Szturm

Marcin Jakimowicz

publikacja 11.09.2017 04:30

– Czy objawienia zmieniły coś w twoim życiu? Ljubjica rozkłada ręce: – Babcia regularnie chodziła na Mszę i odmawiała Różaniec. Mama i ja tak samo. A tu nagle przychodzi Gospa i wypala: „Chodźcie na Mszę i odmawiajcie Różaniec”. Przecież to nic nowego.

Podbrdo. Modlitwa przy 45 stopniach w cieniu! ROMAN KOSZOWSKI /FOTO GOŚĆ Podbrdo. Modlitwa przy 45 stopniach w cieniu!

Ano wróciłem – wołam za poczciwym Samem Gamgee z „Władcy pierścieni”. Do trzech razy sztuka. Mijam rozpoznawalne na całym świecie, stanowiące logo wioski, dwie wieże kościoła św. Jakuba (po jakie licho w takiej „dziurze” wybudowano w 1969 roku tak wielki kościół i dlaczego otrzymał wezwanie patrona pielgrzymów?). Spoglądam na gigantyczny, znów jakby zbyt duży krzyż, który od 83 lat stoi na Križevacu, na jasną figurkę na Podbrdo. Nie ma jak u mamy – chciałoby się westchnąć. I choć w pełni uznam werdykt Kościoła na temat prawdziwości objawień, wzdycham.

To idzie młodość

Nigdy dotąd nie widziałem tu takiego „zbiegu okoliczności”. Jeśli chcecie w miarę spokojnie odwiedzić Medjugorje, odradzam letni MladiFest! Z nieba leje się żar, z pleców pot, a do miejsc, które normalnie nie są okupowane przez tłumy, trudno się przebić.

Przez tydzień Festiwalu Młodzieży każdego dnia kilkadziesiąt tysięcy ludzi pada na kolana w czasie wieczornego programu (dwie części Różańca, Msza Święta, koronka medjugorska, czyli siedem „Ojcze nasz” i siedem zdrowasiek, poświęcenie dewocjonaliów, adoracja Najświętszego Sakramentu, a wszystko zakończone trzecią częścią Różańca). Taki trzygodzinny pakiet. Dzień w dzień.

Medjugorje to gorący temat. W znaczeniu dosłownym i metaforycznym. Na termometrze 45 stopni w cieniu. Nawet młode chorwackie wolontariuszki zaczynają nerwowo wachlować się identyfikatorami. Zwolennicy i przeciwnicy objawień/rzekomych objawień od 36 lat toczą zażartą batalię. Będę używał w tekście słowa „objawienia”, choć, jak wspominałem, wiążące będzie dla mnie zdanie Watykanu. Mam do tej wioski stosunek bardzo osobisty. Nie może być inaczej: zbyt wielu moich znajomych tu spotkało Boga i usłyszało odpowiedzi na swe pytania. Zbyt wiele przez lata widziałem. To nie jest miejsce „duchowo neutralne”. Znakomicie opisał to w swym raporcie abp Henryk Hoser, który nie wdając się w rozeznanie, czy objawienia są prawdziwe, czy nie (nie to było jego zadaniem), uznał, że „w dzisiejszym bardzo niespokojnym świecie Medjugorje staje się światłem i przesłaniem pokoju”.

Gdy w czasie Mszy pada jego nazwisko, dociera do mnie, jak ważką rolę dla franciszkanów miała jego opinia. Był specjalnym wysłannikiem Stolicy Apostolskiej, któremu papież zlecił 11 lutego wyjazd do wioski, którą każdego roku odwiedza ponad 2,5 miliona ludzi.

Czas teraźniejszy

Pomyślałem o hercegowińskiej wsi, gdy w marcu urządzaliśmy rekolekcje dla liceum i gimnazjum leżących na terenie naszej parafii (600 dzieciaków w kościele, emocje jak na derbach Śląska). Pierwszego dnia świadectwem dzielił się siedzący po uszy w świecie hip-hopu Bęsiu. Opowiadał, że nawrócił się w Medjugorju. Kolejnego dnia znów padła nazwa tej wioski. Opowiadał o niej w swym świadectwie Maciek Sikorski. O przemianie duchowej pod Križevacem mówią Muniek Staszczyk czy modelka Ania Golędzinowska.

Widziałem, jak pod gigantyczną monstrancją z osób opętanych z wrzaskiem wychodziły demony. Widziałem ubogich mieszkańców Bijakovici, którzy dzielili się z nami swym jedzeniem, mówiąc: „Gospa o to prosiła”. Słuchałem ich opowieści o tym, jak tuż przed wioską zatrzymał się serbski front, jej mieszkańcy wysłani na wojnę wracali cali, a bomby zrzucane na kościół św. Jakuba nie wybuchały.

− Ludzie wracają stąd przemienieni. Widziałam to wiele razy – opowiada Justyna, która przyjeżdża tu od lat jako pilot wycieczek. − Po czym to poznać? Po ich twarzach. Księża opowiadają, że spowiedzi, których słuchali, były często „powrotami po latach”. Kiedyś jechały z nami trzy zniewolone dziewczyny, na co dzień otoczone opieką egzorcysty. Wróciły przemienione.

Czuję wyraźnie, że ten tekst ma inny ciężar gatunkowy niż dotychczasowe. To nie relacja z Fatimy, gdzie niebo nawiedziło ziemię przed stu laty, czy reportaż z Gietrzwałdu, napisany na 140. rocznicę objawień. Tekstu o Medjugorju nie pisze się w czasie przeszłym. To czas teraźniejszy. „A co, jeśli Maryja się tu nie objawia?” – rzucił niedawno znajomy. Odpowiedziałem pytaniem na pytanie: „A co, jeśli się objawia?”. To zmienia wszystko.

Twarda ziemia

Zmiany, zmiany. Gdy byłem tu przed dwunastu laty, zastałem wieś, której ulice zmieniały się w jeden wielki sklep, a na polach wśród winnic zaczęły wyrastać hotele. Dziś to już spore miasteczko, w którym na co dzień pracuje około 10 tys. ludzi. Dla wielu to właśnie te wszechobecne neony i tony gipsowych figurek Matki Boskiej są przeszkodą nie do przeskoczenia. Ale nie to jest istotą Medjugorja. Medjugorje pozostaje proste. Tak jak opowieść mieszkającej tu z dziada pradziada Ljubjicy Boby: – Czy objawienia zmieniły coś w twoim życiu? – Z mamą i babcią chodziłyśmy na Mszę i odmawiałyśmy Różaniec. A tu nagle przychodzi Gospa i wypala: „Chodźcie na Mszę i odmawiajcie Różaniec”. Przecież to nie żadna nowość.

Kamień na kamieniu

Ludzie Hercegowiny są twardzi jak ziemia, na której wyrośli. „Herceg-Bosno srce ponosno” – śpiewa o „tutejszym dumnym sercu” Marko Perković. Przebijamy się przez tłumy. Nad nami powiewają flagi 61 krajów.

Trwa kazanie. „Pokój, pokój, pokój. Czy można w innych słowach streścić przesłanie Medjugorja?” Nie znajdziecie tu żadnych duchowych fajerwerków. Różaniec za Różańcem. Eucharystia. Adoracja. Nic nowego pod słońcem. A jednak co chwilę widzę zapłakane twarze. Dlaczego? „Bo Medjugorje to modlitwa w koncentracie” − śmieje się Wiesiek Jindraczek, człowiek, który został tu cudownie uwolniony od narkotyków. Od 17 lat można go zastać w tym samym miejscu. Pomaga przy zakrystii.

Z głośników płyną słowa: „Wznoszę swe oczy ku górom…”. Ludzie podnoszą głowy, spoglądając na zielony Križevac. Tak, MladiFest ma w sobie coś z ­ŚDM-u. Tłum faluje (o ile to w ogóle możliwe przy 45 stopniach i hektolitrach potu wsiąkających w ziemię). Kończy się Msza, a do zakrystii wraca szpaler… 460 kapłanów. Robi wrażenie…

– Mieszkańcy Hercegowiny księży szanują, a franciszkanów kochają – uśmiecha się Wiesiek. − Bracia św. Franciszka przetrwali tu lata niewoli tureckiej, często oddając za Chrystusa życie. Kiedyś jeden z kapłanów wymieniał rodzaje ich śmierci: ugotowanie, obdzieranie ze skóry…

To uboga ziemia. Przyjeżdżamy od południa, z Neum (to paseczek wybrzeża, który przypadł Bośni i Hercegowinie). Nie przedzieramy się przez krainę meczetów, które już w Sarajewie wyrastają jak grzyby po deszczu. W Hercegowinie mieszkają Chorwaci. Mijamy szachownice i graffiti uwielbianego tu Hajduka Split. Bieda. Ogromny przeskok po bogatej Dalmacji, obleganej przez zajadających grillowane ośmiornice niemieckich turystów. Napisy na tabliczkach są dwujęzyczne, ktoś zamalował jednak dokładnie wszystkie nazwy napisane cyrylicą. Bałkańska beczka prochu. Bośnia i Hercegowina to dziwny twór. Po umowie w Dayton postanowiono utworzyć tu „bałkańską Szwajcarię”. Podzielono kraj na etniczne regiony. Powstały posiadająca sporą autonomię Republika Serbska, Federacja Bośni i Hercegowiny oraz znajdujący się pomiędzy nimi Dystrykt Brczko. Niezły tygiel.

− W Medjugorju nie mówi się o wojnie. − opowiada Wiesiek. – Słowem, które słyszysz najczęściej, jest „pokój”. Mir.

Ledwie wypowiedział te słowa, tłum zaczyna śpiewać: „Daruj nam mir”.

Konfesjonał świata

Różaniec prowadzą maronici z Libanu. Obok kościoła trwa spowiedź. Spoceni kapłani z plamami soli na sutannach od świtu do późnych godzin nocnych spowiadają w 25 stałych konfesjonałach i na ponad 100 przyniesionych krzesłach. Ustawiają się kolejki.

Idziemy na Podbrdo. W nieprzebranym tłumie zauważam siostrę Emmanuel ze Wspólnoty Błogosławieństw. To z jej książek i opowieści Weina Weibla − protestanta, który pod wpływem zbierania materiałów do reportażu o wiosce byłej Jugosławii został katolikiem – poznawałem przed dwudziestu laty Medjugorje.

Kamienie Podbrdo z roku na rok są bardziej wyślizgane, a rdzawa ziemia mocniej ubita. Mnóstwo ludzi potraktowało dosłownie hasło Cejrowskiego „Boso przez świat” i wchodzi po ostrych kamieniach bez butów. Już wdrapywanie się po tej spalonej ziemi przy 45 stopniach jest nie lada wyczynem. Oczy zalewa mi pot, a okulary jak na złość nie mają opcji wycieraczek. Uf, jak gorąco! Mijam tłum, w którym mieszają się języki.

Medjugorje to nie jest miejsce, które ludzie przyjeżdżają zwiedzać (bardzo częsty obrazek w sanktuariach zachodniej Europy). Tu przyjeżdżają się modlić. Na „brdo ukazanja” słyszę na każdym kroku „Zdravo Marija”, „Ave Maria”, „Hail Mary”. Modlitwę przerywa nieśmiertelne: „Mamo, daleko jeszcze?”. Dzieci mają w sobie coś z Osła ze „Shreka”…

„Gospa Majka moja” – śpiewa grupa z Mostaru. W miejscu, w którym 24 czerwca 1981 roku miejscowe dzieciaki miały ujrzeć Gospę, ruch jak w ulu. Jedynie figura Maryi ze stoickim spokojem spogląda na nowe hotele wyrastające pomiędzy Citluk a Bijakovici. Pod statuetką chłopak klęka przed dziewczyną. Zaczyna coś szeptać. Ta nie potrafi ukryć wzruszenia. Oświadczyny na Podbrdo! Podchodzę do młodych i gratuluję. Przyjechali z Olsztyna. Zaręczyny zostały przyjęte. Czas na pocałunek! Gdyby nie napis „Tisina”, ludzie zareagowaliby brawami.

Dotykam kiści winogron, zastanawiając się, jakie są owoce Medjugorja. Abp Henryk Hoser przytaczał dane: Medjugorje zrodziło 610 powołań kapłańskich i zakonnych (najwięcej we Włoszech), a od 1986, gdy zaczęto prowadzić statystyki, rozdano aż 37,3 mln Komunii. Eucharystie celebrowało ponad 825 tys. księży. Jedynie w czerwcu rozdano ponad 198 tys. Komunii, a do ołtarza wychodziło 4130 kapłanów (137 dziennie).

− Gdy słyszę, że Medjugorje to dzieło szatana, odpowiadam: „Są dwie opcje: albo diabeł zwariował, albo… się nawrócił” − rzuca Wiesiek na chwilkę przed wyniesieniem gigantycznej monstrancji na ołtarz (ma naprawdę krzepę).

Siódme poty

Teologowie są coraz bardziej zgodni: ostateczna ocena objawień, z których każde kończy się zdaniem: „Dziękuję, że odpowiedzieliście na moje wezwanie”, będzie możliwa dopiero po tym, gdy ustaną.

Jak wiele się tu zmieniło od 24 czerwca 1981 roku… Gospa (po chorwacku Pani) przedstawiła się jako: „Kraljica Mira”. Zwrot ten padł w kraju, którego komunizm miał łagodniejszą twarz niż „sowieckie trzymanie za mordę”. Mieszkańcy demoludów jeździli do Jugosławii na słoneczne wakacje, a mieszkańcy Zagrzebia wyskakiwali na kawę do Grazu. Ludzie przypomnieli sobie słowa o pokoju, gdy w 10. rocznicę objawień Słowenia ogłosiła niepodległość, co dało początek wojnie na Bałkanach. Chorwacja wystąpiła z federacji Jugosławii, a armia serbska zaatakowała Słowenię. Świat osłupiał, czytając o Srebrenicy, oblężeniu Sarajewa, tysiącach gwałtów…

Niektóre złe duchy można wyrzucić jedynie modlitwą i potem. Przekonuję się o tym na własnej skórze. Dosłownie. − Kochani, wiem, że jest bardzo gorąco – prosi proboszcz parafii. − Ofiarujcie wasz pot za rówieśników, którzy są biedni, są z dala od Boga. Wiecie, że naszą transmisję ogląda 760 tysięcy ludzi?

Za chwilę zgasną światła, a młodzi odpalą od paschału tysiące świec. Zapłonie morze ognia. Wracam do domu ulicą Kraljice Mira. Czyż nie pięknie?