Podlasie płonie

Marcin Jakimowicz

publikacja 06.10.2016 06:00

U Pana Boga za piecem. Tak mówią o tej ziemi. Duch Święty czuje się tu jak w domu. Sprawdziliśmy to.

Na zakończenie wakacji w Hermanówce k. Białegostoku odbyły się Charyzmatyczne
Dni Młodych. HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ Na zakończenie wakacji w Hermanówce k. Białegostoku odbyły się Charyzmatyczne
Dni Młodych.

Kocham ten wschodni zaśpiew i tę składnię. „Się” plus czasownik. Się opalamy, się bawimy, się kąpiemy, się modlimy. Pamiętam, jak pewna dziewczynka powiedziała przed laty do mojej stojącej pod zjeżdżalnią córki: „Zjeżdżaj, nie się bój!”.

„Wiesz, jak brzmi białostocka wersja zawołania »Jezu, ufam Tobie!«? »Jezu, ufam dla Ciebie« – słyszę w czasie 7. Charyzmatycznych Dni Młodych. W Hermanówce pod Białymstokiem.

Dwa namioty

Przyznaję uczciwie: nie spodziewałem się tego. Maleńka, uśpiona wioska. Sielsko, anielsko. Opustoszałe bocianie gniazda. Jesień wygryza lato. Spaceruję po ośrodku rekolekcyjnym, który powstał w dawnym budynku szkolnym. Tu do podstawówki chodził białostocki biskup pomocniczy Henryk Ciereszko. Dziś w sali matematycznej znajduje się kaplica.

Ruch jak w ulu. Młodzi wchodzą, wychodzą, śmieją się. Zapada zmrok. Komary rozpoczynają swe szarże. W ogrodzie stoją dwa wielkie namioty. Pierwszy drży od śmiechu, w drugim panuje cisza jak makiem zasiał.

Wchodzę zaciekawiony do pierwszego. Na scenie ks. Radosław Rafał prosi kapłanów, by nakładali na młodzież z Podlasia ręce. Przychodzi Duch Święty. Zdumiewa mnie wielka liczba młodych księży zaangażowanych w te rekolekcje. Skąd się wzięli? Wszyscy wskazują na jednego z kapłanów. Ksiądz Zbigniew Snarski przez lata był ojcem duchownym w seminarium białostockim. „To on nauczył nas tego, by nie bać się rzeczywistości Ducha” – słyszę od księży z Podlasia.

Z głośników płynie hymn uwielbienia. Pieśń o Bogu zdolnym poruszyć góry. Pod sceną szaleństwo. Młodzi zaczynają tańczyć. To Kościół, który jest w stanie zmienić ten świat, Kościół, który ma ogromną siłę przyciągania.

Wchodzę do drugiego namiotu. Cisza. Trwa adoracja Naj­świętszego Sakramentu. Ci sami młodzi, których entuzjazm roznosił pierwszy namiot, tu zastygają w milczeniu.

Ośrodek w Hermanówce to miejsce, w którym Duch Święty czuje się jak w domu. W salach szkolnych nauczali cenieni charyzmatyczni ewangelizatorzy, a Daniel Ange zarażał ludzi pasją głoszenia Słowa. Te ściany słyszały niejedną gorącą modlitwę i świadectwo działania Boga, który nie zna słowa „niemożliwe”.

Światło 
ze Wschodu

– Na popularne oazy co roku jeździ u nas około tysiąca osób, swoje rekolekcje organizują też liczne grupy Odnowy w Duchu Świętym – opowiada ks. Mateusz Bajena, na co dzień posługujący w Szkole Nowej Ewangelizacji, w ramach której prowadzi wiele kursów. – Od paru miesięcy wychodzimy ze wspólnotą na białostockie ulice. Co miesiąc rozkładamy się na głównym placu, pod ratuszem, zaczynamy głosić kerygmat i uwielbiać Boga. Ludzie przy stolikach w ogródkach sączą piwo, piją kawę i ze zdumieniem spoglądają na to, co robimy. Czy słyszymy szyderstwo? Nie. Wiele osób podchodzi i prosi o modlitwę. Modlimy się nad nimi, nakładamy ręce. Mamy świadectwa uzdrowień. Wczoraj po modlitwie kobieta mogła schować aparat słuchowy, bo przestał być jej potrzebny. Zaryzykowaliśmy, a Bóg na to odpowiedział.

– Skąd wzięło się to duchowe poruszenie na Podlasiu? – zastanawia się ks. Bajena. – Myślę, że palce maczał w tym ks. Michał Sopoćko, błogosławiony spowiednik św. siostry Faustyny, Sekretarki Bożego Miłosierdzia. To do jego grobu pielgrzymują tysiące wiernych ze ściany wschodniej. Przez lata mieszkał w stolicy Podlasia. Białystok to przecież miasto miłosierdzia. Sześć lat temu przyjechał do nas na rekolekcje o. James Manjackal, misjonarz św. Franciszka Salezego, założyciel licznych szkół ewangelizacji, którego książki są tłumaczone na kilkanaście języków. Do miasta Jagiellonii zaprosili go ks. Snarski i jego wspólnota Kairos. To właśnie charyzmatyk z Indii rzucił na tę ziemię ogień. Wypowiedział, pamiętam, proroctwo, że stąd popłyną strumienie. I popłynęły. Zaczęły powstawać wspólnoty, a w tych, które modliły się już na Podlasiu, zapłonął nowy żar. W tłumie na tych rekolekcjach stał Piotrek Zalewski. Dziś wraz z kolegą Jackiem Zajkowskim tworzą świetny team głoszący językiem hip-hopu Dobrą Nowinę w całej Polsce – opowiada.

Tak, tak, to ci obcięci na zero faceci („łyse banie głoszą zmartwychwstanie”), którzy korzystając z dobrodziejstw PKP, przemierzali kraj z figurą Matki Boskiej. Pisaliśmy o tym w „Gościu”.

– Wizyta ojca Manjackala była punktem zwrotnym – wspomina ks. Mateusz. – Powiało czymś nowym. Powstała wspólnota Przymierze Miłosierdzia. Pół tysiąca młodych ludzi wróciło do domów, a ich rodzice dziwili się opowieściom o duchowych darach. Wielu prosiło: „Zróbcie coś dla nas, dorosłych!”. Ruszyły rekolekcje na hali. W Białymstoku mamy doświadczenie tego, że to młodzi nawracają dorosłych. W mieście wiosną i jesienią startuje po pięć Seminariów Odnowy Wiary. Gdy zaczęła działać filia wspólnoty Przyjaciół Oblubieńca, na jej spotkania do parafii Matki Boskiej Fatimskiej przychodziło pół tysiąca osób. Dziś w mieście brakuje hali, która pomieściłaby tłumy pragnące uczestniczyć w rekolekcjach. Chyba przeniesiemy się na stadion „Jagi” – śmieją się księża. – To obiekt zdolny pomieścić ponad dwadzieścia tysięcy ludzi.

Jezus 
zamiast Jagiellonii

W namiocie trwa modlitwa uwielbienia. Jeden z chłopaków nosi czarną koszulkę z logo Jagiellonii. Na żółto-czerwonym tle, zamiast nazwy drużyny, ma wypisane imię „Jezus”. Modlitwy prowadzi grupa uwielbienia. Ależ oni grają! Nie miałem pojęcia, że to właśnie ekipa z Białegostoku animowała pierwsze rekolekcje na Stadionie Narodowym w Warszawie.

Na scenie Marcin Zieliński mówi świadectwo. W namiocie ciszę przerywa brzęczenie komarów. Młodzi odkładają komórki (w Hermanówce na całe szczęście gubi się zasięg!) i podnoszą ręce. „Ja pragnę więcej Ciebie” – śpiewa chór młodych gardeł.

– Bóg na każdym kroku przekonuje nas, że to Jego dzieło – opowiada ks. Mateusz Bajena. – Gdy zaprosiłem młodych na spotkanie wspólnoty w białostockiej parafii bł. Bolesławy Lament, przychodziła setka ludzi. Raz więcej, raz mniej. Stopniowo ludzi ubywało. Pewnego dnia na modlitwę przyszły jedynie dwie osoby. Podjęliśmy dramatyczną decyzję: rozwiązujemy wspólnotę. I wtedy zainterweniował sam Bóg. Na kolejne spotkane przyszło siedemdziesiąt osób, a na następne… pięćset. Pół tysiąca! Nie da się tego wytłumaczyć za pomocą narzędzi, którymi dysponuje socjologia. Bóg jedyny wie, dlaczego tak się stało – uśmiecha się ks. Mateusz.

– Dlaczego Duch Święty trafił tu na żyzną glebę? Bo to jest taki teren, gdzie… ludzie się modlą – odpowiada ks. Zbigniew Snarski, diecezjalny koordynator ds. nowej ewangelizacji.

Zbyt proste? Nie. Bardzo prawdziwe. Przekonałem się o tym wielokrotnie. Na przykład w Sokółce, gdzie Pan Bóg zostawił swoje serce. – Gdy trafiłam do Sokółki, pomyślałam: pierwsza Msza jest o szóstej. Wstanę o bladym świcie – opowiada siostra Julia, naoczny świadek głośnego cudu eucharystycznego. – Gdy dziesięć po piątej podeszłam pod drzwi kościoła, stało przed nimi ze trzydzieści osób! – Zegarek mi się spieszy? – zdziwiłam się. – Nie – odpowiedzieli – zawsze przychodzimy tak wcześnie.

Nie bój się

– Dary Ducha, proroctwa, spoczynki… Nie boi się ksiądz, że to wszystko wymknie się wam, duszpasterzom, spod kontroli? – pytam ks. Zbigniewa Snarskiego. – Nie, nie boję się. Mam zaufanie do Pana Boga. Nigdy dotąd mnie nie oszukał. Od lat przyglądamy się z uwagą wspólnotom, charyzmatykom, rozeznajemy owoce ich posługi. Jako Kościół mamy misję, mandat do tego, by posługiwać w mocy Ducha Świętego. Jeśli oprzemy się mocno na słowie Bożym i magisterium Kościoła, nie będziemy obawiali się nowych form, jakie przynosi Duch Święty. Charyzmatyczność jest tym nowym żarem, o którym mówił Jan Paweł II, definiując nową ewangelizację (nowe formy + nowe metody + nowy zapał). Lęk przed nowym nie jest dobrym doradcą. Nie trzeba się bać! Otwarcie się na Ducha Świętego musi zadziałać. Musi „hulać”. Jeśli będziemy posłuszni Duchowi, On roznieci w nas żar i będziemy zdobywali parafię po parafii.

TAGI: