Najpierw wyszoruj łazienkę

Katarzyna Matejek

publikacja 15.03.2017 06:00

Wielu diecezjan zna tych chłopaków z wystąpień w kościołach, podczas których dawali świadectwo o tym, jak Bóg wyciągnął ich z bagna nałogu. Mieszkają w Giezkowie i otwierają drzwi dla takich jak oni.

Kaplica to najważniejsze miejsce w domu Wspólnoty Cenacolo Katarzyna Matejek /Foto Gość Kaplica to najważniejsze miejsce w domu Wspólnoty Cenacolo

Giezkowo bardziej znane jest w innych częściach Polski, a nawet świata niż wśród koszalinian. Chociaż wielu tutejszych ma problemy z nałogami, nie chcą słuchać, że to miejsce czeka na nich, tak dotkliwie poranionych. – Koszalin to zimne miasto – ubolewają Grzegorz i Doni, którzy znaleźli tu czystość od nałogu. Przykro im, że niewiele dają ich „tournée” po szkołach i kościołach, ulotki rozdawane na ulicy. A przecież tutaj można wrócić do życia. Nie, więcej: rozpocząć nowe.

Pokochać Jezusa

Za Grzegorzem 5 lat pobytu w jednym z 56 domów, które Wspólnota Cenacolo prowadzi na świecie. Ten w Giezkowie to odnowiony poniemiecki dworek otwarty w 2001 r. staraniem ks. Wacława Grądalskiego, prezesa Fundacji Charytatywnej im. bp. Domina. Czemu Grzegorz tu przyszedł? Bo nic innego nie mogło mu już pomóc, gdy taplał się w bagnie alkoholu i narkotyków. Przyprowadziły go siostry Misjonarki Miłości, po tym jak znalazły go bezdomnego na ulicy jednego z pomorskich miast. Opierał się, tak bardzo przestraszyła go wieść, że w Cenacolo zdrowieje się dzięki modlitwie. – Bałem się, że będę tam musiał zostać księdzem – śmieje się.

– Nie umiałem się modlić, od 25 lat nie zaglądałem do kościoła. W giezkowskim domu jest kaplica, a w niej tabernakulum. Chłopców nie wychowują pedagodzy ani terapeuci, ale ukryty w nim Pan Jezus. Fakt, opierają się Mu przez pierwsze tygodnie, miesiące, ale jeśli tylko nie skapitulują i nie porzucą przed czasem terapii, co zdarza się zaledwie 20 procentom przyjmowanych, to w końcu pękają. Miejsce internetu, gazet, telewizji, komórki, których w ośrodku nie uświadczysz, zajmuje dialog. Ten najważniejszy, z Jezusem. Zanim Go pokochają, bywa, że na tę rozmowę trzeba im pomóc dojść. Wyciągnąć na spacer, zaproponować Różaniec, nowennę. Zwłaszcza gdy przychodzą pokusy, by zwiać, dać sobie spokój z tym odwykiem.

Doni, który do Cenacolo trafił przed 8 laty i przeszedł przez kilka domów w Polsce i Chorwacji, o dziwo właśnie te chwile uważa za kamienie milowe w powrocie do czystego życia. – U niejednego chłopaka obserwowałem ostrą walkę z szatanem, który chciał go stąd wyrwać. Wyciągałem go wtedy na spacer, ściskałem różaniec w kieszeni, rozmawialiśmy. I często on zmieniał decyzję: „zostaję”, mówił. To było mega: ja, który niszczyłem wszystko, mogę dać komuś coś dobrego. Uratować go.

Anioł stróż

Po Jezusie drugim do rozmowy jest anioł stróż. Z tym że taki ludzki, po prostu chłopak starszy stażem w ośrodku, który przez 24 godziny na dobę pomaga przybyłemu we wszystkim: wyjaśnia zasady, razem z nim pracuje fizycznie, je, odpoczywa, wytyka błędy i jest gotów do rozmowy nawet o 3 w nocy, gdy prycza nad jego głową trzęsie się, dając znak, że jego podopiecznego dręczą złe myśli. Ale wszystko ma swoją porę.

Dostałeś upomnienie od anioła? Nie wolno ci odszczekać się na poczekaniu, musisz zostać w ciszy. Na wytłumaczenie przyjdzie pora za… dwa dni. Tyle że wtedy już nie będziesz widział sensu zasłaniania się usprawiedliwieniami, bo sam przychylisz się do uwag przyjaciela. Regularne rewizje życia, kiedy otrzymujesz szczere opinie od grona osób, które cię obserwowały, wskazują na jakim etapie jesteś i jaki obowiązek musisz wziąć na barki.

W Cenacolo Doni zmienił zapatrywania na temat przyjaźni. – Anioł stróż zawsze miał dla mnie uspokajające słowo, zawsze był przy mnie. Najpierw podejrzewałem go o udawanie: taki superbohater, nawet wykonywał za mnie część pracy, z którą sobie nie radziłem. Ale po kolacji prowadziliśmy interesujące rozmowy. Dawniej byłyby o narkotykach, piłce nożnej. Teraz o mnie, o tym, jak przeżyłem dzień. Aż w końcu zaczynałem wyciągać na wierzch moje rany, zniszczone relacje w rodzinie, ze znajomymi. Wtedy i on wyznawał trudne rzeczy o sobie. Zaczynałem mu ufać.

– W każdej osobie tutaj wyczuwałem człowieka, który chce mi pomóc. Za nic. Nie jak na zewnątrz „coś za coś”, tam wszystko to interesy, nawet między przyjaciółmi – mówi Grzegorz. I wreszcie on, nerwus, pieniacz, brutal, chłopak z sercem zaklejonym złymi uczynkami, odnalazł pokój. – Po kilku takich miesiącach zobaczyłem: jestem zdolnym chłopakiem, nie jestem już na straconej pozycji.

Praca

W takim domu trzeba pożyć 3–5 lat. To optymalny czas, by dać się oczyścić nie tylko z toksyn, które pozostawiły w organizmie narkotyki, alkohol, gry komputerowe, ale też z trucizn zalegających w duszy: kłamstwa, brutalności, lenistwa, egoizmu. – Dopiero po 3 latach zacząłem się zmieniać tak naprawdę, wewnętrznie – mówi Doni.

– Początkowo wykonywałem wiele zadań z przymusu. A trzeba z serca. Złamał się po 3 miesiącach w… łazience. Na widok brudnej podłogi. Tym razem nie okręcił się na pięcie. Wziął wiadro, szmatę. Posprzątał. – Potem jeden chłopak stwierdził: „o, nareszcie, Doni, coś cię zaczęło interesować”. To prawda. Wspaniale było zrobić coś dla kogoś.

– Narkotyki przeszkadzały mi pracować, byłem przez nie niewyspany, słaby. Roboty szukałem tylko po to, żeby zarobić na dawkę – wraca pamięcią wstecz Grzegorz. – Tutaj nie muszę się pobudzać dopalaczami, żeby przepracować 10 godzin. Jestem czysty i nabieram sił, by po wyjściu stąd podjąć uczciwą pracę, zarobić na dom, rodzinę.

W Giezkowie trzeba się zajmować wyrobem dewocjonaliów, ogrodnictwem, gotowaniem, sprzątaniem, budowlanką, a także kurami i świniami. – Z miasta jestem – kpi z siebie Grzegorz. – Zanim tu przyszedłem, nie widziałem z bliska krowy. A w jednym z domów Cenacolo musiałem oporządzać oborę. Marudziłem: brud, smród, gdzie ja?… Ale po czasie zobaczyłem, że to jest dobre. Bo zwierzęta są zadowolone. (śmiech) Cały dzień przygotowywałem im coś do jedzenia, a one potem z zadowolenia muczą, świnki chrumkają... Przeszedłem jakąś barierę, pokonałem swoje strachy.

Doni pamięta, jak pracował w ogrodzie w upalny dzień. – Po co? – zastanawiał się. – Ja, Chorwat, któremu wystarczyło wyjść za próg domu, by znaleźć się na plaży? Toczyłem w sobie walkę z tym wymagającym życiem, w ogołoceniu ze wszystkiego, co lubiłem. Ale wieczorem jego głowa leżąca na poduszce czuła jakiś pokój, zadowolenie. – To było super. Myślisz o całym dniu i mówisz: dzięki, Boże.

Uwaga: manipulacja!

Zdarza się, że chłopak, który przyszedł do domu Cenacolo, opuszcza go już po jednym dniu. Dlatego tak ważne jest przygotowanie go do wymogów życia według wskazań matki Elviry, założycielki Wspólnoty Cenacolo. I nie tylko on potrzebuje takiej zaprawy, ale i jego rodzina. Obecnie w Giezkowie przebywa na tzw. doświadczeniu jeden tata, który przygląda się życiu domowników.

– Rodzice zwykle nie dopuszczają do siebie głosu, jak źle jest z ich dzieckiem. Chyba że już ich życie przeczołgało przez inne ośrodki, psychologów. Wtedy decydują się przywieźć dziecko np. do Giezkowa – mówi Anna, mama Andrzeja, który przed laty odbył 3-letnią terapię w kilku domach Cenacolo. – Ale choćby myśleli „nas to nie dotyczy”, już dawno są współuzależnieni i potrzebują pomocy. Mogą ją znaleźć na spotkaniach rodzin, odbywających się w kilku miastach w Polsce, m.in. w Koszalinie.

Anna nie ukrywa, że dzieci narkomani to bezbłędni manipulatorzy. – Bo nałóg to choroba duszy – przyznaje. Wieloletnim doświadczeniem dzieli się z rodzicami innych nałogowców. Wyjaśnia, wysłuchuje, rozmawia. Otacza modlitwą, namawia do postów. Przekonuje, by nie bali się przerwania nauki szkolnej dziecka na czas terapii. Owszem, są tacy, którzy jej nie uwierzyli. Po latach ich rodzinna sytuacja stoi w tym samym punkcie, podczas gdy rodzina Anny świętuje jeden z lutowych dni, rocznicę narodzin Andrzeja do życia. To nic, że odprawiający dziękczynną Mszę proboszcz przez pomyłkę podał jako intencję rocznicę urodzin. Ale czy rzeczywiście była to pomyłka?

Bóg się zatroszczy

8 lat na odludziu. A co potem? Kto się o Doniego zatroszczy? – Opatrzność Boża – wierzył Chorwat. I zaczęły się pojawiać rozwiązania: Doni niebawem ożeni się z Polką, wynajmuje mieszkanie, znalazł pracę przy serwisowaniu automatów do napojów. – Praca przyszła do mnie, dostałem ją tu, przy tym stole – mówi o Giezkowie. Od Opatrzności Bożej otrzymał też dobrego szefa. Zamiast „dzień dobry” może mu mówić na powitanie: „szczęść Boże”, jak w przez 8 lat w Cenacolo.

Grzegorz jeszcze przez jakiś czas chce pomagać chłopakom we wspólnocie, odwdzięczyć się za to, co tutaj dostał. On także jest spokojny o przyszłość, zresztą już widzi, że życie, które przed laty zostawił, wraca w lepszej odsłonie. – Kiedy wstępowałem do Cenacolo, byłem zupełnie sam, nie miałem żadnych więzi z rodziną. Teraz odnalazłem ich, mamy dobre relacje. Wiem, że czekają na mnie, że będą mnie wspierać, gdy do nich wrócę.

Jadalnia w Giezkowie, 17 chłopaków, z różnych krajów, siedzi przy stołach. Dawniej włóczyli się po podejrzanych okolicach, robili szemrane interesy, wyżywali się na rodzinie. Teraz gromadzi ich posiłek, na który musieli zapracować własnymi rękami. – Jak to możliwe – wciąż nie może nadziwić się Doni. I ma tylko jedną odpowiedź, którą wypowiada z błyskiem w oku: Najświętszy Sakrament.

Wszyscy, którzy chcieliby pomóc osobom trwającym w nałogu, mogą skontaktować się ze Wspólnotą Cenacolo w Giezkowie pod nr. tel. (94) 318 39 38.