Jeśli nie słowa, to co?

Krzysztof Kozłowski

publikacja 27.12.2016 06:00

– Wiele razy słyszałam fragment Pisma Świętego o narodzeniu Jezusa. Niby jest on znany. Ale dziś zastanawiam się, czy nawet nauczenie się go na pamięć pozwoli człowiekowi na odkrycie wagi tego wydarzenia – zastanawia się Julia.

Młodzi aktorzy z Gimnazjum nr 1 w Szczytnie przygotowują się do wystawienia misterium Bożego Narodzenia. Podkreślają, że to może być dla nich ważny element przygotowania się do narodzenia Jezusa. Krzysztof Kozłowski Młodzi aktorzy z Gimnazjum nr 1 w Szczytnie przygotowują się do wystawienia misterium Bożego Narodzenia. Podkreślają, że to może być dla nich ważny element przygotowania się do narodzenia Jezusa.

Na końcu sali wisi płachta zielonego materiału. Na nim rzucony z projektora napis: „Dzień 1”. Pod nim pozwijany biały materiał. Otwierają się drzwi, do środka wchodzą gimnazjaliści. Siadają na ławkach, studiują jakieś kartki. Wśród nich nauczycielka, która tłumaczy, że: „ty będziesz miała pomalowaną twarz, pamiętaj, że tu musisz zagrać to powoli, nie spiesz się, to ma zastanawiać”... Robi się gwarno. To jedna z pierwszych prób przygotowywanego Misterium Bożego Narodzenia. Nagle gwar przecina okrzyk księdza: „Zaczynamy! Wszyscy na miejsca!”. Gasną światła. Film na zielonym materiale ożywa, z głośników słychać czyjś głos: „Dzień pierwszy”. Snop światła z reflektora pada na scenę, na białą płachtę materiału, pod którą leżą Adam i Ewa. Jeszcze nieruchomi. Kiedy miną wszystkie dni stworzenia, biały materiał niczym Boży Duch uniesie się, odsłaniając pierwszych ludzi. Tak rozpoczyna się plan zbawienia ludzi, w który wpisane jest narodzenie Jezusa Chrystusa.

A oni jeszcze by chcieli

– Razem z księdzem i drugą polonistką Teresą Siwkowską pomyśleliśmy, że w tym roku nie zrobimy z uczniami jasełek, ale coś więcej. Tak zrodził się pomysł misterium bożonarodzeniowego – mówi Dorota Chylińska-Walewska, nauczycielka języka polskiego i religii w Gimnazjum nr 1 w Szczytnie. – Oczywiście głównodowodzącym i autorem scenariusza jest ks. Roman Dąbkowski, dusza i mózg wszystkiego. Do takich przedsięwzięć związanych z Kościołem, z wewnętrznym przeżyciem, często angażują się uczniowie, którzy nie biorą udziału w innych wydarzeniach. – Przygotowania to zawsze mnóstwo pracy i emocji. Bo trzeba zadbać o dekoracje, przygotować stroje, rekwizyty. Uczniowie się w to włączają. Kiedy przychodzi występ, a później wszystko się kończy, mówią, że „jeszcze by chcieli”, że „to za mało”. Bo oni nie interesują się tylko swoją rolą, ale wszystkim. Dziś sporo się mówi złych rzeczy o młodych. Ale tak to jest, kiedy zbyt wiele miejsca w przestrzeni społecznej zajmują tematy negatywne. A dobra wokół jest wiele, także w młodych, każdy ma swój talent. Ale nie każdy ma siłę przebicia, więc my ich wspieramy i koncentrujemy się na plusach. Wówczas okazuje się, że młodzi to wspaniali ludzie, z ogromnym potencjałem i, co najważniejsze, z dobrem w sercu – mówi pani Teresa.

Jednak dorastamy...

Wojtek odgrywa rolę prześladowcy chrześcijan. „Zabija” jednego z nich. Po śmierci staje z ofiarą przed obliczem Boga. To ma pokazać, że wszyscy tak staniemy, niezależnie od tego, w co wierzymy, czy nie wierzymy w ogóle, czy byliśmy dobrzy, czy też wyrządziliśmy ludziom wiele krzywd. – Pokazujemy los ludzi od stworzenia świata aż do czasów współczesnych. Każde pokolenie ma ten sam problem, swój grzech – opowiada Wojtek. – Przygotowywanie misterium jest dla nas niezwykłym czasem. Oczywiście, nie chodzi o to, że na próby jesteśmy zwolnieni z lekcji, nie – śmieje się. – Zbliżają się święta i jak co roku każdy chce się jakoś do nich przygotować. Kiedy człowiek był mały, myślał o św. Mikołaju, prezentach. Jednak dorastamy i czas już inaczej spojrzeć na Boże Narodzenie. Towarzyszy temu myśl: czy ja w ogóle jestem zainteresowany narodzeniem Boga, czy jest to dla mnie ważne. Oczywiście, tym świętom towarzyszy coś więcej, mianowicie spotkanie, kiedy możemy z dawno niewidzianą rodziną zasiąść do stołu, podzielić się opłatkiem i dobrym słowem. Zbliżamy się do siebie – twierdzi. Za Wojtkiem stoi Julia w niebieskiej chuście na głowie. Można się domyślić, że gra Maryję. – Kiedy ksiądz zaproponował mi rolę Matki Bożej, czułam się zaskoczona, ale też bardzo wyróżniona. Sama nie wiem, jak to się stało. Oczywiście, nie chodzi o to, że inne role są mniej ważne, ale wcielenie się w Maryję zobowiązuje. To przedstawienie jest dla mnie bardzo ważne – mówi. – Wiele razy słyszałam fragment Pisma Świętego o narodzeniu Jezusa. Niby jest on znany. Ale dziś zastanawiam się, czy nawet nauczenie się go na pamięć pozwoli człowiekowi na odkrycie tego wydarzenia. Do roli jakoś specjalnie się nie przygotowuję, ale wewnętrznie czuję, że te święta dzięki misterium przeżyję inaczej. Ukazanie narodzenia Boga przez teatr, ukazanie początku człowieka, to cudowna inicjatywa – uważa.

Dlaczego błogosławieństwa?

Misterium bożonarodzeniowe: dużo symboli i niewiele słów. – Bo to nie jasełka. Chcieliśmy choć trochę wprowadzić widza w mistyczny stan przeżywania narodzenia Jezusa, żeby odebrał to wydarzenie jako ogromną tajemnicę, która się dokonuje – wyjaśnia ks. Roman z parafii pw. św. Stanisława Kostki w Szczytnie. Dlatego na początku jest stworzenie świata, zachwyceni życiem Adam i Ewa, później grzech, ale i położenie akcentu na siedem błogosławieństw oraz orszak błogosławionych, których do nieba wprowadzają aniołowie. – Anioł to symbol dobra, tak to rozumiem. Ratujemy ludzi, wprowadzamy do nieba, towarzyszymy im na co dzień – twierdzi Karolina. – Wydawałoby się, że zagranie w misterium nie jest trudne, bo przecież nie trzeba uczyć się tekstu, wystarczy jedynie być. Jednak tak nie jest. Bo jeśli nie słowa, to ważne są gesty; każdy ruch ma zastąpić słowo, wzbudzić zastanowienie. Z każdą próbą to do mnie dociera – mówi. – Dlaczego błogosławieństwa? Bo każdy z nas jest stworzony na obraz i podobieństwo Pana Boga, jest powołany do świętości. Ale przez różne wybory i grzechy, które również symbolicznie ukazujemy widzom, tracimy łaskę. I ta scena, kiedy błogosławieni poznają świat w towarzystwie aniołów. Później pojawia się grzech, aniołowie odchodzą, a ludzie coraz mocniej odczuwają zagubienie. W końcu następują wzajemne prześladowania, których symbolem staje się scena nawiązująca do zamordowania koptyjskich chrześcijan przez islamistów. I jedna z ostatnich scen: przywrócenie nadziei przez narodzenie Jezusa Chrystusa, ogromnej miłości Boga, który nie pozostawia człowieka samego w grzechu – opowiada ks. Roman. Misterium: gesty, światło i muzyka. – Dziś młody człowiek tak odbiera świat – dodaje kapłan.

Właśnie dla nich

Próba się kończy. Młodzież opuszcza salę. Ksiądz Roman jeszcze zostaje. Przegląda scenariusz. Robi na marginesie kolejne notatki. – Mam nadzieję, że w tym roku głębiej przeżyją narodzenie Jezusa. Samo odgrywanie ról, zaangażowanie... to przygotowanie do świąt. Oni mają potencjał. Zresztą dzięki temu nawiązujemy lepsze relacje, zbliżamy się do siebie. Później będzie nam łatwiej trwać na modlitwie. W parafii spotykamy się na wieczorach chwały. Trwamy przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie – opowiada. – Oni są z różnych rodzin. Z czasem otwierają się, rozmawiają. Potrzebują spotkania, rozmowy, zauważenia, że są wiele warci. Teraz uświadamiają sobie, że właśnie dla nich Jezus przyszedł na świat, że są dla Niego najważniejsi. Przez przygotowanie do tego misterium otwierają serca...

TAGI: