Zrzuć ciężary

Agata Ślusarczyk

publikacja 03.03.2017 06:00

Ks. Roman Trzciński o posłudze misjonarza miłosierdzia.

Zrzuć ciężary Agata Ślusarczyk /Foto Gość ks. Roman Trzciński

Agata Ślusarczyk: Papież Franciszek w Liście Apostolskim „Misericordia et Misera” przedłużył misje misjonarzy miłosierdzia. Czy nadal potrzebna jest taka posługa w Kościele?

Ks. Roman Trzciński: Posługa misjonarzy miłosierdzia rzeczywiście była potrzebna. Przynosiła konkretny owoc. Nie dotyczyła tylko sakramentu pokuty, ale miała wiele innych form, jak na przykład głoszenie rekolekcji, misje miłosierdzia prowadzone w różnych parafiach w Polsce. Dla wielu osób była pewnym uzdrowieniem, doświadczeniem bliskości miłosiernego Ojca. Poprzez odpuszczanie grzechów zarezerwowanych dla Stolicy Apostolskiej wychodziliśmy do ludzi, na peryferie Kościoła. A oni doświadczali Boga, który jest bliski, szuka człowieka i wychodzi mu naprzeciw. Papież Franciszek poprosił nas, byśmy kontynuowali te misje.

Jak posługa misjonarza będzie wyglądała w  archidiecezji warszawskiej?

Na co dzień posługuje w parafii św. Jakuba Apostoła przy pl. Narutowicza. Można umówić się na spotkanie, rozmowę, spowiedź czy modlitwę wstawiennicza. Zdarza się, ze z posługi misjonarza miłosierdzia korzystają także osoby z innych diecezji.

Kto może zgłosić się do misjonarza miłosierdzia?

Przyjść może każdy, kto poszukuje, kto chce pojednać się z Bogiem. Często spowiadam po za konfesjonałem w formie dłuższej rozmowy. Rozmawiamy o lękach, uprzedzeniach, wątpliwościach, pomagam im w wyspowiadaniu się, zrzucić ciężary, które przez wiele lat noszą. Przychodzą do mnie także ludzie obojętni religijnie, niewierzący – przychodzą z ciekawości. Słucham ich i modle się. Nieraz takie spotkania kończyły się spowiedzią. Staram się, żeby moja posługa nie był sformalizowana, biurowa, bez spoglądania na zegarek, ale próbuje ukazać sobą oblicze miłosiernego Ojca – to ludzi przyciąga.

TAGI: