Zakochani w jednym miejscu

Krzysztof Kozłowski

publikacja 23.07.2017 06:00

– Zastanawiamy się ze znajomymi, dlaczego tak się dzieje, co jest takiego w tym Ocyplu. A przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski – opowiada Grzegorz.

Ośrodek graniczy z jeziorem, gdzie jest wyznaczone miejsce na kąpiel. Krzysztof Kozłowski Ośrodek graniczy z jeziorem, gdzie jest wyznaczone miejsce na kąpiel.

Szutrowa droga wśród Borów Tucholskich. Sosnowe lasy, zza których miejscami przebija błękit pobliskiego jeziora. Szum wiatru grającego na igliwiu i zapach żywicy. Kilkaset metrów dalej – niewielka tabliczka: „Misyjne Centrum Rekolekcyjno-Formacyjne Księży Werbistów”. Po łące biegają dzieci.

– Tu było kiedyś jezioro – uśmiecha się o. Wiesław Dudar SVD. – Ale to było bardzo dawno temu. Ta niewielka zatoczka wyschła. Pod trawą jest kilka metrów torfu – wyjaśnia.

Dla wielu Ocypel to niezwykłe miejsce. Wracają tu od wielu lat, gdy tylko zakończy się rok szkolny. Bliskość przyrody, wspaniali ludzie i spotkanie z misjami. – Co jest w tym miejscu? Tu jest moja cała młodość – mówi Grzegorz.

Tego jeszcze nikt nie wie

Nie tak dawno Wojtek był uczestnikiem rekolekcji. – Moja przygoda z Ocyplem zaczęła się kilkanaście lat temu. Wcześniej była tu moja siostra. Wróciła do domu i opowiadała o lasach, zabawach i misjach. Że są tam wspaniali ludzie, atmosfera modlitwy, ale i przenikającej młodzieńczej radości. Jak więc nie spróbować, kiedy człowiek słyszy takie słowa? – uśmiecha się Wojtek. Rok później pojechał do Ocypla. Trafił na turnus teatralno-muzyczny.

– Od 2004 r. jeździłem tu regularnie. Czas mijał, lat przybywało. Okazało się w końcu, że jestem za stary, by być uczestnikiem. Ale jak przeżyć kolejne lato bez werbistów? Nie było wyjścia – musiałem zostać opiekunem – śmieje się. Tak zmieniła się jego rola – jest wychowawcą.

Co jest takiego w tym miejscu, że trzeba do niego wracać? – Tego chyba jeszcze nikt nie wie… Każdego tutaj ciągnie, każdy wraca, kiedy tylko może. Zdarza się, że przyjeżdżam tu w ciągu roku, kiedy jest pusto, spokojnie. Spaceruję, chcę po prostu zobaczyć to miejsce. Pooddychać tym powietrzem. Posiedzieć na pomoście i popatrzeć w taflę wody – opowiada.

Ale nie tylko Ocypel przyciąga. Przyciągają również misje. Kiedy człowiek tak wiele razy mógł spotkać się z misjonarzami, wysłuchać ich niezwykłych opowieści o różnych miejscach na świecie, o tym, jak żyją ludzie, jak wierzą, że trzeba iść „tak daleko”, żeby przynieść dla rodziny wodę, że misje często to jedyne miejsce, gdzie są lekarz, szkoła, internat – to człowiek zakochuje się w tych Bożych herosach, czuje ważność ich powołania.

– Werbiści są niezwykłymi ludźmi. Ich duchowość kształtuje trud, często bezradność, która pozwala na pełne oddanie się Bogu. Tak, ludzka bezradność w wielu trudnych sytuacjach pozwala wchodzić Bogu w ich codzienność. Kiedy wracają do Polski, są już przesiąknięci tym oddaniem, dlatego są niezwykli. Bo my przecież przyjeżdżamy tu ze swoim życiem. I dzielimy się nim, mówiąc, że się pokłóciliśmy z rodzicami, że coś z dziewczyną nie wychodzi, że samochód się zepsuł, że studia, że egzaminy… Oni potrafią wejść w każdy problem i rozjaśnić mroki młodych myśli. Człowiek zakochuje się w tym miejscu, zakochuje się w ludziach, którzy je tworzą – mówi Wojtek.

Od razu lżej

Grzegorz pierwszy raz przyjechał na Wakacje z Misjami, kiedy miał 10 lat. – Już pierwszego dnia dzwoniłem do mamy. „Mamo, zabieraj mnie stąd! Tu będzie codziennie Msza św. Jak tak można? Tu trzeba sprzątać w pokojach. Zabierz mnie stąd!”. Mama odpowiedziała spokojnie: „Poczekaj, spodoba ci się”. Drugiego dnia pięć razy dzwoniłem do mamy. Trzeciego dnia Ocypel pochłonął mnie całkowicie. Przestałem dzwonić. To mama dzwoniła do ośrodka, czy ze mną wszystko w porządku – śmieje się Grzegorz. – Od tego momentu nie wyobrażam sobie lata bez Wakacji z Misjami. Ludzie, przyroda – to sprawia, że tu zapomina się o codziennym świecie. – Ze znajomymi zastanawiamy się, dlaczego tak się dzieje. A przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski. I zadajemy sobie pytanie: „Co jest takiego w tym Ocyplu?”.

Na to składa się kilka czynników. Miejsce, które jest prześliczne, z dala od zgiełku cywilizacji. Ludzie, którzy je tworzą. Werbiści i klerycy, którzy przyjeżdżają tu z wielu seminariów – z Ełku, Gdańska, Pelplina, Wrocławia, Pieniężna czy Olsztyna. Ale przede wszystkim sama obecność Boga, którego tutaj jak nigdzie indziej po prostu czuję, widzę, jak działa wśród najmłodszych i młodzieży. Dziś świat odchodzi od wiary, od chrześcijaństwa, oddala się od Boga. A tutaj wszyscy chętnie przyjeżdżają, często – jak ja – przez kilka, kilkanaście lat – opowiada.

Dziś, podobnie jak Wojtek, jest opiekunem. Pełen radości, Bożej energii. Kiedy zapada wieczór i słońce zachodzi nad jeziorem, lubi usiąść na pomoście albo wśród krępych sosen, i wspominać czas wcześniejszych rekolekcji. – Wiele wspomnień, wiele… Pamiętam mecz „uczestnicy kontra opiekunowie”. Strzeliłem wtedy bramkę lewą nogą, w samo okienko. Szał. Dziewczyny wiwatowały. My się cieszyliśmy, bo pierwszy raz udało nam się wygrać z opiekunami. Takie rzeczy się pamięta… Także różne miłości – mówi. – Tyle wspomnień. Kiedy jest mi smutno, źle, zawaliłem egzamin, jestem zły na cały świat, wówczas siadam, uciekam myślami w to miejsce, mówię sobie, że w wakacje tu przyjadę. I na sercu od razu lżej – wyznaje.

Kiedy pojawiają się flagi…

Werbiści kupili to miejsce w 1998 r. Wcześniej Wakacje z Misjami odbywały się w różnych miastach w Polsce. Na początku blisko Pieniężna. Kanonie we Fromborku, ośrodek w Narusie, później Krynica Morska, Stegna, Gdynia-Orłowo. – W końcu ktoś nam poradził: „Kupcie coś swojego. Stwórzcie niezwykłe miejsce spotkań z misjami”. Zaczęliśmy szukać. A że z tego terenu też mamy ojców werbistów, ktoś znał o. Eugeniusza Śliwkę SVD, który był pomysłodawcą Wakacji z Misjami, i zadzwonił do niego z informacją: „W Ocyplu jest takie miejsce! Bory, jezioro, wymarzona okolica na wypoczynek dzieci i młodzieży. Wszędzie zielono. Jest starsza pani, która chce sprzedać takie miejsce”. Tak udało nam się ten teren kupić – wspomina o. Dudar.

Na początku wszystko przypominało obóz harcerski. Duże wojskowe namioty obok kuchni i jadalni. Ale kilka lat z rzędu była tak fatalna pogoda, że wszystko zaczęło niszczeć. – Stanęliśmy przed dylematem, co robić. Rzeczywistość się zmieniała. Postanowiliśmy postawić dwa budynki, w których dziś odpoczywają dzieci i młodzież. Już nie są nam straszne burze i deszcze. W każdym pokoju jest łazienka – opowiada o. Wiesław.

Na placu przed budynkami stoją maszty. Każdego ranka odbywają się tu apele. Wciągnięcie flagi narodowej, odśpiewany hymn, modlitwa. Jeśli ktoś ma imieniny bądź urodziny – życzenia. – Ludzie wiedzą, że kiedy pojawiają się flagi na masztach, to znaczy, że zaczynają się Wakacje z Misjami – mówi o. Dudar. Nieopodal stoi „stodoła”. – Tak nazywamy to miejsce, nasze centrum modlitwy i zabawy – wyjaśnia. Tu są Msze św. i pogodne wieczory, czasem „stodoła” zamienia się w kino, czasem w dyskotekę.

Udany przepis

W tym roku do Ocypla, w ramach XXXI Wakacji z Misjami, przyjedzie ponad 600 uczestników rekolekcji. Pierwszy turnus już się rozpoczął. „Ochrzczeni – posłani” – to główna myśl tegorocznych spotkań. Wielu uczestników rekolekcji są dzieci pochodzące z rodzin zaprzyjaźnionych z werbistami. – One mają już jakąś wiedzę o misjach. Aczkolwiek od lat widzimy moc reklamy szeptanej. Ktoś powie, że tu był, że jest wspaniale. A świadectwo żywe, pełne entuzjazmu, pociąga – mówi o. Dudar.

Wakacje z Misjami to oczywiście rozwój duchowy. – To forma kolonii z elementami harcerstwa, formacji Ruchu Światło–Życie, wszystko zanurzone w świecie misji. Musi być czas na zabawę, wycieczki, sport i wygłupy, na radość. Ale nie zapominamy o Panu Bogu. Wszystko musi być zanurzone w Kościele. Co ciekawe, przyjeżdżają ludzie w różnym wieku – od dzieci 9-letnich po młodzież, która ukończyła 18 lat – wyjaśnia o. Dudar.

Oczywiście ważnym momentem rekolekcji jest wizyta misjonarza, który opowiada o swoim pobycie za granicą. Dzieci zadają pytania, jest misyjny wieczór filmowy. – Jestem tu czwarty raz. Przyciągają mnie tu ludzie, rówieśnicy. Nie ma tylu uzależnionych od telefonu – uśmiecha się Marta. – Jest rodzinna atmosfera, jest spokojnie. Mieszkam w dużym mieście, a tu wszystko bez pośpiechu, nie ma tylu nerwów. Miło wspominam moje pierwsze rekolekcje. Poznałam wówczas wspaniałe dziewczyny. Z niektórymi ciągle utrzymuję kontakt. Spotykam się tu z ludźmi, których już znam. Za nimi tęsknię cały rok. A kiedy już tu przyjeżdżam, spędzam najlepsze dni moich wakacji.

– Słyszałem, że jest tu fajnie. Przyjechałem i okazało się, że to prawda. Lubię tu wracać. Koledzy, fajne zabawy, rywalizacja sportowa, integracja w grupach – mówi Janek. – Moi koledzy, ministranci, byli tu. Kiedy wrócili, opowiadali, że to świetne miejsce. Dlatego przyjechałem i ja. Ładne miejsce, można odpocząć. Mam brata, który potrafi zdenerwować. Tutaj od niego odpoczywam. Jestem tu szczęśliwy – wyznaje Michał.

Pierwszy raz na Wakacje z Misjami przyjechała Maja. – Mama znalazła to miejsce. Jeszcze trochę się gubię, ale jestem z koleżanką. Na razie niewiele mogę powiedzieć. Ładnie tu jest. Mam nadzieję, że nie będę się nudzić – mówi.

Jaki jest przepis na udane Wakacje z Misjami? – Mądre połączenie modlitwy z zabawą. To wystarczy – uważa kl. Marcin Domański z seminarium werbistów w Pieniężnie.