Pójdę boso

Marcin Jakimowicz

publikacja 04.03.2018 04:45

Oj, jak potrzebowałem tych męskich rozmów. O Bogu, który jest miłośnikiem procesu, przychodzi w samym środku naszej pustyni, o proroku, który ściągał z nieba ogień, o radykalizmie młodziutkiego Jana od Krzyża, który 450 lat temu założył pierwszy klasztor karmelitów bosych.

O. Paweł Hańczak wzywa mnichów do kaplicy.  – W Karmelu staramy się siedzieć przed Panem. Bez fajerwerków – opowiada. Roman Koszowski /foto gość O. Paweł Hańczak wzywa mnichów do kaplicy. – W Karmelu staramy się siedzieć przed Panem. Bez fajerwerków – opowiada.

Czego nie noszą karmelici bosi? Szkaplerza, różańca, czarnej sutanny czy trzewików? – takie pytanie zadał Hubert Urbański w „Milionerach”. Na stole leżała niebagatelna sumka 40 tys. zł. Prawidłowa odpowiedź? Chodzi o kolor stroju. Ponad 4 tys. karmelitów bosych (i 11,5 tys. karmelitanek) nosi brązowy habit.

Ciepło, ciepło, gorąco!

Głos dzwonka wzywa mnichów do kaplicy. W krakowskim klasztorze przy Rakowickiej modli się 34 braci: „Ty, Panie, zapalasz moją pochodnię”. Ich dewiza jest również pełna ognia: „Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Boga Zastępów”. Zakon powstał 450 lat temu w wyniku przywrócenia pierwotnej reguły i odrzucenia nadużyć, które wkradły się przez wieki. – Żyć wyłącznie dla Chrystusa – to był cel św. Teresy. Jej zamiarem było stworzenie małego grona mniszek, które będą zajmowały się wyłącznie Oblubieńcem – opowiada przeor klasztoru o. Marian Zawada, autor 40 książek z dziedziny duchowości.

– Miała duży dystans do życia społecznego, na którym skoncentrowane były ówczesne zakony. Była skupiona na modlitwie, trwaniu przy Oblubieńcu. Odkrywała samotność Boga. Bóg jest samotny, nie ma przyjaciół. Wszyscy zajmują się bliźnimi, sprawami społecznymi, a Jemu nie poświęcają wystarczająco dużo czasu. Teresa chciała to zmienić, wprowadzić co najmniej cztery godziny modlitwy. Ta radykalna zmiana akcentów musiała budzić opór materii.

– Stanie przed Bogiem. Tak można krótko określić naszą karmelitańską modlitwę. „Na życie Pana, przed obliczem którego stoję” – wołał Eliasz – wyjaśnia o. Zawada. – Stanie przed Bogiem, trwanie w Jego obecności – to kwintesencja naszego życia. To był sekret, który odkrywała Teresa. Gdy spotkała św. Jana, namawiała go, by pomógł jej stworzyć męską gałąź zakonu. Ten młodzieniaszek miał nieprawdopodobną siłę wewnętrzną. Był bardzo zintegrowany, potrafił wytrzymać napór z zewnątrz. Słyszał przecież, że rozbija zakon, że jest nieposłuszny. Był wierny łasce, wewnętrznemu głosowi, przeszedł bolesny test karceru w Toledo.

Jan siedział w karcerze przez 9 miesięcy. To niezwykle symboliczne. To przecież czas potrzebny do nowych narodzin. Wówczas napisał swą znakomitą „Pieśń duchową”.

Rzewnymi łzami płakali

W 1562 r. Teresa założyła pierwszy klasztor karmelitanek bosych. Sześć lat później przy współudziale Jana doprowadziła do fundacji pierwszego klasztoru męskiego. W 1605 r. karmelici bosi przybyli do Polski. Założyli klasztor w Krakowie (dziś mieści się w nim Muzeum Archeologiczne). Klasztor przy Racławickiej powstał w 1909 roku.

Pierwszy klasztor karmelitów bosych w Duruelo? Niewielki domek z dziurawym dachem. Zaczęło się od garstki: dwóch, trzech braci. Sama św. Teresa tak opisywała początki zakonu: „W 1568 odbyła się pierwsza Msza w tym nędznym przedsionku, nie ozdobniejszym pewno od stajenki Betlejemskiej. W Poście następnego roku wstąpiłam tam. Było to z rana. Zastałam o. Antoniego od Jezusa z tym samym zawsze, jaki go nigdy nie opuszcza, wyrazem wesela na twarzy, zamiatającego przed kościołem. »A to co!« zawołałam. »A gdzież, Ojcze, honor twój?«. Na to on, uśmiechając się od wewnętrznego uszczęśliwienia, odpowiedział mi: »Przeklęty niech będzie ten czas, kiedy dbałem o honor«.

Wszedłszy do kościółka, zdumiałam się, widząc wszędzie oznaki gorącości ducha, jaką Pan był ten nowy dom napełnił. Dwaj kupcy z Mediny, którzy mi towarzyszyli w tej drodze, tak byli tym widokiem wzruszeni, że wciąż tylko rzewnymi łzami płakali. W każdej celi było okienko z widokiem na ołtarz i kamień służący za wezgłowie, a nad nim krzyże i trupie głowy. Dowiedziałam się, że po Jutrzni bracia nie wychodzili wcale na odpoczynek, ale pozostawali tam aż do Prymy, tak głęboko pogrążeni w modlitwie, że nieraz, wychodząc stamtąd na Prymę, mieli habity całkiem pokryte śniegiem, a nie czuli tego”.

– Jan od Krzyża miał dylemat. Widział wielkie rozluźnienie w duchowości zakonu (był to wiek epidemii, zaraz, które dziesiątkowały Europę, więc przyjmowano niemal wszystkich, którzy zapukali na furtę. To skutkowało widocznym obniżeniem standardów życia duchowego i łagodzeniem reguły) – opowiada o. Paweł Hańczak, magister karmelitańskich studentów. – Jan traktował swe powołanie serio. Był radykalny, chciał nawet wstąpić do kartuzów, zakonu o ostrzejszej regule. Teresa nie musiała długo przekonywać go do reformy. Płonął w nich ten sam żar, gorliwość o Królestwo. Dlaczego Jan napotkał wielki „opór materii”? Pamiętajmy, że miał jedynie… 26 lat. Jak starsi bracia musieli reagować na radykalne wezwania tego młodzieniaszka?

Zjadł, wypił i znów się położył

Dewizą życia karmelitańskiego jest zdanie Eliasza, które wypowiedział, prosząc o placek konającą z głodu wdowę: „Najpierw daj mnie!” – słyszę od samych karmelitów bosych.

– Kiedyś, prowadząc rekolekcje, zażartowałem, że duchowość Karmelu opisuje inny fragment opowieści o tym proroku: „Eliasz zjadł, wypił i znów się położył” – śmieje się o. Mariusz Wójtowicz, rekolekcjonista, inicjator wielu projektów muzycznych.

– W Biblii czytamy również o tym, że Eliasz „szydził z proroków Baala”. Szyderstwo też jest mocno zapisane w naszym charyzmacie – opowiadają mi krakowscy karmelici. Kocham ten ich dystans do samych siebie…

Zakon zyskał sławę dzięki wielkim (i „małym” – jak Tereska z Lisieux) mistykom. Dał Kościołowi ponad 45 świętych i błogosławionych, w tym trzech doktorów Kościoła i jedną patronkę Europy. – Ogród Karmelu zaczął się rozrastać – opowiada o. Zawada. – Bóg w niezwykły sposób budował pomosty kulturowe. Przez Edytę Stein z narodem żydowskim, przez Miriam od Jezusa Ukrzyżowanego ze światem arabskim. W laudacji na 50-lecie doktoratu Jana Pawła II (pisał o Janie od Krzyża) kard. Ratzinger powiedział niezwykłe ciekawą rzecz: na teologię papieża miały szczególny wpływ dwie karmelitanki. Jedna święta, którą uczynił doktorem, i jedna pani doktor, którą uczynił świętą: Teresa od Dzieciątka Jezus i Edyta Stein.

Na stołach w refektarzu ląduje spaghetti. Podchodzę do pulpitu, na którym leży otwarta reguła zakonu. „Bracia powinni usilnie się starać chodzić w obecności Bożej z wiarą, nadzieją i miłością, aby tym bardziej modlitwa mogła przeniknąć całe ich życie”. – Każdego dnia spotykamy się na jutrzni o godz. 6.00 – opowiada o. Hańczak. – Naszą godzinną medytację w ciszy (jesteśmy razem w chórze, ale modlimy się indywidualnie) zaczynamy od wezwania: „Przyjdź, Duchu Święty”. Jesteśmy eremitami wewnątrz wspólnoty. O 21.00 zaczyna się ścisłe milczenie. To czas przebywania sam na sam z Bogiem w swojej celi.

