Co piszą ludzie?

Marcin Jakimowicz

publikacja 02.06.2017 06:00

Piszą ikony. Zamiast chwytać w dłoń pilota, biorą pędzel. Chcą opowiedzieć o cudach, jakich doświadczyli, delikatnie nakładając złoto na aureolę. Tak się modlą.

Świadectwo Rafała Cempela wciska w fotel. Jego ogromną pasją jest pisanie ikon. Henryk Przondziono /Foto Gość Świadectwo Rafała Cempela wciska w fotel. Jego ogromną pasją jest pisanie ikon.

Coraz częściej dostaję takie SMS-y: „Właśnie skończyłam pisać ikonę Trójcy”. Albo: „Oto mój najnowszy Chrystus Pantokrator”. Piszą znajomi. U Wiesława Myśliwskiego rozmowy na śmierć i życie prowadziło się przy łuskaniu fasoli. Ja spotykam moich rozmówców przy deskach, pędzlach i żółtku zmieszanym z białym wytrawnym winem i kilkoma kroplami goździkowego olejku. Przy medium spajającym farby.

Stałem oczarowany

Świadectwo Rafała Cempela wciska w fotel. Jego ogromną pasją jest pisanie ikon.   Henryk Przondziono /Foto Gość Świadectwo Rafała Cempela wciska w fotel. Jego ogromną pasją jest pisanie ikon.
Nie pamięta, jak to się stało. Stracił nad sobą panowanie i rzucił się z ogromną agresją na o. Johna Bashoborę. Po czterech latach modlitw o uwolnienie na własnej skórze przekonał się, że popularne twierdzenie: „Słucham black metalu, ale nie wchodzę w stojącą za nim ideologię”, to piekielnie sprytne kłamstwo.

Świadectwo Rafała Cempela wciska w fotel. Pisaliśmy o nim w „Gościu”. Nic dziwnego, że autor książki „Bóg nie zna słowa »niemożliwe«” często odwiedza szkoły, by opowiedzieć o swej pełnej zawirowań drodze do Boga. Jego ogromną pasją (poza namiętnym czytaniem) jest pisanie. Ikon.

– Doskonale pamiętam: zaczęło się od tego wydawnictwa – Rafał pokazuje nam „Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego”. – Tuż po moim nawróceniu znajomy ksiądz podał mi tę książkę. Natrafiłem w niej na ikonę Chrystusa Pantokratora. Stałem oczarowany. Nie miałem bladego pojęcia o ikonach, Kościele wschodnim, Modlitwie Jezusowej. Byłem na początku drogi z Bogiem. Coś mnie tknęło. Dosłownie czułem, że to obraz z innej rzeczywistości. Nie z tego świata. Wow! Zacząłem mnóstwo czytać. Połykałem książki o chrześcijańskim Wschodzie, ikonopisaniu. A potem zapisałem się na kurs. Do Wadowic. Wziąłem w dłoń pędzel. Pierwsza ikona? Pantokrator. Zacząłem poświęcać ikonom coraz więcej czasu.

– To, że zacząłem pisać ikony, jest cudem. Ja nigdy nie malowałem (choć szkolne zeszyty miałem zabazgrane różnymi satanistycznymi symbolami czy gitarami). Nigdy bym nie przypuszczał, że zacznę tworzyć – opowiada Rafał. – Gdyby nie Jola, moja żona, która w krytycznych chwilach, gdy chciałem już rzucić pędzle, namawiała mnie – sangwinika do tego, bym wrócił do deski, nie dałbym rady. Pisanie ikon to lekcja prawdy o sobie: o emocjach, uczuciach, myślach. To nie są obrazki. Chrześcijański Wschód głęboko wierzy, że ikona przynosi obecność. Jeśli piszesz Eleusę – „Umilenie”, to stajesz w obecności Maryi, czule tulącej do policzka Jezusa. Pisanie ikony to czas modlitwy. Włączam jakąś muzykę chrześcijańską albo konferencję. To nie jest hobby – to za małe i nieprzystające do tej rzeczywistości słowo. To pasja: lekcja wyciszenia, kontemplacji. Oddychania Jezusem.

„Bóg nie zna słowa »niemożliwe«” to znakomity tytuł książki Rafała. Człowiek, który biegał po bytomskich ulicach z odwróconym krzyżem, a na widok księdza przechodził na drugą stronę ulicy, teraz pochyla się nad kreśleniem źrenic Jezusa. „Wielu piszących ikony ludzi przechodzi »drogę ikony«: od chaosu do kosmosu. Światło wpada w mrok ich życia” – usłyszałem przed laty od o. Cypriana Moryca, bernardyna prowadzącego kursy ikonopisarskie. Dokładnie tak jest w tym wypadku.

Panie Jezu, masz być piękny

– Ile razy coś mi nie wychodziło, wzdychałam: „Jezu, Ty masz być piękny. Zrób coś” – uśmiecha się Andżelika Gogol.   Henryk Przondziono /Foto Gość – Ile razy coś mi nie wychodziło, wzdychałam: „Jezu, Ty masz być piękny. Zrób coś” – uśmiecha się Andżelika Gogol.
Nigdy dotąd nie malowałam. Miałam wrażenie, że pędzel mnie nie słucha – uśmiecha się Andżelika Gogol z Wyr, żona Adama, mama Dawida, Pauliny, Oliwii i Radka (cała ta ekipa kończy każdy dzień Różańcem, więc czapki z głów!). – Dziś patrzę na napisane przeze mnie ikony i myślę sobie: „Kurczę, ale nasz Bóg ma pomysły”. Ostatnio słuchałam Augustyna Pelanowskiego, który opowiadając o św. Piotrze, stwierdził, że Bóg z rybaka jest w stanie zrobić pasterza, a z szewca jubilera. Pomyślałam: zgadza się. Z księgowej zrobił kogoś piszącego ikony. I nie chodzi tylko o zmianę zawodu. W tym wszystkim najważniejsza jest przemiana serca. Wracam do pisania, gdy tylko mam chwilę. Słyszę, jak Bóg szepcze: „Nie chcę Cię jedynie na dwie, trzy godziny. Chcę przebywać z tobą przez cały czas”.

Zaczęło się w Wielki Czwartek ubiegłego roku. Pojechałam pomodlić się za pewnego bezdomnego człowieka. Miał wielką ranę na nodze. Powinien zmieniać opatrunek kilka razy dziennie, zmieniał co kilka dni. Wyobraźcie sobie ten smród. Zaproponowałam, że przemyję mu ranę. Wracałam do domu i dotarło do mnie, że była to wielka łaska. „Jezu, przecież Ty w Wielki Czwartek myłeś uczniom nogi” – pomyślałam. Tego bezdomnego odwiedziłam u znajomego, którego spotykałam regularnie na nocnych adoracjach Najświętszego Sakramentu w Panewnikach. To on powiedział mi o kursie pisania ikon. Zaryzykowałam i pojechałam do katowickich oblatów.

Gdy w domu usiadłam z pędzlem w dłoni, modliłam się: „Jezu, prowadź moją rękę – opowiada Andżelika. – Pomóż mi! Ostatni raz malowałam dwadzieścia lat temu!”. Napisałam Mandylion. Poszło gładko. Do drugiej ikony usiadłam z pewną dozą pychy. Skoro pierwsza tak gładko poszła. A tu nic. Nic nie szło. I wtedy mnie oświeciło: „Andżelika, przecież ty się nie modlisz!”. Zrozumiałam, po co mam pisać. Zaczęłam się modlić i znów wszystko ruszyło do przodu. Bóg uczył mnie pokory. Gdy wydawało mi się, że mam opanowany styl, kanon, barwy… nie potrafiłam pisać. Gdy zaczynałam się modlić, pędzel szedł gładko. Takie jest moje doświadczenie. Zazwyczaj piszę ikony i słucham Biblii w formie audiobooka. Ile razy coś mi nie wychodziło, wzdychałam: „Panie Jezu, Ty masz być piękny. Zrób coś”.(śmiech) I robił. Chrześcijański Wschód wierzy, że poświęcona ikona ma moc egzorcyzmu. Stając przed nią, stajesz twarzą w twarz z Bogiem.

Na parapecie stoi ikona Świętego Ojca Pio. Za oknem dostrzegam sporą figurę tego bijącego rekordy popularności brodatego stygmatyka. – Skąd moja miłość do ojca Pio? Oj, to długa historia – opowiada Andżelika. – Tuż po ślubie przeczytałam jego biografię. Zachwycił mnie radykalizm wiary stygmatyka. To nie była słodziutka, cukierkowa opowieść. Konkret. Białe jest białe, a czarne – czarne. Padre Pio stał się mi bliski. Powiedziałam mu: „Szkoda, że już nie żyjesz, bo chętnie poszłabym do ciebie do generalnej spowiedzi. Powiedziałbyś mi, jakie grzechy niszczą moje życie”.

To była Środa Popielcowa. Usiadłam, wzięłam kartkę i długopis i „wyświetliły” mi się moje grzechy. Od dzieciństwa. Jak pokaz slajdów. Poszłam do spowiedzi. Spodziewałam się jakiegoś pouczenia, a usłyszałam tylko: „Ja odpuszczam tobie grzechy”. Jak to? – zdumiałam się. – Tylko tyle? A gdzie jakieś napomnienie, wskazówki, jak mam żyć?

W domu wzięłam do ręki „Myśli o. Pio na każdy dzień”. Przeczytałam: „Przyjaciele nie potrzebują słów, aby się zrozumieć”. Ale mnie to dotknęło! Wierzę, że otrzymaliśmy ten wymarzony dom dzięki wstawiennictwu o. Pio. To on wszystko pozałatwiał, zniszczył przeszkody. Postanowiliśmy z Adamem, że postawimy mu kapliczkę, i pojechaliśmy po figurę. Do Włoch. Wprost do San Giovanni Rotondo. Pojawił się problem: nie ustaliliśmy z mężem gabarytów. On myślał o mniejszej statuetce, ale ja powiedziałam: „Taki liliput? Za taki duży, piękny dom? Musi mieć naturalne rozmiary!”. W końcu udało się nam takiego kupić. I wtedy pomyśleliśmy: „Kurczę, czy on się zmieści do naszego samochodu?”. {body:BBC}(śmiech){/body:BBC} Upchaliśmy go do chryslera. Wróciliśmy do Polski. Sami pomyślcie, czy mogłabym nie napisać jego ikony?

– Pisanie ikon to nie machanie pędzlem – wyjaśnia o. Cyprian Moryc. – To szkoła kontemplacji. Dlaczego pisanie, a nie malowanie? – spyta ktoś, udowadniając, że to zwykła kalka językowa (pisat’ po rosyjsku to malować). Ikona to traktat teologiczny. Ważny jest każdy szczegół. Według prawosławnego teologa Pawła Floreńskiego siedem etapów pisania ikony odpowiada siedmiu dniom stworzenia świata.

O niebo lepiej

– Pisanie ikon to ogromna lekcja pokory – opowiada Magdalena Sontag (z Jadzią na ręku). Obok: ikonka namalowana przez czteroletnią Lidkę.   Henryk Przondziono /Foto Gość – Pisanie ikon to ogromna lekcja pokory – opowiada Magdalena Sontag (z Jadzią na ręku). Obok: ikonka namalowana przez czteroletnią Lidkę.
Ależ piękne mieszkanie! Dopieszczone w każdym detalu. Nad łóżeczkiem w pokoju dziewczynek hasło: „Keep calm and czytaj Muminki”. Na półeczkach mnóstwo miniaturowych wielobarwnych domków. Widać, że mieszka tu artystka. Magdalena Sontag pisze ikony od lat. Zaczęła na pierwszym roku studiów (ówczesna papieska Akademia Teologiczna, kierunek sztuka sakralna). Dziś sama prowadzi warsztaty ikonopisarskie.

– Pierwsza moja ikona? Matka Boska Włodzimierska – opowiada, trzymając na ręku małą Jadzię (jej starsza siostra Lidka jest w przedszkolu). – Pisanie ikon to ogromna lekcja pokory. Zwłaszcza jeśli postanawiasz samemu przygotować deskę i gruntować ją. Codziennie nakładasz jedną warstwę gruntu (a musi być ich co najmniej kilkanaście). Potem szlifowanie. Nakładanie złota również wymaga cierpliwości i ogromnego spokoju. A samo pisanie ikony? Praca z pigmentami? Nakładanie farb? Praca z cieniutkimi pędzelkami? Czy to nie lekcja cierpliwości?

Co piszą ludzie?   – Pamiętajmy, że ikona jest doświadczeniem Kościoła sprzed podziału na Wschód i Zachód, sprzed 1054 roku – opowiada Magda. – Kanon został ustalony w niepodzielonym Kościele. I to on jest depozytariuszem ikony. Tylko w nim ma ona rację bytu. Jakże piękną i poruszającą tradycją jest pisanie ikony przez wspólnotę. Poszczególni ludzie tworzą ją razem i nawet się wówczas nie podpisują. W czasie obrzędu poświęcenia ikony wnosi ją kapłan i wręcza twórcom. Dlaczego? Bo to Kościół jest depozytariuszem ikony. Tu nie ma miejsca na dowolność, na wolnoamerykankę. To również lekcja pokory: tworzymy wedle wielowiekowego kanonu: zasad „świętej, złotej geometrii”, z zastosowaniem proporcji, tradycyjnych naturalnych barw. Nie ma żadnej dekoracyjnej, zbędnej linii.

Jako podkładu nie wykorzystuję jedynie desek, ale i kamienie czy wyrzucone przez morze kawałki drewna. Napisałam już 200 ikon na deskach i 350 na kamieniach. Tu macie ikonę mojego męża Kuby. Jak widać na załączonym obrazku, jest znoszona, a więc używana. (śmiech) To moja prawdziwa pasja. Nie tylko moja. Znam artystów, którzy zarzucali malarstwo olejne na rzecz ikon! Ikona jest spotkaniem. W chwili, gdy ją kontemplujesz – z samym niebem, w chwili, gdy przy niej pracujesz – z samym sobą. Dziś pisanie ikon jest dla mnie sporym zmaganiem. Mam w domu dwie baaardzo żywe ikony: Lidkę i Jadzię, więc to nad nimi z Kubą pracujemy każdego dnia. Ooo, a tu macie napisaną na kamieniu ikonkę, którą namalowała nasza czteroletnia Lidka. Nie piękna?