Z dystansem do demokracji

Miłosz Kluba

publikacja 05.04.2017 06:00

O sytuacji szkół katolickich w archidiecezji opowiada ks. dr Krzysztof Wilk, dyrektor Wydziału Katechetycznego Kurii Metropolitalnej oraz trzech przedszkoli, czterech szkół podstawowych, gimnazjum i liceum ogólnokształcącego, prowadzonych przez Katolickie Centrum Edukacyjne Caritas Archidiecezji Krakowskiej.

– Szkoła katolicka musi mieć odwagę, aby wbrew prądom tego świata głosić Ewangelię, nawet za cenę braku popularności – uważa ks. dr Krzysztof Wilk Miłosz Kluba /Foto Gość – Szkoła katolicka musi mieć odwagę, aby wbrew prądom tego świata głosić Ewangelię, nawet za cenę braku popularności – uważa ks. dr Krzysztof Wilk

Miłosz Kluba: Jak nasza diecezja pod względem szkolnictwa katolickiego wypada na tle reszty kraju?

Ks. Krzysztof Wilk: Jesteśmy rekordzistami – prowadzimy najwięcej placówek katolickich spośród pozostałych diecezji w Polsce. Obecnie diecezja krakowska ma 56 przedszkoli i 56 szkół. Są to zarówno szkoły podstawowe (24), gimnazja (21), jak i licea (11). W podstawówkach uczy się prawie 4 tys. dzieci, podobnie w gimnazjach. W liceach ogólnokształcących mamy ponad 1600 uczniów.

Skąd bierze się ta rekordowa liczba szkół?

Popularność szkół katolickich w naszym rejonie jest pewnie związana z religijnością rodziców. Południe Polski jest tradycyjnie religijne, jest to ta część kraju, w której – zarówno na Podhalu, jak i w samym Krakowie – możemy mówić o dużej liczbie osób związanych z życiem Kościoła, z formacją oazową. Ogromna większość rodziców, którzy starają się o przyjęcie dziecka do szkoły katolickiej, była związana właśnie z ruchem oazowym, z formacją w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży czy w grupach apostolskich.

Mówimy tylko o Krakowie czy w mniejszych miejscowościach też są prowadzone szkoły katolickie?

Ze względu na liczbę mieszkańców w centrum Krakowa jest ich najwięcej. Tutaj mieszczą się m.in. szkoły prowadzone przez Caritas Archidiecezji Krakowskiej, czyli Katolickie Szkoły im. Świętej Rodziny z Nazaretu (ul. Pędzichów), Katolicka Szkoła Podstawowa im. Świętej Jadwigi Królowej (ul. Łokietka), nowo otwarta szkoła im. św. Joanny Beretty-Molli przy ul. Stelmachów, gdzie tworzy się nowe osiedle, jak również Katolicka Szkoła Montessori przy ul. W. Pola. Tu także mieszczą się szkoły, które mają długą tradycję i są na stałe wpisane w historię miasta – szkoły sióstr prezentek, urszulanek, augustianek czy ojców pijarów.

Warto odnotować, że na terenie Krakowa powstały też nowe szkoły, np. Gimnazjum Oazowe na Prądniku Czerwonym czy placówki, które na osiedlach Nowej Huty prowadzą siostry salezjanki, księża salezjanie bądź pallotyni. Oni weszli tam, gdzie była potrzeba prowadzenia działalności oświatowej. Jeżeli chodzi o szkoły poza Krakowem, to są gimnazjum i liceum w Skawinie, są szkoły w Rabce i Zakopanem. Jednak główny ośrodek mieści się w Krakowie.

Czym te szkoły pod względem funkcjonowania, organizacji różnią się od szkół miejskich?

Przede wszystkim są to szkoły, które nie są podporządkowane rejonizacji. Rekrutują się więc do nich uczniowie, którzy nie są związani z terenem, na którym znajduje się szkoła. Daje to również możliwość doboru uczniów, którzy chcą poszerzać swoją wiedzę w szerszym stopniu niż w szkołach rejonowych. Organ prowadzący może zwiększać liczbę godzin, aby pomóc uczniom w lepszym przyjęciu materiału. Te dodatkowe zajęcia z pewnością zachęcają rodziców do wyboru właśnie szkół katolickich. Istotnym walorem jest również ścisła współpraca z rodzicami, troska o bezpieczeństwo dzieci, a także wydłużony czas opieki nad dziećmi. Popularność szkół katolickich bierze się także z ich umiejscowienia. Rodzice, którzy mieszkają poza Krakowem, mogą w drodze do pracy zostawiać dzieci w szkole i odbierać je, wracając do domu. Stąd duże zainteresowanie szkolnymi świetlicami, z których większość dzieci korzysta, pozostając w nich do późnych godzin.

Od strony nauczycieli też widać różnicę?

Można powiedzieć, że wszystkie szkoły w Małopolsce są szkołami katolickimi. Nauczyciele często są przecież osobami religijnymi, dyrekcje są zatroskane o wychowanie do wartości, wychowanie patriotyczne. Natomiast w szkołach katolickich ten element życia religijnego i sakramentalnego nauczycieli jest bardzo ważny. Nauczyciele sami chcą być świadkami wiary. Takich nauczycieli znam, zatrudniam i mówię to, mając przed oczami konkretne osoby, z którymi na co dzień współpracuję. Pomocą w rozwoju tego elementu życia religijnego szkoły są także obecność w szkole kaplicy czy oratorium, cotygodniowa Msza św., coroczne rekolekcje, dni skupienia, stała możliwość korzystania z sakramentu pokuty, kierownictwa duchowego dla chętnych czy troska o wysoki poziom katechezy.

Jak szkoły katolickie wypadają w porównaniu ze szkołami samorządowymi?

Patrząc na rankingi, możemy powiedzieć, że szkoły katolickie utrzymują się w górnych granicach wyników. Jest to owoc ogromnej pracy uczniów i nauczycieli, którzy poświęcają swój czas i życie prywatne dla uczniów. To również znak zatroskania rodziców, którzy żyją szkołą i tworzą wspólnotę, wyrażającą się m.in. obecnością rodziców w szkole niemal każdego dnia. To nas bardzo cieszy i dlatego współpraca z nimi tak dobrze się układa.

Wyniki to jedno. Zupełnie inna, choć chyba nie mniej ważna rzecz to atmosfera w szkole.

Chcielibyśmy nie dopuścić do „wyścigu szczurów”, który jest zagrożeniem dla nas wszystkich. Ważne, by dziecko w pełni wykorzystywało swoje talenty. Jeśli ma talentów na poziomie oceny dostatecznej, to dobrze, jeśli na tym poziomie je wykorzysta. Jeżeli to uczeń na ocenę celującą, to radość jest tym większa, ale i on swoje talenty musi wykorzystać w 100 proc. Jeden i drugi jest tak samo wartościowy.

Przekaz wiedzy to tylko jeden z elementów życia szkolnego. Bardzo ważne jest też funkcjonowanie w grupie. To taki czas w życiu, kiedy relacje z koleżankami i kolegami nie są proste; kiedy dziecko przeżywa swoje lęki, troski i napięcia. Trzeba uczyć je zdrowo funkcjonować w społeczeństwie, w grupie – tak, aby wpływało to twórczo na jego rozwój. Próbujemy to osiągnąć przez wspólne wyjazdy, pielgrzymki, zielone szkoły, dodatkowe zajęcia, które integrują grupę, spotkania przy ognisku u kogoś z klasy. Szukamy okazji, aby dzieci spotykały się także poza szkołą. Stąd często sobota nie jest wcale dniem wolnym, ale dniem spotkań. Tak prowadzona szkoła jest miejscem rodzenia się przyjaźni, a jak czas pokazuje, nawet miłości prowadzącej także do małżeństwa.

Przed jakimi wyzwaniami stają szkoły prowadzone według wspomnianych zasad? Na razie zostawmy na boku reformę systemu edukacji.

Szkoła katolicka musi przede wszystkim zachować swoją tożsamość. Musi mieć odwagę, aby wbrew prądom tego świata głosić Ewangelię, nawet za cenę braku popularności. Mamy za zadanie także ewangelizować te dzieci – chodzi tu o uczciwość, podejście do spraw moralnych, o to, aby uczyć dzieci wrażliwości na potrzeby drugiego człowieka, zdrowo pojętej miłości bliźniego. Szkoła musi też zachować dystans do demokracji. Nie może słuchać wszystkich oczekiwań czy żądań rodziców i opiekunów, ponieważ szkoła katolicka przestałaby być sobą. My mamy swoje fundamenty. Chcemy współpracować z rodzicami, którzy rozumieją, że staramy się budować naszą pedagogikę na zasadach Nauczyciela z Nazaretu. Nie możemy się zaprzedać. Nie możemy dać się roznieść nadaktywnym rodzicom, którzy przenoszą swoje ambicje zawodowe na teren szkoły. Tu nie ma miejsca na demokrację. Musi być miłość, która mądrze wymaga od dzieci.

Jak sobie poradzić z takimi rodzicami?

My mamy taką możliwość, by rodzic, który chce narzucić swoje zdanie, reformować szkołę albo pokazać za wszelką cenę nieprzeciętność swojego dziecka, skonfrontował to z wychowawcą, nauczycielem i dyrektorem. Mamy na to czas, by każdego rodzica wysłuchać, spotkać się, ponieważ na czele szkół katolickich najczęściej stoją księża lub siostry zakonne, dla których szkoła jest życiową pasją. Oni mają możliwość, aby poczekać na rodzica, bo nie pędzą do rodzinnych obowiązków. Ten wymiar prowadzenia szkoły wydaje się bardzo ważnym elementem, tworzącym jednocześnie pewną tożsamość szkoły katolickiej.

Zmiana systemu edukacji dodatkowo komplikuje sytuację szkolnictwa katolickiego czy jest tylko trudnością techniczną?

Reforma musi boleć. Inaczej nie byłaby reformą. Ona nie może być komfortowa, bo to by oznaczało, że jest niepotrzebna. Musimy się skoncentrować na tym, by wyjść z niej twórczo i z jak największą korzyścią dla naszych wychowanków. Dlatego są konieczne bardzo bolesne przekształcenia, trudne także od strony finansowej. Szkoły muszą się dostosować do potrzeb lokalnych w sposób, który będzie współgrał z planami kuratorium.

Jak konkretnie będzie to wyglądało?

Siostry augustianki swoje gimnazjum będą przekształcały w liceum ogólnokształcące, siostry prezentki przygotowują się do przekształcenia gimnazjum w szkołę podstawową, gimnazjum księży pallotynów ma stać się liceum, a gimnazjum oazowe dąży do przekształcenia w szkołę podstawową. Są też placówki, które, pozostając szkołami podstawowymi, muszą rozszerzyć swoją działalność o dodatkowe klasy. Muszą one ponieść pewne koszty, by rozszerzyć bazę lokalową. Jest to problem, ale pamiętajmy, że zadaniem szkoły jest wychowywanie i przekazywanie wiedzy, a nie szukanie zysków.