Radio z wizją

Szymon Babuchowski

publikacja 05.01.2017 06:00

Ośmieszane, przedstawiane jako medium dla dewotów, frustratów i staruszek, oskarżane o antysemityzm, Radio Maryja przetrwało 25 lat w dobrej kondycji. Jego rolę religijną i społeczną trudno przecenić.

Radio Maryja od samego początku stało się ważnym głosem na medialnym rynku i przeciwwagą dla nurtu lewicowo-liberalnego. jakub szymczuk /foto gość Radio Maryja od samego początku stało się ważnym głosem na medialnym rynku i przeciwwagą dla nurtu lewicowo-liberalnego.

Rozpoczęło nadawanie 8 grudnia 1991 r., czyli dokładnie w tym samym dniu, kiedy prezydenci Rosji, Białorusi i Ukrainy ogłosili, że przestaje istnieć Związek Radziecki. Wtedy pewnie nikt nie łączył tych faktów, ale dziś ta zbieżność nabiera znaczenia symbolicznego. Bo przecież właśnie kończyła się pewna epoka, a zaczynała nowa, w której stało się możliwe stworzenie takiej rozgłośni. Radio Maryja od samego początku stało się świadkiem tej nowej epoki, a wkrótce także jej aktywnym uczestnikiem – ważnym głosem na medialnym rynku i przeciwwagą dla głównego nurtu, nazywanego czasem lewicowo-liberalnym.

Beret jako atut

Taki głos musiał drażnić. Obecność medium niemieszczącego się w dotychczasowych schematach stawała ością w gardle redaktorom „Gazety Wyborczej” i w ostatnich latach TVN-u. Wokół toruńskiej stacji narastał czarny PR: tropienie rzekomych przekrętów finansowych, oskarżenia o antysemityzm i nadmierne rozpolitykowanie. Pogardliwe określenie „moherowe berety” miało zdyskredytować słuchaczy Radia Maryja. A jednak samemu radiu te działania jakoś specjalnie nie zaszkodziły. Ba, wyśmiewane berety rozgłośnia genialnie przekuła w atut, a oskarżenia jeszcze bardziej skonsolidowały skupione wokół niej środowisko. Fakt, że radio przetrwało 25 lat, jako jedyna duża rozgłośnia katolicka w Polsce, budzi szacunek. Zwłaszcza że wszelkie próby stworzenia alternatywy dla niego (potrzebnej skądinąd) kończyły się fiaskiem.

Oczywiście to wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie wizja jej założyciela i dyrektora – o. Tadeusza Rydzyka. To postać budząca emocje i różnie oceniana, także przez samych katolików, ale jednego trudno jej odmówić: skuteczności w działaniu. Widać ją było w pierwszych latach, kiedy mimo braku koncesji ogólnopolskiej radio funkcjonowało na podstawie 117 koncesji lokalnych. Widać było też całkiem niedawno w konsekwentnej walce o miejsce Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie. A także w innych pozaradiowych przedsięwzięciach: , „Naszym Dzienniku” czy założonej przez o. Rydzyka Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej.

Najważniejsze wydaje się jednak to, że radio docenia swoich słuchaczy. Będąc w dużej mierze głosem „wykluczonych”, spychanych na margines, wyśmiewanych – daje im możliwość bycia razem, łączenia się w strukturach Rodziny Radia Maryja, uczestnictwa w pielgrzymkach i dniach skupienia. Poczucie słuchaczy, że to „ich” radio, wzmocnione jest przez duży stopień interaktywności – możliwość wypowiedzenia się na antenie czy współprowadzenia modlitwy. Dzięki temu toruńskiej rozgłośni udaje się gromadzić ludzi wokół ważnych spraw. Ma to także wymierny efekt finansowy, bo zaangażowana grupa chętnie przekaże środki na wyznaczone cele, które można potem w sposób metodyczny realizować.

W poprzek stereotypom

Oczywiście same zdolności organizacyjne nie wystarczą, by stworzyć dobre radio. Zwykło się uważać, że o sile danej rozgłośni decydują charyzmatyczni prowadzący, dobra muzyka, ciekawe audycje autorskie. Tymczasem Radio Maryja bardzo trudno wpisać w ten schemat. Owszem, można tu usłyszeć wiele interesujących rozmów na tematy, których próżno szukać w mediach głównego nurtu. Są audycje o muzyce poważnej, porady dla małżonków i programy dla dzieci. Jednak w dziedzinie „przebojowości”, tak dziś cenionej w świecie medialnym, toruńska stacja pozostawała przez lata raczej antywzorem. Smutne głosy spikerów i playlista, na której z całkiem niezłymi piosenkami sąsiadowały utwory z nurtu „sacro-polo”, na dzień dobry zniechęcały młodszych odbiorców. Dla wielu z nich Radio Maryja stało się synonimem obciachu, choć nie wysłuchali w nim nawet jednej audycji od początku do końca.

W ostatnich latach radio trochę ewoluowało, zwłaszcza pod względem muzycznym – coraz częściej można tu usłyszeć dobre piosenki z nurtu świeckiego, a te religijne dobierane są nieco staranniej niż kiedyś. Jednak w dalszym ciągu kwestia profesjonalizmu znajduje się na dalszym planie. Ważniejsze wydaje się budowanie poczucia wspólnoty, zmniejszanie dystansu między nadawcą a odbiorcą. A ze spikerem, który nie jest zawodowcem, ani tym bardziej gwiazdą (znamienne, że prowadzący przedstawiają się najczęściej tylko imieniem), łatwiej się utożsamić.

Jak pokazują badania, taka strategia jest całkiem skuteczna i pozwala Radiu Maryja utrzymywać dość stabilną słuchalność. Obecnie plasuje się ona na poziomie 2 proc. udziału w skali kraju. Do niedawna wynik taki zapewniał piąte miejsce wśród stacji ogólnopolskich (po RMF, Zetce, Jedynce i Trójce), ostatnio jednak mocniejszymi graczami na radiowej scenie okazały się VOX FM i TOK FM. Trudno powiedzieć, by były one bezpośrednią konkurencją dla rozgłośni ojca Rydzyka (należące do Agory TOK FM sytuuje się wręcz na przeciwnym biegunie ideowym), ale jeśli Radio Maryja będzie chciało utrzymać swoją pozycję, to częściowe przeformatowanie, uwzględniające potrzeby młodszego słuchacza, wydaje się konieczne.

A kto dzisiaj jest słuchaczem Radia Maryja? Wyniki badań idą zupełnie w poprzek stereotypom. Okazuje się, że wśród słuchaczy wcale nie dominują ludzie starsi i niewykształceni. Przeciwnie, według raportu Radio Track Millward Brown z 2013 r., najwięcej jest tu osób w wieku 40–59 lat. W dodatku aż 53 proc. słuchaczy to ludzie z wykształceniem średnim lub wyższym!

Głos, który się liczy

Podobnie rzecz ma się ze stereotypami dotyczącymi przekazywanych w radiu treści. Kilka lat temu głośnym echem odbiła się publikacja prof. Ireneusza Krzemińskiego „Czego nas uczy Radio Maryja”. Socjolog, którego trudno raczej posądzić o sympatyzowanie z rozgłośnią ojca Rydzyka, pisał: „(…) muszę przyznać, że zakładałem hipotezę, iż model religijności radiomaryjnej ma znacznie bardziej powierzchowną, rytualistyczną i tradycjonalistyczną formę. (…) Przesłuchanie audycji o. Rydzyka dostarcza dowodów na to, że radiosłuchacze prezentują, wyrażają, opisują religijność, jaka z całą pewnością jest świadectwem autentycznego przeżycia religijnego. (...) Modlący się i opowiadający o swej modlitwie ludzie są świadkami autentycznego doświadczenia wiary, a audycje Radia Maryja dają wgląd w takie doświadczenia i sprzyjają pogłębianiu wiary”. Profesor odnosił się też do zarzutów o antysemityzm rozgłośni. Zauważył, że w wypowiedziach dzwoniących na antenę słuchaczy takie wątki czasem się pojawiają, jednak zwrócił też uwagę, że prowadzący ich nie podchwytują: „Dążą jakby do wyciszenia tego typu wypowiedzi albo omijają je, starając się zmienić temat, a nawet nadać antysemickim wypowiedziom trochę inny sens”.

Oczywiście przez 25 lat istnienia Radio Maryja nie ustrzegło się pewnych grzechów: zbyt mocnych flirtów z konkretnymi partiami politycznymi, syndromu oblężonej twierdzy, w której każdy, nawet życzliwy głos krytyczny odbierany jest jako atak, wreszcie wyrażanej czasem na antenie niechęci do innych mediów katolickich. To ostatnie jest szczególnie bolesne, bo przecież w gruncie rzeczy chodzi tu o zbawienie i wszyscy powinniśmy grać do tej samej bramki. Mimo to rola Radia Maryja, zarówno ta społeczna, jak i stricte duchowa, pozostaje nie do przecenienia. Dzięki niemu politycy różnych opcji muszą się liczyć w swoich decyzjach z głosem katolików, bo jego słuchacze są siłą, która może przeważyć szalę w kolejnych wyborach. Jednak to nie polityka, a właśnie tematyka religijna zajmuje w tej stacji prawie połowę czasu. Razem z Radiem Maryja modli się codziennie kilkaset tysięcy ludzi, wśród nich także chorzy czy osoby starsze, dla których jest ono wielkim wsparciem. Dlatego dobrze, że istnieje.