Zrobić coś dobrego

Andrzej Kerner

publikacja 27.09.2016 05:00

Rozmowa z ks. prof. Radosławem Chałupniakiem, nowym dziekanem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego i redaktorem naczelnym czasopisma „Katecheta”.

Zrobić coś dobrego Andrzej Kerner /Foto Gość

Andrzej Kerner: Księdza Profesora często widać w sutannie. Dlaczego?

Ks. Radosław Chałupniak: Sutanna wciąż jest zwyczajnym ubiorem księdza i pięknym znakiem jego kapłaństwa. Moi wychowawcy w seminarium często mówili o sutannie, a mnie zapadły te słowa w serce i tak zostało. Ks. prof. Kazimierz Dola, ówczesny rektor, powiedział kiedyś, że ksiądz nie musi tłumaczyć się, że chodzi w sutannie. Widać, dożyliśmy takich czasów, że z tego też trzeba się tłumaczyć. Z kolei nasz ojciec duchowny i jednocześnie promotor mojej pracy magisterskiej, ks. Zygmunt Nabzdyk, mówił: „Jeśli masz wątpliwość, czy iść dokądś w sutannie, lepiej wcale tam nie chodź”. Mądre słowa, do których często wracam.

Jako młody chłopak słuchałem, a nawet próbowałem śpiewać piosenki Jacka Kaczmarskiego. Wśród nich jest słynna „Zbroja”, która tak bardzo kojarzy mi się z kapłańską sutanną. Kiedyś na moim rodzinnym osiedlu – w Opolu na dawnym ZWM-ie (dziś AK) – ktoś rzucił za mną kamieniem tylko dlatego, że szedłem w sutannie. Sutanna nie wszystkim się podoba. Wiem, że łatwo zrezygnować z noszenia sutanny, że jako księża możemy znaleźć wiele argumentów, by zwolnić się z tego obowiązku-przywileju. Zachęcam kleryków, by do szkoły szli w sutannach – taki znak jest potrzebny dzieciom i młodzieży, a także nauczycielom i rodzicom. I nie chodzi tylko o zewnętrzny, formalny autorytet, o którym przypominają specjaliści od komunikacji niewerbalnej. Z sutanną związane jest zobowiązanie i przypomnienie tego, co przyrzekaliśmy w czasie święceń, do Kogo należymy i Komu chcemy służyć. Poza tym… nosząc sutannę, nie muszę się martwić, „w co mam się dzisiaj ubrać”.

Obowiązków nie brakuje: od niedawna jest Ksiądz również redaktorem naczelnym kwartalnika „Katecheta”. Czy zgoda na kandydowanie na stanowisko dziekana przyszła łatwo?

Czasopismo „Katecheta” skierowane jest do rodziców, nauczycieli i duszpasterzy. Bardzo zależy mi na tym, by łączyć różne środowiska katechezy: rodzinę, parafię i szkołę, byśmy na nowo odkryli, jak wielkim i odpowiedzialnym powołaniem jest wychowanie, zwłaszcza odnoszące się do wartości katolickich. Najnowszy numer „Katechety” poświęcony jest właśnie pedagogice katolickiej, która w ostatnich dziesięcioleciach była mocno marginalizowana, a którą współcześnie warto rozwijać i stosować. Praca redaktora naczelnego to liczne spotkania z ludźmi, czytanie i poprawianie tekstów, planowanie kolejnych tematów. Lubię to zaangażowanie i daje mi ono wiele radości. Cieszę się, kiedy rośnie liczba naszych czytelników, kiedy sporo osób sięga po „Katechetę”, a także zagląda na naszą stronę katecheta.pl i profil na Facebooku.

