publikacja 29.01.2017 06:00
Dla dzieci i nastolatków z sierocińca była opiekunką, korepetytorką, przyjaciółką, starszą siostrą, matką, czyli zawsze tym, kogo podopieczni w danej chwili potrzebowali.
Archiwum Magdaleny Miki
Magda przyznaje, że tamten świat stał się jej światem.
Od Zambijczyków uczyłam się życia bez pośpiechu, wdzięczności i skupiania na tym, co dobre. Ich świat stał się moim światem – mówi wprost Magdalena Mika, młoda opolanka, której serce rwie się ku Afryce.
Codzienność w sierocińcu
W 2014 r. Magda spędziła w Zambii 6 tygodni. Była wolontariuszką w sierocińcu Lubasi Home w Livingstone. Kiedy wróciła do Polski na ostatni rok studiów, podkreślała, że w Afryce zostawiła swoje serce. Nie pozostało jej nic innego, jak po serce wrócić. Dlatego pracowała z myślą, by zarobić na przelot do Zambii i opłacenie potrzebnych dokumentów. Pomogli jej przyjaciele, rodzina i biskup opolski. Zorganizowała też akcję charytatywną dla zambijskich dzieci z Lubasi Home, w której zebrała 11 tysięcy złotych. Tym razem w Livingstone spędziła rok. Ponownie w Lubasi Home.
– To sierociniec, w którym przebywa około 30–40 dzieci w wieku od 2 lat do pełnoletniości. W większości pochodzą z bardzo biednych rodzin, często ze środowisk patologicznych. Do ośrodka kierowane są przez opiekę społeczną i przebywają w nim do czasu, gdy zostaną połączone z rodzinami. Nie jest to ośrodek terapeutyczny. Chodzi w nim o danie dzieciom choć odrobiny normalności, stworzenie kochającego środowiska, w którym mogą dorastać i uczyć się – opowiada Magda.
Jako wolontariuszka na stałe mieszkała w sierocińcu i praktycznie była jedyną opiekunką, która z podopiecznymi przebywała przez całą dobę. Odpowiadała za bibliotekę, ale była też starszą siostrą, przyjaciółką czy korepetytorką. Uczyła maluchy czytania i pisania, a ze starszymi późnymi wieczorami siedziała nad chemią czy fizyką. – Nie było to dla mnie łatwe zadanie, ponieważ jestem psychologiem i nigdy nie uczyłam się, jak uczyć dzieci czytania, i to w języku angielskim. Z kolei szkolna wiedza z matematyki czy fizyki w dużej mierze mi uleciała, więc korzystając z ich szkolnych notatek, odświeżałam sobie informacje, by móc im wytłumaczyć przerabiany materiał. Można powiedzieć, że uczyliśmy się razem – podkreśla.
Jak z filmu
– Zambia jest jednym z biedniejszych krajów w południowej Afryce. Według konstytucji jest krajem chrześcijańskim i pokojowym – wyjaśnia wolontariuszka i podkreśla, że w tamtejszy świat weszła całym sercem. Zaprzyjaźniła się z Zambijczykami, z nimi spędzała czas, jadła to, co oni. Jej codziennością stał się brak ogrzewania zimową porą czy prysznic, z którego woda jedynie powoli kapała. W Lubasi Home przez rok przeplatały się sytuacje trudne ze wzruszającymi. Jedna z nich nadawałaby się na filmowy scenariusz.
Magda opowiada o chłopcu, który ukradł pieniądze i uciekł z sierocińca, zostawiając w nim swojego brata. Po jakimś czasie wrócił razem z ojcem. – Okazało się, że 8 lat temu chłopcy pojechali z wujkiem na wycieczkę. Kiedy skończyły im się pieniądze, wujek zgłosił się do opieki społecznej. Otrzymał zapomogę na powrót do domu, a chłopcy trafili do sierocińca. Ojciec początkowo ich szukał, ale wujek przekazał mu informację, że nie żyją. Po latach się odnaleźli – opowiada Magda.
Wspomina też 15-letnią dziewczynę, która położyła przed nią karteczkę z prośbą o rozmowę na zewnątrz. – Była wykorzystywana przez ojczyma, a rozmawiała ze mną m.in. o myślach samobójczych. Wydawało się, że rozmowa ją uspokoiła, ale po kilku dniach uciekła z sierocińca. To jeden z kolców, które przypominają mi o naszej bezradności – przyznaje. Mówi, że trudnych sytuacji nie było mało. Wymagająca była też pogoda, bo w tamtejszych upałach ciężko jest myśleć.
W Afryce ludzie mają czas
– Myśl o wyjeździe na misje mnie nie opuszcza. Wybierając się ponownie do Zambii, chciałam dać sobie więcej czasu na rozeznanie. Te pierwsze 6 tygodni to naprawdę było zbyt krótko. Poza tym zdaję sobie sprawę, że pomoc długotrwała jest zdecydowanie cenniejsza – wyjaśnia Magdalena Mika. – Roczny pobyt w Zambii dał mi szansę na wejście w tamtejszą kulturę, lepsze poznanie ludzi, a także na nabranie zambijskiej mentalności – mówi Magda, a spoglądając na zegarek, z uśmiechem wyraża zdziwienie, że nie spóźniła się na spotkanie. – Mamy tak dużo aktywności zawodowych i rodzinnych, że trudno jest nam żyć powoli. W Afryce ludzie mają czas, by ze spotkaną na ulicy osobą dłużej porozmawiać, a nie tylko wymienić pozdrowienia. Są zainteresowani sobą nawzajem, dużo się uśmiechają. Wiem, że tu trudno żyć bez pośpiechu, ale chcę ten pośpiech trochę zracjonalizować – zaznacza.
Zresztą mentalność afrykańska nie tylko w tym jednym punkcie ją zainspirowała. – Żyjąc wśród Zambijczyków, wyzbywałam się poczucia powinności. Tu, w Polsce, wiele myślimy o tym, co ludzie powiedzą, jak powinniśmy postąpić, by nas dobrze odebrano. W Zambii ludzie nie kierują się tym. I nie narzekają. Złapałam się na tym, że narzekam tylko w języku polskim. Po angielsku, w rozmowach z Zambijczykami uczę się jak oni być wdzięczną. Ich modlitwa wiernych zawsze rozpoczyna się od podziękowania Bogu za dar życia – opowiada. I dodaje, że mentalnie jeszcze jest tam. I bardzo tęskni, zwłaszcza za dziećmi.
Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.