Do zobaczenia, jak Bóg pozwoli

Krzysztof Król

publikacja 14.11.2017 04:45

Siostra Cecylia Bachalska uważa, że świadectwo życia często bardziej przemawia niż słowo.

Siostry Misjonarki NMP Królowej Afryki, zwane siostrami białymi, mają swój dom zakonny w Lublinie ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Siostry Misjonarki NMP Królowej Afryki, zwane siostrami białymi, mają swój dom zakonny w Lublinie

Krzysztof Król: Za nami Tydzień Misyjny, a tu okazuje się, że gorzowianka lada chwila wylatuje na misje do środkowo-wschodniej Afryki. Gdzie konkretnie?

Siostra Cecylia Bachalska: Jestem już posłana na misje do Tanzanii i czekam tylko na wizę. Nie jestem rodowitą gorzowianką, ale spory kawałek życia mieszkałam nad Wartą. Urodziłam się w Żmigrodzie, później z rodzicami przeprowadziłam się do Gorzowa i mieszkałam na ul. 30 Stycznia, więc moją parafią była katedra. Chodziłam najpierw do Szkoły Podstawowej nr 8, a potem do Liceum Medycznego na ul. Łokietka. Należałam do Ruchu Światło–Życie i w tej wspólnocie szukałam swojego miejsca w życiu. Czułam, że dyplom pielęgniarski to jeszcze nie wszystko i Pan Bóg oczekuje ode mnie czegoś więcej. To zdanie „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię” było dla mnie zawsze bardzo ważne. Bliski memu sercu był Czarny Kontynent, więc wybrałam Zgromadzenie Sióstr Misjonarek NMP Królowej Afryki.

To jednak nie pierwszy wyjazd Siostry na misje?

Od 1985 do 1998 roku byłam na misjach w Tanzanii. Potem wróciłam do Polski i w 2004 roku wyjechałam do Kenii, gdzie byłam do 2007 roku. Przez ostatnie dziesięć lat w Polsce byłam zaangażowana w formację sióstr, które udają się do Afryki. A teraz ponownie jadę do Tanzanii. Dokładnie do Dar es Salaam, które zamieszkuje ponad 5 mln osób. Nazwę tej miejscowości można przetłumaczyć jako Port Pokoju. To duże miasto położone nad Oceanem Indyjskim, które do 1981 roku było stolicą kraju. Sama Tanzania jest trzy razy większa od Polski. Językami urzędowymi są tam angielski i suahili. Tym drugim językiem ludzie mówią na co dzień. Jestem już do tego przygotowana.

Gdy przyjechałam tam w latach 80., moim pierwszym zadaniem była nauka suahili. To zajęło mi pół roku, ale było warto, bo dla miejscowych niezwykle ważne jest to, że misjonarz mówi do nich w ich języku. Dzięki temu, pracując w Tanzanii jako pielęgniarka, mogłam wejść w głębsze relacje z ludźmi spotykanymi na co dzień. Przychodziło do mnie dużo kobiet z różnorakimi problemami, aby najzwyczajniej w świecie porozmawiać. A problemów tu nie brakuje. Jednym z nich jest malaria, na którą sama chorowałam. Niestety, wielu ludzi umiera, a najbardziej boli śmierć dziecka. Pamiętam, jak przyszła kobieta z dzieckiem na plecach, które umarło tuż przed szpitalem. Zapytałam ją: „Co teraz zrobisz?”. Odpowiedziała krótko: „Wrócę zrobić pogrzeb”. A mnie wtedy łzy same leciały po policzkach.

Ale pewnie język to nie wszystko?

Mieszkańcy Tanzanii bacznie obserwują misjonarzy, a szczególnie patrzą na to, czy nasze życie jest tożsame z tym, co głosimy. Dlatego bardzo istotne jest świadectwo życia misjonarzy. Szczerze mówiąc, będąc tam, nie miałam okazji mówić konferencji o wierze, ale wiedziałam, że moim życiem i dobrocią mogę im dać powód do refleksji. Oni nieraz pytali mnie wprost: „Skąd masz siłę, żeby być dobrą?”. Wydaje mi się, że takie świadectwa są często mocniejsze niż słowa.

Co teraz będzie Siostra tam robić?

Teraz jestem posłana, aby opiekować się afrykańskimi dziewczętami, które wstępują do naszego zgromadzenia, i przygotować je do rozpoczęcia formacji. Oprócz tego jestem posłana do kobiet, dla których chciałabym stworzyć grupę wsparcia. Kobiety w Tanzanii są wciąż niedowartościowane i chciałabym pomóc im w odnajdywaniu ich godności. Podam prosty przykład. Jeśli w rodzinie jest pięciu chłopaków i pięć dziewczyn, to do szkoły średniej zostają posłani często tylko chłopcy, a dziewczęta zostają w domu i pracują na roli, aby można było wyedukować ich braci. To daje do myślenia i pokazuje, jaka jest pozycja kobiet w Tanzanii. Dlatego moim zadaniem będzie pomóc dziewczynom w skończeniu szkoły. Przecież, jak powiedział były prezydent Tanzanii Julius Nyerere, edukując kobietę, edukujemy cały kraj. I to prawda, bo przecież edukacja tej kobiety później wpłynie na jej najbliższe otoczenie. To bardzo ważne i potrzebne zadanie w Afryce w XXI wieku.

A czego moglibyśmy się nauczyć od tamtejszych katolików?

Ich prosta wdzięczność wobec Stwórcy jest niesamowita. Ale nie tylko to. Niesamowite jest też ich zawierzenie Bogu. My często bardzo polegamy na sobie, a oni wiedzą, że dużo jest w ich rękach, ale najwięcej zależy od Boga. Na pożegnanie zawsze mówią: „Tutaonana kama Mungu akipenda”, czyli „Do zobaczenia, jak Bóg pozwoli”. W nich jest duża świadomość życia wiecznego.

Wróćmy jednak na koniec do naszej diecezji. Odwiedza Siostra chociażby Przystanek Jezus. Co tu przyciąga?

Na woodstockowym polu byłam osiem razy. Można tam spotkać wielu poranionych ludzi, którym potrzeba duchowych lekarzy i pielęgniarzy, aby wyleczyć ich rany. Ja otrzymałam łaskę wiary i nie mogę jej zatrzymywać dla siebie, ale muszę iść z nią do innych.

TAGI: