Oto siewca wyszedł siać...

Łukasz Sianożęcki

Gość Elbląski 35/2017 |

publikacja 10.09.2017 05:30

– Jeśli dzięki temu choć jedna osoba się nawróci, to jestem pewien, że było warto – mówi ks. Tomasz Szramowski, proboszcz parafii w Kamieńcu.

Siewcy radości. W świetlicy bawili się z nimi wspólnie dorośli, dzieci i seniorzy. arch. Centrum Nowej Ewangelizacji Siewcy radości. W świetlicy bawili się z nimi wspólnie dorośli, dzieci i seniorzy.

Odwiedzili nas dziś naprawdę dobrzy ludzie – mówi pani Irena z parafii Matki Boskiej Królowej Świata w Kamieńcu. – Codziennie modlę się o to, aby takich ludzi spotykać na swojej drodze. Dziś to się stało – cieszy się. W tej parafii od 20 do 27 sierpnia przebywała bowiem grupa ewangelizatorów z Elbląga.

– Jesteśmy tutaj z programem „Siewca”, który polega na ewangelizacji parafii wiejskich – tłumaczy ks. Grzegorz Puchalski, dyrektor Centrum Nowej Ewangelizacji. – Nowa ewangelizacja jest wychodzeniem do tych, którzy już nie przychodzą do kościoła i stają się obojętni religijnie. Wcześniej parafie wiejskie wydawały się być ostoją wiary i pobożności. Dziś jednak i one potrzebują nowego impulsu, nowej iskry, która zapali ich do pogłębiania wiary i ożywi życie religijne.. I ta iskra już daje większy blask.

W małym kościółku na wzgórzu, w miejscowości Lubnowy, we wtorkowe deszczowe popołudnie jest więcej ludzi niż w niejedno święto. Kapliczka wypełnia się głośnym śpiewem. Słychać tradycyjne polskie pieśni religijne, i zupełnie nowe, których wierni nauczyli się dziś od przybyłych gości.

Ewangelizatorzy codziennie odwiedzają inną miejscowość w parafii. Tam od rana najpierw prowadzą zajęcia z dziećmi, następnie zaś odwiedzają wiernych w domach. – Rozmawiamy z nimi i wspólnie się modlimy. Tylko tyle i aż tyle. Ale w wyniku takich, niby błahych czynności potrafią dziać się cuda. I dzieją się – zapewnia Dorota, jedna z ewangelizatorek.

Ewangelizatorzy zapraszają mieszkańców na wspólną Eucharystię. Po niej odbywa się procesja po miejscowości z błogosławieństwem domów. – Dzień kończymy ogniskiem lub herbatą i ciastkiem. Na wspólnej zabawie trwamy tak do Apelu Jasnogórskiego. Po nim rozchodzimy się do domów – mówi ks. Grzegorz.

– Taki właśnie jest cel zaproszenia ewangelizatorów – mówi ks. Tomasz Szramowski, proboszcz parafii. – Cieszę się, że wierni otworzyli się na naszych gości i przyjęli ich w swoich domach. Czekamy teraz na owoce, jakie przyniesie ten program.

Niektóre z owoców są jednak zauważalne od razu. Jednym z nich jest panująca wśród wiernych radość. – Cieszymy się, że ewangelizatorzy przyszli do nas do domów. To było bardzo wzruszające, że ktoś cię odwiedza i tak otwarcie mówi, że Pan Bóg jest dobry i że cię kocha – zauważa pani Irena. – To był po prostu piękny dzień – dodaje pani Jadwiga, kolejna z parafianek. – Myślę, że każdy z nas z niego w jakiś sposób skorzystał, a także czegoś się nauczył.

– U mnie w domu były dwie osoby – opowiada pani Bogumiła. – Rozmawialiśmy najpierw o naszej rodzinie, o zdrowiu, po prostu o wszystkim. Następnie była modlitwa i dostaliśmy takie wyjątkowe prezenty – pani Irena pokazuje medalik.

Ewangelizatorzy nie kryją zadowolenia, że ich praca spotyka się z takim uznaniem. – Czasem pojawiały się myśli, że może nie uda się zgromadzić nikogo, ale kiedy chodziliśmy od domu do domu, okazało się, że chętnych do słuchania słowa Bożego jest naprawdę wielu – relacjonuje Dorota.

– W parafiach, które liczą po kilka tysięcy osób, łatwiej jest znaleźć kogoś zaangażowanego i aktywnego, na wsi jest o to trudniej – zwraca uwagę ks. Grzegorz. W jego ocenie mieszkańcy mniejszych miejscowości chętniej skłaniają się ku tradycyjnej religijności, nie zawsze szukają nowych grup formacyjnych, aby w nich pogłębiać swoją wiarę. – A to niedobrze, że tak jest. Przecież zawsze warto dowiedzieć się czegoś nowego o Panu Bogu – przyznaje pani Irena. – Chodzi o to, aby przeczytać coś, czego normalnie byśmy nie mieli szansy przeczytać, i porozmawiać o czymś, o czym zwykle nie rozmawiamy. Moim zdaniem takie spotkania jak dzisiejsze umożliwiają to wszystko.

– To, co my tutaj robimy, nazwałbym preewangelizacją – zauważa ks. dyrektor. Grupa stara się dotrzeć bowiem nie tylko do tych, którzy kultywują wiarę katolicką, ale także do tych, którzy są daleko od Kościoła. – Chcemy odpowiedzieć na słowa papieża Franciszka, który powiedział, że trzeba samemu wyjść do tych ludzi, bo oni z różnych względów już nie przyjdą. I my to robimy, chcemy się z nimi w imieniu Kościoła spotkać.

Takie postawienie sprawy cieszy również ks. proboszcza. – W niedużej parafii dokładnie wiadomo, które rodziny praktykują, a które nie. Które osoby traktują wiarę serio, a które powierzchownie – mówi ks. Szramowski. – Ale jeśli w wyniku tego programu choć jedna osoba się nawróci, to myślę, że było warto.

Wierni z Kamieńca zgodnie przyznają, że w tym spotkaniu najważniejsze było wspólne spędzenie czasu. – To, że mogliśmy stworzyć taką wyjątkową wspólnotę, było najpiękniejsze – mówi pani Jadwiga. – Miłość wyraża się w konkretach, w czynach. Miłość to jest obecność. Nie wystarczy o miłości mówić, trzeba to pokazać – przekonuje ks. Puchalski. – I my, którzy jesteśmy obcy dla tych ludzi, przychodzimy do ich domów, szukamy kontaktu, jesteśmy otwarci, a otwartość rodzi otwartość, zaufanie rodzi zaufanie.

Tę otwartość najłatwiej można było zaobserwować w czasie wspólnej wieczornej zabawy. Wówczas doszło do swoistego „pojedynku chórów”. Kiedy po wypiciu herbaty i zjedzeniu ciastka ewangelizatorzy zaśpiewali jedną ze swoich piosenek, mieszkańcy Lubnowych, jakby w rewanżu, zaprezentowali swoje umiejętności wokalne. I tak na zmianę, przez niemal godzin: kto zaśpiewa piękniej swoją ulubioną pieśń. W tej rywalizacji ewangelizatorzy musieli oddać palmę pierwszeństwa gospodarzom, którzy wykonali m.in. wszystkie 14 zwrotek „Te Deum”.

Choć ewangelizacja w parafii w Kamieńcu wypadła dobrze, grupa nie popada w samozachwyt. – Ewangelizacja to chodzenie po wodzie – zauważa ks. Grzegorz. – To jest zawsze jakieś ryzyko, że zostanie się odrzuconym, nieprzyjętym czy potraktowanym obcesowo, co także zdarzało się i tutaj. Ale ważniejsze jest to, że są ludzie, którzy nas przyjmują, dzielą się swoim życiem. Wówczas jest szansa, że Pan Bóg może zadziałać głębiej. Ksiądz dyrektor jeszcze raz tłumaczy, że celem ich działania jest podłożenie iskry, która rozpali chęć działania na miejscu.

– Już potem, jak skończy się nasz program, należałoby poprowadzić coś bardziej systematycznie. My chcemy tylko pokazać, że modlitwa jest ciekawa, że warto się modlić, że warto się spotykać, że warto Panu Bogu czas poświęcić.

Dostępne jest 5% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: