Nie wystarczy się wzruszyć

publikacja 31.07.2017 04:30

O mądrym pomaganiu potrzebującym, także w rzeczywistości 500 Plus, mówi ks. prał. Marian Subocz, wieloletni dyrektor Caritas Polska.

Ks. prał. Marian Subocz ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Ks. prał. Marian Subocz

Ks. Wojciech Parfianowicz: Kilka tygodni temu zakończył Ksiądz drugą kadencję na stanowisku dyrektora Caritas Polska. Czuje Ksiądz ulgę, satysfakcję, niedosyt?

Ks. Marian Subocz: Kiedy zostawia się dzieło ze świadomością, że jest ktoś, kto będzie je kontynuował, pojawia się uczucie ulgi. Kiedy pomyślę, że na początku lat 90. XX w. tworzyliśmy struktury Caritas Polska właściwie od zera, a dzisiaj prawie 100 tys. ludzi działa w 44 oddziałach diecezjalnych i w ponad 5 tysiącach parafialnych, mogę też mówić o satysfakcji. Oczywiście, zawsze można było zrobić więcej, jednak sądzę, że zrobiliśmy sporo. Nie ja sam, ale cały zespół.

Nie sposób wymienić wszystkich inicjatyw, w które Caritas angażowała się przez ostatnich 10 lat oraz od samego początku, kiedy Ksiądz był jej dyrektorem. Co osobiście sprawiło Księdzu największą satysfakcję?

Każde dzieło, które realizowaliśmy, cieszy. Ale jest jedno, które cieszy szczególnie – Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom.

Pewnie nie wszyscy wiedzą, że to Ksiądz jest autorem tego pomysłu.

To był rok 1993. Dopiero zaczynaliśmy. Stwierdziłem, że warto byłoby zrobić coś, co sprawi, że Caritas stanie się organizacją rozpoznawalną; co byłoby też prostą i szybką katechezą na temat Caritas. Przyszła mi na myśl wigilijna tradycja pustego miejsca przy stole. Postanowiliśmy ją zagospodarować, proponując świecę z logo Caritas, którą można postawić na stole w ten wyjątkowy wieczór. Udało się. Na początku rozprowadzaliśmy 200–300 tys. świec. Obecnie – 3 miliony rocznie.

Wracając do rozpoznawalności. Caritas to sprawdzona marka, która dobrze się kojarzy. W badaniu CBOS z 2016 roku wypada rewelacyjnie. Ufa jej 83 proc. Polaków, a więc także ci, którzy na co dzień do kościoła nie chodzą. Co się składa na tę dobrą postrzegalność?

Między innymi – ludzie. W Caritas zwraca się uwagę na formację duchową pracowników i wolontariuszy. Dyrektorzy oddziałów diecezjalnych odbywają coroczne rekolekcje. Podobnie formują się wolontariusze, działający w parafiach czy w szkołach. Nie chcemy zatracić ducha Ewangelii. Poza tym, nie zwracamy uwagi na to, kim jest osoba potrzebująca pomocy, w sensie kraju pochodzenia czy religii, jaką wyznaje.

Człowiek, który jest w potrzebie, jest najpierw potrzebującym, a potem wyznawcą tej czy innej religii. Czy Caritas pomaga także muzułmanom?

Tak. Na przełomie lutego i marca byłem w Aleppo w Syrii. Odwiedzaliśmy mieszkańców, którzy otrzymują pomoc w ramach naszego projektu „Rodzina Rodzinie”. To były zarówno rodziny chrześcijańskie, jak i muzułmańskie. Byłem w domach tych ludzi – przyjmowali nas bardzo serdecznie i dziękowali za pomoc. Odwiedziłem też obozy dla uchodźców w Libanie. Również i tam muzułmanie przyjmowali nas z serdecznością. Od kilku lat wspieramy także szpital w Damaszku. Są tam leczeni zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie. Innymi słowy, Caritas nie rozróżnia potrzebujących.

O co w ogóle chodzi w pomaganiu? Przecież nie jesteśmy w stanie zlikwidować biedy na świecie.

W pomaganiu chodzi też o przywrócenie człowiekowi godności. Bieda bowiem upokarza. Pomagając, realizujemy po prostu przykazanie miłości i słowa Jezusa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście to uczynili”. Kiedy patrzę w oczy człowieka potrzebującego, nieważne czy chrześcijanina, czy muzułmanina, muszę widzieć w nich Chrystusa. Chrystus zawsze identyfikuje się z człowiekiem potrzebującym. Pomagając bliźniemu, pomagam Chrystusowi.