Kandydowanie na stanowisko dziekana WT stanęło przede mną jako ważne wyzwanie. Starałem się odczytać całą tę sytuację w kontekście mojego powołania. Moja praca na Uniwersytecie Opolskim (w przyszłym roku będzie już 20 lat!) to zajęcia ze studentami – wykłady, ćwiczenia i hospitacje, ale także przygotowywanie publikacji czy konferencji naukowych. Przez 10 lat byłem duszpasterzem studentów i razem tworzyliśmy DA „Resurrexit”, później zaangażowałem się w duszpasterstwo absolwentów, wróciłem także do mojej „pierwotnej miłości”, jaką jest Ruch Światło–Życie. Przed wyborami dziekana postawiłem sobie pytanie, czy chciałbym i mógłbym zrobić coś dobrego dla studentów i naszego wydziału. Jestem głęboko przekonany, że Pan Bóg przygotowuje nas do różnych zadań, że – choć dzisiaj może nie do końca czujemy się zdolni – On działa także w naszych słabościach. Dzieją się dobre, Boże sprawy, a ja próbuję je odczytać i być posłusznym. Zawsze można oglądać się na innych, ale przede wszystkim trzeba umieć wyznać: „Oto ja, Panie, poślij mnie”.

Specjalnością Księdza Profesora jest katechetyka. Dlaczego maleje liczba młodzieży na lekcjach religii w szkole?

Już w 1990 r. prorokowano, że kończy się „Kościół masowy”, że powiew wolności odsunie wielu ludzi, zwłaszcza młodych, od Boga i wiary. Te przepowiednie nie do końca się spełniły, a przynajmniej zmiany nie przebiegają tak gwałtownie, jak zapowiadano. To prawda, że spora część naszego społeczeństwa określa dziś siebie jako „niewierzący” lub „religijnie obojętni”. Z badań wynika, że do tej grupy przyznaje się co piąty młody Polak, a może i więcej. Takie dane smucą i prowokują do przemyśleń, do modlitwy i do większego jeszcze zaangażowania. Z drugiej strony trzeba widzieć sprawę szerzej. W zeszłym roku uczestniczyłem w sympozjum katechetycznym w Słowenii. Jest to jeden z nielicznych krajów w Europie, gdzie nie funkcjonuje szkolne nauczanie religii, a katecheza odbywa się wyłącznie przy parafii. Myślę, że jest wiele punktów wspólnych, które umożliwiłyby ciekawe porównanie religijności Polaków i Słoweńców.

Wszelkie bowiem porównywanie historyczne typu: „30, 40 lat temu było inaczej” nie jest właściwe, gdyż nie uwzględnia ogromnych przemian społeczno-politycznych, jakie dokonały się w ostatnich latach. Zestawienie dwóch podobnych społeczeństw może wykazać m.in., że obecność religii w szkołach ma wiele zalet, choć oczywiście ma też swoje wady. Wielu młodych odchodzi od Boga i Kościoła, lecz – jak się okazuje – te odejścia niekoniecznie muszą być spowodowane słabą jakością szkolnej katechezy. Wiara niekiedy potrzebuje dystansu, a nawet swoistego zakwestionowania. Słynny ewangeliczny syn marnotrawny zapewne nigdy nie odkryłby, jak wielka jest miłość ojca, gdyby wpierw od niego nie odszedł. Często przypominam sobie i innym, że zadaniem wychowawców (rodziców, nauczycieli, księży) jest przekazywanie doświadczenia domu, dobra i miłości. Nie chroni to młodych od buntu czy ucieczek, ale w chwilach kryzysu przypomina, że mają dokąd wrócić.

Mówimy o nauce religii i studiowaniu teologii, ale czy można nauczyć się wiary?

Przyjmujemy, że wiara jest Bożym darem. Po ludzku możemy prosić o ten dar dla siebie i dla innych, możemy odkrywać i rozważać słowo Boże, czytać Katechizm Kościoła Katolickiego, sięgać po różne książki i czasopisma religijne, uczestniczyć w rekolekcjach i katechezach, angażować się w różne małe grupy formacyjne, a nawet  – do czego zachęcam – podjąć studia teologiczne. Nie można „nauczyć się wiary”, ale – jak wierzymy – Bóg nie odmawia swoich darów tym, którzy o to proszą. Wiara jest „rzeczywistością dynamiczną”, tzn. nigdy nie jest taka sama i może osiągać swoje optimum na różnych etapach życia: może być dojrzałe religijnie dziecko, młody człowiek czy starzec. Wiara – „skarb noszony w naczyniach glinianych” – wymaga troski i naszego zaangażowania w każdym czasie i w każdym miejscu.

Czy po ŚDM jest więcej chętnych do studiowania teologii?

Zauważamy większe zainteresowanie studiami teologicznymi, co bezpośrednio można połączyć z ŚDM w Krakowie. Zgłosiło się więcej kandydatów do naszego seminarium duchownego i na tzw. specjalność katechetyczno-pastoralną, która przygotowuje do nauczania religii w szkołach. W sumie na teologii od 1 października rozpocznie naukę ponad 40 osób. Oczywiście zastanawiamy się, jak zachęcić młodych do studiowania. Wydział oferuje nie tylko możliwość pogłębienia wiedzy religijnej i przygotowania się do pracy jako katecheci. Prowadzimy również trzy inne ciekawe kierunki: nauki o rodzinie, kulturę śródziemnomorską oraz muzykologię. Są to „studia z pasją”. Faktycznie, jeśli ktoś chce pogłębić swoją wiedzę dotyczącą współczesnej rodziny, nabyć umiejętności pracy z różnymi osobami, także starszymi, jeśli ktoś jest zainteresowany historią, kulturą i turystyką obejmującą kraje śródziemnomorskie, jeśli chce rozwinąć teorię i praktykę dotyczącą muzyki (nie tylko kościelnej), to oferta studiów na Wydziale Teologicznym w Opolu może się spodobać.

 Jakie są atuty opolskiego WT w porównaniu z innymi wydziałami teologicznymi?

Nauczyłem się, że wszelkie porównania bywają niebezpieczne. Nie chcę zestawiać zalet i wad różnych wydziałów teologicznych. Znam bardzo dobrych wykładowców różnych uczelni, wiem, że mają oni wiele dobrego do przekazania. Opolski WT jest jednym z mniejszych, dzięki czemu łatwiejsze i bliższe bywają relacje między nauczycielami i studentami. Ta kameralna, a może lepiej – rodzinna atmosfera daje możliwość nie tylko uczenia się, ale także doświadczania mądrości przez różnego rodzaju spotkania: w salach wykładowych, klasach szkolnych, świetlicach dla dzieci, domach rekolekcyjnych, kościołach i kaplicach. W zależności od kierunku prowadzimy studia na różnych poziomach: licencjackim, magisterskim i doktoranckim. Nasi studenci korzystają z różnych form finansowego wsparcia, uczestniczą w wyjazdach, także zagranicznych. Istnieje możliwość szerokiego i wszechstronnego zaangażowania w koła naukowe, wolontariat czy duszpasterstwo akademickie.

Czy absolwenci wydziału mogą liczyć, że znajdą pracę zgodną z wykształceniem?

Oczywiście jak większość studiów także Wydział Teologiczny nie gwarantuje możliwości zatrudnienia, choć – muszę to przyznać – w przypadku nauczycieli religii prawdopodobieństwo to jest bardzo duże. W niektórych rejonach Polski brakuje nawet katechetów, w naszej diecezji kolejka oczekujących na angaż też nie jest duża. Myślę, że o pracę nie muszą również martwić się nasi muzykolodzy. Są dobrze przygotowani i mogą w różnych miejscach wykorzystać swą wiedzę i talenty. Od absolwentów dwóch pozostałych kierunków wymaga się większego zaangażowania, ale – co potwierdzają moje obserwacje – jeśli jest w nich pasja, to pracę są w stanie znaleźć m.in. w różnych urzędach i fundacjach wspierających rodziny, w świetlicach socjoterapeutycznych, w biurach podróży czy instytucjach kultury. Studia to dobry czas, by odkrywać i inwestować w siebie, by poznawać innych, zdobywać nową wiedzę i umiejętności, by odkrywać, że tak wiele dobrych i pięknych rzeczy jest jeszcze do zrobienia.

TAGI: