Braveheart idzie na księdza

Jacek Dziedzina

publikacja 12.03.2018 04:45

Skąd nagły wzrost liczby powołań kapłańskich w kraju, w którym odsetek praktykujących katolików znajduje się głęboko poniżej poziomu morza? Od dna można się tylko odbić. I najwyraźniej coś się ruszyło w Kościele katolickim w Szkocji.

Zdaniem ks. Krzysztofa Garwolińskiego, proboszcza parafii św. Patryka w Wisham, przełomowym wydarzeniem dla Kościoła katolickiego w Szkocji była pielgrzymka Benedykta XVI z 2010 roku. ANDREW TESTA /east news Zdaniem ks. Krzysztofa Garwolińskiego, proboszcza parafii św. Patryka w Wisham, przełomowym wydarzeniem dla Kościoła katolickiego w Szkocji była pielgrzymka Benedykta XVI z 2010 roku.

W 2008 roku zamknięto w Szkocji ostatnie seminarium duchowne w Bearsden na przedmieściach Glasgow. Brak powołań i wysokie koszty utrzymania wymusiły taki ruch. Podobnie było w innych regionach. Nieliczni kończący edukację klerycy i jeszcze mniej liczni nowi kandydaci kształcą się głównie w Scotus College w Rzymie, biskupi wysyłają też kleryków do angielskiego Birmingham.

I oto w tym mało ożywczym krajobrazie okazuje się, że w 2017 roku aż 20 diakonów przyjęło święcenia kapłańskie (12 diecezjalnych, pozostali to zakonnicy). W skali całej Wielkiej Brytanii, a Szkocji w szczególności, to prawdziwy ewenement, który wszyscy postrzegają w kategoriach cudu: liczba ta jest najwyższa od co najmniej dwóch dekad. Dodatkowo w Scotus College w Rzymie kształci się obecnie 17 kleryków. Jednocześnie w bieżącym roku akademickim 14 mężczyzn rozpoczęło tzw. rok propedeutyczny (przygotowawczy) w Salamance w Hiszpanii.

Jeśli jeszcze kilkanaście lat temu Kościół szkocki cieszył się z jednego czy dwóch kleryków, to można sobie wyobrazić, jaką sensacją są aktualne liczby. Zrozumiemy to jeszcze lepiej, jeśli porównamy sytuację z Irlandią: tam żyje ok. 5 mln katolików, w Szkocji 850 tys., tyle że w Irlandii w tym roku do seminarium wstąpiło tylko sześciu kandydatów. Skąd zatem wzięło się tylu nowych duchownych w Szkocji, kraju, w którym odsetek praktykujących jest trudny do zaznaczenia na wykresie w sposób czytelny, gdzie koloratka nie oznacza ani prestiżu, ani pozycji społecznej, a miesięczne „zarobki” księdza oscylują w okolicy… 170 funtów?

Jest życie na pustyni

– Jesteśmy zawaleni pracą nad kolejnym wielkim projektem, chyba nie porozmawiamy w tym tygodniu – John Patrick Mallon próbuje początkowo grzecznie przeprosić za brak czasu, ale na każdą wiadomość odpisuje niemal natychmiast mimo rzeczywiście napiętego planu. Wspólnie z kuzynem Brianem Timmonsem prowadzi na Facebooku profil parafii Świętej Rodziny w małej szkockiej miejscowości Mossend, położonej między Glasgow a Edynburgiem. Nie brzmi to może zbyt pracochłonnie, ale niszowa parę lat temu strona, jeden z wielu fanpage’ów lokalnej społeczności, dziś jest niemal koncernem internetowym o nazwie Sancta Familia Media, który robi prawdziwą furorę w środowiskach katolickich w Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza w Szkocji. Zaczęło się od paru filmików pokazujących życie parafii, ale gdy liczba wyświetleń przekroczyła znacząco połowę liczby wszystkich katolików w Szkocji, kuzyni poczuli impuls, by zrobić coś więcej. Tym bardziej że w międzyczasie zdobyli doświadczenie dziennikarskie podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie.

Popularność w sieci i poziom ich relacji sprawiły, że po powrocie zajęli się już wyłącznie produkcją filmów w ramach Sancta Familia Media. Projekt stał się oknem na rzeczywistość kościelną, której nie obejmują standardowe statystyki: nagle bowiem wszyscy mogli zobaczyć, jak żywą i zaangażowaną grupą wyznaniową są praktykujący katolicy. – Widziałeś nasze nowe wideo? To nad nim wczoraj pracowaliśmy, gdy pisałeś do nas – John na dowód wysyła świeżo zmontowany film o szkołach katolickich w Szkocji. Profesjonalny obraz, krótkie ujęcia, ciekawe wypowiedzi – można odnieść wrażenie, że Szkocja to kraj na wskroś katolicki.

Niech nas zobaczą

Trudno ocenić rolę tego medium w przebudzeniu duchowym, a w każdym razie w zwiększeniu zainteresowania Kościołem w Szkocji, ale biorąc pod uwagę coraz większy zasięg i liczbę wyświetleń kolejnych filmików, można założyć, że ta platforma internetowa tworzy dobry grunt. Jeden przykład: we wrześniu ubiegłego roku biskupi szkoccy zaprosili wiernych do narodowego sanktuarium Carfin, by wspólnie ofiarować Szkocję Niepokalanemu Sercu Maryi. W uroczystości wzięło udział ponad 6 tys. wiernych, co w szkockich warunkach oznacza wydarzenie o naprawdę dużej skali. Nagle oglądający to wydarzenie w sieci Szkoci zobaczyli żywy Kościół, który nie chowa się po kątach i w zakrystii, ale tworzy wspólnotę świadomych wyznawców Chrystusa, którzy zebrani w jednym miejscu robią ogromne wrażenie (co ciekawe, uroczystość miała „błogosławieństwo” szkockiego parlamentu). – Byłoby nas więcej, gdyby nie fatalna pogoda tego dnia, bo ludzie stali w ulewie – przekonuje John.

Platforma internetowa kuzynów z Mossend zasłynęła też relacjami na żywo z wydarzeń o dużo mniejszej skali, ale pokazującymi dynamicznie działające grupy, a także wciągające wywiady z ludźmi Kościoła, w tym z biskupami, którzy opowiadają o swojej drodze do odkrycia i wybrania powołania. To są autentyczne i szczere świadectwa wiary. Ogromną popularnością w sieci cieszyły się nagrania z projektu Mercy Bus – Autobus Miłosierdzia. W centrum jednego z miast organizatorzy postawili autobus, w którym można było skorzystać ze spowiedzi i uczestniczyć we Mszy św. odprawianej przez biskupa. Dla wielu przechodniów było to nieraz pierwsze od lat spotkanie z Kościołem i sakramentami. – Naszym zadaniem jest pokazać to, co mamy w Kościele najcenniejszego, choćby wyjeżdżając z tym na ulicę. Ludzie muszą mieć dostęp do tego, resztą zajmie się Pan Bóg – mówi John.

Efekt Benedykta?

Księża pracujący w Szkocji, z którymi rozmawiam, nie potrafią jednak wskazać na jakiś większy przełom sprzed lat, który sprawił, że w zeszłym roku aż 20 mężczyzn przyjęło święcenia. Co więcej, większość z nich uważa, że nie jest to raczej owoc wzrastającej liczby praktykujących, bo ta, jeśli nie spada, to w najlepszym wypadku zatrzymała się na bardzo niskim poziomie. – Jedynym wydarzeniem, które przychodzi mi do głowy i które można by traktować jako czas zasiewu, jest pielgrzymka Benedykta XVI z 2010 roku – mówi ks. Krzysztof Garwoliński, proboszcz parafii św. Patryka w Wishaw. – W naszej diecezji Motherwell kilka lat temu nie było wielu święceń, a w 2017 roku było ich aż 5, co jest ewenementem na skalę Wielkiej Brytanii. Również z mojej parafii pochodzi jeden z wyświęconych. Za dwa lata będziemy mieli czterech księży z naszej diecezji i znowu wśród nich jest jeden z moich parafian. To zresztą bardzo ciekawa historia człowieka, który zrezygnował z kariery sportowca, był utalentowanym piłkarzem. Drugi z nich był nauczycielem przedmiotów ścisłych. Obaj wybrali kapłaństwo, co tutaj jest naprawdę dużym wyrzeczeniem i spotyka się z całkowitym niezrozumieniem – dodaje ks. Garwoliński.

Inni księża z Polski, którzy pracowali w Szkocji 10–15 lat temu, mówią zgodnie: szkoccy duchowni, których wtedy poznali, to tak oddani sprawie ludzie, że jeśli rodzi się dzisiaj więcej powołań i odradza się Kościół, to m.in. dzięki ich świadectwu. – Na pewno nie byli materialistami, bo jeśli ktoś godzi się na życie za 170 funtów miesięcznie (mówią na to „zapomoga dla księdza”), choć mógłby zarabiać przynajmniej 2500 funtów, wykonując jakiś świecki zawód, to o czymś to świadczy – mówi jeden z nich. – Szkoci, gdy widzą silną wiarę księdza i silną wspólnotę – a oni naprawdę mocno się trzymają – to zaczynają zadawać pytania, bo to nie jest naturalne w Szkocji – ciągnie opowieść. – Kościół katolicki może dziś odbija się od dna także dlatego, że Szkoci widzą to, co się dzieje w Kościele Szkocji (anglikańskim): odejście od Ewangelii, wyświęcanie lesbijek na biskupów i inne szaleństwa, a to wszystko odpycha ludzi – dodaje mój rozmówca. Zresztą nawet wśród szkockich proboszczów są byli anglikanie, którzy – jeszcze za zgodą Jana Pawła II – przeszli na katolicyzm właśnie z powodu niezgody na rozmiękczoną wersję chrześcijaństwa.

– Szkoccy katolicy bardzo się ze sobą trzymają. Jeśli w jakiejś miejscowości jest tylko 100 katolików, to oni wszyscy przychodzą do kościoła w niedzielę, a potem wszyscy idą na kawę i przez godzinę ze sobą rozmawiają, w tygodniu się odwiedzają, pomagają sobie z zakupami, sprzątaniem, w opiece nad starszymi. Takiej wiary w wymiarze praktycznym nie widziałem nigdzie – mówi ksiądz, który w Szkocji pracował prawie trzy lata.

Szykowanie terenu

John Patrick Mallon z Sancta Familia, podobnie jak ks. Krzysztof Garwoliński, wiąże wzrost powołań z pielgrzymką papieża sprzed prawie 8 lat. – Ludzie zobaczyli, że Kościół jest piękny, zobaczyli spokój papieża i jego prawowierność, on ich na pewno zainspirował – przekonuje. Ponieważ jednak sam przyznaje, że w bieżącym roku znalazło się kolejnych 14 „Braveheartów” (Walecznych Serc, nawiązanie do szkockiego bohatera narodowego znanego z filmu Mela Gibsona), którzy wstąpili do seminarium, można równie dobrze założyć, że oprócz „efektu Benedykta” działa również „efekt Franciszka”. – Ten wzrost liczby powołań, znowu w porównaniu z Irlandią, jest o tyle zaskakujący, że w Szkocji Kościół również przeżył szok związany ze skandalami seksualnymi kardynała, który musiał ustąpić [emerytowany arcybiskup Edynburga, kard. Keith Patrick O’Brien, oskarżony, w końcu sam przyznał się do „niewłaściwych zachowań” wobec kleryków i księży], więc to nie jest proste dla ludzi – wybrać tutaj kapłaństwo – dodaje John.

Na ważną rzecz zwracają też uwagę pracujący tam polscy księża: podczas gdy w wielu krajach na Zachodzie spowiedź niemal zanikła (co nie przeszkadza ludziom przystępować do Komunii), to w katolickich kościołach w Szkocji każdego tygodnia wielu wiernych spowiada się, prosi o inne sakramenty. – Wystarczy, że znajdzie się paru gorliwych księży, ten Kościół jest w stanie powolutku się odrodzić – uważa ksiądz z diecezji Aberdeen. A ksiądz Krzysztof z Wishaw dodaje: – Te powołania to tylko dowód na Opatrzność Bożą. Pan Jezus najwidoczniej przygotowuje nam teren do jakichś wielkich rzeczy.