– Jan od Krzyża zachęcał, by wybierać to, co trudniejsze, a nie to, co łatwiejsze. Nie to, co smakuje lepiej, ale co jest mniej smaczne. Szedł pod prąd. Skupiał całą uwagę na Oblubieńcu, na trwaniu w Jego obecności – wyjaśnia o. Krzysztof Górski (zajmuje się 45 wspólnotami trzeciego zakonu karmelitańskiego, w których formuje się niemal 900 osób). – Jesteśmy dziś zbyt niecierpliwi. Zamawiamy i chcemy od razu dostać. Kiedyś, gdy prowadziłem dom modlitwy w Piotrkowicach, podszedł do mnie mężczyzna. „Nie mogę rozeznać powołania. Pan Bóg nic mi nie mówi”. „Pytaj Go, daj Mu czas” – odpowiedziałem. Podszedł do mnie po kilku godzinach: „To nie działa – narzekał rozżalony. – Byłem w kaplicy, a On nic nie odpowiedział”. „A ile czekałeś?” „Co najmniej trzy minuty!”. 75-letni Abraham usłyszał obietnicę, że będzie miał potomstwo. Jak długo czekał na realizację obietnicy? 25 lat! Zanim Mojżesz przez 40 lat wyprowadzał Izraela z Egiptu, Bóg jego samego przez 40 lat wyprowadzał przez pustynię z ziemi faraonów. A my? Jesteśmy raptusami i zapominamy, że Bóg jest miłośnikiem procesu.

Prorok jak ogień

Ruch karmelitański narodził się na górze Karmel na przełomie wieków XII i XIII. To tu Eliasz ściągał ogień z nieba. Jego geniusz polegał na tym, że widział wcześniej moc Boga objawiającego się w piorunach czy trzęsieniu ziemi, a jednak doświadczając tych zjawisk, po raz kolejny wiedział: tym razem to nie jest Pan. Tym razem przyszedł w lekkim powiewie. Eliasz miał (jak nikt dotąd!) doświadczenie Pana przychodzącego w ogniu („wówczas spadł ogień od Pana z nieba i strawił żertwę i drwa oraz kamienie”). Ukryty w jaskini prorok widział zjawiska, które dotąd towarzyszyły Bożej obecności, ale rozpoznał, że tym razem nie było w nich Pana. – Jak silne więzy ich łączyły! Mieli nieprawdopodobnie bliską relację – opowiada o. Paweł Hańczak. – Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: spędzali ze sobą mnóstwo czasu. W Karmelu staramy się siedzieć przed Panem. Bez fajerwerków, czekania na spektakularne wydarzenia.

„Nie szarp się. Masz już wszystko. Bóg mieszka w tobie. On wystarczy”. To jest Karmel – podsumowuje o. Mariusz Wojtowicz. – Gdy decyduję się być kanałem przepływu łaski Boga, to żyję w ciągłym uwielbieniu. 24/7. Ono nie ogranicza się jedynie do zewnętrznych przejawów. Żyć uwielbieniem to znaczy być lustrem samego Boga, Jego obecności. Św. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej mawiała wprost: „Chcę być uwielbieniem chwały Boga”. Czy można to trafniej wyrazić? „Nie trwóż się, nie drżyj wśród życia dróg, tu wszystko mija, trwa tylko Bóg” − śpiewamy. Bóg mieszka w tobie. Zawsze! Gdy robisz zakupy, gdy jedziesz tramwajem, gdy gotujesz obiad. Mistyk to ktoś, kto przez szarość codzienności dotyka Boga.

Za murem klasztoru wyrasta nowoczesne osiedle mieszkaniowe. Zaczęła się sesja: studenci biegną na egzaminy. Świat pędzi. Na latarniach wyświechtane ulotki: „chwilówki, pożyczki”. Ludzie śpieszą się na pociągi odjeżdżające z pobliskiego dworca. Wychodzę za bramę, a w uszach dźwięczą mi słowa usłyszane przed chwilą w kaplicy: „Gdzie nie ma miłości, połóż miłość, a znajdziesz miłość”.

TAGI: