Piszą o nas

Z włoskiej i w ogóle zachodniej perspektywy 25 milionów stojących w kolejce do konfesjonałów może wprawiać w zachwyt. Ale...

ks. Włodzimierz Lewandowski xwl ks. Włodzimierz Lewandowski

Piszący o Polsce zagraniczni dziennikarze koncentrują się albo na polityce, albo na religijności. Pierwszą kategorią niech zajmą się specjaliści z prasy świeckiej. Nas bardziej interesuje drugi temat. A czytać warto, chociażby z racji odmiennej perspektywy badających te same wskaźniki autorów.

Kapitalnym przykładem może być tekst, jaki w Wielką Sobotę opublikował Vatican Insider. Luca Rolandi z zachwytem pisał o wracających do chrześcijańskich korzeni Polakach. Z włoskiej i w ogóle zachodniej perspektywy 25 milionów stojących w kolejce do konfesjonałów może wprawiać w zachwyt. Podobnie wspomniana w artykule noc konfesjonałów. Ale patrząc od środka, czyli z naszego podwórka, jeden wskaźnik może budzić niepokój. Dla 44% badanych Wielkanoc jest świętem religijnym. Dla pozostałych okazją do rodzinnego „świętem, które należy przeżyć w rodzinie”. Dobrze to czy źle świadczy o naszej religijności i tytułowym powrocie do korzeni?

Zwyczaj świętowania w rodzinnym gronie nie jest nowym. Nie tylko podczas Wielkanocy. Także w Boże Narodzenie. Natomiast zastanawiać się trzeba i bacznie obserwować na ile to świętowanie wypełnione jest treściami i przeżyciami religijnymi. Tu bowiem nasuwa się wiele wątpliwości. Duszpasterze obserwują pojawiające się, a ciągle jeszcze nie zbadane przez socjologów religii procesy, świadczące z jednej strony o przywiązaniu do religijnej symboliki, z drugiej o powolnym odchodzeniu od tego, co symbol oznacza.

Przykład zjawiska wcale nie nowego. Święcenie pokarmów pozostaje niekwestionowanym zwyczajem wielkanocnym. Ale na rezurekcyjnej procesji widać już brak tych, którzy jeszcze przed kilkunastu latu nazywani byli wielkanocnymi parafianami. Dla tej grupy sam koszyczek ze święconką wystarczy, przeżycie obecności Zmartwychwstałego w sakramentalnych znakach nie jest już potrzebne.

Co oczywiście przekłada się na inne wskaźniki. Rodzi się pytanie jak można świętować Zmartwychwstanie nie wierząc w życie wieczne. Tu zaś wyniki badań są jeszcze bardziej niepokojące. Co ciekawe jednoznacznie wykazują, że procent wierzących w zmartwychwstanie i życie wieczne pokrywa się ze średnią niedzielnej frekwencji na Mszach świętych.

Żeby nie pozostać przy samych wątpliwościach. Coraz bardziej widoczny jest wzrost świadomie uczestniczących w całym Triduum Paschalnym. (Też przydałyby się jakieś badania). Niewątpliwie to owoc katechezy w parafiach i zaangażowania, o czym pisałem w ubiegłym tygodniu, służby liturgicznej. Ale też olbrzymiego wysiłku katolickich portali internetowych, od lat przygotowujących specjalne świąteczne serwisy, kształtujące chociażby świadomość wyjątkowości Wigilii Paschalnej.

Na początku Wielkiego Postu sprzeciwiłem się traktowaniu tego czasu w kategoriach czterdziestu dni maratonu, po którym padniemy i będziemy odpoczywać. Otóż cały sens podjętego wysiłku polega na tym, by przygotować nas do dalszej drogi. Zmartwychwstały Pan nie pozwala uczniom na pozostawanie przy pustym grobie. „Niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą…” Tymi, którzy poszli przed świętami do spowiedzi, owszem, trzeba się cieszyć. Ale większą radość sprawią idący dalej. Być może o nich właśnie napisze w przyszłości Luca Rolandi.