Miłość to nie akceptacja ani tolerancja

Maciej Rajfur

publikacja 08.01.2018 13:20

To coś więcej. Wyjaśnia ks. prof. Mariusz Rosik.

Miłość to nie akceptacja ani tolerancja Maciej Rajfur /Foto Gość Ks. prof. Mariusz Rosik

- Pierwsi chrześcijanie, a w tym sami ewangeliści mieli trochę kłopot z chrztem Pana Jezusa. Jan Chrzciciel bowiem udzielał chrztu nawrócenia. Gdy Izraelici zanurzali się w rzece Jordan, wyznawali przy tym swoje grzechy. Jezus był bezgrzeszny, dlaczego więc przyjął chrzest? - pyta ks. Mariusz Rosik.

Jak dodaje, św. Marek poświęca temu wydarzeniu zaledwie trzy wiersze. Mateusz bardzo wyraźnie sygnalizuje, iż Jan Chrzciciel wciąż mówi, że jest niegodny, aby ochrzcić Jezusa. Św. Łukasz podkreśla, że Jezus po chrzcie natychmiast wyszedł z wody. To znaczy, że nie miał żadnego grzechu do wyznania. Natomiast Jan w ogóle pomija opis chrztu Jezusa w rzece Jordan. Dlaczego?

- Pierwsza odpowiedź, jaką dają teologowie brzmi, że Jezus przyjął chrzest, ponieważ chciał podkreślić jego wagę dla nas oraz zobowiązania z niego wypływające. Z chrztu wynikają bowiem pewne obowiązki. A najkrócej mówiąc chodzi o godne życie chrześcijanina, które objawia się w praktykowaniu przykazania miłości - stwierdza ks. prof. Rosik.

Przypomina realną historię z 2014 roku ze Stanów Zjednoczonych z Kalifornii. W czerwcu pewna duża protestancka parafia oczekiwała na przybycie nowego pastora. Pierwsze nabożeństwo miał on odprawić w sobotę o godzinie 18. Wszystko było już przygotowane. Rada Parafialna czekała przy wejściu do kościoła, by powitać nowego gospodarza.

Stał przy drzwiach także pewien człowiek, który prosił o drobne datki. Nie otrzymał żadnych pieniędzy i po pewnym czasie wszedł do kościoła. Usiadł w pierwszej ławce. Ponieważ nie był zbyt elegancko ubrany, poproszono go, by przesiadł się do bocznej kaplicy.

Równo o godzinie 18 to właśnie on odpiął zamek swojego skafandra i wszystkim ukazała się koloratka. Pastor podszedł do ołtarza, otworzył Biblię i przeczytał słowa Jezusa: „Byłem głodny, a nie daliście mi jeść, byłem spragniony, a nie daliście mi pić…”. W kościele zapadła absolutna cisza, a oczekiwany-nieoczekiwany gość w takiej atmosferze odszedł do zakrystii.

- Pastor tłumaczył później, że chciał w tym geście skłonić parafian do myślenia, jak ważna jest miłość, do której wzywa nas Jezus, a której praktykowanie wypływa z faktu, że jesteśmy ochrzczeni - mówi ks. prof. Mariusz Rosik.

Odpowiada przy tym na pytanie, na czym polega miłość, do jakiej wzywa nas Jezus?

- Po pierwsze, miłość, choć łączy się z uczuciem, to uczuciem niej jest. Nie jest także postawą akceptacji, ani tolerancji. Istotą miłości nie jest uczucie dlatego, że emocje i uczucia rodzą się w nas niezależnie od naszej woli. Trzeba jednak podkreślić, że każda miłość wiąże się z uczuciem, najczęściej pięknym i głębokim - opisuje ks. prof. Rosik.

Wykładowca akademicki wyjaśnia, że gdyby miłość była tylko uczuciem, nikt nie mógłby przed ołtarzem przysięgać dozgonnej miłości własnemu małżonkowi. Nie można przecież przysięgać czegoś, co nie zależy od naszej woli. Również siostry zakonne oraz kapłani nie mogliby składać ślubów wieczystych Panu Bogu.

Z kolei gdyby miłość miała być tylko pozytywnym uczuciem, to nie byłoby możliwe praktykowanie miłości nieprzyjaciół, a Jezus do tego wzywa.

- Miłość nie jest postawą akceptacji. Akceptacja mówi nam: „Przyjmuje cię takiego, jakim jesteś”. Bardzo pięknie, ale miłości to nie wystarcza. Miłość mówi: „Owszem, przyjmuję cię takiego, jakim jesteś, ale możesz być kimś jeszcze piękniejszym, bardziej otwartym na Pana Boga i ludzi. Możesz być szlachetniejszym człowiekiem”. Miłość nie zadowala się obecnym stanem drugiego człowieka, ale daje impuls do dalszego duchowego rozwoju - oświadcza ks. prof. Rosik.

Uczula, że miłość nie jest także tolerancją.

- W wielu mediach tolerancję wyniesiono na piedestał i słyszymy, że mamy tolerować nawet zło czy grzech. A miłość to właśnie brak tolerancji dla zła i dla grzechu. Wyobraźmy sobie, że ktoś z nas ma w rodzinie dziecko, które używa narkotyków. Gdyby mama powiedziała: „toleruję to”, nie miałoby to nic wspólnego z miłością, do jakiej wzywa nas Jezus - uzasadnia kapłan.

Jak uzupełnia, miłość jest świadomą decyzją woli. Jest postawą która mówi: „Chcę twojego dobra, wszechstronnego rozwoju. Byś był coraz lepszym, piękniejszym człowiekiem. Otwierał się na Boga i na drugiego człowieka. I zrobię to, co w mojej mocy, aby taki rozwój ci umożliwić”.

- Pan Jezus zachęca do tego, aby kochać wszystkich ludzi, ale nie wszystkim w taki sam sposób miłość okazywać. Jezus postępował według zasady: „Czy kocham, zależy ode mnie, ale to, w jaki sposób miłość okazuję, zależy od ciebie” - mówi biblista.

Przypomina z kart Pisma Świętego, że kiedy Jezus spotykał ludzi prawych, szlachetnych, otwartych na Jego słowo, sam miał wobec nich ciepły i serdeczny głos. Kiedy spotykał ludzi, którzy balansowali na granicy grzechu, tym stawiał wysokie wymagania. Mówił np. „Kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie…” albo „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Kiedy zaś natrafiał na ludzi złej woli, których też przecież kochał, to zwracał się do nich w bardzo trudnych słowach: „Jesteście jak groby pobielane” lub „Jesteście jak plemię żmijowe”. Zdarzało się, że nauczał z biczem w ręku.

- Kochał każdego człowieka, ale w bardzo różny sposób tę miłość okazywał, bo nie mylił miłości z naiwnością. Według Jezusa nie wystarczy miłować bliźniego swego jak siebie samego. Bo siebie często kochamy niedoskonale. Dlatego Jezus mówi: „Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem”. To On staje się wzorcem prawdziwej autentycznej miłości, która wypływa z naszego chrztu - podsumowuje ks. prof. Mariusz Rosik.