Związani koronką

Agata Bruchwald

Gość Elbląski 43/2017 |

publikacja 02.11.2017 04:45

Hospicjum nie jest miejscem, do którego wolontariusz idzie po to, żeby rozmawiać z pacjentem. Idzie po to, żeby go wysłuchać.

Dzięki nim chorzy nie czują się samotni. Agata Bruchwald Dzięki nim chorzy nie czują się samotni.

Do kleryckiego koła wolontariatu hospicyjnego Wyższego Seminarium Duchownego w Elblągu należy 8 alumnów. W poniedziałek, czwartek, a także w niedzielę odwiedzają pacjentów Hospicjum Elbląskiego im. dr Aleksandry Gabrysiak.

– Posługujemy w aspekcie duchowym. Towarzyszymy pacjentom. Rozmawiamy, a przede wszystkim słuchamy ich. Dla chorych ważna jest obecność drugiego człowieka, który go wysłucha. Także modlimy się wspólnie – mówi kl. Damian Sikorski. W wolontariat hospicyjny włączyć się może każdy kleryk, który czuje, że podoła temu zadaniu. Swoją posługę rozpoczyna od ukończenia kursu na wolontariusza hospicjum. Kursanci dowiadują się, na czym polega opieka paliatywna. Poznają także aspekt psychologiczny i duchowy posługi. Uczestniczą w warsztatach prowadzonych przez księdza.

Tylko jedno spotkanie

Najtrudniejszy moment w tej posłudze? – Idę jednego dnia do hospicjum, rozmawiam z chorym. Po kilku dniach tam wracam i spotykam zupełnie inne osoby. Początkowo jest to bardzo trudne – opowiada dk. Marek Sadłocha. – Po raz pierwszy do hospicjum poszedłem z ks. Adamem Insadowskim, wtedy jeszcze klerykiem. Kiedy tam szedłem, towarzyszył mi lęk, wewnętrzny niepokój. Nie wiedziałem, jak rozmawiać z tymi osobami, jak do nich podejść – opowiada kl. Damian. Wolontariusz, zanim sam usiądzie przy łóżku chorego, przygląda się innym, bardziej doświadczonym osobom. Obserwuje ich spotkania z pacjentami i uczy się. – Z pacjentem nie rozmawiamy o chorobie. Chyba że on sam zacznie o niej opowiadać. Staramy się podjąć takie tematy, żeby choć na chwilę mógł o niej zapomnieć – tłumaczy kl. Damian.

To jest powołanie

Nieocenionym wsparciem dla kleryków wolontariuszy hospicyjnych są Zofia Bukowska, wolontariusz medyczny, asystentka księdza, i ks. Piotr Bernacki MIC, kapelan. Pani Zosia wolontariuszem jest od 10 lat. Według niej nie jest to trudne zadanie. – Zależy to przede wszystkim od tego, czy człowiek dostanie powołanie do bycia wolontariuszem. Jest to codzienne dawanie siebie chorym, ich rodzinom. Jesteśmy dla nich darem – opowiada. Wolontariusz musi mieć czas na własną formację. Każdą wizytę w hospicjum musi rozpocząć od modlitwy. – Trzeba dobrze wsłuchać się w siebie i w to, co dostajemy. Dopiero wtedy możemy tutaj przyjść i pomagać. Pomagać na tyle, na ile Pan pozwoli. Nic nie jest ani od nas, ani dla nas. Jesteśmy tylko narzędziem, które przekazuje to, co otrzymuje – tłumaczy kobieta. Pani Zosia należy do Ruchu Focolari. Jego charyzmatem jest umiłowanie Chrystusa opuszczonego. Hospicjum – według wolontariuszki – to piękne miejsce do realizacji charyzmatu przekazanego przez Chiarę Lubich.

– Człowiekowi choremu, odchodzącemu potrzebna jest opieka holistyczna. Leczy się nie tylko ból. Pomagamy, aby spokojnie odchodził. Czasami bywa, że zdrowieje. Kapłan świadczy pomoc duchową, która niejednokrotnie pomaga w uzdrowieniu ciała – zaznacza ks. Piotr. Osoby posługujące w hospicjum potwierdzają, że choroba potrafi się zatrzymać. Stan zdrowia pacjenta poprawia się do tego stopnia, że może wrócić do domu. Bywało, że osoby wracały do zdrowia po przyjęciu sakramentów. – Posługa duchowa, sakramentalna ma duże znaczenie. Wiadomo, że człowiek jest psychofizyczny i leczyć trzeba nie tylko ciało, ale i duszę. To troska o zabawienie, przebaczenie, które ogrywa dużą rolę w wyzdrowieniu człowieka – zaznacza ks. Piotr.

Znak dla rodziny

– To jest duszpasterstwo, które uczy szacunku do człowieka i miłości do niego. W hospicjum spotykamy ludzi, którzy bardzo często są na ostatnim etapie swojego życia. Niektórzy są wierzący, inni właśnie w hospicjum spotykają Pana Boga – mówi dk. Łukasz Sołtysiak. – W obliczu śmierci człowiek podejmuje refleksję nad swoim życiem. Podejmuje wysiłek spotkania się z Bogiem. Są także osoby, które nie radzą sobie z tym, co je spotkało, co przeżywają. Najczęściej dla tych chorych jeszcze kilka miesięcy wcześniej sensem życia były rodzina, praca, rzeczy materialne. Po usłyszeniu diagnozy to wszystko traci sens. Jeśli w tym momencie nie odnajdą Pana Boga, w obliczu śmierci nie radzą sobie.

– Najbardziej wzruszający moment w hospicjum przeżyłem, kiedy chodziłem do chorych z Komunią św. Wchodziłem także do sal, gdzie były osoby, z którymi nie było kontaktu. Modliłem się nad nimi. W jednej z sal była już bardzo słaba kobieta. Była też jej rodzina. Wspólnie się modliliśmy. Kiedy wyszedłem, kobieta umarła – opowiada dk. Łukasz. Dla rodziny zmarłej był to znak, że chora czekała na tę wspólną modlitwę. To pokazało im, jak ten czas był ważny.

Po śmierci bliskiego rodzina często wpada w rozpacz, ból. Nie potrafią sobie poradzić. – Kiedyś dla ludzi czymś naturalnym była modlitwa przy osobie w stanie agonalnym. Dziś często nie potrafią się modlić nad umierającym. Więcej – modlitwa nie jest czymś naturalnym w ich życiu. Kiedy medycyna już nie pomaga, a w życiu rodziny umierającego nie ma Boga, pozostaje bezradność.

Prośba o wspólną modlitwę

Rodzina umierającej poprosiła panią Zosię, żeby wspólnie z nimi odmówiła Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Poprosili, bo sami jeszcze nigdy jej nie odmawiali. Zawsze prowadziła ją ich mama. – Spokojnie, damy radę – powiedziała pani Zofia i wręczyła obrazki z modlitwą. Nie mieli różańców. Przyniosła je. – Oręż w rękę i stajemy. Pacjent zdecydowanie się wyciszył. Słuchał naszej modlitwy. A panie w trakcie odchodzenia najbliższej osoby patrzyły i uczyły się koronki. Uczyły się jej całą duszą. Trzymały kurczowo różańce. I patrzyły jak urzeczone na bliskiego, że to działa – opowiada pani Zosia. Następnego dnia wróciły do hospicjum, żeby podziękować. Powiedziały: „Pani Zosiu, teraz koronkę będziemy odmawiały zawsze. Nauczyłyśmy się jej w wyjątkowej sytuacji”. – Można powiedzieć, że teraz są emocjonalnie koronką związane z osobą, która odeszła – mówi wolontariuszka.

– Kiedy byłem po raz pierwszy w hospicjum, pewien człowiek opowiedział mi świadectwo swojego życia. W 40 minut przeprowadził dla mnie minirekolekcje. Dotyczyły one jego spotkania z Panem Bogiem w bólu, cierpieniu. A Pan Bóg nie chce naszego bólu. To mi jednak pokazało, że cierpienie przeżywane z Chrystusem ma sens – zaznacza dk. Łukasz. – Jeżeli człowiek w tym, co go spotyka, odnajduje Chrystusa, swój ból zaczyna przeżywać inaczej. W inny sposób patrzy na swoje życie i to, co już za nim.

Msze do granic

7 października w Polsce trwała modlitewna akcja Różaniec do Granic. Także w elbląskim hospicjum modlono się. Jak mówi pani Zosia, „każdy modlił się na tyle, na ile mógł”. To był Różaniec do ich granic. Do granic hospicjum. Bo hospicjum – jak mówi wolontariuszka – to sanktuarium cierpienia. W każdą pierwszą sobotę miesiąca w hospicjum odprawiana jest Msza św. w intencji tych, którzy odeszli w minionym miesiącu, oraz ich rodzin. – Nieraz ludzie buntują się, kiedy spotyka ich cierpienie. Nie zgadzają się na chorobę i śmierć bliskiej osoby. Czasami jest im trudno tu przychodzić, ale przychodzą – mówi ks. Piotr. Kiedy w hospicyjnej kaplicy odprawiana jest Msza św., część osób – bliskich chorych – uczestniczy w niej. Inni trwają przy łóżku umierającego. Boją się, że odejdzie, gdy ich nie będzie obok.

Wiosną zakwitną żonkile

W ubiegłym roku klerycy elbląskiego seminarium po raz pierwszy wzięli udział w kweście na rzecz hospicjum w ramach Pól Nadziei. – To jest bardzo ważna akcja. O Polach Nadziei wiele się mówi. Rozpropagował je m.in. ks. Jan Kaczkowski, który był dyrektorem puckiego hospicjum. Warto się w nią włączyć. Pieniądze ze sprzedaży kwiatów przeznaczane są na prowadzenie hospicjów – tłumaczy kl. Damian. W przyszłym roku wiosną żonkile zakwitną także przy seminarium. 450 cebulek tych kwiatów zasadzono przy głównym wejściu do budynku w poniedziałek 23 października.

Dostępne jest 2% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.