Wskakuję do Jego taczek

Monika Łącka

Gość Krakowski 33/2017 |

publikacja 28.08.2017 04:30

– Pięć lat temu Pan Bóg dał mi nowe życie – wyznaje Małgosia Czekaj. Niedługo później ogłosiła Jezusa swoim Panem i Zbawicielem. Od tego czasu każdego dnia uczy się, czym jest żywa wiara, a od 1 września, przez równy rok, teorię będzie sprawdzać w praktyce, na Czarnym Lądzie.

– Jadąc na misje, chcę pełnić wolę Boga – mówi dziewczyna, do niedawna dziennikarka i współpracowniczka małopolskiej „Niedzieli”. Monika Łącka /Foto Gość – Jadąc na misje, chcę pełnić wolę Boga – mówi dziewczyna, do niedawna dziennikarka i współpracowniczka małopolskiej „Niedzieli”.

O misjach po raz pierwszy pomyślała, będąc w liceum – marzyła, by budować studnie w Afryce. Z czasem jednak pomysł został zapomniany, a relacja Małgosi z Bogiem mocno się popsuła. – Wychowałam się w rodzinie katolickiej, ale Bóg był dla mnie kimś odległym. Nie wyobrażałam sobie, że On może być moim przyjacielem – opowiada. A gdy w jej życiu zaczęły się różne trudności i czuła się samotna, na dobre odeszła od wiary. – W kościele pojawiałam się tylko okazjonalnie, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, ale w sercu czułam pustkę i tęsknotę, które próbowałam wypełnić na wiele sposobów. Najbardziej jednak potrzebowałam akceptacji i zrozumienia, lecz nie mogłam znaleźć tego, czego szukałam – wspomina.

Bóg zna mnie po imieniu

Wszystko zmieniło się, gdy „przypadkowo” spotkała na swojej drodze osobę, która zaprowadziła ją do kościoła zmartwychwstańców na Woli Duchackiej, na Mszę św. z modlitwą o uzdrowienie. Posługuje tam Wspólnota Chrystusa Zmartwychwstałego „Galilea”. – Dziś chcę dać świadectwo, że Bóg czynił cuda nie tylko 2000 lat temu, ale czyni je także dziś, przemieniając ludzkie serca i życie. Wtedy, podczas Mszy św., Pan niespodziewanie dotknął mnie tak, że zobaczyłam, iż zna mnie po imieniu, bo również dla mnie przyszedł na ziemię. Zbawił mnie – nie ma wątpliwości M. Czekaj.

Nie tylko poczuła, że jest ukochaną córeczką Boga, ale też doświadczyła Jego mocy – podczas modlitwy o nowe wylanie Ducha Świętego została uzdrowiona z niedoczynności tarczycy. – Stało się więc jasne, że odtąd cokolwiek mnie spotka, Jezus jest ze mną i ma najlepszy plan na moje życie. Wystarczy tylko, że wskoczę do Jego taczek – tak jak w historii o linoskoczku, który przechodził po linie zawieszonej między wieżowcami. Gdy robił to z tyczką, nikt nie miał wątpliwości, że mu się to uda. Ale kiedy chciał przejść z taczkami, większość zwątpiła. Tylko jedna osoba powiedziała, że wierzy w jego sukces. Wtedy linoskoczek poprosił ją o wskoczenie do taczek. Żywa wiara na tym właśnie polega, by w ciemno zaufać Bogu – przekonuje Małgosia i zapewnia, że tego właśnie chce się trzymać, a pomaga jej w tym Galilea, z którą związała się zaraz po nawróceniu.

– Ze świata mało wierzącego trafiłam do świata wierzącego na 200 proc. „Galilejczycy” zauroczyli mnie troską o drugiego człowieka i rodzinnym ciepłem, a najważniejszy jest charyzmat wspólnoty, czyli głoszenie kerygmatu, który przywraca ludziom nadzieję i pokazuje sens życia – tłumaczy misjonarka. Odważnym krokiem zaufania Bogu jest też jej decyzja o porzuceniu dotychczasowego życia po to, by na rok wyjechać do Tanzanii, na misję ewangelizacyjną.

Wszystko jest pod kontrolą

– Oczywiście, że wątpliwości się pojawiały, ale jednocześnie czuję, że pragnienie podjęcia pracy misyjnej nie pochodzi ode mnie, tylko od Boga. To On tym wszystkim kieruje. Ja jestem tylko Jego narzędziem, a skoro zrozumiałam, że przez długi czas nie budowałam swojego życia na prawdzie i miłości, postanowiłam zmieniać to krok po kroku – mówi 29-letnia dziewczyna. Temat misji powrócił do niej w Roku Miłosierdzia, gdy odkryła, że z Bogiem może zrealizować to marzenie. – Wcześniej też mówiłam, że z Nim wszystko jest możliwe, ale gdy przychodziło co do czego i zaczynały się trudności, łatwo się wycofywałam. Teraz trwam pomimo przeciwności, a Bóg daje znaki, że wszystko ma pod kontrolą – przekonuje Małgosia. Tak było np. w maju, gdy wraz z pozostałymi 4 osobami, które z ramienia Galilei jadą do Tanzanii, złożyła podanie o wizę. Okazało się, że jej paszport ma za krótki termin ważności. – Nowy udało się wyrobić w 3 dni! – opowiada M. Czekaj.

Ważną sprawą jest też to, że Małgosia decyzji o wyjeździe nie podjęła na własną rękę, ale dużo się w tej intencji modliła i wypełniła specjalną misyjną ankietę, która w Galilei obowiązuje wszystkich, którzy słyszą w sercu takie wezwanie. Rok temu, podczas ŚDM, z jej wspólnotą spotkał się też o. Daniel, który od 5 lat pracuje w Tanzanii. – To było ważne doświadczenie, ale ciągle pytałam Boga, jak to wszystko widzi, i na modlitwie dostawałam odpowiedź, żeby czekać na ruch wspólnoty. W końcu o. Krzysztof Czerwionka w porozumieniu z o. Danielem zdecydował, że Galilea na swoje 25-lecie podejmie nowe zadanie – misję w Tanzanii – opowiada. Przygotowania do wyjazdu nie były łatwe, ale jeśli robi się coś dla Boga, to nieważny jest trud, ale cel. – A my poprzez misję chcemy nieść Ewangelię na krańce świata – zapewnia Małgosia i prosi o modlitwę w intencji tego przedsięwzięcia.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: