Wielkopostne dylematy

Spowite barwami krwi Koloseum każe nam pytać nie o długość, ale o jakość Wielkiego Postu. O sposób jego przeżywania. By kształtował w nas świadków wiary.

ks. Włodzimierz Lewandowski xwl ks. Włodzimierz Lewandowski

Ile dni ma Wielki Post? Zapoczątkowana przez jeden z dzienników dyskusja trwała kilka dni i właściwie nie została zakończona. Bowiem List okólny o przygotowaniu do Świąt Paschalnych i tabela pierwszeństwa dni liturgicznych ustawiają sprawę jednoznacznie: od Środy Popielcowej do Wielkiego Czwartku (ale już bez Mszy św. Wieczerzy Pańskiej). Łatwo policzyć. Wychodzi więcej niż 40 dni. Niektórzy próbują analizować teksty liturgiczne i dopatrują się końca tego okresu w sobotę przed Niedzielą Palmową. Wszystko zależy od tego, jak przetłumaczymy wstęp do procesji z palmami. To z kolei – zauważają przeciwnicy – jest niezgodne z prawodawstwem liturgicznym. Żeby jeszcze bardziej pokręcić: o uroczystym rozpoczęciu Wielkiego Postu mówi modlitwa nad darami pierwszej niedzieli Wielkiego Postu, zaś bardzo stara tradycja tak zwany czas zakazany kończyła nieszporami Niedzieli Zmartwychwstania.

Jednak najważniejszy problem nie sprowadza się do pytania ile, tylko jak. Pytanie to jawi się w momencie, gdy rzymskie Koloseum, spowite kolorem krwi, przypomniało światu o prześladowanych za wiarę chrześcijanach, a barwy wzmocnione zostały świadectwami osób, gotowych cierpieć dla Jezusa. Mąż i córka Asi Bibi, chaldejski patriarcha Babilonu, ksiądz z Aleppo, wreszcie chyba najbardziej przejmujący głos Rebeki Bitrus, przez dwa lata więzionej i gwałconej przez terrorystów z Boko Haram.

Trudno, stawiając pytanie o jakość, nie dostrzec kontrastu między żywą wiarą prześladowanych, a dylematami sporej części chrześcijan w Europie i w Polsce. Przy czym nie chodzi tylko o Komunię świętą dla rozwiedzionych czy małżeństwa jednopłciowe. Nawet nie chodzi o tak zwaną polityczną poprawność. Oto nie tak dawno pytał ktoś o możliwość pójścia na dyskotekę w Wielki Czwartek wieczorem (bo przecież post już skończony) czy w Wielką Sobotę. Owszem, to margines. Ale narzekanie na zbyt męczące przygotowanie do pierwszej Komunii, bierzmowania czy sakramentu małżeństwa takim marginesem już nie są. Nie jest nim także sposób świętowania niedzieli, zaangażowanie w katechezę i posługi w liturgii, stosunek do uchodźców i wyznawców innych religii, czy wreszcie coraz bardziej widoczna wojna domowa (póki co) na słowa.

Pisząc o kontraście nikogo nie mam zamiaru zawstydzać. Chociaż – przyznam szczerze – doświadczam takiego uczucia myśląc o współczesnych świadkach wiary. Chodzi o wspomnianą refleksję nad jakością przeżywanego właśnie Wielkiego Postu. Bo on nie został dany po to, by utrudnić, czy wręcz zatruć nam życie. Modlitwa, post, jałmużna – usłyszymy za tydzień w kolekcie III Niedzieli Wielkiego Postu – dane są nam (czyli łaska) jako lekarstwo na nasze grzechy. A więc obojętność, lenistwo, wiarę karlejącą, stanie w miejscu, zadowalanie się chrztem, bierzmowaniem i pierwszą Komunią. Lekarstwem na to wszystko, co sprawia, że coraz bardziej przestajemy być solą i światłem, źródłem wody żywej, wspólnotą zachwycająca i przyciągająca do Jezusa. Lekarstwem mogącym sprawić, że w pewnym momencie ktoś powie: warto być takim jak ona/on – uczniem Jezusa.