Lista Schindlera. W koloratce

Jacek Dziedzina

publikacja 10.04.2018 04:45

Każda z tych historii to gotowy scenariusz na film. Ponad tysiąc przypadków polskich księży ratujących Żydów jest jedną z najmniej znanych kart II wojny światowej.

Ks. Teodor Kubina. repr. Henryk Przondziono /foto gość Ks. Teodor Kubina.

Bez pomocy księży nie udałoby się uratować tylu Żydów, których zdołano wyrwać ze szponów brutalnej śmierci. Robili to wszystko księża cicho, bez rozgłosu i najczęściej nawet bez wiedzy ratowanych, w ramach ogólnych wytycznych hierarchii kościelnej w Polsce. – To słowa Tadeusza Bednarczyka, pracującego w getcie warszawskim do momentu wybuchu powstania. Aż trudno uwierzyć, że jeden z najbardziej filmowych – teoretycznie – wątków związanych z II wojną światową nie doczekał się jeszcze ekranizacji. A jest w czym przebierać.

Inna stodoła

„Wieczorem na plebanię przyszli żołnierze niemieccy. Wyprowadzili wszystkich mężczyzn i ks. Mieczysława Krygiera. Postawili nas przed kościołem i zapytali, czy ktoś jest w środku. Chociaż ks. Krygier znał niemiecki, udał, że nie rozumie (…). Był »podejrzany« o pomoc osobom wyznania mojżeszowego. Został zamordowany z rąk Niemców podczas powstania warszawskiego w sierpniu 1944 r.”.

Inna historia: „Ks. Józef Bajko, zamordowany przez Niemców latem w 1943 r. za pomoc, jakiej udzielił wraz z ks. Józefem Baradynem Żydom i polskim partyzantom. Niemcy bezwzględnie i bezlitośnie spalili ich żywcem w stodole”.

I jeszcze: „W Warszawie bardzo aktywny był ks. bp Karol Niemira, który rezydował przy kościele św. Augustyna na terenie getta warszawskiego. To właśnie on pomógł kilkuset osobom pochodzenia żydowskiego w ucieczce z getta, kierując je do klasztorów lub zaufanych rodzin katolickich (…). Zorganizował dla ludności żydowskiej pomoc żywnościową. Dodatkowo zajmował się wyszukiwaniem dla nich kryjówek oraz organizowaniem transportu na obszary wiejskie. Asystował Żydom w czasie przedostawania się na »aryjską« część miasta. Wyrabiał Żydom sfałszowane metryki urodzenia, dzięki którym mogli starać się o wyrobienie dowodu, kenkarty. W bibliotece należącej do archidiecezji warszawskiej znalazło schronienie kilka osób wyznania mojżeszowego. Osobiście zajął się doprowadzeniem wody do mniej zurbanizowanego obszaru getta”.

110 sprawiedliwych

Tyle na wstępie. Podobnych – choć każda inna – historii jest ponad tysiąc. Przynajmniej tych udokumentowanych – m.in. dzięki gigantycznej pracy zespołu, który parę lat temu zainicjował ks. Paweł Rytel-Andrianik w ramach projektu „Księża dla Żydów”. Ze szczegółowej kwerendy, przeprowadzonej w archiwach od Polski przez Litwę, Ukrainę, po USA i oczywiście Izrael, wynika, że skala pomocy dla Żydów niesionej przez polskich duchownych była gigantyczna, mimo że wielu z nich przypłaciło to życiem. Agnieszka Dąbek, która w Instytucie Yad Vashem przejrzała setki dokumentów poświadczających udział polskich księży w ratowaniu Żydów, podkreśla w swoich pracach, że wynika z nich jasno, iż polskie duchowieństwo zajęło bardzo zdecydowane stanowisko w obliczu Zagłady. W samej Jerozolimie udało się przebadać dokumenty dotyczące 110 kapłanów.

Co ciekawe – na co zwracają uwagę sami autorzy badań – właśnie w Yad Vashem nie znaleziono żadnych materiałów, które obciążałyby polskich duchownych pod względem ich stosunku do skazanych na całkowite wyniszczenie Żydów, poza jednym „wyjątkiem” – księdza, który poczęstował nazistów obiadem…

Jerozolimski Instytut, z racji swojej pozycji w świecie, jest oczywiście kluczowy w badaniu tego i podobnych tematów, ale warto w tym miejscu dodać, że Fundacja Sprawiedliwi dla Świata, a także wielu innych naukowców, opierając się na źródłach z archiwów z innych państw, potwierdzają, że można mówić o ponad tysiącu udokumentowanych przypadków pomocy Żydom niesionej przez polskich duchownych.

Caritas i ks. Sopoćko

Ksiądz Michał Kubacki, salezjanin, to jeden z niewielu z ponad tysiąca przypadków duchownych ratujących Żydów, który otrzymał tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Proboszcz bazyliki Najświętszego Serca Pana Jezusa w Warszawie i kierownik tamtejszej Caritas. Życie zawdzięcza mu Halina Aszkenazy-Engelhard, która w maju 1943 r. uciekła z transportu jadącego z Umschlagplatz na Majdanek. Ksiądz Michał znał jej matkę, której obiecał, że gdy zaistnieje taka potrzeba, pomoże jej i córce. Wystawił Halinie fikcyjną metrykę chrztu na nazwisko Halina Ogonowska. Zamieszkała w budynku Caritas, na zapleczu kościelnym, jako sierota z Płocka, która od dawna zna ks. Michała. Do ukrywanej Haliny dołączyła 8-letnia dziewczynka. Towarzyszyła jej, dopóki ks. Kubackiemu nie udało się znaleźć dla niej bezpiecznego schronienia u katolickiej rodziny. Po wojnie Halina wyjechała do Izraela.

Ksiądz Leon Bujnowski poniósł śmierć wraz z 400 innymi osobami, z których 15 stanowili księża. „Ksiądz Leon został aresztowany podczas czterdziestogodzinnego nabożeństwa w swojej parafii. Spowiadał, kiedy w kościele zjawiło się 2 tajniaków i polecili, aby ksiądz wyszedł z kościoła. Oświadczyli mu, że jest aresztowany. Ks. Bujnowski poprosił, by mu pozwolono udzielić wiernym Komunii Świętej. Zgodzili się, ale obstawili wszystkie drzwi kościoła. Zaraz po udzieleniu przez niego Komunii Świętej i spożyciu reszty Najświętszego Sakramentu wzięli go pod ręce, ponieważ kulał, zaprowadzili do Gminy, następnie wraz z innymi więźniami powieźli do Baranowicz. Stracono go w Kołdyczewie”, czytamy w relacji świadka.

W sumie z ponad tysiąca duchownych pomagających Żydom Niemcy zamordowali ok. 150, z czego ponad 30 przypadków dotyczyło ewidentnie kary za tę pomoc. Możliwe, że część pozostałych egzekucji była również tym powodowana, ale były też różne inne motywacje, w tym atak na inteligencję w ogóle czy kara za wspieranie podziemia.

Ciekawy jest też przypadek ks. Michała Sopoćki. Dla Kościoła i dla sprawy kultu Bożego Miłosierdzia istotna jest rola, jaką odegrał jako spowiednik św. Faustyny. Mniej natomiast znana jest jego późniejsza rola w ratowaniu Żydów z getta w Wilnie. Dzięki wystawieniu fałszywych metryk chrztu lub w związku z przygotowaniem do prawdziwego chrztu tych Żydów, którzy tego pragnęli, uratował ponad 100 osób narodowości żydowskiej. Jak podkreśla ks. Andrianik w swoich raportach, ks. Sopoćko ratował ludność żydowską do 3 marca 1942 r., kiedy to unikając więzienia, schronił się w Czarnym Borze w domu sióstr urszulanek, gdzie ukrywał się do końca okupacji niemieckiej.

„Właśnie do tych sióstr wcześniej ks. Sopoćko kierował Żydów, a one wysyłały ich dalej. Ponadto kierował on Żydów z getta wileńskiego do ks. dziekana Jana Władysława Sielewicza w Wornianach. Tam zaś ksiądz dziekan razem z wikariuszem ks. Hipolitem Chruścielem umieszczali ich u swoich zaufanych parafian”, podaje autor badań. To zresztą pokazuje, że cała ta pomoc była dość dobrze zorganizowanym systemem, który zresztą nie działał bez wiedzy, przyzwolenia, a nawet bardzo wyraźnego zalecenia biskupów.

Biskupi na tak

To jeden z najciekawszych wątków w tej sprawie. Okazuje się bowiem, że duchowni, którzy decydowali się na narażenie własnego życia (ale też życia swoich parafian), udzielając pomocy Żydom, mieli na to nie tylko zielone światło swoich biskupów, ale wręcz cały episkopat był aktywnie zaangażowany w tę pomoc. I o ile jeszcze parę lat temu mówiono o tym, że 75 proc. biskupów pomagało Żydom, o tyle dzisiaj, w świetle przebadanych dokumentów, można powiedzieć, że praktycznie każda diecezja i każdy ówczesny biskup miał na koncie różne formy pomocy udzielanej starszym braciom w wierze. Nie sposób opisywać tu wszystkich przypadków, ale wiele pokazuje zachowanie m.in. bp. Teodora Kubiny, ordynariusza częstochowskiego. Jak podaje ks. Andrianik, podczas wojny zachęcał księży do wystawiania fikcyjnych metryk chrztu Żydom oraz do znajdowania dla nich schronienia.

Zgodnie z instrukcją biskupa zaangażowanie duchownych i świeckich w tę pomoc było skuteczne. Żydzi w Częstochowie byli ukrywani w domach zakonnych sióstr, m.in. albertynek, magdalenek, nazaretanek, ale też u paulinów i salezjanów. A w jednym z przedszkoli zakonnych ukrywano prawnuczkę rabina Nachuma Asza, z którym biskup przyjaźnił się jeszcze przed wojną.

Nie inaczej działał biskup kielecki Czesław Kaczmarek: zachęcał do udzielania pomocy Żydom na wszelkie możliwe sposoby. Wiadomo, że w samych tylko Kielcach byli oni ukrywani m.in. w klasztorach, m.in. sióstr albertynek, dominikanek, nazaretanek czy szarytek. W pomoc byli też zaangażowani księża kieleccy i diecezjanie. Ze względu na Generalne Gubernatorstwo trzeba też wspomnieć o jednoznacznej postawie arcybiskupa krakowskiego Adama Sapiehy. Zachowała się m.in. lista duchownych, którym udzielił pozwolenia na wystawianie fikcyjnych metryk Żydom lub na udzielenie chrztu, jeśli sami zechcą. Dzięki temu wiele osób mogło wyrobić sobie dokumenty tożsamości.

Kto nakręci film?

Tu warto dopowiedzieć, że przypadki prośby Żydów o chrzest zdarzały się bardzo często. Z dokumentów wynika, że nie było to wcale konieczne, by uzyskać „poprawne” dokumenty z nieżydowskim nazwiskiem, wystarczyła do tego fałszywa metryka chrztu. Co więcej, wystawienie jej było dużo łatwiejsze i mniej niebezpieczne niż wprawdzie przyspieszony, ale jednak realny katechumenat dla zainteresowanych chrztem. I wprawdzie sporo świadectw potwierdza, że dokonywało się wiele autentycznych konwersji, motywowanych wyłącznie religijnie, ale były też i takie historie, które trudno jednoznacznie zakwalifikować, czy wynikały tylko z chęci wydostania z getta, czy z autentycznej wiary (ostatecznie rozgrywa się to na poziomie sumienia każdego człowieka).

Agnieszka Dąbek i ks. Paweł Rytel-Andrianik w jednej z baz danych odnaleźli historię rodziny Pilichowskich, którzy mieszkali w getcie warszawskim. W listopadzie 1942 r. zechcieli zostać katolikami. Zachowało się ich wspomnienie: „Podstawą aryjskości było świadectwo chrztu, do którego przystąpiliśmy z całą rodziną w parafii Zbawiciela w Warszawie. Chrztu udzielił nam bezinteresownie ksiądz [Seweryn] Popławski, do którego skierował nas znajomy Polak. Matka dostała metrykę na nazwisko nieżyjącej już parafianki Marii Anny Kowalewskiej, ojciec – Aleksander Franciszek Będzikowski. Ja i siostry zostałyśmy przy własnym nazwisku”. Mimo wydźwięku pierwszego zdania trudno stwierdzić z całą pewnością, że w tym przypadku chodziło wyłącznie o „papier”.

Każda z historii księży pomagających Żydom nadawałaby się na osobny scenariusz filmowy. Na razie jest owoc wnikliwej pracy zespołu pasjonatów i historyków, który odsłania mało znaną kartę okresu okupacji. Bez dobrego nośnika, jakim są produkcje filmowe, trudno jednak będzie przebić się z tą wiedzą do szerszej opinii publicznej na świecie. 

Dziękuję za udostępnione materiały ks. Pawłowi Rytel-Andrianikowi oraz paniom Agnieszce Dąbek i Katarzynie Bruszewskiej.

TAGI: