Biret dla męczennika

Joanna Bątkiewicz-Brożek

publikacja 15.12.2016 06:00

Ks. Ernest Simoni był torturowany, głodzony. Skazano go na śmierć, a potem na ciężkie roboty. Powód? Nawoływał, by modlić się za dyktatora Albanii Envera Hodżę i głośno mówił, że trzeba wierzyć w Jezusa, bo tylko On jest życiem. 88-letni męczennik Albanii otrzymał niedawno biret kardynalski od papieża Franciszka.

Papież wysłuchał świadectwa ks. Ernesta Simoniego – męczennika komunizmu – w czasie swojej wizyty w Albanii. Osservatore Romano/epa/pap Papież wysłuchał świadectwa ks. Ernesta Simoniego – męczennika komunizmu – w czasie swojej wizyty w Albanii.

To najbardziej przykuwająca uwagę postać na liście 17 nowych kardynałów. Jedyny duchowny bez tytułu biskupa. Wchodząc w skład kolegium kardynalskiego, z racji wieku nie będzie mógł oddać głosu w czasie przyszłego konklawe. Papieżowi Franciszkowi zależało jednak na jego nominacji. Traktuje ją jako „hołd wobec cierpienia Albanii w czasie komunistycznych prześladowań” i jako „znak uznania dla Kościołów i księży na całym świecie, którzy dzisiaj cierpią prześladowania i z odwagą trwają przy Chrystusie”. Historię ks. Ernesta Ojciec Święty usłyszał przed dwoma laty w czasie krótkiej wizyty w Albanii, a obiegła ona świat dzięki pewnej fotografii.

Łzy papieża

Zdjęcie zrobiono 21 września 2014 roku w Tiranie, stolicy Albanii. Franciszek mocno ściska na nim podeszłego już wiekiem Albańczyka. – Papież Bergoglio płakał. Bez skutku próbował ukryć łzy, kiedy odwracał się do olbrzymiej grupy przyglądających się w milczeniu tej scenie księży, zakonników i zakonnic – opowiadał, obserwując z bliska scenę, watykanista Andrea Tornielli. Choć często widzi on „na żywo” wzruszenie na twarzy Franciszka, to tym razem, jak twierdzi, emocje papieskie sięgnęły zenitu. Papież, co widać na zdjęciu, trzyma w dłoni okulary. Musiał je zdjąć, by wytrzeć mokre oczy. Ks. Ernest chwilę przedtem mówił: „Wszystko zaczęło się w Boże Narodzenie 1963 roku. Policja przyjechała po mnie w czasie Pasterki.

Z kościoła przetransportowali mnie do więziennej izolatki, gdzie w nieludzkich warunkach żyłem trzy miesiące. Związanego zaprowadzono mnie na przesłuchanie. Przesłuchujący mnie powiedział: »Zostaniesz powieszony, bo mówiłeś ludziom, że umrzemy dla Chrystusa, jeżeli będzie taka potrzeba«. Tak mocno ściśnięto mi kajdankami nadgarstki, że serce przestawało bić i niemal umierałem. Chcieli, żebym wypowiadał się przeciw Kościołowi i hierarchii kościelnej. Nie zgodziłem się. Z powodu tortur upadłem prawie nieżywy. Gdy to zobaczyli, uwolnili mnie. Pan chciał, żebym jeszcze żył”. Szybko jednak kapłan usłyszał wyrok śmierci. Jednym z zarzutów, jakie mu postawiono, był fakt odprawienia Mszy za zamordowanego w tamtym czasie prezydenta USA Johna Kennedy ego. „Mszę odprawiłem według instrukcji Pawła VI” – kontynuował Albańczyk. Mówił o głodzeniu, przypalaniu, biciu do krwi.

Do celi trafił również jeden z jego przyjaciół. Miał szpiegować ks. Ernesta. Ponieważ kapłan powtarzał wciąż: „Jezus nauczał, by kochać nieprzyjaciół i wybaczać im i że mamy angażować się dla dobra innych, narodu”, karę śmierci zamieniono na przymusowe ciężkie prace. W kamieniołomach wątłej postury ksiądz musiał z pomocą metalowej maczugi – ważyła około 20 kg – segregować kamienie. W kopalni w Spaç schodził do ciemnych podziemi, tuneli wykutych w skale. Za każdą źle wykonaną pracę była kara. „Najboleśniejsze były uderzenia w pięty policyjnymi pałami”. Kapłan wspominał dalej: „W więzieniu odprawiałem Mszę św. po łacinie, z pamięci. Komunię rozdawałem w ukryciu. Hostie piekłem w tajemnicy na małych palnikach gazowych, których używaliśmy w czasie pracy. Odkładałem sobie na bok odrobinki suchego drewna i z nich wzniecałem ogień, kiedy nie było dostępu do palników. Wino zastępowałem sokiem z winogron, który wyciskałem palcami z małych gron. Zimą bliscy przemycali mi trochę wina”.

Ks. Simoni był ojcem duchownym wielu więźniów. „Wiedziałem, że ryzykuję życie, ale powtarzałem: Pan jest Pasterzem moim, niczego mi nie braknie”. Kiedy kapłan skończył opowieść, w wypełnionej po brzegi albańskiej katedrze zapadła głęboka cisza. Siwiuteńki już, lekko zgarbiony ksiądz podszedł do papieża i uklęknął. Franciszek natychmiast podźwignął go, ucałował ręce kapłana, oparł swoje czoło o jego, po czym mocno uścisnął w ramionach. Trwali tak dłuższą chwilę. Na pokładzie samolotu w drodze powrotnej z Albanii Ojciec Święty wyznał: „To bardzo mocne doświadczenie usłyszeć, jak męczennik sam opowiada o swojej męce”.

Jak dąb

Prasa przyrównała historię Albańczyka do Polaka, bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Z tą różnicą, że ks. Ernest nadal żyje i ma za sobą 25 lat gehenny. Urodził się 18 października 1928 r. w Troshani, małej wiosce niedaleko Szkodry, w głęboko wierzącej rodzinie. Do kolegium franciszkanów wstąpił jako 10-letni chłopak, by zostać księdzem. Sześć lat później do władzy w Albanii doszedł Enver Hodża, który dotąd stał na czele ruchu oporu. Komunista ogłosił Albanię „pierwszym państwem ateistycznym na świecie”. Był opętany ideą zniszczenia religii. Prześladował chrześcijan, prawosławnych i muzułmanów. Hodża kazał zamknąć dwa i pół tysiąca miejsc kultu różnych wyznań. Z rozkazu dyktatora niszczono buldożerami cmentarze, palono egzemplarze Pisma Świętego, które policja znajdowała w czasie brutalnych nocnych przeszukiwań domów. Miażdżono wtedy różańce, łamano krzyże. W ciągu blisko 50 lat prześladowań w Albanii zginęło za wiarę 100 tys. osób, około miliona trafiło do więzień i obozów koncentracyjnych.

Komuniści pastwili się najbardziej nad duchownymi. W 1948 r. wtargnęli do klasztoru franciszkanów, w którym żył Ernest Simoni. Cele zakonników zamienili w sale tortur i więzienie. Jako 20-latek Ernest na rozkaz komunistów musiał wyjechać z jednej z górskich wiosek, gdzie pracował jako nauczyciel. Z uporem jednak ewangelizował. Z przymusu odbył ciężką służbę wojskową. Pod koniec lat 50. w podziemiu skończył teologię i przyjął święcenia kapłańskie. Posłuszny biskupowi służył jako ksiądz diecezjalny, w sercu został jednak franciszkaninem. Po aresztowaniu dwukrotnie był skazany na śmierć, po groteskowych procesach. W 1973 r., po tym, jak ujęli się za nim więźniowie, karę zamieniono znowu na ciężkie prace. Komuniści od Hodży zamordowali wtedy, po ciężkich torturach, pięciu na sześciu żyjących w Albanii biskupów, 115 na 200 wyświęconych księży oraz 150 zakonnic.

Ale 4 listopada 1990 roku nastąpił przełom. Pięć lat po śmierci Hodży blisko 50 tys. wiernych przyszło na cmentarz w Szkodrze. Po raz pierwszy od niemal pół wieku odprawiono Mszę publicznie. Trzy lata później Jan Paweł II poświęcił kamień węgielny pod sanktuarium Matki Bożej Dobrej Rady.

– W Albanii wiara nigdy nie wygasła. Kiedy zabrakło kapłanów, sami rodzice chrzcili dzieci, błogosławili małżeństwa. (...) po cichu obchodzono Boże Narodzenie i Wielkanoc. Mimo zakazu nadawania imion chrześcijańskich dzieci w szkole używały imienia świeckiego, a w domu tego ze chrztu – mówił kard. Angelo Amato przed dwoma tygodniami w Szkodrze. Wyniesiono wtedy na ołtarze 38 męczenników prześladowanych przez reżim Hodży. – Przed śmiercią, jak zastrzeleni na cmentarzu w Szkudrze jezuici o. Jan Fausti i Daniel Dajani, krzyczeli: „Niech żyje Chrystus Król i Albania!” (...) Albański Kościół jest jak kilkusetletni dąb, który nie poddaje się wiatrom i burzom historii, ale trwa mocno zakorzeniony w wierze w Chrystusa – wspominał kard. Amato.

Jesteś męczennikiem

Ks. Simoni jest jedynym żyjącym męczennikiem Albanii. Niedawno zmarł przedostatni, ks. Mikel Koliqi. Kilkakrotnie skazany na śmierć, więziony przez 38 lat, kończył 92. rok życia, kiedy Jan Paweł II przyznał także jemu kardynalski biret. Podobnie jak ks. Simoni, ks. Koliqi opowiedział swoją historię przed papieżem. Trzy lata po upadku reżimu Jan Paweł II wyświęcił wtedy czterech biskupów w katedrze w Szkodrze, w miejscu, które reżim przekształcił w stadion. Na zdjęciach obok świętego papieża stoi św. Matka Teresa z Kalkuty. Oboje wysłuchali świadków z takim samym wzruszeniem jak teraz Franciszek ks. Ernesta. „Z nastaniem wolności Pan pomógł mi służyć w wielu wioskach, by pojednać wiele osób, które karmiły się żądzą zemsty”. – mówił ks. Simoni przed Ojcem Świętym z Argentyny. „Wielu ludzi dzięki krzyżowi Chrystusa wyrzuciło nienawiść ze swoich serc”. „Pamiętam to, co mówiłeś w Tiranie. Jesteś męczennikiem!” – zwrócił się do ks. Ernesta papież półtora roku później, w czasie audiencji w kwietniu 2016. Ks. Simoni przyjechał do Rzymu na promocję książki o jego życiu. Mimmo Muolo, watykanista dziennika „Avvenire”, splótł w niej życie ks. Simoni z męczeństwem Albanii. Nad Tybrem znowu zrobiło się głośno o ks. Erneście. Co chce powiedzieć młodzieży? „Że najświętszą rzeczą jest wierność w małżeństwie”. A o dialogu między religiami, jako świadek wspólnego życia muzułmanów i chrześcijan w Albanii? (60 proc ludności wyznaje tu islam, ale muzułmanie uczą się w szkołach jezuickich a największą dumą kraju jest dziś katolicka święta Matka Teresa z Kalkuty). Współczesny męczennik odparł: „Jezus mówi, byśmy modlili się bez ustanku, by modlić się do Matki Bożej. Jedni za drugich. Bo wszystko może w nas Duch Święty”.