Trzy miesiące żywej wiary

Agata Ślusarczyk; Gość Warszawski 48/2017

publikacja 10.12.2017 04:45

Magdalena i Sebastian Kowalikowie, rodzice chorego na glejaka mózgu Kubusia, nie wyglądają na zrozpaczonych. Aż dziwne… Bo Boże.

Kubuś razem z braciszkiem Jasiem i rodzicami. Agata Ślusarczyk /Foto Gość Kubuś razem z braciszkiem Jasiem i rodzicami.

Jesienna herbata z cytryną u Magdaleny i Sebastiana Kowalików z warszawskiej Woli smakuje wyśmienicie. Nie gorzej niż historia o tym, jak w trzy miesiące z „niedzielnych katolików” stali się świadkami Jezusa Chrystusa.

Rozpal wiarę

Życie rodziców 3-letniego Kubusia i 1,5-rocznego Jasia było zaplanowane, ułożone i przewidywalne. Z wyjątkiem lekarskiej diagnozy: Kubuś ma w główce rozlanego glejaka pnia mózgu. I praktycznie zerowe szanse na przeżycie… – Z płaczem pytałem Boga, za co mnie tak ukarał. Co niedziela chodziłem przecież do kościoła, pościłem w piątki… Dlaczego więc musi cierpieć moje dziecko? Gdzie jako rodzice popełniliśmy błąd? – opowiadał Sebastian.

Po raz pierwszy, że „Bóg jest dobry” usłyszeli od zaangażowanych w życie Kościoła przyjaciół. Po raz pierwszy od apostołów Dobrej Nowiny rodzice Kubusia usłyszeli także o żywym Bogu, który działa w Kościele dziś, tak samo jak dwa tysiące lat temu – uzdrawia, pociesza, troszczy się o człowieka. Postanowili zaryzykować. Poszli na Mszę św. z modlitwą o uzdrowienie, którą w praskiej katedrze na początku września prowadził świecki charyzmatyk Marcin Zieliński.

– Myślałem, że będzie to zwykła Msza św., na której wyczytywane są intencje, a wierni odpowiadają: „Wysłuchaj nas, Panie”. Napisałem więc do organizatorów, by dołączyli także modlitwę za Kubusia – wspomina. Jeszcze tego samego dnia Sebastian dostał telefon od organizatorów, że Kubuś ma umówione indywidualne spotkanie z Marcinem Zielińskim i że za synka modlą się także słuchacze Radia Warszawa. Nie znał takiego Kościoła.

– Pierwszy raz byłam na Eucharystii, gdzie ludzie są radośni. Od niektórych osób nie mogłam oderwać wzroku, było w nich coś, czego nie miałam ja. Nie umiałam wytłumaczyć sobie tego, co się tam działo – nagłe upadki, uzdrowienia, modlitwa w niezrozumiałym języku… – wspomina z kolei Magda. Zaczęli więc drążyć. Szukać, czytać… Biblioteczka poszerzała się o kolejne pozycje z cyklu „Moc uwielbienia” czy „Rozpal wiarę, a będą działy się cuda”.

Nie rozumiem, ale ufam

Druga chemia i gwałtowne pogorszenie. Kubuś z dnia na dzień tracił siły. Na oczach rodziców stawał się „warzywkiem”. Magda zaczęła szukać w internecie miejsca, w którym można pochować synka, Sebastian zbierał namiary na sprawdzonych psychiatrów. – Wybrane zdjęcia z rezonansu wysłaliśmy do specjalistów w Niemczech, Włoszech, USA, Szwajcarii, Kanadzie… Lekarze rozkładali ręce. Na ten typ nowotworu nie ma lekarstwa.

Od zakończenia radioterapii dzieci przeżywają średnio 6–9 miesięcy – wspominają rodzice. Sebastian już wtedy częściej modlił się i stał się dziwnie spokojny. Nawet miał wrażenie, że… zwariował. Stan Kuby nadal się pogarszał. Guz urósł, pojawiło się wodogłowie. Kubusia czekała operacja.

– Wracałam samochodem do domu. Pełna żalu i zwątpienia. Przez zaciśnięte zęby po raz pierwszy wydusiłam z siebie modlitwę dziękczynienia: „Boże, dziękuję Ci za chorobę mojego synka. Nie wiem, dlaczego nas to spotyka, ale ufam, że Ty wiesz, co z tym zrobić”. Następnego dnia obudziłam się już inna. Były we mnie pokój, radość i nadzieja – wspomina.

On żyje

Kubuś był już po operacji. I kiedy wydawało się, że wszystko idzie dobrze, w Magdzie odezwał się potworny ból kręgosłupa, a do szpitala z nowotworem trafił jej teść.

– Zacząłem z serca prosić Boga o pomoc. Szukałem nawet numeru telefonu do Marcina Zielińskiego, kiedy naprzeciw mnie na dziecięcym oddziale Centrum Zdrowia Dziecka stanął… właśnie on. Przypadek? Nie, kolejny znak Bożej opieki – śmieje się Sebastian. Uklękli przy łóżeczku Kubusia. Marcin modlił się w językach, Sebastian w kółko w myślach powtarzał „Ojcze nasz”. – Po raz pierwszy odważyłem się pomodlić na głos…Poprosiłem, by Jezus uzdrowił mojego synka. Po raz pierwszy modliłem się także o uzdrowienie z bólu kręgosłupa mojej żony – wspomina.

Jeszcze tego samego wieczora Sebastian złożył rodzinie i znajomym cztery świadectwa działania Boga. Ból kręgosłupa Magdy odszedł. Z wrażenia nie spał do rana. – Nie miałem już żadnych wątpliwości. Wiedziałem, że to Jezus uzdrowił Magdę. A skoro tak, to znaczy, że On żyje. I że to, co jest napisane w Piśmie Świętym, jest prawdą – mówi.

Od czasu diagnozy Kubusia minęły trzy miesiące. Sebastian nadrabia braki w czytaniu Pisma Świętego, a o Bogu, który nie zostawił ich samych, opowiada nawet w pracy. Dziś trzylatek bawi się jak inne dzieci. Glejak zatrzymał się. – Teraz szykujemy się do leczenia w Londynie. Założyliśmy fanpage na Facebooku „Kubuś i Królik walczą z guzem mózgu” i zbieramy pieniądze na terapię, podczas której chemia będzie podawana bezpośrednio do mózgu – tłumaczy Sebastian. I głęboko wierzy, że Bóg nad wszystkim czuwa.