Życie jest pielgrzymowaniem

ks. Tomasz Horak

A może całe życie, skoro jest pielgrzymowaniem, powinno być wyraziste wiarą, nadzieją i miłością?

Życie jest pielgrzymowaniem

Robiłem porządki w starych papierach. Odkryłem niewielki, wytarty, ale czytelny, polsko – ukraiński dokument. „Karta ewakuacyjna - Евакуаційний лист”. Wystawiony na moją Mamę, ze mną i ciocią Zosią na dodatek. Nie ma daty wystawienia, ale jest data przyjęcia w Jaśle: 4 VIII 1946, miałem wtedy nieco ponad półtora roku. Moje podróżowanie zaczęło się dużo wcześniej, gdy miałem niespełna 3 miesiące. I od wtedy wciąż w drodze. Pewnie jeszcze jakiś etap przede mną. Wichry wojny? Też. Ale przede wszystkim pielgrzymka. Odbieram to właśnie jako nieustanne pielgrzymowanie. Czasami zazdroszczę tym, co to mają swoją ojcowiznę – choćby w postaci mieszkania w spółdzielczym bloku. A czasem jestem wręcz dumny z tego, że pielgrzymowanie zacząłem jeszcze przed urodzeniem. Wciąż w drodze.

Polska i Polacy stanowią fenomen szczególny. Nasilenie objawów przypada właśnie na sierpień. Jasne, o pielgrzymkach myślę. Tysiące ludzi w drodze –najczęściej na piechotę. Cel – Jasna Góra, choć nie tylko. Bo można i do Gietrzwałdu, można i do Barda Śląskiego i w inne miejsca pielgrzymować. Oczywiście, do Matki Boskiej. Oczywiście, bo i ona pielgrzymowała. Zaczęło się zaraz po zwiastowaniu – z Nazaretu do Ain Karem w pobliżu Jerozolimy. Jak na Miriam, młodą dziewczynę, tydzień (bez szabatu) drogi. Potem powrót. Za kilka miesięcy z Józefem, tuż przed rozwiązaniem, do Betlejem – też blisko Jerozolimy. Stamtąd ucieczka do Egiptu i kilka lat zabawy w kotka i myszkę z ludźmi Heroda. Czy to też pielgrzymowanie? Myślę, że tak, skoro sam Boży Syn przez cały czas był w centrum uwagi. Wreszcie powrót do Nazaretu...

Nie dziwię się więc, że Ona sama – pielgrzym ze względu na Boga obecnego w Jej życiu, inspiruje tysiące ludzi do podejmowania świętych wędrówek. Co jest ich istotą? Droga? Wysiłek? Zmaganie się ze zmęczeniem? Bycie we wspólnocie? Otulająca wszystko modlitwa? Rodzaj rekolekcji? Pokuta (za siebie czy innych)? Bo samo dojście do celu – przed obraz i ołtarz to nie wszystko. Tym bardziej, że po dojściu pielgrzymów przynagla powrót do codzienności domu i pracy. Czy pójdą i za rok? Znakomita większość pójdzie. Pielgrzymowanie, zwłaszcza to piesze, wielodniowe, męczące a radosne staje się częścią natury człowieka. Zresztą i to łatwiejsze – autokarem, samochodem także. Choć tu intensywność wydaje się mniejsza.

Inne jeszcze skojarzenie się nasuwa. Otóż Polacy rozeszli się po całym świecie. Drugie tyle nas żyje na emigracji, co i w kraju. Tego już nie cofniemy. Może fakt wędrówki milionów rodaków przez świat odbija się w jakiś tajemniczy sposób w naszym zamiłowaniu do pielgrzymowania? Jakiś rys „duszy narodu”? Tego ani opisać się nie da, ani z pewnością twierdzić nie można. Ale taka myśl się nasuwa i miło być przekonanym, że coś w tym jest.

Niemniej jednak pielgrzymka nie jest treścią życia – choć może być jego ikoną. Do codzienności wrócić trzeba. Zająć się domem, pracą, szkołą, parafią. Wszystko wypełniając obowiązkiem, troską o sprawy – bardzo różne zresztą, służbą tym, co wokół, pobożnością może nie tak intensywną – ale wytrwałą i też pełną radości. A jak na pielgrzymce Bóg jest motorem, celem, siłą, radością – tak przez następne miesiące powinniśmy go na tym samym miejscu postawić. Innymi słowy – nie pielgrzymka dla pielgrzymki, ale dla nadania życiu wyrazistości wiary. A może całe życie, skoro jest pielgrzymowaniem, powinno być wyraziste wiarą, nadzieją i miłością?