Jak ze snu

Marcin Jakimowicz

publikacja 31.12.2017 04:45

Kalisz wita nas wielką tablicą: „Idźcie do Józefa”. Słuchamy wskazówki i jedziemy przypatrzyć się temu, którego nazwano postrachem demonów. I załapać się u niego na darmową lekcję uwielbienia.

Wezwanie świątyni: Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny – to dżentelmeński gest świętego wskazującego z dumą swą Małżonkę. Roman Koszowski /foto gość Wezwanie świątyni: Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny – to dżentelmeński gest świętego wskazującego z dumą swą Małżonkę.

Dwa lata temu w Los Angeles nagrodzono krążek „Night in Calisia”, który Włodek Pawlik nagrał z Randym Breckerem i Orkiestrą Filharmonii Kaliskiej. To był strzał w dziesiątkę! Nie zwiedzam wprawdzie nocnego Kalisza, ale mam świadomość, że ta historia rozpoczęła się nocą…

Dobra noc

„Sen mara, Bóg wiara” – mawiamy. Na szczęście Józef z królewskiego rodu Dawida nie ufał takim przysłowiom. Polecenia od anioła otrzymywał właśnie we śnie. Jak bardzo musiał być wyczulony na słowo Boże, skoro uwierzył prośbie Bożego wysłannika! Mąż młodziutkiej Miriam usłyszał: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu” (Mt 2,13). Wstał, spakował manatki i zrobił, jak mu kazano.

Wierni w Kaliszu śpiewają, że to święty „mówiący czynami”. Przed 400 laty w wiosce Szulec, oddalonej o 13 km od najstarszego polskiego miasta, opiekun Jezusa przyśnił się ciężko choremu mężczyźnie, nad którym lekarze bezradnie rozkładali ręce. Zapowiedział: „Wyzdrowiejesz, gdy każesz namalować obraz Świętej Rodziny i ofiarujesz go kolegiacie kaliskiej”.

– Chory miał na nazwisko Stobienia. Potraktował obietnicę poważnie. Nie zwlekając, znalazł malarza i zlecił mu namalowanie obrazu – opowiada z pasją kustosz sanktuarium św. Józefa w Kaliszu ks. Jacek Plota. – Gdy artysta przyniósł obraz do jego chałupy, Stobienia ucałował malunek i został uzdrowiony. To był początek cudów Józefa Kaliskiego. Stara księga z 1780 r. zawiera opisy późniejszych 600 dowodów jego wstawiennictwa. Nowe wydane są w dwóch świeżutkich tomach „Cudów świętego Józefa”.

Takie rzeczy rozchodzą się pocztą pantoflową i szybko trafiają pod strzechy. Nic dziwnego, że o obrazie zaczęła szeptać cała południowa Wielkopolska, a kolegiata stała się celem pielgrzymek. Zwana jest polskim Nazaretem. Od 1670 r. nieustannie tętni życiem. Ciekawostką jest to, że nie nosi imienia Józefa. Wezwanie świątyni: Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny – to dżentelmeński gest świętego wskazującego z dumą swą Małżonkę.

Józef był w Fatimie!

„W tym roku świętowaliśmy 100. rocznicę objawień w Fatimie. Siostra Łucja tak wspominała ostatnie objawienie: »Kiedy Nasza Pani znikła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca świętego Józefa z Dzieciątkiem Jezus i naszą Dobrą Panią ubraną w biel. Zdawało się, że święty Józef błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża«”. Zapiski s. Łucji cytuje w swym najnowszym liście pasterskim biskup kaliski Edward Janiak.

– Maryja dwukrotnie zapowiadała, że nadejdzie wyjątkowe objawienie: „Czekajcie na 13 października”. Znamy tę historię: cud wirującego słońca mimo ulewnego deszczu, zdumiony stutysięczny tłum – opowiada ks. Andrzej Latoń z Polskiego Studium Józefologicznego. – Niewielu z nas wie, że dzieci widziały wówczas św. Józefa. Przyszedł, niosąc Jezusa i błogosławiąc świat. Coraz częściej słyszy się głosy józefologów, że jest to patron na czasy ostateczne. Przygotował Mesjasza do misji i usunął się w cień. Dziś przygotowuje nas na paruzję. Józef jest figurą Boga Ojca. Jezus, patrząc na niego, widział gesty Ojca.

Nóż na gardle

– Sanktuarium odwiedza rocznie ok. 400 tys. pielgrzymów – opowiada ks. kustosz Jacek Plota. – Co roku do Józefa Kaliskiego, patrona miasta i całej diecezji, przychodzi 20 ogólnopolskich pielgrzymek. Modli się tu regularnie Domowy Kościół, przyjeżdżają też jezuici, by podziękować za to, że ocaleli, podczas gdy ich klasztory w krajach ościennych zostały zlikwidowane. Ciągle żywa jest pamięć o uratowanych w Dachau. Obóz miał być zniszczony 29 kwietnia 1945 roku o godz. 21. Trzy godziny wcześniej wydarzył się cud.

Schodzimy do kaplicy Męczeństwa i Wdzięczności. W gablocie kawałek niemieckiego chleba obok kromki chleba amerykańskiego, którą więźniowie dostali po wyzwoleniu obozu. Fotografie biskupów Korszyńskiego, Jeża, Majdańskiego, Kozala…

– Dwie kompanie czekały w Monachium, by nas zniszczyć. Chciały oblać obóz i teren jakąś łatwopalną cieczą i puścić tysiące ludzi z dymem. Ale Pan Bóg nas wyciągnął. W ostatniej chwili – opowiadał mi Marian Żelazek, werbista. Polski kandydat do Pokojowej Nagrody Nobla. – W tym piekle był z nami Pan Bóg. Bardzo chciałem wyjść z obozu. Nawet na czworakach… Z przyjaciółmi złożyliśmy uroczyste śluby św. Józefowi, bo on zawsze ratował Świętą Rodzinę. Obiecaliśmy mu, jakimi to będziemy aniołami po wyjściu. Obóz został wyzwolony na trzy godziny przed decyzją o jego likwidacji.

– Kapłani skończyli nowennę do św. Józefa. Odmawiali ją przez 9 dni, prosząc o cud – opowiada kustosz sanktuarium. – Już 14 kwietnia 1945 r. Himmler wydał rozkaz: „Żaden więzień nie może dostać się żywy w ręce nieprzyjaciela”. Wyznaczono nawet dokładną godzinę likwidacji obozu: 29 kwietnia, 21.00. Nieświadomi tego Amerykanie pod wodzą Felixa L. Sparksa mieli go wyswobodzić dzień później. A jednak mieli przeczucie…

Gdy wyzwolili obóz z 33 tys. więźniów (ponad połowę stanowili Polacy), ujrzeli przerażający widok: stosy 7,5 tys. ciał czekających na spalenie. Odtąd ocaleni kapłani co roku padali na kolana przed obrazem Józefa Kaliskiego. Na początku było ich 700. Gdy byłem tu przed 7 laty, pielgrzymowały 3 osoby. Dziś widzą już Józefa twarzą w twarz.

Zaufał mu Jezus

Kalisz wita nas wielką tablicą: „Idźcie do Józefa”. To czytelne odniesienie do starotestamentalnego zarządcy Egiptu. Fascynuje mnie to, że Bóg błogosławił faraona, Potifara i cały potężny Egipt ze względu na jednego człowieka! A zaczął to czynić w czasie, gdy ten akurat siedział w więzieniu i wydawało mu się, że jest zwykłym „szaraczkiem”. W Księdze Rodzaju czytamy: „Pan błogosławił domowi tego Egipcjanina przez wzgląd na Józefa”.

Skoro Józef egipski był jedynie zapowiedzią opiekuna Jezusa, o ile bardziej Bóg będzie błogosławił przez wstawiennictwo człowieka, którego na swego opiekuna wybrał sam Mesjasz! Jezus zaufał Józefowi. Powiedział: „Wychowaj mnie na dobrego człowieka”. Całkowicie oddał się w jego ręce.

Mam do niego słabość. Pochodzę z parafii pod jego wezwaniem, od lat modlę się w Diakonii Świętej Rodziny, której jest jednym z filarów. Moja żona znalazła dzięki niemu pracę. W ciągu jednego dnia. Napisała list, a on odpowiedział.

Papież Franciszek ogłosił, że 3 grudnia rozpoczyna się Nadzwyczajny Rok św. Józefa Kaliskiego. Do miasta zjadą tłumy, by na własnej skórze sprawdzić, czy Teresa z Ávila, notująca: „Gdy proszę o coś św. Józefa w dzień jego święta, nigdy mi nie odmawia”, nie przeholowała.

Spacerologia

„Najświętsza Rodzina spacerująca” – tak nazwał wielki, 2,5-metrowy obraz ks. Jan Twardowski. Choć widzimy i Trójcę Świętą, i całą Rodzinę z Nazaretu, obraz czci się od początku jako wizerunek świętego Józefa Kaliskiego. Papież Pius VI potwierdził, że obraz jest cudowny. W 1796 r. po raz pierwszy w historii św. Józefowi nałożono koronę, a przed 55 laty św. Jan XXIII ofiarował kaliskiemu sanktuarium pierścień i wprowadził do kanonu Mszy imię św. Józefa.

Największe tłumy padają tu na kolana w czasie trzech odpustów: 19 marca, 1 maja, gdy do sanktuarium przychodzi pielgrzymka ludzi pracy (w ubiegłym roku jednym z pątników był prezydent Andrzej Duda), i w czasie odpustu „opieki św. Józefa” w pierwszą niedzielę czerwca.

4 czerwca 1979 r. na placu Zwycięstwa w Warszawie Jan Paweł II wołał: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. Tego samego dnia 18 lat później w Kaliszu stanowczo upomniał się o życie. „Jestem tego pewny, że największym niebezpieczeństwem zagrażającym pokojowi jest dzisiaj aborcja. Jeżeli matce wolno zabić własne dziecko, cóż może powstrzymać ciebie i mnie, byśmy się nawzajem nie pozabijali?” To tu padły te mocne słowa. Uwierają wielu do dziś.

– Zrobiliśmy z niego niedołężnego dziadka albo jakiegoś wyobcowanego emocjonalnie „opiekuna”. Józef stoi w cieniu. Pora, byśmy pozwolili mu wyjść na światło dzienne – opowiada nam na plebanii ks. Andrzej Latoń. – Pora zobaczyć w Józefie stuprocentowego mężczyznę. Myślę, że był to młody człowiek. O tym, że był stary, czytamy w apokryfach, których Kościół nie uznał za księgi objawione. Jego starość „bezpiecznie” zestawiano z dziewictwem Maryi. Miała gwarantować jego ochronę. Prawdopodobnie było to zwykłe żydowskie małżeństwo, więc Józef musiał być w sile wieku. Przecież ten człowiek dostał misję specjalną, musiał podejmować ryzykowne zadania. Na przykład uciekać przed Herodem do Egiptu, a później wracać do Nazaretu. To kawał drogi. Był budowniczym domów, człowiekiem wykształconym. Biblia opisuje go słowem „cadyk”, którym nazywa jedynie wybitne osoby. Wyraz ten oznacza kogoś całkowicie posłusznego woli Boga, pełnego bojaźni Bożej, doskonale odczytującego słowa Pisma. Gdy ktoś z chasydów przychodził do cadyka z jakimś wielkim utrapieniem, słyszał: „Najpierw błogosław Pana Boga, a potem się z Nim kłóć”. Błogosławieństwo, uwielbienie – tego uczę się od św. Józefa. Wierzę, że Bóg zachował tego świętego przez całe wieki, by pod koniec czasów objawić go światu.