Daj mi swoje Oblicze

Krzysztof Kozłowski

publikacja 25.08.2017 04:30

Jeżeli ktoś chce napisać ikonę, która będzie mówiła, bez wiary, nie uczyni tego. Bo choć niektórym dziś kojarzy się ona bardziej z celebrytami niż z oknem do nieba, bardziej z obrazkiem na pulpicie komputera niż z Chrystusem Pantokratorem, jest czymś nie z tego świata.

Z inspiracji Grupy „Agathos” powstała Warmińska Pracownia Ikony. Małgorzata Dżygadło- -Niklaus (po prawej) udziela wskazówek uczestnikom. Krzysztof Kozłowski Z inspiracji Grupy „Agathos” powstała Warmińska Pracownia Ikony. Małgorzata Dżygadło- -Niklaus (po prawej) udziela wskazówek uczestnikom.

Każde pisanie rozpoczyna modlitwą. Później trwa ona nieustannie, towarzyszy każdemu ruchowi pędzla, mieszaniu farb. – Pisząc moją pierwszą ikonę, rozmawiałam z Panem Jezusem. „Panie Jezu, pokaż mi siebie, daj mi swoje Oblicze” – prosiłam. Kiedy malowałam oczy Jezusa, wychodząc na ulicę, widziałam Go w innych osobach. Gdy przyszło do wydobywania twarzy, położyłam ciemnozielony sankir, z którego „wydobywał się” Pan Jezus. Miałam wrażenie, jakby wychodził On do mnie z czeluści, ciemności albo wody. Tak pokazał swoje Oblicze. Tak to odbierałam i odbieram do dziś – opowiada pani Joanna, uczestniczka warsztatów pisania ikon.

– Podobnie było z Matką Bożą z Jezusem przytulającym się do Jej policzka. Ten dotyk policzka się czuje. Pani Joanna uważa, że chcąc napisać ikonę, trzeba poświęcić więcej czasu na modlitwę. Wyciszyć się. – Jesteśmy ja i ikona. I rozmawiamy. Nabrałam przez to pokory i dystansu. I w moim życiu zaszły zmiany, bo w wielu sytuacjach zaczyna towarzyszyć mi modlitwa. Trzeba się wyciszyć, spotkać Boga – dodaje.

O głębię, nie o perspektywę chodzi

Pierwsze warsztaty pisania ikon w Węgajtach odbyły się w 2010 roku. Była to inicjatywa Grupy „Agathos”, ludzi zafascynowanych pięknem i duchową głębią ikony. – Warsztaty zorganizowano w stodole Scholi Węgajty. W tym samym czasie odbywały się warsztaty śpiewu liturgicznego. Kiedy na klepisku pracowała grupa ikonografów, towarzyszył im nieustannie koncert muzyki sakralnej – wspomina Małgorzata Dżygadło-Niklaus, prowadząca warsztaty. Na pierwsze zajęcia przyjechała liczna grupa z Warszawy. Ale już wtedy brali w nich udział także okoliczni mieszkańcy. – Porozmawiałam z Olą. Wiedziałam, że maluje piękne akwarele. Zaproponowałam, żeby spróbowała z ikoną. I zrobiła to – mówi.

Szybko po okolicy rozeszła się wieść, że spotykają się ludzie, którzy piszą ikony i modlą się. Następnego roku do grupy dołączyło więcej osób z okolicy: z Pupek, Szałstr, Olsztyna i Dobrego Miasta, a miejscem spotkania stała się Cegielnia Art Letycji Pietraszewskiej w Nowym Kawkowie. – Siedem lat temu chyba nikt nie przewidywał, że nasza inicjatywa tak się rozwinie. Powstaje na Warmii wiele nowych grup, odbywają się liczne warsztaty. Za mistrza się nie uważam, ale cieszę się, że mogę dzielić się z innymi tym, co potrafię. Tu nie chodzi o to, aby skupiać się na kunszcie malarskim, światłocieniach, przestrzeni, zestawie kolorów. To wszystko odgrywa wtórną rolę w odniesieniu do treści, jaką przekazuje ikona – dodaje prowadzący Bartosz Bremer.

Wąska ścieżka za horyzont

Od pewnego czasu pisanie ikon jest popularne. – Ludzie po prostu odnajdują w tym wytchnienie. Przyjeżdżają do nas i mówią, że nie mogli się już doczekać. I na kilka dni się wyciszają. Każdy przenika ze świata „tu i teraz” do świata ikony, zanurza się w kolorach, rysunkach – wyjaśnia pani Małgorzata. Każdy dzień rozpoczyna się Mszą św. z błogosławieństwem na cały dzień pracy, którą sprawuje ks. Krzysztof Lauter. Później jest spotkanie w pracowni wypełnionej liturgicznym śpiewem (chorały, akatyst)... Okazuje się jednak, że pisanie ikon to nie jest niezwykła czynność, oderwana od rzeczywistości, jakby magiczna. – I nie jest potrzebny nawet ogromny talent. Trzeba mieć cierpliwość, pokorę i – z perspektywy świata zewnętrznego – czas. Jeżeli jest to połączone z potrzebą serca, że ktoś chce napisać swoją pierwszą ikonę, ikonę dla swojej modlitwy, jeśli człowiek odkryje, że jest to pewien rodzaj dialogu, modlitwa, a nie jedynie praca, może w tym odnaleźć siebie. Bo my mamy świadomość, że pędzel prowadzi Duch Święty. Wiemy, że my jesteśmy narzędziem w dłoni niezwykłego Malarza. Mamy kanon, znamy symbolikę kolorów, ale do tego jeszcze potrzebne jest wewnętrzne nastawienie, taka uważność, wewnętrzna skłonność do modlitwy. I to się w nas rozwija. To jest swoista droga ikony. Jeśli się na nią wejdzie, to okazuje się, że jest to wąska ścieżka, która prowadzi gdzieś daleko, w głębię, aż za horyzont. Ona prowadzi nas do rozwoju własnej duchowości, własnej drogi modlitwy – opowiada pani Małgorzata.

Wspomina dominikanina bł. Fra Angelico, który mówił, że „by malować Chrystusa, trzeba żyć Chrystusem”, oraz św. Andrieja Rublowa, największego orędownika przed Bogiem podczas nauki pisania ikon. – Łączy ich droga ku świętości, która prowadziła poprzez twórczość. Oni wyrażali całą swoją modlitwę i wierność Bogu przez pracę z pędzlem. Jest to i nasza perspektywa – uśmiecha się pani Małgorzata.

Nowy chrzest

Ikona zmienia życie. Doświadcza tego każdy, kto wkracza na jej drogę. – To było 14 lat temu. Trafiłam do jezuitów w Częstochowie na rekolekcje ignacjańskie. Tam też o. Zygfryd Kot SJ mówił o modlitwie z ikoną. I zachwyciłam się, bo to było to, czego szukałam – wspomina pani Małgorzata. Później przez 5 lat jeździła z Olsztyna do Krakowa na warsztaty pisania ikon prowadzone przez Pracownię św. Łukasza, która działa właśnie pod kierownictwem o. Zygfryda. Później była w prawosławnej szkole ikonopisania w Bielsku Podlaskim, u o. Leontija Tofiluka. Była również przez trzy tygodnie w Grecji, w klasztorze na wyspie Patmos. –

Tam w Wielki Czwartek celebrowany jest obrzęd umywania nóg (Niptir) według manuskryptów z XV wieku. Słyszałam, że jest tam wspaniała ikonografka s. Olimpiada. Kiedy się tam pojawiliśmy, okazało się, że ona od trzech lat nie żyje – mówi. Spotkała się z jej uczennicą, s. Kasjani. Pytała, czy może tu przyjechać, a potem napisała długi list, do którego dołączyła fotografie swoich ikon.

Prawosławni mogą tam przyjechać i nocować w klasztorze, katolicy – nie. Później była następna wizyta w klasztorze. – Jedna z sióstr na mój widok krzyknęła: „O! Mamy twój list, ale nic z tego nie wyjdzie! Matka przełożona się nie zgodzi” – śmieje się na wspomnienie pani Małgorzata. – Byłam zawiedziona, ale chodziłam tam na nabożeństwa. Zapytałam s. Kasjani: „Może mogę tylko zajrzeć do pracowni, zobaczyć wasze ikony?”. „To przyjdź jutro, tylko bez męża” – odpowiedziała – wspomina pani Małgorzata. Podczas tej wizyty s. Kasjani wyciągnęła zdjęcia ikon pani Małgorzaty i zaczęła wytykać błędy. – Powiedziałam, że mieszkam we wsi, mam ze sobą ikonę, że może przyjdę... Otrzymałam w końcu zgodę – opowiada – zaproszenie na trzytygodniowy pobyt studyjny.

– Całymi dniami siedziałam w klasztorze. I to było mocne doświadczenie. Miałam również wrażenie, że tam przeżyłam ponowny chrzest... – mówi pani Małgorzata. Wspomina Wtorek Wielkanocny. Plac na środku wyspy Patmos. Ludzie przynoszą ikony, te z domów i cerkwi. Jest tam zwyczaj, że tego dnia są one ponownie święcone. Bo świętuje się Zmartwychwstanie, wszystko się odradza, ponownie uświęca. Pani Małgorzata miała ze sobą niewielką ikonę św. Mikołaja. „Weź ją, idź tam” – nalegał mąż. Weszli na plac. Tłumy ludzi.

– Okazało się, że nie jest tak, jak myślałam, że ikony stawia się i są one święcone. Każdy stoi ze swoją ikoną w dłoniach. I ja stoję z tą moją ikonką św. Mikołaja. A tłum ruszył. Wszyscy podchodzili do każdej ikony, żegnali się, całowali je. I podchodzili do mnie, i mówili: „O, Hagios Nicolaos!”, i żegnali się, całowali. Ze wzruszenia i zaskoczenia łzy płynęły mi po policzkach, a pot po całym ciele. Te moje łzy jawiły mi się niczym chrzest, obmycie. Wówczas pierwszy raz poczułam, że pisanie ikony to ogromna odpowiedzialność...

Swoiste misterium

Warsztaty prowadzi również Ewa Grześkiewicz. – Ważne są wiedza, reguły pisania ikon. Ale modlitwa i kroczenie drogą ikony są niezbędne – mówi. Ikona jest bardzo wymagająca. – Na początku wydaje się, że można pisać ją przy okazji, że to deska, pędzel, farby i nic więcej. Że usiądę na chwilę, pomaluję, później coś zrobię. Okazuje się, że ikona zaczyna organizować całe życie, krąg znajomych i życie rodziny. Pisanie ikony wymaga ciszy albo muzyki sakralnej. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że gra telewizor, mówią o wojnie, wypadkach, śmierci, a ja w tym czasie oddaję Boży pokój. Więc zaczęło się od tego, że rodzina zgodziła się na ciszę w domu – opowiada.

– Pisanie ikony to swoiste misterium. Tylko to się liczy i nic więcej. Czasami rozmawiam ze swoimi ikonami – uśmiecha się pani Lida. Jest już na szóstych warsztatach. Napisała już kilkanaście ikon. – Nie mam ich w domu. Okazało się, że każda z nich miała swoje powołanie – mówi. – Pisząc ikonę, wchodzi się w lepszy świat. Wybierając kolejną ikonę, którą chcę napisać, szukam informacji o świętym, zgłębiam jego życie. Ikona to modlitwa, rozmawiam ze świętym i czuję, że on mi pomaga. Ikona to niezwykła sztuka, bo to nie jest jedynie działanie ludzkiej ręki. Ewidentnie jest to działanie Ducha Świętego. Są przeszkody, coś się zniszczy. A jednak na koniec i tak światło z niej bije. Bo ważniejsze jest pragnienie serca niż talent. Znam osoby, które po raz pierwszy trzymały pędzel w ręku, a napisały piękne, dojrzałe ikony. To jest ta tajemnica – mówi Małgorzata Marszałek.

To już nie jest moja ikona

Na zakończenie warsztatów odbywa się poświęcenie ikon. To przepiękny rytuał, któremu towarzyszy śpiew. Zapraszani są tego dnia bliscy, ale nade wszystko ci, którym chce się podarować ikonę. – Pisząc ikony, jakby kształtujemy je, nadajemy imię choćby przez to, że podpisujemy je imieniem Chrystusa czy Matki Bożej. Ale tak naprawdę nadać im imię, czy odesłać do pierwowzoru może tylko Kościół. Stąd obrzęd poświęcenia ikon. Są poświęcane znakiem krzyża, pokropione wodą święconą, okadzone kadzidłem. One stają się własnością Kościoła i dopiero wówczas z rąk kapłana mogą być darowane wyznaczonej osobie, która będzie się przed nią modlić. To jest trudne, bo twórca musi zerwać więź ze swoim dziełem, to już nie jest moja ikona, Staje się własnością Kościoła, by służyć innym – wyjaśnia pani Małgorzata.