Brat Albert w... Hongkongu

Bogdan Gancarz

publikacja 15.05.2017 04:00

Brata Alberta widziano niedawno w Los Angeles. Pojawił się także w Buenos Aires, a jeszcze wcześniej w Chinach. Jego nietypowe ślady tropi po świecie detektyw z Krakowa.

Wielkim rarytasem jest wykonana przez Mariana Haydzickiego „analogiczna” karta pocztowa, gdzie na wizerunku Adama Chmielowskiego przyklejono znaczek z jego portretem, „skasowany” datownikiem z Krakowa, miejsca działalności przyszłego świętego. Archiwum Jerzego Dudy Wielkim rarytasem jest wykonana przez Mariana Haydzickiego „analogiczna” karta pocztowa, gdzie na wizerunku Adama Chmielowskiego przyklejono znaczek z jego portretem, „skasowany” datownikiem z Krakowa, miejsca działalności przyszłego świętego.

Święty z Krakowa co prawda nie żyje już od ponad 100 lat, ale pojawia się na znaczkach wydrukowanych niegdyś pod Wawelem i naklejanych na kopertach i kartach pocztowych wysyłanych na cały świat, a teraz oferowanych do sprzedaży w różnych krajach – mówi dr inż. Jerzy Duda, miłośnik Krakowa, bibliofil i „markolub”, jak dawniej zwano zbieraczy znaczków. Od lat tropi ślady wizerunków Brata Alberta Chmielowskiego na znaczkach. Jego zbiór jest jedną z form oddania hołdu świętemu, który z woli Sejmu jest szczególnie honorowany w 2017 roku z okazji 100. rocznicy śmierci.

Zakonnik na znaczku

Przygoda z Bratem Albertem zaczęła się dla pana Jerzego w latach 70. ub. już wieku, gdy pojawił się u sióstr albertynek, aby zrobić zdjęcia potrzebne do pewnego wydawnictwa. Od tego czasu gromadził rozmaite druki dotyczące przyszłego świętego. Były wśród nich znaczki.

– Na pierwszy wizerunek Brata Alberta reprodukowany na znaczku pocztowym trzeba było czekać do lat powojennych, a dokładnie do 15 marca 1947 roku. W tym dniu zostały oficjalnie wprowadzone do obiegu pocztowego dwa znaczki o nominale 2 zł – ząbkowany i nieząbkowany (cięty), w kolorze żółtobrunatnym, przedstawiające Brata Alberta przytulającego małego chłopca. Znaczki stanowiły fragment serii – wydania zwyczajnego – zatytułowanej „Kultura polska”.

Dwa i pół miesiąca później ukazało się drugie wydanie tej serii o tych samych rysunkach, ale w innych kolorach. Projekty znaczków wykonał znany malarz Stefan Żechowski, a drukowano je w Drukarni Narodowej w Krakowie. Zdumiewające było dla mnie nie tylko to, że w czasie, gdy w Polsce budowano już komunizm, za Bieruta, wśród wizerunków twórców kultury polskiej XIX i XX w. o znanych ze szkoły nazwiskach znalazł się portret malarza i zakonnika. Mało tego! Brat Albert miał osobny znaczek, podobnie jak Mickiewicz, Chopin i Skłodowska-Curie, podczas gdy inni, np. malarze czy pisarze, byli umieszczani na znaczkach trójkami – wyjaśnia kolekcjoner. – Żechowski wykorzystał w projekcie obraz Leona Wyczółkowskiego, mistrza i przyjaciela Adama Chmielowskiego, zatytułowany „Brat Albert jako opiekun dzieci (Miłosierdzie)”, malowany w latach 1933 i 1934, ale niedokończony. Obraz ten – olej na płótnie o wymiarach 104 na 70 cm – znajduje się w muzeum u braci albertynów w Krakowie. Powstał z pamięci wspomaganej fotografiami Adama, wykonanymi po 1900 roku – dodaje zbieracz.

Znaczki z Bratem Albertem wydane w ponad 17-milionowym nakładzie szybko zniknęły jednak z obiegu pocztowego. Wycofano je 15 stycznia 1949 roku. Było to być może związane z wprowadzeniem nowej taryfy pocztowej. Niewykluczone jednak, że powodem mógł być także „klerykalny” temat znaczka. – Co ciekawe, ostatnia odbitka wyszła w 1948 r., na 3 miesiące przed wycofaniem znaczka z obiegu pocztowego i praktycznie nie została już wprowadzona do użytku – mówi dr Duda.

Adam idzie w świat

Pasjonujące było dla niego śledzenie terytorialnego zasięgu owych znaczków z Bratem Albertem. Szły na cały świat! W swoim zbiorze ma ofrankowane nimi koperty z Europy, Ameryki Północnej i Południowej, wysyłane np. z Chełma Lubelskiego do Chicago, z Białegostoku do miasta Surat w Indiach, z Krakowa do Portugalii, z Katowic do Chile... Kupuje je na aukcjach, m.in. w USA i Hongkongu.

– W Austrii nabyłem 3 pełne arkusze znaczka z 1947 roku. Ten sam znaczek, pomniejszony przez Jana Wilczyka, był w grudniu 1947 r. wydany z przeznaczeniem na tzw. Pomoc Zimową. Znaczek był drogi, bo do ceny nominalnej doliczano dopłatę 18 zł – wyjaśnia dr Duda. Jeśli chciało się ofrankować – jak to się fachowo mówi – list właśnie tą wersją znaczka, trzeba ich było kupić 5. List krajowy kosztował bowiem wówczas 10 zł. Licząc z dopłatą, trzeba było jednak zapłacić 10 razy tyle, czyli 100 zł.

– Jedna z kopert, które mam w swoim zbiorze znaczków z Bratem Albertem, jest rzadka, bo naklejono na niej aż 8 znaczków Pomocy Zimowej! List był wysyłany do Stanów Zjednoczonych, więc nadawca zapłacił 160 zł! Na kopercie są stemple urzędu pocztowego z lotniska na warszawskim Okęciu. Większość takich znaczków w moim zbiorze ma właśnie takie stemple. Przy ówczesnym przeliczniku walut obcych w stosunku do złotówki cudzoziemcom wysyłającym znaczki z lotniska było wszystko jedno, czy płacą 16 czy też 160 zł – mówi kolekcjoner.

– Jak się okazuje, badanie historii jednego znaczka może być nie mniej pasjonujące i pouczające, niż śledzenie tematu obejmującego ich wiele tysięcy – mówi dr Duda. Kolejny znaczek wizerunkiem św. Brata Alberta ukazał się dopiero w 1991 roku. Nie jest jednak wysoko oceniany wśród kolekcjonerów, bo nie dość, że był źle odbity, to jeszcze przed imieniem brakowało skrótu „św.”, choć był wydany w rocznicę kanonizacji. W ub. roku, na 100. rocznicę śmierci św. Brata Alberta, kierowany przez J. Dudę Ogólnopolski Klub Filatelistyczny „Cracoviana” wydał 2 znaczki „spersonalizowane” i 2 kartki pocztowe. Można je normalnie wysyłać na terenie całego kraju, bo wydano je w ramach usługi „Mój znaczek”, świadczonej przez Pocztę Polską.

– Na jednym znaczku jest wizerunek obrazu „Miłosierdzie” L. Wyczółkowskiego, na drugim zaś – mało znany „Portret Brata Alberta”, malowany przez tego samego artystę. Arkusz drukarski został skomponowany z dwóch znaczków oraz godła Zgromadzenia Sióstr Albertynek. Na kartkach pocztowych z tymi znaczkami w części ilustracyjnej wykorzystano reprodukcję drzeworytów Tadeusza Cieślewskiego syna – informuje twórca zbioru filatelistycznych „albertianów”.