Dla nas pomaganie jest też głoszeniem Ewangelii. Pewnie inne, tzw. świeckie organizacje charytatywne, nie mają takiego celu. W jakim sensie pomoc charytatywna jest ewangelizacją?

To jest tak, jak z miłosiernym Samarytaninem z przypowieści. Pomagam memu bratu i nie muszę przy tym wiele mówić. On sam może kiedyś zapyta, dlaczego ten człowiek mu pomógł i to skłoni go do myślenia. Bardzo ważna jest bezinteresowność. Pomagam i nikogo nie zmuszam, żeby uwierzył w Boga czy przeszedł na moją wiarę. Do niczego nie zobowiązuję tego, komu świadczę pomoc. I to jest właśnie to, co może poruszyć i pobudzić do refleksji.

Nieraz jest tak, że nie tylko tej refleksji nie ma, ale też pomagający spotyka się z niewdzięcznością czy z podejściem roszczeniowym. Mówią o tym nieraz wolontariusze z Parafialnych Zespołów Caritas. Jak podejść do takich potrzebujących?

Myślę, że dobrą odpowiedzią jest scena z Ewangelii, w której Jezus uzdrawia dziesięciu trędowatych, a tylko jeden z nich wraca, aby Mu podziękować. Jezus nie przywraca trądu pozostałym dziewięciu uzdrowionym, ponieważ byli niewdzięczni. Rzeczywiście, są ludzie roszczeniowi, ale to ja realizuję przykazanie miłości, to ja mam okazać miłość i szacunek wobec tego człowieka. A ten człowiek, który otrzymuje... Może kiedyś refleksja pojawi się także u niego? Trzeba umieć przyjąć niewdzięczność.

Uważa Ksiądz, że Polska jest ciągle biednym krajem? Ostatnio sytuacja rodzin bardzo się poprawiła dzięki rządowemu projektowi Rodzina 500 Plus. Czy ten projekt jest jakimś wyzwaniem dla Caritas? Czy sposób pomagania musi się zmienić?

Nawet jeżeli mielibyśmy program Rodzina 1000 Plus, bieda będzie zawsze. Zawsze będą bezdomni, maltretowane kobiety, niezaradni mężczyźni, uzależniona od narkotyków młodzież. Bieda ma różne oblicza, nie tylko to materialne. Dlatego Caritas musi dziś sięgać po różne formy pomocy, aby wspierać osoby w różny sposób zagubione.

Caritas Polska prowadzi wiele projektów pomocowych skierowanych do ludzi w różnych krajach świata. Są to akcje doraźne w nagłych przypadkach, jak np. tsunami na Haiti, tajfun na Filipinach, ale także długofalowe projekty, jak choćby te dla kobiet w Autonomii Palestyńskiej czy dla dzieci w Ghanie. Ktoś mógłby zapytać: „Nie brak nam własnej biedy? Czy musimy pomagać całemu światu? Co nas obchodzi Ghana?”

Trzeba odróżnić biedę od... biedy. Weźmy np. Sudan. Tam ludzie umierają z głodu. W Syrii od siedmiu lat na mieszkańców spadają bomby, dzieci nie chodzą do szkoły, a dorośli nie mają pracy. W Libanie w obozach dla uchodźców są ludzie, którzy od sześciu lat mieszkają w namiotach. Na Haiti 65 proc. społeczeństwa to analfabeci. Nasza polska bieda jest jednak inna. Chrześcijaństwo polega na tym, że potrafimy dzielić się tym, co mamy z tymi, którzy mają jeszcze mniej.

Czy jest jakiś poziom niedostatku, który zwalnia mnie z pomagania, czyli pozwala powiedzieć, że mam wystarczająco mało, żeby nie pomagać?

To ciekawe, ale często jest tak, że pomagają właśnie ci, którzy sami mają niewiele. Przypomnijmy sobie ewangeliczną scenę z ubogą wdową. Nie ma takiej sytuacji, w której zupełnie nie mogę pomóc. Trzeba się tylko zastanowić, co konkretnie mogę zrobić. Ważne jest to ukonkretnienie. Są organizacje, jak choćby Caritas, które mogę wesprzeć. Mogę się też pomodlić. Nie możemy zapominać o stronie duchowej. Modlitwa czyni cuda. Naprawdę każdy z nas może coś zmienić. Nie wystarczy się wzruszyć.

Nieraz nawet i z tym wzruszeniem jest problem, ponieważ coraz bardziej ulegamy procesowi znieczulenia. Dzięki mediom docierają do nas wiadomości z różnych obszarów dotkniętych biedą, kataklizmami, wojną. Potrafimy patrzeć na to wszystko, popijając kawę, a następnie po prostu wyłączyć telewizor i zająć się swoimi sprawami, jak gdyby nigdy nic.

Może faktycznie tak jest. Ja widziałem Aleppo na własne oczy. Ten widok chwyta za serce tak, że nie można już obok tej sprawy przejść obojętnie.

Co Księdza poruszyło tam najbardziej?

Zdałem sobie sprawę, że ja będę tam przez tydzień, jakoś sobie poradzę w niełatwych warunkach, ale potem wrócę do siebie, a oni zostaną. Poruszyła mnie ta niesprawiedliwość. Wojnę prowadzą mocarstwa, a cierpią niewinni ludzie, żyjący w permanentnym stresie.

Mówił Ksiądz o ukonkretnieniu. Oglądając kolejną relację z Syrii, co mogę zrobić?

W ramach projektu Rodzina Rodzinie wspieramy stale ponad 4 tys. rodzin tam, na miejscu. Chodzi o pomoc w wysokości ponad 500 złotych miesięcznie dla jednej rodziny przez pół roku. Tę kwotę może wpłacać jedna rodzina dla konkretnej rodziny. Można też znaleźć grupę osób, które złożą się na jeden pakiet. Jeżeli ktoś nie dysponuje takimi pieniędzmi, może też wpłacić miesięcznie choćby 20 złotych. Gdy takich osób będzie więcej, uzbiera się kwota potrzebna na pomoc konkretnej rodzinie.

Moje 20 złotych może zmienić życie konkretnych ludzi?

Tak. To ma znaczenie. W tej chwili w ramach projektu mamy zadeklarowaną kwotę 20 mln złotych. Widać, że Polacy są hojni. To ważne, żeby pomagać długofalowo. Czasami potrafimy zmobilizować się, kiedy jest potrzebna pomoc doraźna, ale trudniej jest pamiętać dłużej i pomagać dłużej.

Mówiliśmy już o tym, że Caritas to przede wszystkim ludzie, często bardzo oddani. Fenomenem są tutaj Szkolne Koła Caritas. Dziś rodzice bardzo inwestują w rozwój swoich dzieci. Wysyłają je na zajęcia sportowe czy z języków obcych. Dlaczego warto, aby zaproponowali im także SKC?

Kiedy młody człowiek dotyka biedy, spotyka się z człowiekiem, który żyje w trudnej sytuacji, następuje w nim wewnętrzna przemiana. Wzrasta świadomość konieczności dzielenia się, zmienia się patrzenie na własne potrzeby. Działanie w Szkolnym Kole Caritas może uczynić młodego człowieka głębszym wewnętrznie i bardziej dojrzałym.

Czy Ksiądz daje pieniądze żebrakom na ulicy?

To zależy. Na pewno staram się zatrzymać, czasami zapytać, dlaczego ten człowiek żebrze. Nieraz kupuję coś do jedzenia. Trzeba być ostrożnym, ponieważ jest wielu naciągaczy. Jeżeli nie chcę dać, niech spotkanie z żebrzącym będzie jednak impulsem do jakiejś pomocy np. konkretnej organizacji – jeśli żebrak prosi mnie na ulicy, dam na jakiś dobry cel w najbliższym czasie. Nie zwalniajmy się tak całkowicie.

Za chwilę będzie Ksiądz proboszczem. Nie czuje Ksiądz presji, że wszyscy będą patrzeć, jak Caritas działa w parafii u byłego dyrektora?

(śmiech) Dużo zależy od ludzi. Ksiądz nic nie zrobi bez współpracowników. Tutaj jest ogromne pole do działania dla świeckich. Mam nadzieję, że tacy ludzie się znajdą.

Ks. prał. Marian Subocz - kapłan diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. W latach 1986-1993 rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Koszalinie. Pierwszy powojenny dyrektor Caritas Polska. Na początku lat 90. XX w. tworzył struktury tej organizacji. Autor pomysłu na Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom. W latach 1994-1998 zastępca sekretarza generalnego KEP. W latach 1998-2001 w Biurze Konferencji Episkopatów Unii Europejskiej w Brukseli. W latach 2001-2007 proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana w Słupsku. W latach 2007-2017 ponownie dyrektor Caritas Polska. Od sierpnia 2017 proboszcz parafii pw. św. Marcina w Kołobrzegu.

TAGI: