Więc On dziś żyje!

Krzysztof Kozłowski

publikacja 29.11.2016 06:00

– Wiosna. Siedziałam na ławce. Wszystko kwitło – ja też chciałam kwitnąć. Wtedy wyszeptałam: „Boże, jeśli naprawdę istniejesz, to proszę Cię, zrób coś. Tylko tyle” – wspomina s. Emilia Kąkol PDDM.

	Siostry Uczennice Boskiego Mistrza należą do Rodziny Świętego Pawła. Jest to rodzina zakonna (w jej skład wchodzi 10 instytutów, 5 zakonnych i 5 świeckich), którą bł. ks. Jakub Alberioni powołał w Kościele dokładnie 100 lat temu, aby była „św. Pawłem żyjącym dzisiaj” i kontynuującym dzieło ewangelizacji świata. Na wzór św. Pawła apostoła, który jako doskonały uczeń Jezusa doszedł do takiego z Nim utożsamienia, że mógł prawdziwie wyznać: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20),... Archiwum s. Emilii Kąkol Siostry Uczennice Boskiego Mistrza należą do Rodziny Świętego Pawła. Jest to rodzina zakonna (w jej skład wchodzi 10 instytutów, 5 zakonnych i 5 świeckich), którą bł. ks. Jakub Alberioni powołał w Kościele dokładnie 100 lat temu, aby była „św. Pawłem żyjącym dzisiaj” i kontynuującym dzieło ewangelizacji świata. Na wzór św. Pawła apostoła, który jako doskonały uczeń Jezusa doszedł do takiego z Nim utożsamienia, że mógł prawdziwie wyznać: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20),...

Krzysztof Kozłowski: O czym myślała mała Emilka? Kim chciała być?

s. Emilia Kąkol PDDM: Mała Emilka? Pewnie piosenkarką (śmiech). Zresztą Emilka miała wiele pomysłów. Chodziłam na różne zajęcia pozalekcyjne, od kółka chemicznego po tańce. Miałam wiele planów i zainteresowań. Chciałam być także tancerką i aktorką, bo do kółka teatralnego też chodziłam. Wiele wizji. Żadna nie wypaliła (śmiech).

Jak to się stało, że zaproszenie Chrystusa dotarło do serca Siostry?

Jak to Chrystus, delikatnie a stanowczo zapukał do moich drzwi. Jednak nie od razu z tym, żebym wstąpiła do zgromadzenia. Zresztą kiedy widziałam siostrę zakonną na ulicy, nie rozumiałam, czemu wybrała taką drogę. Rodziło się wtedy we mnie pytanie: „Matko, jak można coś takiego zrobić, żeby wszystko poświęcić i żyć w taki sposób, tak po ludzku mało satysfakcjonujący?”. I tym słowom towarzyszyło oburzenie wewnętrzne i kolejne myśli: co musi się w życiu stać, że coś takiego się wybiera?

Co więc musi się w życiu stać, że „coś takiego” się wybiera?

To jest wiele wydarzeń, które splatając się ze sobą, tworzą myśl o wyborze. Wątki rodzinne, ktoś umarł w młodym wieku... Wiele wydarzeń, które we mnie uderzały i wzbudzały pytanie o sens życia. Rodził się we mnie bunt, jak to w wieku dojrzewania bywa. Pamiętam, że to pytanie o sens i rozczarowanie tym, że życie nie ma głębszego sensu, że wszystko się kończy, że jest dramatyczne – ono stwarzało doświadczenie pustki, bezsensu. Taki paradoks, bo zewnętrznie byłam młodą, fajną dziewczyną, duszą towarzystwa, zawsze na imprezach, milion zainteresowań, a w środku...

Wiele rozmyślałam, pytałam, szukałam tego, na czym mogłabym oprzeć się w życiu, czegoś nieprzemijającego. Nie mogłam tego sobie poskładać – to było jak rozrzucone puzzle z różnych kompletów. Zaczęłam się ze sobą źle czuć. Bezsens i pustka życiowa. Całość niezaspokojona. Trwałam w bolesnym poszukiwaniu.

