Kolacja u Anny

Miłosz Kluba

publikacja 20.11.2017 04:45

Nie ma chyba lepszego sposobu na przyciągnięcie krakowskich studentów niż… darmowe jedzenie. Być może dlatego Duszpasterstwo Akademickie św. Anny nie narzeka na brak nowych twarzy.

Od prawej: Judyta Dąbrowska, Karolina Latkiewicz, Magdalena Polak. Miłosz Kluba /Foto Gość Od prawej: Judyta Dąbrowska, Karolina Latkiewicz, Magdalena Polak.

Akademicka Msza św. zaczyna się w niedzielę o godz. 19.30. To dobra pora, bo do położonej tuż obok Rynku Głównego kolegiaty św. Anny mogą zdążyć ci, którzy weekend spędzili w domu, czasem z dala od Krakowa. Później czeka na nich kolacja, na którą zaproszeni są nie tylko członkowie duszpasterstwa, ale również wszyscy, którzy chcieliby do niego dołączyć. – Co tydzień posiłek przygotowuje inna grupa DA – mówi Karolina Latkiewicz. – Nie są to kanapki – robiliśmy już hot dogi, zapiekanki, naleśniki, sałatki, spaghetti – wylicza. Dodaje, że wspólne gotowanie to świetna integracja grupy – a czasu na nią nie brakuje, bo w każdy niedzielny wieczór Sala Akademicka jest gotowa na przyjęcie ponad 100 (a czasem prawie 200) gości.

Duszpasterstwo cały czas

Kolacja to jednak dopiero początek. – Wciągnął mnie klimat, jaki tu panuje, i zostałam do dzisiaj – wspomina Judyta Dąbrowska, która na drugim roku studiów szukała dla siebie duszpasterstwa i w niedzielny wieczór trafiła do kolegiaty przy ul. św. Anny. – Zaczęło się od bardzo podstawowej potrzeby znalezienia ludzi w moim wieku, którzy myślą podobnie jak ja – opowiada. Im dalej w las, tym więcej drzew. – Trudno policzyć, ile czasu tygodniowo spędza się w duszpasterstwie. To zależy od tego, czy ktoś pełni jakąś funkcję, czy jest też w scholi, służbie liturgicznej – mówi Karolina Latkiewicz.

Już sam „program podstawowy” to kilka godzin. Spotkanie małej grupy trwa ok. półtorej godziny. Do tego akademicka Msza św. dwa razy w tygodniu – w czwartek (z modlitwą wspólnotową lub adoracją po Eucharystii) i w niedzielę (z kolacją, na którą też trzeba zarezerwować ponad godzinę). Rano można przyjść na jutrznię – o 6.30, po której jest wspólne śniadanie (w Adwencie jutrznia jest o 6.00, po niej Roraty, a potem śniadanie). Efekt? – To z pewnością była główna gałąź mojego życia studenckiego. Do tego stopnia, że często studia układałam „pod duszpasterstwo” – z uśmiechem przyznaje Karolina Latkiewicz, która w DA św. Anny spędziła sześć lat. – W tym czasie wydarzyły się najważniejsze rzeczy w moim życiu.

Judyta Dąbrowska dodaje, że nie tylko trudno zliczyć czas poświęcany na różne działania związane z DA, ale – przede wszystkim – nikt tego nie robi. – To zadziwiające, że ludzie chcą poświęcać tyle swojego czasu, ale my nie traktujemy tego jak obowiązku. Nikt nam przecież nie każe – mówi. Być może dlatego godziny spędzone w salkach przy kolegiacie nie ciążą. Wręcz przeciwnie – studentów coś ciągnie tutaj nawet poza oficjalnymi spotkaniami. – Jeśli ktoś ma okienko między zajęciami, to może przyjść do Kany – mówi Karolina. To miejsce, gdzie członkowie duszpasterstwa mogą odpocząć, napić się kawy czy herbaty, zagrać w planszówki albo bilard. Innymi słowy, każdy czas wolny można spędzić u św. Anny.

Dla każdego coś

Nie wszyscy docierają do Duszpasterstwa Akademickiego św. Anny zwabieni perspektywą niedzielnej kolacji. Okazją do poznania i wejścia do DA jest choćby wrześniowy obóz adaptacyjny w górach, organizowany z myślą o studentach pierwszego roku. Na tym nie koniec. – Nowe osoby pojawiają się w ciągu całego roku – nie tylko w październiku, ale na przełomie semestrów, po rekolekcjach adwentowych czy wielkopostnych – mówi Karolina Latkiewicz. Przychodzący do DA mają w czym wybierać. Obecnie działa tu 18 grup. Osiem z nich to tzw. komórki, czyli małe grupy, w których studenci spotykają się, by rozważać słowo Boże, dzielić się swoimi doświadczeniami i wspólnie się modlić. Pozostałe dziesięć to grupy specjalistyczne – m.in. doktorancka, medialna, patriotyczna (Patria 3.0), charytatywna (Chmiel) czy Akademicki Ruch Czystej Miłości. Oprócz tego działają schola i służba liturgiczna.

DA musi szukać nowych członków nie po to, by się nie zestarzeć, ale po prostu – by przetrwać. Obowiązuje zasada, że po zakończeniu studiów w duszpasterstwie można być jeszcze tylko przez pewien czas. To motywuje do dbania o wymianę pokoleń i działa dobrze. Mimo 90 lat na karku (to najstarsze duszpasterstwo akademickie w Polsce) DA św. Anny to ponad 200 studentów. Nie jest to największy wynik w Krakowie (liczniejsze to np. dominikańska „Beczka” i położone przy akademikach DA „Na Miasteczku”), ale i tak robi wrażenie. Także dlatego, że DA św. Anny organizuje wydarzenia otwarte, w których biorą udział nie tylko członkowie duszpasterstw akademickich Krakowa. Między innymi tu zrodziła się idea Szpitala Domowego, czyli codziennej modlitwy o odnowę moralną miasta, która odbywa się w kościele św. Wojciecha na Rynku Głównym.

W kolegiacie odprawiane są Msze św. „dla zakochanych i poszukujących pięknej miłości” pod hasłem „Żar ognia”. Tutaj powstały coroczne spotkania i warsztaty dla młodych kobiet „Co ona ma?”. Studenci z DA św. Anny organizują kolędowanie z metropolitą, Akademicką Drogę Krzyżową, uroczystości z okazji święta Jana Kantego. Czy warto? Magdalena Polak nie ma wątpliwości. – Przychodzimy tu dla Pana Boga, to On nas jednoczy – podkreśla. – Oprócz tego, że poznałam tu ludzi otwartych, prawdziwych, szczerych, którzy nie boją się wierzyć w Boga i o tym mówić, dla mnie bardzo ważne jest również to, że lepiej poznałam samą siebie. Wspólnota pomaga i w formacji duchowej, i w takim ludzkim rozwoju, przełamywaniu swoich barier, lęków – dodaje.

Nie tylko intelekt

Historia DA św. Anny formalnie zaczyna się w 1927 r. (stąd jubileuszowe obchody trwające od 15 do 22 października tego roku) od powołania przez abp. Adama Stefana Sapiehę kapelana uniwersyteckiego. Został nim ks. Stanisław Sapiński, doktor filozofii i duszpasterz kościoła Mariackiego. Jak pisał metropolita krakowski, miał on „otoczyć garnącą się dziś do religii i Kościoła młodzież uniwersytecką należytą opieką duchową, której dotychczas nie miała”. Początkowo ks. Sapiński pełnił jedynie funkcję spowiednika przy kościele św. Anny, jednak w liście z 15 września 1927 r. sam pisał, że „zaszczytna ta praca nie może być połowiczna, wymaga ciągłego studium, śledzenia życia intelektualnego młodzieży, jej zainteresowań teozofią, okultyzmem, mistyką”.

Jak jednak przypomina obecny proboszcz kolegiaty ks. prof. Tadeusz Panuś, opieka parafii św. Anny nad środowiskiem akademickim Krakowa trwa już od prawie 600 lat – kościół został oddany pod opiekę Akademii Krakowskiej w 1418 roku. Za prekursora duszpasterstwa akademickiego można zaś uznać żyjącego na przełomie XIV i XV wieku św. Jana Kantego, którego grób znajduje się w krakowskiej kolegiacie. – Był nie tylko wykładowcą, filozofem, teologiem, profesorem, ale i duszpasterzem. Zależało mu na tych relacjach – przypomina ks. Panuś.

– To jest troska Kościoła o to, żeby człowiek rozwijał się holistycznie – nie sam intelekt, ale cały człowiek – dodaje i podkreśla, że św. Jan dbał również o potrzeby materialne studentów, wspierając najbiedniejszych. Podobnie widział swoją pracę ks. Sapiński, który m.in. tworzył bursy dla studentów mających problemy ze znalezieniem mieszkania. Swoje rozdziały w historii DA św. Anny (sporo o niej można przeczytać na jubileuszowej stronie internetowej anno27.pl) mają także najpierw ksiądz, potem biskup, a obecnie sługa Boży Jan Pietraszko oraz Karol Wojtyła, który jako biskup i kardynał spotykał się ze studentami.

Białe róże

Pytane o wspomnienie z ostatnich lat, które najwięcej mówi o duszpasterstwie, Magdalena, Judyta i Karolina nie wymieniają wspólnego wyjazdu w góry, rekolekcji, Mszy św. czy adoracji. Wiosną 2016 roku tragicznie zginął jeden z członków duszpasterstwa – Bartłomiej Rusin. Studentki opowiadają o dniu, w którym dotarła do nich wiadomość o jego śmierci. – Ludzie spontanicznie przychodzili do Kany, modlili się wspólnie. Wieczorem był Różaniec, potem Msza św. Przyjechały też osoby, które już były absolwentami, ale kiedyś spotkały Bartka. Te chwile pokazały, jak jesteśmy dla siebie ważni – mówi Magda.

Karolina przypomina pogrzeb przyjaciela, na który studenci zabrali białe róże. – Było bardzo dużo młodych ludzi i z duszpasterstwa, i z uczelni Bartka – mówi. Judyta dodaje, że cały ten czas był „manifestacją żywej wiary”.

– Ciągle czujemy jego obecność. Bartek jest takim symbolem duszpasterstwa, tego, na czym budujemy i jak chcemy przeżywać relacje między sobą – zapewnia Karolina. – Dla mnie ważne jest to, że nie zamknęliśmy się na żałobie. Jest w nas nadzieja, że Bartek przebywa tam, dokąd wszyscy zmierzamy. My go nie żegnamy, bo wiemy, że on nas po prostu trochę wyprzedził – dopowiada Magdalena.