Tego gościa to już znamy

publikacja 10.02.2018 04:45

O tym, dlaczego świeckich nie należy się bać, i o wychodzeniu z Jezusem na ulice mówi ojciec Bartosz Madejski OMI, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Katowicach-Koszutce.

Ojciec proboszcz w drzwiach kościoła przy ul. Misjonarzy Oblatów. Joanna Juroszek /Foto Gość Ojciec proboszcz w drzwiach kościoła przy ul. Misjonarzy Oblatów.

Joanna Juroszek: Dlaczego młody Bartek wybrał oblatów?

Ojciec Bartosz Madejski: Jestem z Gorzowa Wielkopolskiego. Swoje nawrócenie przeżyłem, kiedy miałem 18 lat. Czułem, że idzie ono w kierunku kapłaństwa. Miałem wtedy dwa mocne pragnienia. Pierwsze: żeby Pan Jezus był dla mnie najważniejszy, żeby między nami była bardzo mocna relacja przyjacielska. I to, czytając o założycielu oblatów, św. Eugeniuszu de Mazenod, odkryłem właśnie u niego. Drugim moim pragnieniem było uwrażliwienie na ludzi oddalonych i opuszczonych. To też znalazłem u naszego założyciela. Zobaczyłem również (wcześniej tego nie wiedziałem), że oblaci są w Gorzowie – i to był dla mnie wyraźny znak. Potem okazało się, że mój kolega z ławki poszedł właśnie do tego zgromadzenia. Jest rok wyżej. Widziałem, jak Pan Bóg mi podpowiada: „Bartek, nie kombinuj, tu blisko jest dla ciebie miejsce”.

A jak długo Ojciec jest na katowickiej Koszutce?

W Katowicach piąty rok jestem proboszczem. Wcześniej trzy lata byłem tu wikarym, a w międzyczasie przez pięć lat posługiwałem w Kokotku. Komuś może się wydawać, że jestem tu już bardzo długo, od 2005 roku. Myślę, że jest to też pozytywne. U wielu dzięki temu rodzi się poczucie pewnej stałości, zaufania: „Tego gościa to już długo znamy”. Jak wróciłem, to nie trzeba było się obwąchiwać, tylko od razu do roboty.

Niektórzy księża boją się świeckich w Kościele, bo obawiają się, że zajmą ich miejsce… Ojcowie oblaci tego się nie boją, bo sami żyją we wspólnocie?

Na pewno życie we wspólnocie wiele nam ułatwia. Braterskie relacje, nawet nie do końca świadomie, przekładają się na naszą współpracę ze świeckimi. Myślę, że ten lęk księży jest trochę na wyrost. W Polsce świeccy przez lata uczeni są „okopania się w kościelnych ławkach”. Jeszcze daleko do tego, by przejmowali nasze funkcje. Ja bardziej obawiam się tej drugiej strony. Uważam, że niepotrzebnie czeka się, żeby to proboszcz wszystko zrobił. Niektórzy sądzą, że ksiądz we wszystkim musi być liderem, o wszystkim decydować…

Inicjatorami stałej adoracji Jezusa u ojców franciszkanów w Panewnikach byli świeccy. Podobnie dzieje się i na Koszutce. Do proboszcza przyszła pewna dziewczyna…

No tak, przyszła do mnie z prośbą o nocną adorację. I ja nawet się ucieszyłem, bo sam miałem już w głowie pomysł, żeby właśnie taką adorację wprowadzić z piątku na sobotę. Kiedy przyszła Agnieszka, zapytałem ją: „Obstawisz to, będziesz tego pilnować?”. „Jasne” – odpowiedziała. „To zostawimy ci telefon alarmowy, gdyby działo się coś niepokojącego, i super”. Cieszyłem się, że oddolna inicjatywa złączyła się z moim zamysłem, którego nie miałem sił rozpoczynać.

Dziś na Koszutce Jezusa adorować można w ciągu dnia i w nocy z piątku na sobotę. Jeśli znajdą się chętni, to uzyskają zgodę proboszcza na kolejne noce z Najświętszym Sakramentem?

Tak, jestem na to otwarty. Ale wiem też, że trzeba do tego podejść roztropnie, nie ambicjonalnie. Żeby adorowanie naprawdę wypływało z potrzeby serca.

Ilu wiernych liczy parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w Katowicach-Koszutce i ilu księży na co dzień z nimi pracuje?

Parafia liczy 11 300 osób. W niedzielę na Mszach jest niecałe 3,5 tys. wiernych. Wiemy, że przychodzi do nas dużo ludzi spoza naszej parafii. Zastanawiam się więc, ilu koszutkowiczów co tydzień chodzi na Mszę… 20, 15 proc.? Posługuje tu pięciu duszpasterzy, ja, jako proboszcz, i czterech wikarych. Pomagają nam też pozostali domownicy, głoszą kazania, spowiadają. Łącznie w klasztorze jest nas 24.

Na stałe w parafii działa tylko pięciu ojców. A wspólnot jest cała masa. Czy proboszcz wie, ile ich jest?

35.

Parafia jako wspólnota wspólnot to jedno z głównych postulatów II Synodu Archidiecezji Katowickiej oraz wizja Kościoła według ks. Franciszka Blachnickiego. Koszutka synod wyprzedziła…

Ja jako proboszcz chciałbym, żeby jeszcze więcej osób wchodziło w te struktury wspólnoty wspólnot. Widzimy, że wiele osób jest w ogólnym duszpasterstwie i z różnych przyczyn nie chce wejść głębiej. Ale z tych, którzy są, jest wielka pociecha. Choć wiąże się z nimi też wiele pracy – spowiedź, formacja, rozmowy – to jest drugi obieg życia parafialnego. Ale wtedy tworzy się rzeczywisty Kościół. Mamy do kogo zagadać: „Wy, jako wspólnota, zróbcie bal karnawałowy, wy zajmiecie się zbiórką jałmużny wielkopostnej, wy zrobicie szopki…”. Jest więc i praca, i duża pomoc. Widzę to bardzo konkretnie w momentach, kiedy pojawia się wśród nas jakieś cierpienie. Jeśli na przykład zachoruje ktoś ze wspólnoty, to może liczyć na wsparcie swojej grupy. Ktoś za niego się modli, ktoś robi mu zakupy. Wspólnota wspólnot zmniejsza anonimowość. Warto iść w tę stronę, ale trzeba też cierpliwości, na siłę ludzi poszeregować się nie da…

Jeszcze do niedawna najpóźniejsza Msza św. niedzielna w Katowicach należała do was. Przebili was dominikanie, u nich Eucharystia jest o 21.30. Na Msze ostatniej szansy przychodzi sporo wiernych?

Wydaje mi się, że tych ludzi jest cały czas tyle samo. Pamiętam, że jak abp Wiktor Skworc dawał mi nominację proboszczowską, to powiedział: „Obok macie dominikanów, ale nie martwcie się, roboty starczy dla wszystkich”. I tak jest. Tych Mszy ostatniej szansy pojawia się coraz więcej. Trochę zmienia się styl życia ludzi. Po weekendzie zjeżdżają do Katowic i Mszę zostawiają na koniec dnia. Atmosfera tej Eucharystii jest inna. Ludzie siedzą w ławkach, tak trochę jak przy ognisku. Są bardziej chłonni. My, ojcowie, jesteśmy już zmęczeni, nieraz kazanie chcielibyśmy skrócić, ale się nie da, bo widać, że nas słuchają.

Podobno w czasie kolędy jedną z uwag wiernych było to, żeby 40-minutowa Msza o 16.00 nie robiła się coraz dłuższa…

Tak, to prawda. Ta Msza początkowo miała być dla rodzin z małymi dziećmi, dla schorowanych, dlatego też jest krótsza od innych. Chcemy tego pilnować. Kazania muszą być króciutkie.

