Dialog na dwa serca

ks. Piotr Sroga

publikacja 20.08.2017 04:30

– Nie wystarczy, że spotkamy się w przelocie i powiemy sobie: „Cześć! Jak się masz?”. Musimy chcieć siebie wysłuchać i zrozumieć – mówi Jagoda Krawczyk.

Jagoda i Andrzej Krawczykowie od 17 lat organizują rekolekcje  na Warmii. ks. Piotr Sroga /foto Gość Jagoda i Andrzej Krawczykowie od 17 lat organizują rekolekcje na Warmii.

Około 40 lat temu państwo Grzybowscy zainicjowali działalność Spotkań Małżeńskich w Polsce. Na początku był to ruch rekolekcyjny i typowo polski, ale dziś jest to wielka organizacja międzynarodowa, a dokładnie stowarzyszenie na prawach papieskich. W archidiecezji warmińskiej istnieje on od 17 lat, oferując małżonkom i narzeczonym formację, która wzmacnia, pogłębia lub odnawia ich relacje.

Najważniejsze jest przebaczenie

– Często myli się nas z innymi ruchami; z Rodzinami Nazaretańskimi lub Kościołem Domowym. Ludzie nie wiedzą o nas zbyt wiele – mówi Jagoda Krawczyk. Czym wyróżniają się więc Spotkania Małżeńskie? – Myślę, że misją i charyzmatem, którym jest dialog. Rozumiemy go jako sposób na życie. Nie chodzi tylko o rozmowę, ale o to, że ma ona prowadzić do spotkania osób. Mąż i żona funkcjonują w dialogu nieustannie – dodaje Andrzej Krawczyk.

Państwo Krawczykowie zainicjowali powstanie stowarzyszenia w archidiecezji warmińskiej i do dziś są w niego zaangażowani. – Jest jeszcze misja, którą jest objęcie jak największej liczby małżeństw posługą rekolekcyjną. Zależy nam na tym, aby wiele osób przeżyło rekolekcje podstawowe naszego ruchu. Chodzi w nich o zacieśnianie, odnawianie i reperowanie jedności oraz więzi małżeńskiej. Jest to przeżycie zarówno duchowe, jak i psychoterapeutyczne – tłumaczy Jagoda.

Oprócz rekolekcji podstawowych odbywają się również spotkania pogłębiające i kursy dla narzeczonych, na których nie brakuje także zagadnień dotyczących więzi seksualnej między małżonkami. Zawsze chodzi o odkrywanie dobrego spotkania na różnych płaszczyznach życia. – Nie wystarczy, że spotkamy się w przelocie i powiemy sobie: „Cześć! Jak się masz?”. Musimy chcieć siebie wysłuchać i zrozumieć. Temu służą cztery zasady naszego ruchu: słuchanie jest ważniejsze niż mówienie; dzielenie jest ważniejsze niż dyskutowanie; zrozumienie jest ważniejsze niż ocenianie; najważniejsze jest przebaczenie – wylicza Andrzej. Powyższe reguły mają jednocześnie oddziaływać na otoczenie – rodzinę, sąsiadów, kolegów z pracy. Na tym polega misyjność ruchu.

– Powinien to być nasz sposób spotkania się z ludźmi. Jeśli odnajdziemy się w dialogu, wtedy łatwiej będzie nam funkcjonować w społeczeństwie. Ten mechanizm dotyczy również naszych dzieci – mówią małżonkowie z Olsztyna.

Rekolekcyjny wir

Krawczykowie spotkali się z ruchem ponad 20 lat temu. Podstawowe rekolekcje odbyli w Gdyni, w domu ojców jezuitów. – Problemy obecne są w każdym małżeństwie. I nas nie ominęły. Ja byłem przekonany, że moja żona nie chce mnie słuchać i ma tylko dużo do powiedzenia. Kochałem ją, ale nie byłem w stanie się z nią porozumieć, ponieważ oczekiwała więcej niż mogłem jej dać – wspomina Andrzej Krawczyk. Usłyszał o rekolekcjach w Gdyni i zaproponował żonie udział w nich. To ją zaskoczyło, bo wcześniej to raczej ona jeździła na różne rekolekcje. Uczestniczyła w spotkaniach Odnowy w Duchu Świętym, przez co stała się bardziej zaangażowana religijnie. Ale jednocześnie drogi małżonków zaczęły się rozchodzić. – Wracałem późno z pracy i spodziewałem się, że dostanę obiad, a tymczasem mojej żony nie było, bo uczestniczyła w spotkaniu modlitewnym. To mnie irytowało – mówi Andrzej.

Obydwoje przyznali, że to problem, i postanowili wykorzystać ofertę z Gdyni. Każde z nich miało jakieś oczekiwania; głównie takie, że to drugie się zmieni. – Po pewnym czasie zorientowałem się, że to ja muszę zmienić się, poprawić. Tak to przeżyliśmy – wspomina Andrzej Krawczyk.

Czy rekolekcje rozwiązały wszystkie problemy? – Oj, nie było tak prosto. To trwało jeszcze pięć lat. Ale ważny okazał się kontakt z ks. Markiem Proszkiem z Głotowa. Zachęcałam go do zorganizowania tych rekolekcji na Warmii. Mówiłam mu, że te rekolekcje są niesamowite i że potrzebują ich inne małżeństwa – mówi Jagoda.

Dla małżeństwa Krawczyków była to tak uzdrawiająca chwila, że chcieli się tym podzielić z innymi. – Organizowanie rekolekcji trochę trwało, a my wpadliśmy w tym czasie w kolejny dołek i było znowu trudno. Na szczęście, po pewnym czasie odbył się turnus wakacyjny z małżeństwem Grzybowskich, a po pewnym czasie weekend formacyjny. Przyjechali animatorzy z Warszawy, którym pomagali nasi kapłani – wspominają. Potem odbyło się jeszcze spotkanie porekolekcyjne, czyli kontynuacja formacji. To bardzo potrzebna inicjatywa, bo po uniesieniach rekolekcyjnych i euforii łatwo popaść w zniechęcenie, wracając do szarej rzeczywistości.

– Jeśli nie ma kontynuacji i ciągłego wzmocnienia, szybko wraca się do starego. Byliśmy więc na spotkaniu i państwo Grzybowscy powiedzieli: „Teraz wy się tym zajmiecie!. Następny weekend sami poprowadzicie”. Szok! Nie mamy przecież o tym pojęcia. Ale stało się tak, jak powiedzieli – mówi Jagoda. W pierwszych rekolekcjach pomagali jeszcze animatorzy z Warszawy, potem w archidiecezji warmińskiej działała samodzielna ekipa rekolekcyjna Spotkań Małżeńskich, i tak jest do dzisiaj.

Dziecięca nauka modlitwy

Struktury i ludzie to jeszcze za mało, aby ruch się rozwinął. Potrzeba pewnej dynamiki, związanej z Bożym błogosławieństwem. Na początku – jak wspominają małżonkowie z Olsztyna – szło jak po grudzie. Zainteresowanie było niewielkie. Pierwszy okres okazał się zniechęcający. Postanowili jednak, że stworzą pewne trwałe fundamenty, ustalając konkretne terminy spotkań. – Bywało tak, że byliśmy tylko my i ks. Marek. Na rekolekcje także zgłaszały się dwie lub trzy pary. Za najważniejsze jednak uznaliśmy trwanie. Tak to Bóg sobie wymyślił. I przetrwaliśmy – uśmiecha się Jagoda Krawczyk.

W tej chwili trzy razy w roku odbywają się na Warmii rekolekcje podstawowe ruchu. Chętnych jest coraz więcej. – Strzałem w dziesiątkę okazał się termin wakacyjny, który wprowadzili Kamila i Mariusz z naszego ruchu. Wydawało się, że latem ludzie wyjeżdżają na wypoczynek i nie są zainteresowani religijnymi ofertami. A jednak zgłosiło się wiele małżeństw – mówią Krawczykowie. Na rekolekcje przyjeżdżają ludzie na różnym etapie małżeństwa. Niektórzy chcą pogłębić związek, inni go ratować, gdy już się rozpada. –

Zdarzają się tacy, którzy przyjeżdżają na rekolekcje po złożeniu dokumentów rozwodowych. Dają sobie ostatnią szansę i czasem udaje się im odnowić związek. Mamy takie przypadki. Oczywiście, są też sytuacje, kiedy nie jesteśmy w stanie im pomóc i po rekolekcjach rozchodzą się – mówi ze smutkiem Andrzej. Owocem rekolekcji może być wtedy przyjazne rozejście, bez nienawiści.

Generalnie uczestników rekolekcji można podzielić na trzy grupy: zapobiegający kryzysowi, przeżywający kryzys i pogłębiający relację. Małżeństwo Krawczyków zwraca jednocześnie uwagę na oddziaływanie formacji Spotkań Małżeńskich na całą rodzinę.

– Szczerze mówiąc, ja doznałem nawrócenia dzięki swojemu dziecku. Kiedy Kuba pojechał na oazę, przywiózł do domu ze sobą praktykę wspólnej modlitwy. Od tamtego czasu modliliśmy się systematycznie. Drugiego objawienia doznałem podczas rekolekcji. Zrozumiałem, że podczas wypowiadania słów przysięgi małżeńskiej: „...tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny, i wszyscy święci” – zaprosiłem Boga do swojego małżeństwa. Od tego czasu staram się pamiętać o Nim – opowiada Andrzej. Małżonkowie uważają, że podstawą dobrej rodziny jest dobre małżeństwo. Te relacje się przenikają i oddziałują na siebie. Pojawił się większy szacunek do dzieci i wsłuchanie się w ich głos.

Narzeczeni na celowniku

Spotkania Małżeńskie są doskonałą propozycją formacji duchowej dla małżonków, o czym wiedzą doskonale Ewa i Grzegorz Staniszewscy. Był czas, że poszukiwali swojego miejsca w Kościele. – To ja mocniej do tego dążyłam, mąż był bardziej powściągliwy. Powiedziałam, że pójdę sama na jakieś spotkanie, jeśli nie będzie mi chciał towarzyszyć. Powiedział: „Rozbijasz jedność małżeńską”. Tak się nam drogi rozchodziły. Ktoś jednak zaproponował nam weekend w ramach Spotkań Małżeńskich. I tam poczuliśmy się jak w domu – wspomina Ewa. Oboje odnaleźli się w tej formule i postanowili zaangażować się w nią. Było to trzy lata po ich ślubie. Każdy z nich budował swoją relację z Bogiem, jednak potrzebowali nowej jakości i wsparcia.

– Największym odkryciem był dla nas dialog. Po pewnym czasie nie mogliśmy uczestniczyć w pełni w ruchu. Pojawiło się na świecie trzech naszych synów i byliśmy zajęci ich wychowaniem. Jednak po 10 latach wróciliśmy i powoli zaczęliśmy angażować się mocniej. W tej chwili zdecydowaliśmy się zostać animatorami – to świeża sprawa. Mamy również praktykę w prowadzeniu weekendów na narzeczonych – mówi Ewa Staniszewska. To właśnie posługa wobec młodych, którzy przygotowują się do sakramentu małżeństwa, jest od pewnego czasu wpisana w działalność ruchu.

Weekendy w Dobrym Mieście cieszą się ogromną popularnością. Często brakuje miejsc dla zgłaszających się par. – Najłatwiej byłoby zostać nadal zwykłym członkiem Spotkań Małżeńskich, ale oboje poczuliśmy, że Bóg wzywa nas do posługi. Czujemy, że dzisiaj jest coraz trudniej trwać w wierności i trwałości małżeńskiej. Dlatego chcemy zostawić wygodne życie na rzecz dawania świadectwa i pomocy innym – tłumaczy Ewa.

Ośrodek rekolekcyjny w Dobrym Mieście doskonale nadaje się na takie spotkania. Zresztą formuła weekendów dla narzeczonych zakłada aktywność przede wszystkim uczestników. Mają oni za zadanie dużo ze sobą rozmawiać o sprawach dla nich ważnych. – Młodzi ludzie chcą podejmować ten trud, aby poznać się lepiej. My jednak nie wkraczamy w ich dialog – to zadanie dla nich. Nie ma jakiegoś wspólnego dzielenia się w grupach lub wobec osoby odpowiedzialnej. Oczywiście, jesteśmy do dyspozycji, ale najważniejsze rozgrywa się między nimi – mówi Ewa Staniszewska.

Andrzej Krawczyk dodaje, że zdarzały się sytuacje, kiedy po weekendzie narzeczeni rozchodzili się. Okazało się, że więcej ich dzieli niż łączy. – Młodzi często budują swoją więź tylko na fizycznej bliskości. To jest błąd. Trzeba się poznać głębiej i lepiej – mówi. Nie chce jednak zniechęcać do uczestnictwa w weekendach i mówi, że 99 proc. uczestników wyjeżdża z Dobrego Miasta zadowolonych, z większym zrozumieniem ukochanej osoby.