Przyszłość należy do Bożej muzyki

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 25.09.2017 06:00

To jedno z tych filmowych arcydzieł, do których wciąż się wraca. „Misja” nie tylko przypomina dramatyczną historię likwidacji jezuickich redukcji paragwajskich, ale stawia też pytania uniwersalne. Prowokuje do myślenia o wartościach i ich miejscu w świecie, bynajmniej nie tylko w tym sprzed wieków.

Przyszłość należy do Bożej muzyki Klaudia Cwołek /Foto Gość

Pierwsza ze scen, która wbija się w pamięć, to obraz pokuty, którą odbywa kapitan Mendoza (w tej roli De Niro). Łowca indiańskich niewolników zabija własnego brata z zazdrości o kobietę. Po tej zbrodni nie potrafi wrócić do dawnego życia. Lekarstwem okazuje się pokuta, do której przekonał go jezuita o. Gabriel. Między dwoma facetami odbywa się twarda męska rozmowa, żadnych czułości, pobożnego lania wody, psychologizowania. „Miałeś odwagę grzeszyć, miej odwagę pokutować” – mówi Mendozie jezuita.

Stara dobra szkoła. Zastanawiam się, który ksiądz ma dziś jeszcze odwagę powiedzieć prosto w oczy tę prawdę grzesznikowi. Mendoza podejmuje wyzwanie, wspinając się wzdłuż wodospadu do kraju zamieszkanego przez Indian, których wcześniej porywał do niewoli. Wlecze za sobą siatkę z ciężką, stalową zbroją. Ten znak pokory jest koniecznym lekarstwem.

Pokuta jest ważnym elementem Bożej pedagogii. Przez wieki była ważnym elementem pedagogii Kościoła. Co dziś się stało z pokutą? Dlaczego nie potrafimy już dziś w Kościele nakładać pokuty, która wszak służy grzesznikowi, zarówno jego poranionej psychice, jak i wiecznemu zbawieniu? Ignacy Loyola zalecał, by podejmując praktyki pokutne, nie popadać ani w zbytnią surowość wobec siebie, ani w folgowanie sobie. A więc złoty środek. Kiedy jeden z młodszych jezuitów, litując się nad Mendozą, odcina sznur, którym ciągnie on swój pokutny wór, ten wraca po niego i zaczyna wspinać się od nowa. Istnieje taki rodzaj współczucia, który może okazać się fałszywy, nie służy dobru. Restytucja, pragnienie zadośćuczynienia Bogu i ludziom, to odruch zdrowego sumienia, którego nie należy zagłuszać, ale rozwijać.

Redukcje padają ofiarą polityki, w którą wplątany zostaje papieski wysłannik kard. Altamirano. Nawiasem mówiąc, to postać, którą łatwo można byłoby odmalować w filmie jako paskudną. Twórcy nie ulegli tej wszechobecnej dziś pokusie zohydzania Kościoła. Altamirano toczy walkę. Jego dylemat, jego dramat wybrzmiewa. To prawda, że ostatecznie staje po złej stronie.

Finałowa scena ukazuje dwa sposoby reakcji na zło. Kiedy redukcje zostają skazane na zagładę, nawrócony Mendoza (teraz już jezuita) staje do walki. Chroniąc bezbronnych, podejmuje zbrojną walkę. Ojciec Gabriel wychodzi naprzeciw oddziałom kolonistów, niosąc Najświętszy Sakrament, całkowicie bezbronny. Giną obaj. Zło triumfuje. Pozostaje pytanie, która droga jest słuszna. Obrona słabszych dopuszczająca użycie siły czy bezbronna miłość, która nie chce odpowiadać przemocą na przemoc?

To, co jest w obu przypadkach ważne i piękne, i co należy podkreślić, to obecność. Jezuici zostają ze swoimi ludźmi do końca. Pasterze oddają życie za owce. Ale dylemat, jak reagować na zło, na niesprawiedliwość pozostaje nierozstrzygnięty.

Ojciec Gabriel mówi do Rodriga: „Jeśli przemoc jest słuszna, nie ma miejsca na miłość. Nie mogę żyć w takim świecie”. Nie jest zadaniem księdza, zakonnika stawanie do zbrojnej walki. To jasne. A jednak w obliczu agresji każdy człowiek ma prawo do uprawnionej obrony życia swojego i ludzi mu powierzonych. Misją żołnierza jest stanie na straży bezbronnych, chronienie ich przed tymi, którzy chcą zabijać. Ale odpowiadanie siłą na siłę rodzi niebezpieczeństwo wpadnięcia w spiralę przemocy, którą trudno zatrzymać.

Każdy z nas staje prędzej czy później w obliczu zła. Ewangeliczna zasada „zło dobrem zwyciężaj” pozostaje aktualna. A zarazem katechizm Kościoła uczy, że „uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby”.

Czy brutalna siła musi triumfować? Końcowa scena daje nadzieję. Indiańska dziewczynka, uciekając z miejsca zniszczenia, wyławia z wody połamane skrzypce. Miłość nigdy nie ustaje. Muzyka miłości, jej pieśń ma przyszłość. Zło nie ma przyszłości. Choć czasem trudno w to uwierzyć, widząc efekty jego niszczycielskiej siły.