Nazywam się Jurij Riepin i jestem Bożym dzieckiem

Maciej Rajfur

publikacja 29.01.2018 04:45

Mimo młodego wieku przebył już długą i trudną drogę. Teraz, jako ukraiński katolik i organista w polskiej parafii, nie boi się przyszłości. Bóg wyraźnie pokazał mu swoją ojcowską opiekę.

▲	– Gdziekolwiek bym był i kimkolwiek bym był, mam świadomość, że Bóg mnie kocha – mówi 22-letni Ukrainiec. Maciej Rajfur /Foto Gość ▲ – Gdziekolwiek bym był i kimkolwiek bym był, mam świadomość, że Bóg mnie kocha – mówi 22-letni Ukrainiec.

Dwudziestodwuletni Jurij przyjechał do Polski 3 listopada 2017 roku. Trafił do Sulistrowic pod Ślężą, gdzie pracuje weekendami w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa jako organista. W tym zawodzie chce się rozwijać i wiąże z nim swoją przyszłość nie tylko dlatego, że z wykształcenia jest muzykiem i muzykę kocha. Przede wszystkim pragnie służyć swoim talentem Bogu i braciom w wierze. Niesamowite duchowe i fizyczne podróże ukształtowały człowieka dojrzałego, świadomego katolika, a także znającego swoją wartość i skorego do rozwoju muzyka.

Chrześcijaństwo formalne

Jurij pochodzi z Donbasu. Razem z rodzicami od 12. roku życia mieszkał w Doniecku. Matka Ukrainka jest wyznania prawosławnego, ale nie praktykuje swojej wiary, natomiast ojciec Rosjanin to zagorzały ateista. – Zawsze był przeciwko mojemu chodzeniu do cerkwi. Kiedy w 10 klasie udałem się na modlitwy, zdenerwował się i powiedział, że jeśli jeszcze raz tam pójdę, on wytłumaczy wszystko księdzu, ale pięścią – opowiada Jurij.

W dzieciństwie został ochrzczony i bierzmowany, ale nie przystąpił do Komunii Świętej. Jak dodaje, do Boga przyciągnęły go… pieniądze. Ponieważ miał ładny głos, zatrudniono go jako śpiewaka w chórze cerkwi prawosławnej. To było dla Jurija cenne doświadczenie muzyczne, ale i okazja do zarobienia paru groszy.

– Wtedy moja relacja z Bogiem zaczęła się powoli układać, aż w pewnym momencie zobaczyłem masę okropnych sytuacji z udziałem kapłanów i wiernych prawosławnych. Chodzi o niezdrowe relacje. Zetknąłem się z bardzo formalnym chrześcijaństwem. Wiara była wyznawana tylko w budynku kościoła. Poza liturgią jakby nie istniała, nie miała znaczenia. Zgorszyło mnie to i zraziło. Zdecydowałem, że będę jednak ateistą – przyznaje Jurij.

Kiedy rozpoczęła się wojna w Donbasie, młody muzyk studiował na Akademii Muzycznej w Doniecku. Tam poznał swojego rówieśnika protestanta, który namówił go, by przychodził na spotkania modlitewne. Od tamtego momentu 18-latek zaczął czytać Biblię i modlić się. Z powodu działań wojennych w Donbasie Jurij przeniósł się na Uniwersytet Kijowski im. Borysa Hrinczenki. Do Kijowa przeprowadzili się także jego nowi protestanccy znajomi.

Nowoczesność, a potem odrzucenie

Jak dzisiaj opisuje, w protestanckiej grupie wiernych czegoś mu brakowało. – Jestem z natury konserwatywny, bardziej tradycyjny, a oni byli zbyt nowocześni. Miałem trudności, by modlić się wspólnie przez muzykę, ponieważ na nabożeństwach uwspółcześnialiśmy pieśni. Wszystko miało charakter teatralny i raziło mnie. Te tańce, śpiewy w stylu gospel. Tęskniłem za czymś intymnym, osobistym – zwierza się Ukrainiec. Oprócz tego przeżywał w Kijowie pierwsze chwile samodzielności, bez rodziców. Tłumaczy, że miał wówczas trudne relacje z Bogiem. Ale w ukraińskiej stolicy nadal szkolił swoje umiejętności. Nie tylko ćwiczył grę na instrumentach, ale również dyrygenturę, śpiew, prowadzenie chóru. Wtedy wciąż szukał swojego duchowego miejsca, ponieważ jego serce było niespokojne.

Pewnego razu nauczycielka chóru zaproponowała mu śpiewanie w jej zespole, złożonym głównie z grekokatolików. Jurij trafił do Patriarchalnego Soboru Zmartwychwstania Pańskiego, czyli katedry Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w Kijowie. – Poszedłem tam dla praktyki oraz z powodów finansowych, bo mogłem się utrzymywać. Greckokatolicka tradycja muzyczna jest bardzo bogata – tłumaczy mężczyzna.

W chórze spotkał się z odrzuceniem z powodu swojej rosyjskojęzyczności i pochodzenia donbaskiego. Kilku członków zespołu ostentacyjnie to demonstrowało. – Uważali się za patriotów, nie mogli zrozumieć, dlaczego ja, Ukrainiec, mówię po rosyjsku. Zakazywali mi tego, patrzyli na mnie krzywo, a wojnę w Donbasie określali jako sprawiedliwą. To było nie do zniesienia. Odszedłem – wspomina Jurij.

Trafił pod właściwy adres

Dziś Jurij widzi, że Bóg nigdy go nie opuścił. Po kolejnym zawodzie dostał znak. Znajoma kobieta z chóru poinformowała go, że w Worzelu pod Kijowem potrzebują organisty w rzymskokatolickiej parafii.

– Nie miałem nic do stracenia. Niestety, kompletnie nie znałem obrządku rzymskokatolickiego, Mszy Świętej, nie byłem wcześniej organistą. Umiałem jedynie grać na fortepianie. Nie miałem nic wspólnego z rzymskokatolickim Kościołem. Ale pojechałem – opowiada Jurij. Jak się okazało, wykształcenie z Doniecka i Kijowa bardzo mu pomogło, ale kluczowe okazało się wsparcie parafian. Od początku przyjęli go ciepło, z wielką akceptacją i chęcią pomocy.

– Stali się dla mnie najlepszym przykładem człowieczeństwa, miłości, dobroci, prawdziwych relacji. Pomagali mi zrozumieć liturgię rzymskokatolicką. Kiedy trafiłem do Worzela, zrozumiałem, że nie czułem tego wcześniej u prawosławnych, protestantów ani grekokatolików. Ludzie akceptowali mnie takiego, jakim byłem. Zauważyłem wspaniałe stosunki między nimi. Nie było nienawiści czy gniewu, co mnie ujęło – tłumaczy Ukrainiec.

W parafii rzymskokatolickiej Jurij grał podczas niedzielnych Mszy, a w tygodniu pracował poza kościołem. Równolegle przez dwa miesiące pełnił funkcję organisty i dyrygenta w kijowskiej katedrze katolickiej pw. św. Aleksandra. – Niedzielna Eucharystia stała się dla mnie niezwykle ważnym spotkaniem z Bogiem. Oczekiwałem na nią cały tydzień – mówi Jurij. Pamięta, że nauka języka polskiego sprawiła mu wiele trudności, ale w tamtym miejscu poczuł prawdziwą wiarę. Zapragnął przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej i zostać w pełni katolikiem. Gdy zapytał o to kapłana, ten odrzekł: a po co ci to?

– Dzisiaj wiem, że ksiądz zadał mi to pytanie, bo chciał wiedzieć, czy moje postępowania jest świadome, czy idę jedynie za przyjemnymi uczuciami i emocjami. A ja pragnąłem wtedy zostać członkiem tego wielkiego, prawdziwego Kościoła, który zawsze będzie istnieć. Stać się częścią czegoś wiecznego – opowiada J. Riepin. Organista pamięta czas, gdy nie mógł przyjąć Komunii Świętej. – Czułem, jakbym siedział przy stole ze wszystkimi, ale nie mógł wziąć choćby kromki chleba. To był duchowy głód – stwierdza dziś Jurij.

20 lipca 2016 przyjął po raz pierwszy Komunię Świętą. Pięć dni później siedział w autobusie w drodze do Krakowa na Światowe Dni Młodzieży.

Eureka! Tu jest mój Kościół

Jurij ze wzruszeniem wspomina, że ŚDM były dla niego niczym miesiąc miodowy dla małżonków. Bóg w Krakowie odpowiedział mu na wiele ważnych pytań. Tam zrozumiał dogłębnie, czym jest Kościół, uświadomił sobie siłę tej wspólnoty i jej ogromne bogactwo. – Doświadczyłem żywego, prawdziwego chrześcijaństwa – podsumowuje 22-latek. Poznał także grupę młodzieży z archidiecezji wrocławskiej, zrzeszoną we wspólnocie „Ślęża – góra Tabor młodych” z ks. Jakubem Bartczakiem na czele. Zaprzyjaźnili się.

Po powrocie z Krakowa na Ukrainę Jurij postanowił dostać się do Rosyjskiej Akademii Muzycznej im. Gniesinych. Pojechał więc do Moskwy, by przystąpić do egzaminów. – Byłem samotny jak nigdy wcześniej. W tym wielkim mieście i obcym państwie najlepiej czułem się w kościele katolickim. Jak w domu. Przez 9 dni odprawiałem Nowennę do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły. Prosiłem Maryję, by wszystko odpowiednio poukładała w moim życiu – wspomina Jurij.

Mimo ogromnej konkurencji udało mu się dostać na prestiżową uczelnię, jednak studiowanie w stolicy Rosji okazało się zbyt drogim przedsięwzięciem. – Było mi na pewno przykro, ale gdy zdałem egzaminy, zrozumiałem, jak bardzo Bóg się o mnie troszczy. Otrzymałem coś, na co nie zasługiwałem. Poczułem się niewdzięczny wobec Boga i dziękowałem Mu za wszystko. Wkrótce od Ani Gronowskiej z parafii w Sulistrowicach dostałem propozycję przyjazdu do Polski. Znaliśmy się z ŚDM. Skorzystałem, bo bardzo chcę pracować jako organista. Ksiądz proboszcz Ryszard Staszak zatrudnił mnie. Bóg kolejny raz udowodnił, jak się mną wspaniale opiekuje – dzieli się Jurij. Jak podkreśla, muzyka nie może tworzyć jedynie dodatku do liturgii. Nie może być „jakakolwiek”. Jego zdaniem organista to nie rzemieślnik, lecz człowiek, który pełni odpowiedzialną funkcję: kształtuje smak muzyczny wiernych i pomaga im przez muzykę i śpiew dojść do tajemnicy Boga. Ta niezwykła podróż duchowa i fizyczna sprawiła, że młody Ukrainiec już nie lęka się przyszłości, bo powierza ją Panu Bogu.

– Liczę na to, że będę dalej się rozwijał. Dla mnie wyjazd do Polski nie ma charakteru ekonomicznego. Ogromnie się cieszę, że mogę tu służyć Bogu swoją pracą, prowadzić ludzi do Niego przez swoje umiejętności i talent, którym mnie obdarzył. To dopiero błogosławieństwo z Jego strony! Nazywam się Jurij Riepin i dziś już wiem: jestem Bożym dzieckiem – podsumowuje.