À propos kazań. Można ich odsłuchać na waszej stronie.

Tak, zaczęliśmy je nagrywać ze względu na komórki parafialne, czyli grupy mające spotkania w oparciu o niedzielne homilie. Te kazania zaczęliśmy zamieszczać na stronie, a potem okazało się, że do tego samego zachęca i synod…

Parafialne komórki to znowu dowód na to, że Koszutka wyprzedza synod. Co to za twór?

Już dawno słyszałem o pewnej parafii z Mediolanu, która prowadzi taki system ewangelizacyjny. Czytałem o tym jeszcze, zanim poszedłem do seminarium. A gdy byłem tu, w Katowicach, to zacząłem czytać książkę „Odbudowana”, gdzie również przedstawiony jest system parafii jako małych grup. I trochę te dwie rzeczy złączyły mi się w głowie. Zobaczyłem, że oprócz tych wszystkich grup, jakie mamy, mogą powstać komórki nie mające osobnego charyzmatu, a zachęcające do pogłębionego nurtu życia ogólnoparafialnego.

Jak wyglądają te spotkania?

Odbywają się raz w tygodniu w domu jednego z parafian. Wtedy jest modlitwa do Ducha Świętego, wspólna modlitwa uwielbienia, dzielenie się tym, co w ostatnim tygodniu zrobił dla mnie Pan Bóg i co ja, szczególnie w zakresie ewangelizacji, zrobiłem dla Niego, i odsłuchanie homilii. Później jest dzielenie się jej treścią i znowu modlitwa. W tych spotkaniach chodzi o to, żeby nasze życie parafialne nie skończyło się jedynie na niedzieli. Komórki mają też być zachętą do ewangelizacji. Żeby w rodzinie, w sąsiedztwie, w pracy, wśród znajomych mówić o Panu Jezusie.

A co z młodymi? Głównie chodzi mi o bierzmowańców. Na stronie znalazłam informację: „Challenge na Rok Ducha Świętego. Zapraszam do duchowej adopcji młodych, przyszłych bierzmowanych”. Znaleźli się chętni do codziennej zdrowaśki?

Tak. Nie wiem, czy już wszyscy są omadlani, ale mam nadzieję, że tak. Mamy wypracowany styl przygotowania do bierzmowania. Animatorami są młodzi, trochę starsi od kandydatów. Są grupki, które spotykają się raz w tygodniu. Nie zbieramy podpisów za udział we Mszach czy spowiedź. Nie chcemy działać pod przymusem. Główny akcent kładziemy na małe grupki. Wierzymy, że jeśli będziemy głosić im Ewangelię, jeśli będziemy mieli dla nich dużo miłości, to zaczną dojrzalej podchodzić do niedzielnej Mszy, do spowiedzi.

Co miesiąc Koronką do Bożego Miłosierdzia modlicie się w różnych częściach waszej parafii. Ludzie nie boją się wychodzenia z Jezusem na ulice?

Niektórzy się boją, ale cieszymy się też, że jest sporo osób, które na tę modlitwę przychodzą. Widzimy i młodsze, i starsze pokolenie. Naszą podstawową intencją jest modlitwa za ludzi mieszkających w tej konkretnej części parafii. Od niedawna też zachęcamy ludzi, żeby po koronce szli w parach mówić o Jezusie w danej okolicy.

W najbliższym czasie parafię czeka peregrynacja relikwii Krzyża Świętego. Są prawdziwe?

Tak, pochodzą z sanktuarium w Świętym Krzyżu. Obecnie mamy 3-letnie przygotowania do 100-letniej obecności oblatów w Polsce. Nasz prowincjał zadecydował, żeby pierwszy rok był Rokiem Krzyża Świętego. I te relikwie peregrynują po różnych naszych domach i parafiach. Na Koszutce będą w Wielkim Poście od 23 do 25 lutego. Zapraszamy całą archidiecezję, by oddać im cześć.