Kiedy już uświadomiłam sobie, że nigdy niczego nie znajdę, wypłynęła ze mnie prosta modlitwa. Była wiosna. Siedziałam na ławce. Wszystko kwitło – ja też chciałam kwitnąć. Wtedy wyszeptałam: „Boże, jeśli naprawdę istniejesz, to proszę Cię, zrób coś. Tylko tyle”. Pan usłyszał to wołanie i zaczął wkraczać w moje życie.

Jaką strategię przyjął, by Siostra mogła się w Nim zakochać?

Podsuwał książki, stawiał na drodze ludzi, aranżował sytuacje. Do liceum przyjechali jezuici i zapraszali do szkoły kontaktu z Bogiem, na takie trzydniowe rekolekcje w milczeniu dla młodzieży. Masa ludzi na sali gimnastycznej, oni opowiadają, a we mnie narasta poczucie, że Bóg właśnie mnie zaprasza. I pojechałam. To było moje pierwsze zetknięcie ze światem duchowym. Milczenie, rozważanie, medytacja, lektura Pisma Świętego, adoracja Najświętszego Sakramentu, spowiedź. I szok! Istnieje naprawdę inny świat. To, że sobie myślałam, iż to już koniec, to nie jest tak. Jest nowy horyzont. Jest Pan Jezus, który wchodzi w życie i otwiera nieprawdopodobny świat nowego życia z Nim.

Pierwszy krok i Boży szok. Trzeba jednak zrobić kolejne.

Zewnętrznie się nie zmieniłam, ale wewnętrznie zaczęłam tęsknić za spotkaniem z Bogiem, za tą przestrzenią adoracji, modlitwy. Poczułam, że to daje mi siłę. Zaczęłam szukać takich możliwości. I zauważyłam swoją parafię (św. Jakuba w Olsztynie), bo wcześniej nie uczestniczyłam w życiu wspólnot. Ot, taka niedzielna katoliczka. Zaczęłam częściej chodzić do kościoła. Msze św., adoracja Najświętszego Sakramentu. Zaczęłam śpiewać na Eucharystii.

W zespole była siostra, dla mnie – narzędzie Pana Boga. Ona na próbach czytała fragment Ewangelii, który miał być na niedzielnej Mszy św. I mówiła: „Dzisiaj Pan Jezus idzie...”, „Dzisiaj Pan Jezus mówi...”. A ja myślę: „Jak to dzisiaj Pan Jezus mówi? Jak dziś idzie?”. Później szłam na tę Mszę św., kapłan czytał Ewangelię, a ja czułam, że to do mnie Pan Jezus dzisiaj mówi, że On dziś właśnie mnie chce dotknąć i uzdrowić, że On chce mnie wezwać do czegoś. Więc On dziś żyje! Jest kimś prawdziwym, kimś, kto chce wejść ze mną w relację. Jemu zależy na tym, by mnie poznać, ze mną być.

I kolejny nowy świat się otworzył. Bo skoro tak jest, to też chciałam Go lepiej poznać – jest, co myśli, co mówi. Zaczęłam czytać Pismo Święte, wieczorami, wers po wersie. Chciałam Jezusa poznać. Mijały tygodnie, miesiące. Poznawaliśmy się, byliśmy razem.

Poznaliście się, zakochaliście. Kiedy były oświadczyny?

To stało się spontanicznie. Bo przecież miałam już wszystko zaplanowane. Kierunek studiów, uczelnia, miasto. A we mnie coraz gorętsze uczucia. Przestał być dla mnie ważny zawód, gdzie będę mieszkać, co robić. Po prostu pragnęłam obrać taką formę życia, żeby móc dalej być blisko Niego. Tylko to się liczyło. Dotarło do mnie, że właśnie po to są zgromadzenia, że takie są siostry zakonne. One też tego chciały. Wybrały Jezusa za swojego Oblubieńca. Rozmawiałam z Nim o tym. W końcu poprosiłam, by wskazał najlepsze dla mnie zgromadzenie. W jakim kolorze habitu chce mnie oglądać codziennie (śmiech). Powiedziałam: „Musisz mi pomóc”. Nie znałam przecież zbyt wiele sióstr. Nie dostrzegałam różnicy między nimi, że charyzmaty, misja.

