Zmarł czy zdechł?

ks. Wojciech Parfianowicz; Gość koszalińsko-kołobrzeski 47/2017

publikacja 29.11.2017 04:45

Pies na cmentarzu dla zwierząt. Osobliwy widok. Po co przyszedł? Czego szuka? Na pewno to nie on zapalił znicz na grobie Saruni. Kto to zrobił... i po co?

Cmentarz dla zwierząt w Pile. Podobne miejsce funkcjonuje także w Słupsku. Niektórzy zamiast słowa cmentarz używają nazwy  „grzebowisko”. ks. Wojciech Parfianowicz Cmentarz dla zwierząt w Pile. Podobne miejsce funkcjonuje także w Słupsku. Niektórzy zamiast słowa cmentarz używają nazwy „grzebowisko”.

Niektóre tablice ustawione na grobach czworonogów na pilskim czy słupskim cmentarzu dla zwierząt mogą szokować. Już same słowa „grób” i „cmentarz” w odniesieniu do psów, kotów czy królików dla niektórych są nie do zaakceptowania. „Sabina. Żyła lat 12” – gdyby nie zdjęcie kota, można by pomyśleć, że to grób dziecka. Jest napisane, kiedy Sabina się urodziła i kiedy... zmarła, nie zdechła. Są też znicze, kwiaty, aniołki.

Inna tablica, całkiem pokaźna, oprócz imienia zawiera też nazwisko. Pewnie należy do właściciela czworonoga, ale tylko odciśnięta na kamieniu łapa przypomina, że w tym grobie nie leży ciało człowieka.

Co zrobić, gdy czworonożny pupil zakończy swój żywot? Pewnie, że problem jest również praktyczny. Martwego zwierzęcia, zgodnie z prawem, nie można po prostu zakopać w ogródku. Powinno się je oddać do... utylizacji. Trudno się dziwić, że dla niektórych to nie do przyjęcia. Słowo „utylizacja” wydaje się nieodpowiednie dla żywego stworzenia, z którym domownicy mieli jednak jakiś rodzaj więzi, często bardzo silnej. Czy reakcją na utylizację mają być znicze i kwiaty?

Wieczny odpoczynek...?

„Czy mój czworonożny pupil będzie ze mną w niebie?” – Jeśli pyta dziecko, można mu powiedzieć, że Pan Bóg na pewno by się o to postarał, gdyby to było potrzebne do pełni naszego szczęścia – proponuje ks. prof. Janusz Bujak, wykładowca teologii dogmatycznej. Pytanie, czy rzeczywiście byłoby to nam potrzebne. – Problem w tym, że czasami mamy trochę naiwną wizję nieba jako swego rodzaju idealnej ziemi – zwraca uwagę ks. Bujak.

Czy do pełni szczęścia wiecznego w obecności Boga i ukochanych ludzi będzie nam brakowało psów, kotów i chomików? Jeśli mamy z tym problem, warto wrócić do odpowiedzi udzielanej dzieciom. Trzeba jednak pamiętać o wyjątkowości człowieka. – Tylko jego Bóg stworzył na swój obraz i podobieństwo – przypomina teolog. Dlatego tylko człowiek ma duszę nieśmiertelną i wolną wolę, co pozwala mu kochać i grzeszyć.

Czytamy jednak w Biblii: „Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych (Rz 8,20-21). Modlimy się też słowami IV Modlitwy Eucharystycznej: „O dobry Ojcze, daj nam, swoim dzieciom, dziedzictwo życia wiecznego z Najświętszą Dziewicą, Bogurodzicą Maryją, z Apostołami i wszystkimi Świętymi w Twoim Królestwie, gdzie z całym stworzeniem wyzwolonym z grzechu i śmierci będziemy Cię chwalić”. Możemy więc spodziewać się jakiejś formy „wyzwolenia” całej przyrody w wymiarze ostatecznym. Czy jednak należy je rozumieć w sensie indywidualnym, czyli dotyczącym konkretnego Burka, Mruczka czy Tuptusia? Chyba jednak nie tędy droga.

Precyzyjna odpowiedź na pytanie o obecność zwierząt w niebie przekracza nasze możliwości. Bardziej chyba powinniśmy się pytać o to, czy my tam będziemy. Mamy wolną wolę, więc wiele zależy od nas – w przeciwieństwie do zwierząt.

Pies też człowiek?

Psich grobów na cmentarzach dla zwierząt jest zdecydowanie najwięcej. Psy już dawno przestały bowiem pełnić funkcje czysto użytkowe. Dla wielu stają się wręcz członkami rodziny. W stosunku do nich używa się nawet języka określającego relacje ludzkie. Czasami na psim grobie można znaleźć napis: „synek”, „córeczka”. Niektóre reakcje psów przyrównuje się do zachowań ludzkich.

– Działają tutaj dwa mechanizmy: projekcja i nadawanie znaczenia – mówi Monika Małocha, psycholog. Projektujemy na zwierzę nasze własne uczucia, nadając im inne znaczenie, zgodne z naszymi potrzebami. Wydaje się nam, że pies współodczuwa z nami różne sytuacje na naszym poziomie. – Pies jednak nie przejawia uczuć wyższych. Jego życie emocjonalne oparte jest na instynktach. On czuje głód, chłód, popęd, odrzucenie ze stada – wyjaśnia psycholog. Właściciele odbierają zachowania swych pupili na poziomie emocji ludzkich, podczas gdy wynikają one z natury rasy albo z wytresowania lub jego braku. – Pies cieszy się czy smuci albo coś robi (np. ratuje topielca) ze swoich powodów, nie ludzkich – zaznacza psycholog.

Humanizacja zwierząt wynika też z ludzkiej potrzeby dbania o kogoś, dzielenia się sobą. Czasami realizacja tej potrzeby okazuje się łatwiejsza ze zwierzęciem. – Relacje z ludźmi wydają nam się takie nieudane. A zwierzę? A zwierzę nie jest w stanie przekazać nam komunikatu takiego jak drugi człowiek. Poza tym jego potrzeby są znacznie prostsze – zaznacza psycholog.

– Zapominamy o utylitarnym podejściu do zwierząt – mówi Monika Małocha. Utylitarnym nie znaczy zimnym, bezdusznym jak do przedmiotu – np. maskotki, którą podarowuje się pod choinkę. Zwierzę ma swoją funkcję, niekiedy bardzo ważną, przy wychowaniu dzieci, wykrywaniu przestępstw, terapii (hipoterapia, dogoterapia), ale nigdy nie stanie się równorzędnym partnerem w relacji z człowiekiem. – Życie w harmonii z przyrodą oznacza też szacunek do odpowiedniego miejsca każdego ze stworzeń – przypomina ks. prof. Janusz Bujak.

Pieskie życie... człowieka

Jak przyznaje Monika Małocha, humanizacja czworonożnych pupili szkodzi także im samym. – Nadając ludzkie znaczenie zachowaniom zwierząt, krzywdzimy je. Zwierzę chce bowiem czuć się na swoim miejscu. Naszym obowiązkiem jest zapewnić mu realizację jego zwierzęcych potrzeb. Niestety, człowiek czasami chce dać swojemu pupilowi tak naprawdę coś dla siebie. Nie dostrzega, że zaspokaja psu nie jego psie potrzeby, ale ludzkie, które projektuje na niego przez pryzmat swojej emocjonalności.

Ksiądz prof. Janusz Bujak zwraca też uwagę na inne zjawisko. – Miłość do zwierząt nie może nam przesłonić miłości do człowieka. Mamy dzisiaj tendencję, żeby humanizować zwierzęta, a jednocześnie dehumanizować człowieka. Nieraz te same środowiska walczą z nieludzkim traktowaniem zwierząt i domagają się prawa do aborcji albo zastanawiają się, czy płód w ogóle jest człowiekiem. Ludzie zakładają cmentarze dla zwierząt i obruszają się na używanie wobec nich słowa „utylizacja”, a jednocześnie to właśnie dzieje się wciąż w wielu szpitalach z ciałami dzieci zmarłych przed narodzeniem w wyniku poronienia. Powstają salony kosmetyczne dla psów i kotów, a wielu ludzi na świecie ma problem z dostępem do podstawowej opieki medycznej. Spora grupa osób żyje wciąż w znacznie gorszych warunkach bytowych niż niejedno zwierzę domowe.

Smutno mi. Naprawdę!

Z bólem po śmierci zwierzęcia trudno dyskutować. Jest autentyczny i często trudny do ukojenia. Janusz Rautszko ze Szczecinka, autor wielu publikacji, nadleśniczy, radny miejski, na temat swojej relacji z goldenem retrieverem Aurusem napisał dwie książki. O jego śmierci opowiada z trudem, powstrzymując wzruszenie. – Kiedy wracałem do domu z pracy, wysiadałem z samochodu 10 minut. Kompletnie nie mogłem sobie poradzić z tym, że nie zastanę już tam Aurusa – wspomina. Czy można mówić o żałobie po psie?

– Pojęcie żałoby wiąże się nie tylko ze stratą drugiej osoby, ale w ogóle z jakąkolwiek stratą, np. pracy, zdrowia czy zwierzęcia domowego. Trzeba pozwolić sobie na przeżycie tych emocji i uczuć, symbolicznie pożegnać zwierzę – wyjaśnia Monika Małocha. Szczególnie, jeśli dotyczy to dziecka.

Czy to oznacza, że cmentarze z nagrobkami przypominającymi mogiły dzieci, przy których stawia się płonące znicze, kwiaty i maskotki, to dobre rozwiązanie? – Można powiedzieć, że cmentarze dla zwierząt (w formie, jaką coraz częściej przyjmują), są konsekwencją ich humanizowania, tzn. nadawania im przesadnego znaczenia za ich życia. Wtedy trudno odciąć się w prosty sposób od tego, co robiliśmy wcześniej. Istnieje konieczność pewnej konsekwencji emocjonalnej. Trudno po prostu pozbyć się pieska czy kotka, skoro wcześniej był taki ważny.

Zwierzę zostaje więc pochowane jak człowiek, a właściciele fundują pomnik i przynoszą na grób kwiaty. To nie jest naturalne, ponieważ człowiek nie może ze zwierzęciem nawiązać takich relacji jak z drugim człowiekiem. One zawsze będą obarczone mechanizmami projekcji i nadawania znaczenia. Najlepiej jeśli od początku potraktujemy zwierzę jak zwierzę i pożegnamy je także jak zwierzę, czyli na zasadzie szacunku do przyrody – radzi psycholog.

– Wydaje się, że tutaj są zachwiane pewne proporcje i granice między światem ludzi i zwierząt. Dzisiaj nie wolno już pochować zwierzęcia na swojej posesji, jeżeli więc są takie miejsca, gdzie można to zrobić, to dobrze, ale powinny być one wykorzystywane z pewnym umiarem. Nie widzę nic złego w tym, żeby w miejscu pochówku pojawił się polny kamień, może tabliczka z imieniem. Natomiast jeśli powstają nagrobki, przy których stawia się znicze i kwiaty, mam mieszane uczucia – ja, którego relacje z ukochanym psem były niezwykłe – przyznaje Janusz Rautszko.