Wysokie napięcie

publikacja 26.02.2017 06:00

O tym, czy chrześcijanie skończą w rezerwacie, z Antonim Tompolskim rozmawia Marcin Jakimowicz.

Wysokie napięcie henryk przondziono /foto gość

Marcin Jakimowicz: Czy chrześcijanie skończą w rezerwacie?

Antoni Tompolski: Nie. Nie sądzę. Mam przekonanie, że w ludziach odradza się tęsknota za chrześcijaństwem. Nie tylko w Polsce. Europa, która jeszcze niedawno wstydziła się swych korzeni, zaczyna się z tego wycofywać. Od kilkudziesięciu lat głoszono przekonanie, że wraz z rozwojem technologicznym wiara stanie się zbędna. Amerykanie – jak podkreślano – są wyjątkiem. Pamiętam, jak na jednej z ekumenicznych konferencji na PAT jeden z włoskich socjologów religii przedstawiał dane, z których wynikało, że między latami 80. a 90. nastąpił wzrost religijności. W każdym wymiarze z wyjątkiem jednego: chodzenia do kościoła. Więcej osób się modliło, uważało, że Bóg jest istotny w ich życiu, itd. To był spory wzrost. Malały jedynie „słupki” związane z chodzeniem do kościoła.

Młodzi mówią: „poradzę sobie bez instytucji”. Przyjeżdżam do wspólnoty Góra Oliwna, którą prowadzisz, i widzę samych młodych ludzi. Skąd ich wytrzasnąłeś?

Przyszli po kursach Alpha. Pracujemy na specyficznym terenie: przy Miasteczku Akademickim. 15 tysięcy studentów mieszka w akademikach, a myślę, że drugie tyle na krakowskich stancjach. To naturalne, że trafiają do nas młodzi. Około 2,5 tysiąca ludzi przewinęło się przez nasze kursy Alpha, między innymi klerycy franciszkańscy i ludzie ze wspólnoty Galilea. Ponieśli tę inicjatywę dalej, w sumie do ponad 65 miejsc w Polsce i w wielu krajach na świecie.

Gdy przed laty Josh McDowell powiedział: „Być może rośnie nad Wisłą ostatnie pokolenie chrześcijan”, wszyscy stukali się głowę: „Co ten facet wygaduje?”.

To nieprawdopodobne, jak dziesięć lat jest w stanie zmienić perspektywę patrzenia i nauczyć nas pokory. Myślę, że największe tąpnięcie nastąpiło przed pięciu laty. Gdy Benedykt XVI zainicjował nową ewangelizację, polski Kościół odpowiedział natychmiast. Byłem tym zaskoczony. Wydaje mi się, że największy wpływ na tę decyzję miał… Janusz Palikot. Biskupi zobaczyli 12 procent poparcia dla człowieka, który buduje program na antyklerykalnych nastrojach i ma młody elektorat. I chyba to uświadomiło episkopatowi, że nie jest tak różowo. Bardzo szybko stworzono w Krakowie Sekretariat ds. Nowej Ewangelizacji, na którego czele stanął biskup Ryś. To on zaprosił mnie do współpracy.

Młodych trzeba do wspólnot ciągnąć na siłę czy przychodzą sami?

To idzie falami. {BODY:BBC} (śmiech){/BODY:BBC} Podam przykład. Przed dziesięciu laty zorganizowaliśmy Alphę dla studentów. Nie było żadnych zapisów. Przygotowaliśmy salę na 50 osób, a przyszło… 300! Byłem poruszony. Zobaczyłem, jak wielki jest głód Boga, Jego słowa. Nie było żadnej promocji. Promocją byli ludzie. Pamiętam świadectwo dwóch dziewczyn: były tak zafascynowane Alphą, że opowiadały o niej w grupie na uczelni. Efekt? Przyszła cała grupa, by zobaczyć, co tak bardzo zafascynowało ich koleżanki. Na każdej Alphie mieliśmy świadectwo nawrócenia z „antypodów”, opowieść jakiegoś wojującego ateisty, kogoś zanurzonego w satanizmie czy New Age. Na jeden z kursów przyszedł pewien chłopak. Nosił ostentacyjnie satanistyczne koszulki, miał siłę przebicia, wodzowski temperament. Na Weekendzie Alpha animatorzy mieli twardy orzech do zgryzienia: „Co z nim zrobić? Rozwali nam plan!”. I wtedy jeden z nas, Piotrek, powiedział: „O co wam chodzi? Przecież Ten, który jest w nas, jest większy od tego, który jest w nim”. Niedziela rano. Czas świadectw. Pierwszy wychodzi ten właśnie chłopak. Ciarki na plecach.

Młodzi muszą zobaczyć modlących się rówieśników?

Tak. Na początku czerpią z wiary rodziców. Przychodzi jednak czas, gdy muszą się dookreślić w swym środowisku. Zachęcamy rodziców, by posyłali dzieci na obozy, na których głoszone jest jasne przesłanie Ewangelii i gdzie będą mogli zobaczyć wierzących rówieśników.

To działa. Przekonałem się na własnej skórze. Widziałem, jak zmieniła się córka po powrocie z obozu, na którym spotkała młodych chrześcijan.

U nas też to działa, choć przecież dzieci wyrastają w domu, w którym razem się modlimy. Musiały w pewnym momencie „dookreślić się” poza kontekstem rodziny.

Wiele wspólnot zaczyna przygotowanie Alphy od pustego konta albo kasy odłożonej jedynie na pierwsze spotkanie. A potem jakimś dziwnym trafem dopinają wszystko.

To zawsze krok wiary. Mam doświadczenie, że Pan Bóg troszczy się o swe dzieło. W 2012 roku zadzwonił do mnie o. Marian, franciszkanin z Ugandy. Powiedział, że chcą wyprodukować bill­boardy w stolicy kraju i szukają wsparcia. Spotkaliśmy się w połowie czerwca. Gdy goście z Afryki usłyszeli o Alphie, powiedzieli: „Chcemy przeprowadzić ten kurs u nas. Robią go od lat anglikanie” (Uganda jest w 40 proc. anglikańska, w 40 proc. katolicka, a reszta to animiści). Rzuciłem z głupia frant: „Zrobimy wam szkolenie”. Koniec sierpnia. Dzwoni o. Marian: „Wszystko gotowe. Arcybiskup was zaprasza. Przyjeżdżajcie. Za miesiąc”. Kosmos! Szczepienia, finanse. Ponieważ mieliśmy lecieć w pięć osób, potrzebowaliśmy 30 tys. złotych. Myślałem: „Kto może dać?”. Usiadłem i napisałem list do sponsorów. Znajomy ksiądz zapytał: „Ile spodziewasz się zebrać?”. „Dziesięć tysięcy”. „Ooo, to masz dużą wiarę”. Zebraliśmy 20 tysięcy.

Ile kursów Alpha odbywa się w Polsce?

Podliczyliśmy właśnie ubiegły rok. W kursach organizowanych w 513 miejscach brało udział 26 tysięcy osób. Ale, uwaga, to jedynie kursy zarejestrowane w Krajowym Biurze Alpha. A ile takich inicjatyw odbywa się bez porozumienia z nami… Bóg raczy wiedzieć.

Alpha w restauracji czy w salce parafialnej?

I jedna, i druga forma jest dobra. Pamiętam, jak przygotowywaliśmy ze studentami kurs dla 120 osób. Wiesz, jak bardzo ta krzątanina łączyła wspólnotę? Młodzi zbierali produkty w sklepach. Okazało się, że hasło „dożywić studenta” wciąż chwyta za serce. {BODY:BBC} (śmiech){/BODY:BBC} Byłem też na Alphie dla biznesmenów, która była przygotowana w świetnej restauracji.

Kawior?

Nie. Inne pyszne dania. Nie było tłumów, ale była to bardzo zwarta grupa.

Budziłeś się kiedyś zlany zimnym potem z obawy, że zabraknie pieniędzy?

Nie. Ja chyba za mało się tym przejmuję. Żyjemy „przez wiarę” i jak widać, Bóg się o nas troszczy.

Pierwsze pytanie przy stoliku: „Przepraszam, a kto za to płaci?”. Ludzie do końca czekają na jakiś haczyk, na to, aż ktoś powie: „Wyskakujcie z kasy”. Nie są przyzwyczajeni do tego, by ich obsługiwać.

Myślę, że w najgłębszym wymiarze bierze się to stąd, że nie mają świadomości, że w Kościele obowiązuje prawo łaski, że zostali zbawieni za darmo. I dlatego często pytają: „Przepraszam, a ile to kosztuje?”. To również spuścizna komunizmu, w którym państwo opiekowało się ludźmi, a nie ludzie ludźmi. W Stanach normalne jest to, że ludzie pomagają sobie wzajemnie. U nas takie myślenie jest na razie w powijakach. Od czasu do czasu powie się coś we wspólnotach o dziesięcinie.

Jak wiele osób trafia po Alphie do wspólnot Kościoła? Prowadziłeś takie statystyki?

Przez pierwsze pięć lat. Połowa z tych, którzy pojawili się na Alphie, pojawiała się we wspólnocie, a połowa z nich pozostawała. To zależy od kursu: widziałem takie, po których niemal wszyscy przychodzili do wspólnot, i takie, gdy deklarowała się garstka.

Jesteśmy zbudowani na gruncie proroków i apostołów. Nie masz wrażenia, że przez lata ta noga prorocka była cieniutka, chudziuteńka?

Ostatnio trochę się odbudowuje. (śmiech) Paweł pisze do Efezjan, że Kościół jest zbudowany na fundamencie apostołów i proroków. O wiele łatwiejsze jest budowanie „nogi hierarchicznej”: sukcesji, określenia zakresu władzy, autorytetu biskupa. To niezwykle ważne, ale nie można zapominać o „drugiej nodze”: o prorokach, którzy nasłuchują, co mówi Duch do Kościoła. Trzeba ich wysłuchać i poddać to, co mówią, rozeznaniu. Ostateczne zdanie należy do pasterzy.

Dlaczego „Iuvenescit Ecclesia”, czyli dokument Kongregacji Nauki Wiary na temat relacji między darami hierarchicznymi a charyzmatycznymi, przeszedł bez echa?

Powód wydaje mi się pragmatyczny. Myślę, że stało się tak, ponieważ zaleca on duszpasterzom więcej pracy, aby wszystko rozeznawali. Łatwo wylać dziecko z kąpielą. A dokument wzywa do rozeznawania, a nie do kasowania. Duch Święty może działać przez dowolne osoby. W krytycznych sytuacjach może użyć nawet osła, by powiedzieć coś mężowi Bożemu (por. Lb 22). Często odrzucamy od razu ludzi, którzy według nas są niegodni, by przekazywać Boże orędzie. To błąd. Bóg może użyć każdego. Dziś używa coraz częściej świeckich, liderów wspólnot. „Iuvenescit Ecclesia” wzywa do tego, by obie strony nabrały do siebie większego przekonania i zaczęły współpracować. Wzywa do pokory, cierpliwości. Charyzmatyk mówi: „Dostałem znak, wychodzę na ulicę!”, a ksiądz ostudza ten zapał: „Poczekaj, jak się obudzisz z tym za tydzień, to zobaczymy”. Rozeznanie Kościoła trwa czasem latami. Między tymi nurtami istnieje napięcie, ale pierwotny Kościół pokazywał, jak można się dogadywać. Nie można odrzucić czegoś tylko dlatego, że „stwarza problemy”. Zaufanie – to słowo klucz. Znajomy franciszkanin opowiadał, że gdy w pierwszej Alphie robił wszystko sam, przyszło 17 osób, a gdy zostawił pole studentom – 70. Dziś nurt prorocki inspiruje wielotysięczne konferencje, powstaje wiele prężnych, ewangelizacyjnych wspólnot.

Antoni Tompolski - dyrektor Krajowego Biura Alpha, członek Sekretariatu ds. Nowej Ewangelizacji Archidiecezji Krakowskiej i Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji przy KEP. Ojciec czworga dzieci. Lider wspólnoty Góra Oliwna.