Niewidzialna armia

Szymon Babuchowski

publikacja 15.09.2017 04:45

Nie wiadomo dokładnie, ile ich jest, bo nikt nie prowadzi statystyk. Ale zważywszy na to, że duchową adopcję podejmowało nieraz jednocześnie kilka tysięcy osób, dzieci poczęte ocalone przez modlitwę trzeba chyba liczyć w milionach.

W obronę życia chętnie włączają się młodzi ludzie. Na zdjęciu akcja „Bucik”, w której wzięła udział młodzież  z Zebrzydowic. Roman Koszowski /foto gość W obronę życia chętnie włączają się młodzi ludzie. Na zdjęciu akcja „Bucik”, w której wzięła udział młodzież z Zebrzydowic.

Jesteśmy potężną niewidzialną armią Matki Bożej – mówi o ruchu duchowej adopcji Wiesława Kowalska, pedagog, od 36 lat zajmująca się obroną życia. W promocję dzieła zaangażowała się, gdy tylko ta idea trafiła do Polski. – W styczniu 1987 r. ukazał się w „Rycerzu Niepokalanej” artykuł Pawła Milcarka na ten temat, a już 2 lutego składaliśmy w warszawskim kościele Świętego Ducha, u ojców paulinów, pierwsze przyrzeczenia – opowiada.

Z kolan, nie z pomysłów

Paweł Milcarek, dziś znany filozof i publicysta, redaktor naczelny kwartalnika „Christianitas”, znalazł obrazek z modlitwą duchowej adopcji, opracowaną przez Błękitną Armię Matki Bożej Fatimskiej, w katedrze westminsterskiej w Londynie. – Obrazek przedstawiał Świętą Rodzinę, a na odwrocie była tylko ta modlitwa i zachęta, by dołożyć do niej coś od siebie – wspomina. – Byłem poruszony tym znaleziskiem, zwłaszcza że w Polsce uczestniczyłem w krucjacie modlitewnej w obronie życia nienarodzonych. Gdy tylko wróciłem do kraju, przetłumaczyłem tę modlitwę i napisałem artykuł. Sam zobowiązałem się w nim do podjęcia dzieła duchowej adopcji i zaprosiłem ludzi do włączenia się w nie. Znajomi z duszpasterstwa Straży Pokoleń, działającego przy kościele Świętego Ducha, uznali, że to wpisuje się w ich misję. Byłem potem zaskoczony rozmiarami tego dzieła, bo w wiele rzeczy w życiu wkładałem mnóstwo trudu, a z owocami bywało różnie. W tym przypadku przekazałem tylko impuls, który przeszedł już potem w ręce innych ludzi.

Jedną z takich osób była właśnie Wiesława Kowalska, która już wcześniej, podczas pobytu w Fatimie, a także podczas modlitwy o wylanie darów Ducha Świętego, otrzymała od Boga wyraźne znaki rozbudzające w niej pragnienie ratowania życia. Od początku dzieła odbyła wiele tysięcy spotkań w Polsce i za granicą, podczas których dzieliła się osobistym świadectwem i zachęcała do podejmowania duchowej adopcji. – Żadnego z tych spotkań nie inicjowałam, starałam się tylko być dyspozycyjna wobec planów Pana Boga – wyznaje. – Idziemy tam, gdzie On nas posyła. Bez sponsorów, struktur, reklamy, bo tym się różnią dzieła Boże od ludzkich, że opierają się na modlitwie. Przez ten czas doświadczyłam na swojej drodze wielu znaków i słyszałam mnóstwo opowieści potwierdzających Boże działanie. Byłam świadkiem nawróceń i uzdrowień cielesnych.

– Ci, którzy modlą się bezinteresownie, odkrywają dobro w swoim życiu – podkreśla o. Stanisław Jarosz, paulin, moderator Ruchu Krzewienia Duchowej Adopcji. – Nigdy nie działaliśmy bez modlitwy, rozeznawania, pytania, co teraz mamy robić. Z tego dzieła powstawały kolejne apostolstwa w obronie życia i rodziny. Rodziły się z kolan, nie z pomysłów.

Dziecko ze snu

Do Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego zaproszeni są wszyscy: świeccy i duchowni, kobiety i mężczyźni, dzieci i osoby starsze. Polega ona na modlitwie w intencji jednego, znanego tylko Bogu dziecka zagrożonego zabiciem w łonie matki. Przez 9 miesięcy odmawia się codziennie jedną tajemnicę Różańca oraz modlitwę zaczynającą się od słów „Panie Jezu” (jej tekst publikujemy w ramce). Do tego możemy dołączyć własne dobrowolne postanowienia. Przyrzeczenie duchowej adopcji najlepiej złożyć w sposób uroczysty w kościele (lista kościołów, gdzie można tego dokonać, znajduje się na stronie www.duchowa-adopcja.pl), ale można też zrobić to w modlitwie indywidualnej. Dłuższe, np. miesięczne zaniedbanie przerywa duchową adopcję. W takiej sytuacji należy odbyć spowiedź i rozpocząć modlitwę od początku. W przypadku krótszej przerwy wystarczy wydłużyć praktykę o liczbę dni opuszczonych.

Osoby podejmujące dzieło nie znają dziecka, za które się modlą, dlatego wydaje się, że najważniejsze owoce tej modlitwy pozostają przed nimi zakryte. W dużym stopniu to prawda, jednak zdarza się, że Bóg i tutaj daje nadzwyczajne znaki. – Znam historię kapłana, który po 8 miesiącach duchowej adopcji uświadomił sobie, że „jego” dziecko ma niedługo przyjść na świat – opowiada Wiesława Kowalska. – W nocy miał sen: zobaczył zderzenie dwóch aut, a potem kobietę rodzącą na poboczu i ciężko rannego mężczyznę. Kilka dni później został wezwany do szpitala. Człowiekiem, który prosił o spotkanie z księdzem, okazał się mężczyzna ze snu. Wszystko się potwierdziło: ten wypadek naprawdę się wydarzył, a na poboczu przyszła na świat dziewczynka – cała i zdrowa. – Ojcze, ona by się nie urodziła, wydaliśmy już na nią wyrok, ale w pewnym momencie coś się w nas zmieniło. Teraz wiem, że to Pan Bóg dotknął naszych serc – mówił ten mężczyzna.

Owoce duchowej adopcji widać także w życiu tych, którzy ją podejmują. Dlatego szczególnie zachęcane są do niej np. osoby, które popełniły aborcję lub w jakiś sposób do niej się przyczyniły. – Grzech aborcji niszczy rodzinne relacje, pojawiają się wzajemne oskarżenia – mówi o. Jarosz. – Ludzie żyją w ogromnym poczuciu winy. Często, mimo wyspowiadania się z tego grzechu, nie wierzą, że Bóg im go przebaczył. Boją się, że może to dziecko nie pójdzie przez nich do nieba. Duchowa adopcja usuwa tę udrękę sumienia, przywraca równowagę ducha. Ci ludzie stają się często potem najlepszymi głosicielami Bożego miłosierdzia.

To była gehenna

Z dzieła duchowej adopcji wyrosło m.in. apostolstwo osób cierpiących na syndrom poaborcyjny. To dla nich Wiesława Kowalska opracowała dostępną na Jasnej Górze książkę „Uwolnienie z ciężaru winy po grzechu aborcji”, przedstawiającą kroki prowadzące ku temu uwolnieniu i teksty modlitw. – Ta modlitwa jest kojącym balsamem, który Maryja przykłada na zranione serca matek i ojców – mówi autorka.

W książce są także zawarte niezwykle poruszające świadectwa osób uzdrowionych: „Chciałam umrzeć i natychmiast połączyć się z moim dzieckiem. (...) Najgorsze było to, że szukałam winy w innych, oskarżając ich o spowodowanie mojego nieszczęścia. Robiłam awantury mamie, mężowi, pani ginekolog, u której wcześniej byłam, biegałam do księdza, do spowiedzi, wydzwaniałam po kilkanaście razy na dobę do różnych znajomych. To była prawdziwa gehenna. Postanowiłam ostatecznie skończyć ze sobą i…wtedy dostałam adres do osoby, która w podobnej sytuacji pomogła wielu kobietom. Odbyłyśmy długą rozmowę, a potem razem ze mną uklękła, by pomóc mi odmówić modlitwę o pojednanie z Bogiem i własnym dzieckiem. Głośno szlochając, momentami krzycząc z bólu, odmówiłam modlitwę. Wtedy po raz pierwszy poczułam ulgę” – pisze Barbara.

„Parokrotnie byłam (...) u spowiedzi, bo pragnęłam przyjąć Pana Jezusa w Komunii św., ale z powodu ogromnego lęku nigdy nie wyznałam swojej winy w konfesjonale. Powodowało to coraz większe obciążenie, poczucie winy, nieprawdopodobną udrękę duchową. Byłam bardzo nieszczęśliwa, choć na zewnątrz udawałam, że wszystko jest w porządku, mój ból narastał i stawał się nie do wytrzymania. (...) Bóg znał jednak moje cierpienie i któregoś dnia pochylił się nade mną. (...) Na Jasnej Górze odbyliśmy razem z mężem spowiedź, potem długą rozmowę, podczas której otrzymaliśmy stosowne modlitwy (dla ojca i matki), które odmówiliśmy przed cudownym obrazem Matki Bożej, łącząc się duchowo z naszym dzieckiem, którego przed laty nie przyjęliśmy do rodziny. Doznaliśmy wówczas ogromnej radości, pokoju serca i wielkiej wdzięczności Bogu za ogrom Jego miłosierdzia i wyprostowanie naszych zawiłych dróg” – wyznaje Maria.

Światło w czas zamętu

W tym roku na Jasną Górę zaproszeni zostali wszyscy włączający się w dzieło duchowej adopcji. Ich pielgrzymka odbyła się 2 września.

– Będziemy świętować 30-lecie duchowej adopcji w Polsce, włączając się jednocześnie w 300. rocznicę koronacji cudownego obrazu – zapowiadał o. Stanisław Jarosz. – Tym razem chcemy ukoronować Maryję „żywą koroną”, stworzoną z dobra, które rodzi się w ludziach. Pan Bóg dał nam tę łaskę, że na Jasnej Górze jest Centralny Ośrodek Krzewienia Duchowej Adopcji, ale do tej pory swoje spotkania dwa razy w roku mieli tylko animatorzy ruchu. Pielgrzymka tych wszystkich, którzy przez lata angażowali się oddolnie, zatomizowani, niosąc dzieło często na krańce świata, będzie wreszcie okazją do bycia razem. Mam nadzieję, że uda się poderwać tych ludzi, by z modlitwy przeszli do działania. Pchnąć dalej ten potencjał, który w nich jest.

TAGI: