Pomożemy, ile się da

Tomasz Gołąb

publikacja 03.07.2017 04:30

Marysia marzyła o tym od liceum. To wtedy usłyszała o ludziach, którzy jadą na drugi koniec świata, żeby służyć innym.

– Nie wiem do końca, co mnie  czeka w Afryce. Ale czuję,  że Bóg wzywa mnie do dzielenia się sercem z potrzebującymi  – mówi Maria Miłek. Tomasz Gołąb /Foto Gość – Nie wiem do końca, co mnie czeka w Afryce. Ale czuję, że Bóg wzywa mnie do dzielenia się sercem z potrzebującymi – mówi Maria Miłek.

Kończy właśnie trzyletnie studia z położnictwa na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Ale już nie może się doczekać, kiedy po 11 godzinach lotu dotknie stopami afrykańskiej ziemi.

Marysia Miłek głowę ma pełną marzeń o ludziach, którym będzie pomagać. Głównie kobietom i ich maleńkim dzieciom, którym pomoże przyjść na świat. We wrześniu razem z Moniką i Martyną wsiądzie do samolotu, który zabierze je 10 tys. kilometrów od domu.

– Chcę wypełniać słowa z Ewangelii: „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!”. Dlatego poświęcę swój czas w Rwandzie na rzecz ludzi najbardziej potrzebujących – przede wszystkim dzieci oraz ich mam. Wynagrodzeniem dla mnie będzie radość kobiet z ich nowo narodzonych pociech – mówi.

Do misji przygotowywano się przez co najmniej rok. 20 wolontariuszy Fundacji Salvatii.pl jedzie do Rwandy, Etiopii, Indii i Urugwaju, by towarzyszyć misjonarzom. Chcą zdobywać doświadczenie, poznawać inne kultury, uczyć się współpracy międzynarodowej, ale przede wszystkim – pomagać w pracy z chorymi, ubogimi, dziećmi. Pomagać w pracach biurowych i budowlanych, dzieląc się swoim doświadczeniem.

– Wyjazd naszej grupy śmiałków to duże wyzwanie, nie tylko logistyczne, ale też finansowe. Dlatego będziemy wdzięczni za wsparcie dla nich – finansowe i modlitewne. Każde 50 czy 100 zł pomoże im zrealizować wielkie cele, jakie przed sobą postawili. Każda chwila modlitwy w ich intencji daje poczucie, że nie działają w pojedynkę. My dajemy ręce, dołóż swoje serce – apeluje ks. Jerzy Limanówka SAC, prezes Salvatii.pl.

Z pomocą Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl do Indii wyrusza m.in. 20-letni Stefan Lizak. W zeszłym roku był w Rwandzie, teraz od 26 czerwca do września będzie pracował w sierocińcu księży pallotynów w Vutukur. Angelika Braun skończyła właśnie szkołę średnią. Także ona rusza do Indii, do sierocińca w Vijayawadzie, gdzie przebywa trzydzieścioro porzuconych dzieci. Będzie uczyć je matematyki i angielskiego. Zabiera też ze sobą mnóstwo pomocy naukowych, czasem tak prostych jak zeszyty i kredki.

– Analfabetyzm jest poważnym problemem w Indiach. Około 20 proc. społeczeństwa żyje tam poniżej progu ubóstwa. Fundacja nie jest w stanie pomóc wszystkim osobom. Ale jeśli uda się wyrwać z biedy choć kilkoro dzieci… – marzy Angelika.

Podobnie myśli Mateusz Marcińczyk, 22-latek z Otwocka, student III roku inżynierii środowiska na SGGW, który w Addis Abebie w Etiopi razem z Marcinem Floriańczykiem będzie nadzorował budowę centrum duszpasterskiego.

– Nie chcemy żyć egoistycznie. Mam wspaniałą rodzinę, kończę studia, mam gdzie spać i co jeść. Przyszedł czas, by móc podzielić się z innymi. Co mogę im dać prócz mojego czasu? – mówi Marysia. Nie rozstaje się z rozmówkami w języku kinya ruanda. Choć liczy, że ze swoimi pacjentkami porozumie się przede wszystkim w języku angielskim lub na migi. – Swoją pracę licencjacką poświęciłam komunikacji położnej z rodzącą cudzoziemką. Mam nadzieję, że się przydam…

Pomagać będzie s. Marcie Litawie, pallotynce, która od 22 lat pracuje w Rwandzie. Do jej zadań w ośrodku zdrowia Kigali-Gikondo będzie należeć przyjmowanie porodów, ale także edukacja kobiet i dzieci w zakresie higieny i zdrowego stylu życia oraz prowadzenie szkoły rodzenia i sprawowanie opieki nad ciężarnymi. Służyć będzie nie tylko katoliczkom.

– To chyba ja się od nich najwięcej nauczę. Bo dziecko w kulturze afrykańskiej nie jest, jak u nas, dodatkiem do kariery, ale największym darem i błogosławieństwem. Z taką myślą wybierałam przecież studia położnicze – dodaje Marysia.

Siostry pallotynki prowadzą w Rwandzie cztery ośrodki zdrowia: w Kigali, Masaka, Ruhango i Kibeho. Ich podopiecznymi są m.in. niedożywione dzieci. Aż 100 tys. z nich jest nosicielami wirusa HIV. – Świat nie poradzi sobie z ubóstwem, głodem, analfabetyzmem i wiążącym się z tym problemem niewolniczej pracy dzieci, jeżeli wszyscy się nie zjednoczymy i nie zaczniemy sobie pomagać. Nie mamy wpływu na politykę i wojny, ale zamiast walczyć o pokój, możemy go zacząć wprowadzać miłością do człowieka – mówi Monika Mostowska z Fundacji Salvatii.pl. I zachęca wszystkich do wsparcia działalności misyjnej: modlitwą, datkiem albo własnymi rękami.

– Ludzie na całym świecie na nas czekają.