Co jakiś czas zachodziłam na adorację Najświętszego Sakramentu do Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza. Ale nie myślałam o tym zgromadzeniu. Podobał mi się ich styl życia, ale myślałam, że to nie dla mnie. Bo jednak to życie trochę w ukryciu, więcej modlitwy, ofiary, modlitwy wstawienniczej, adoracji Najświętszego Sakramentu w dzień i w nocy za kapłanów, pracujących w mediach, głosicieli słowa Bożego. Czułam piękno tej misji, ale przecież ja jestem żywiołowa, muszę bardziej z ludźmi, z dziećmi. Wybór po ludzku już mnie przerósł. I klęczę u sióstr w kaplicy na adoracji Najświętszego Sakramentu, i mówię: „Panie Jezu, proszę”. I słyszę: „Szukasz i szukasz, a uczestniczysz w tym, co jest dla ciebie. Jesteś, a nie widzisz”. I oczy mi się otworzyły: ojej, rzeczywiście, tak mi tutaj dobrze, czuję się jak w domu. Dotarło do mnie, że to jest moje miejsce, że Jezus tu chce mnie mieć.

Zachwyciła mnie nazwa zgromadzenia: Siostry Uczennice Jezusa Boskiego Mistrza. Jezus, który jest nauczycielem, i uczennica, która jest po to, żeby wpatrywać się w Mistrza, naśladować Go, być z Nim. Odczułam, że to zgromadzenie jest mi bliskie. Tego pragnęłam. Uczyć się od Niego i dzielić się tą nauką z innymi. Dotarło do mnie, że nie zawsze trzeba działać na pierwszej linii frontu, że można być korzeniem drzewa, może ukrytym, ale niezbędnym, by drzewo żyło. Przez trwanie. Nie miałam wątpliwości. Wiedziałam, że znalazłam swoje miejsce. Kiedy ustaliłam datę wstąpienia do zgromadzenia, powiedziałam o tym rodzicom.

Jest to chyba jeden z trudniejszych momentów. Bliskość nie zawsze pomaga w dokonaniu wyboru.

Miałam wiele perypetii w domu. Dzisiaj, kiedy wspominamy tę historię, wszyscy się śmiejemy. Mama wymyślała różne sposoby, żeby przekonać mnie, uświadomić mi, że istnieją inne drogi. To temat na książkę (śmiech). Rzeczywiście, nie były to łatwe miesiące. Kończyłam liceum. Był to trudny okres dla mnie, ale też dla rodziców, którzy przecież bardzo mnie kochają, chcieli dobrze, ale nie rozumieli mojego wyboru. Ja taka zadowolona, radosna, że odnalazłam swoją drogę... Trzeba było to cierpliwie przejść. Dzisiaj, po latach, widzę, że był to cenny i potrzebny czas. Dla mnie, żeby utwierdzić się w powołaniu. Im więcej burz, tym dąb głębiej w ziemię korzenie wpuszcza, by się wzmocnić i przetrwać kolejne nawałnice. Im więcej przeciwności, tym większa we mnie była pewność, że tak ma być, że mam iść, mam skupić się na Mistrzu.

Dziś widzę, że Pan Bóg pisze prosto po naszych krzywych liniach życia. Tak się stało w moim życiu i w życiu mojej rodziny. To niesamowite. Po maturze od razu wstąpiłam do zgromadzenia. Mija już 10 lat, od kiedy zdecydowałam się pójść za Jezusem, by stawać się Jego uczennicą i apostołką w Zgromadzeniu Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza, należących do Rodziny Świętego Pawła.

Dziś uroczystość, śluby wieczyste. Święto całej rodziny.

A rodzina Męża jest duża (śmiech). Przyjadą współbracia i siostry z całej Polski. Konkatedra św. Jakuba w Olsztynie – miejsce, gdzie rozkwitała moja miłość do Jezusa, a dziś moment zaślubin. Jestem szczęśliwa.

TAGI: