Moc matczynego przebaczenia

Beata Zajączkowska

Ucałowała ręce mordercy, bo była na nich krew jej córki. Przebaczywszy przyjęła go do rodziny, jak syna.

Moc matczynego przebaczenia

Przed tygodniem w Indiach odbyła się beatyfikacja siostry Rani Marii Vattalil. Została ona brutalnie zamordowana przez ubogiego mężczyznę „kupionego” w tym celu przez bogatych hinduistów, którym nie podobało się społeczne zaangażowanie zakonnicy i to, że pomagała najuboższym stanąć na własne nogi i zacząć normalnie żyć. Zginęła, bo poprzez niesioną im pomoc czyniła tych ludzi wolnymi uniezależniając od wykorzystujących ich tragiczną sytuację bogaczy i szefów wiosek. Swą miłością odważyła się zmienić to, co w odwiecznym systemie Indii określa się karmą. Dawała ludziom nadzieję, przywracała godność, umożliwiała lepsze życie. Gdy zaczęto jej grozić śmiercią mówiła, że przecież nie robi nic złego, tylko głosi Ewangelię. Gdy pastwił się nad nią płatny morderca pomiędzy kolejnymi 54. ciosami nożem przywoływała Jezusa. Uśmiechnięta siostra, bo tak ją popularnie nazywają Hindusi, jest w Indiach pierwszą  błogosławioną męczennicą.

Na jej śmierci historia się jednak nie kończy. Z jej męczeństwa płynie niesamowita, wręcz heroiczna lekcja przebaczenia, jaką dała jej mama. Ta prosta kobieta swym przykładem pokazała dzieciom, i nie tylko im, że Ewangelia nie jest pustym słowem. „Musimy przebaczyć, bo Jezus też przebaczył swym oprawcom” – powtarzała, gdy jej dzieci bardziej myślały o zemście i o tym, by morderca cierpiał, tak jak one po stracie ukochanej siostry. Nikt wówczas nie myślał, że oprawca stanie się ich bratem, a cała rodzina pomoże mu wyjść wcześniej z więzienia i stanąć na własne nogi. Nie jestem sobie w stanie nawet wyobrazić emocji towarzyszących pierwszemu spotkaniu matki z oprawcą jej córki. Ucałowała ręce mordercy, bo, jak mówiła, była na nich krew jej córki. Przebaczywszy przyjęła go do rodziny, jak syna. Samunder Singh wyznał, że było to dla niego jak trzęsienie ziemi – doświadczył wówczas, czym naprawdę jest Boże Miłosierdzie. Przyjąwszy chrzest mówił, że zbrodnia której dokonał dla niego okazała się błogosławioną winą. Nie byłaby nią bez heroizmu matczynego przebaczenia, które zmieniło diametralnie nie tylko jego, ale całą rodzinę.

Ten heroizm naprawdę powala i zawstydza, bo często w błahych sprawach nie potrafimy naprawdę przebaczyć i długo chowamy urazy. A przebaczenie owocuje, rodzi nowe życie. Przekonana jest o tym pani Franciszka Strzałkowska, mama polskiego franciszkanina o. Zbigniewa Strzałkowskiego, który w 1991 r. został zabity w Peru przez terrorystów wraz ze swym współbratem o. Michałem Tomaszkiem. Jej słowa nie potrzebują żadnego komentarza. Dodam tylko, że wypowiadała je trzymając w dłoni relikwie swego błogosławionego syna: „Nie czuję żadnego żalu w sercu dla morderców, tylko przebaczenie. I życzę każdemu, żeby umiał przebaczyć, bo jak się żyje z darem przebaczenia, to się żyje piękną miłością”.