie doświadczali, to byśmy też nie potrzebowali Pana Boga. Po raz kolejny On pozwolił mi zobaczyć, że w każdej takiej sytuacji muszę zwracać się do Niego, bo o własnych siłach nie dam rady… Kiedy wszedłem do Kuchni, zobaczyłem ludzi bardzo pokrzywdzonych, cierpiących, czasem agresywnych wobec siebie w swojej bezradności. I w trakcie spotkania widziałem, jak ich twarze się zmieniały, jak przychodził pokój, łzy, wzruszenie. Myślałem, że nie mówimy nic nadzwyczajnego, że wręcz to było bardzo nieudolne. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji jak oni, więc jak mogę ich zrozumieć… Mówiłem im o Bożej miłości. Takich łez, jakie widziałem, człowiek nie może wywołać. To Jezus przychodzi i dotyka serca…

Decyzja zaufania

Lech Malinowski, który od ponad 28 lat ewangelizuje na oddziale odwykowym w Andrychowie i był tam także z krzyżem nadziei, dodaje: – To nie było nic nadzwyczajnego. Robimy to samo od lat, w każdy poniedziałek. My nie jesteśmy tam terapeutami. My jedziemy głosić Dobrą Nowinę. Było tak samo jak zawsze, a jednak ja wyszedłem z odkryciem życia z Jezusem na nowo – bez Niego nic nie mogę uczynić – przyznaje.

– Jak zwykle pod koniec spotkania zaproponowaliśmy każdemu, kto chce, by został na modlitwie, w czasie której będzie okazja oddania życia Jezusowi. Czasem wydaje się nam, że spotkanie nie było nadzwyczajne, a zostaje nawet kilkanaście osób. Tym razem nie został nikt. To uczy pokory, ale i zaufania Panu Bogu – opowiada. – Bywa, że decyzję o oddaniu życia Jezusowi ktoś podejmuje za trzecim, czwartym, piątym, albo kolejnym spotkaniem – dodaje Miłosz Jastrząb, który także posługiwał w Andrychowie. – Naszą rolą jest siać. Nie siłą, nie mocą naszą dzieje się reszta…

Na koniec spotkania zawsze rozdajemy kartki, na których każdy może zapisać swoją intencję, w której modlą się potem członkowie naszej wspólnoty. Tym razem kartek było wyjątkowo dużo. Dramatyczne prośby o modlitwę za siebie, za rodzinę, za wiele trudnych spraw. Dla mnie to już jest decyzja zaufania Jezusowi. – Jestem wdzięczny tym wszystkim ludziom, którzy chcieli do nas przyjść – mówi Krzysztof Brożek, jeden z uczestników rekolekcji u Brata Alberta. – Dziś wiem, że muszę być lepszym człowiekiem. Pomagać ludziom, pomimo że często nie mam na to ochoty. Ale teraz muszę. W każdy możliwy sposób – podaniem ręki, radą, słowem. Ludzie, którzy przychodzili do nas, mówili o różnych zawirowaniach. Każdy z nich niesie krzyż z Jezusem. Ja jestem od 30 lat na ulicy. To jest mój krzyż i chcę go nieść aż do śmierci. Czasem jest ciężko, ale dziś wiem, że cierpienie ma sens, ale wtedy, kiedy się krzyż niesie z Jezusem.

Kotwica

– Mam nadzieję, że rekolekcje te wlewają nadzieję w nasze serca, bo gdy patrzymy na rzeczywistość wokół, to czasem możemy doświadczać beznadziei – mówił ks. Sebastian Rucki podczas Mszy św. wieńczącej rekolekcje, którą w bielskim kościele przy dworcu sprawowali wraz z nim ks. Ryszard Knapik i ks. Marcin Żydzik SDS. Odwołując się do „Boskiej komedii” Dantego i słów na bramie piekła: „Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie”, ks. Rucki podkreślił: – Piekło, to jest stan beznadziei. Taki stan, że coś niedobrego już nigdy się nie skończy… Dlatego chcemy się uchwycić krzyża, chcemy w nim widzieć znak nadziei. Krzyż daje nadzieję, że nie ma takiego dołu, z którego by Chrystus człowieka nie wyciągnął. Nie spotkałem człowieka, który by oddał swoje życie Chrystusowi i kiedyś tego żałował.

Duszpasterz przywołał symbol kotwicy – jeden ze znaków nadziei. Taki kształt ma także stojący przy ołtarzu w kościele przy dworcu krzyż. – Serce każdego, kto oddał życie Jezusowi jest w Nim zakotwiczone. Ta kotwica spoczywa w domu Ojca, w miejscu wiecznej uczty, w naszej prawdziwej ojczyźnie, we wspólnocie z Panem Bogiem. Podczas gościny kończącej rekolekcje, Andrzej Sitarz dzielił się swoim świadectwem z przeżytych rekolekcji. Zachęcając do zaufania Jezusowi i powierzenia Mu wszystkich swoich spraw, dodał: – Jeśli się odmieni twoje życie, tak jak moje, może powiesz: to niesamowite… A jeśli nie, to pamiętaj, że Jezus powiedział, że w domu naszego Ojca jest mieszkań wiele – tylko ufaj, a na pewno się spotkamy…