Ciemne Typy spod jasnej gwiazdy

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 18.08.2016 06:00

– To, co Pier Giorgio Frassati dawał innym z własnej kieszeni, to był margines – mówi Wanda Gawrońska, siostrzenica błogosławionego. – Naprawdę dawał im całego siebie.

Towarzystwo Ciemnych Typów z portretem patrona. henryk przondziono /foto gość Towarzystwo Ciemnych Typów z portretem patrona.

Zastanawiam się, dlaczego praca dla Piera Giorgia jest dla mnie takim passione – mówi Wanda Gawrońska. – Bo przynosi szybkie efekty. Ludzie, modląc się za jego wstawiennictwem, natychmiast otrzymują łaski.

Dorota Rak, pracująca w małej firmie, ma układ z Pierem Giorgiem: on błyskawicznie wysłuchuje jej próśb, a ona w podzięce przekazuje pieniądze na cele dobroczynne. – Dobrze, że co jakiś czas potrzebuje mojego przelewu – uśmiecha się. – Mnie jest potrzebne jego wzmocnienia.

Nie wegetować

Kiedy na pogrzeb Piera Giorgia w 1925 roku przyszły tysiące biednych mieszkańców Turynu, niezadowolony z niego ojciec Alfred, założyciel słynnej gazety „La Stampa”, zobaczył, jakiemu dziełu poświęcił się syn. Pier Giorgio zmarł jako 24-latek, na chorobę Heinego-Medina, którą zaraził się od podopiecznego. Pomagał potrzebującym, odtrąconym przez społeczeństwo. Luciana, siostra Piera Giorgia, opowiadała swojej córce Wandzie Gawrońskiej, że w ostatnim liście, jaki skreślił przed śmiercią, była prośba, żeby zastrzyki, które kupił, przekazać biednym. – To nie była miłość bliźniego, ale miłość do Chrystusa cierpiącego w drugim – mówi Wanda.

Jan Paweł II, który go beatyfikował w 1990 roku, nazwał go włoskim bratem Albertem. Benedykt XVI nieraz przywoływał jego słowa: „Żyć, a nie wegetować! Żyć dla Boga i z Bogiem”. A Franciszek wybrał go na jednego z patronów Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Dlatego przed ŚDM odbywa się w Polsce peregrynacja jego relikwii.

– Trumna ze szczątkami Piera Giorgia peregrynuje pierwszy raz w jego życiu – mówi Wanda Gawrońska. – Mój wujek kiedyś powiedział, że najpiękniejszym dniem życia będzie dzień jego śmierci, więc jestem pewna, że teraz żyje nowym życiem – wyjaśnia.

Wanda Gawrońska z siostrą Giovanną przyjechała towarzyszyć tej niezwykłej pielgrzymce, która kończy się w Krakowie
23 lipca o godz. 11 w bazylice Świętej Trójcy. Kiedy pytam Giovannę, czy jest potrzebny kult doczesnych szczątków świętych, odpowiada, że dla niej był niezbędny: – Całe życie słyszeliśmy, jaki był szlachetny, co zrobił, a tu nagle zobaczyłam, że jest realny, cielesny. Jak św. Tomasz dotknęłam, żeby wierzyć bardziej.

Wanda uczestniczyła w otwarciu trumny w 1982 roku: – Nic się nie zmienił, jakby dopiero zamknął oczy. Ten sam uśmiech,
wygląd skóry, znaczek Akcji Katolickiej w klapie marynarki i różaniec. Tylko koszula z białej zrobiła się ciemnobrązowa.

Święty nie bez wad

Na T-shirtach mają wypisane słowa Piera Giorgia Frassatiego: „Ku górze!”. Całą noc z 11 na 12 lipca patrzyli w dół na trumnę z relikwiami błogosławionego, ustawioną w kościele św. Antoniego w Rybniku. To tutaj miał swój przystanek w drodze na ŚDM.

– Ten człowiek potrafił się wybić, nie żył według schematu i dlatego nadal porywa – uważa Dominik Rotkegel z Pszczyny, student budownictwa, jeden z tych, którzy w koszulce ze słowami Piera Giorgia, razem z innymi członkami Towarzystwa Ciemnych Typów, czuwali przy relikwiach błogosławionego. Na pomysł stworzenia Towarzystwa Ciemnych Typów wpadł sam Frassati, chcąc zmobilizować kolegów do intensywniejszego świadczenia miłości bliźniego. Dziś towarzystwo o tej nazwie liczy 670 członków, ma centralę przy parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Rybniku. Tu pracuje jego założyciel – ks. Krzysztof Nawrot. Ks. Marek Bernacki, proboszcz, mówi, że wielu namawiało go, żeby zmienić wezwanie, bo gdzie się nie spojrzy – widać tu Frassatiego, ale ostatecznie poświęci błogosławionemu kaplicę.

Kiedy w 2003 r. ks. Nawrot zdawał maturę, wpadła mu w ręce książka ks. Jerzego Szymika z cytatami z błogosławionego. Gdy w seminarium wybierali patrona roku, razem z dwoma kolegami przeforsowali postać Piera Giorgia. – Był nam bliski, bo miał problemy z nauką, a my nie radziliśmy sobie z łaciną – wspomina. Kiedy w 2012 r. ks. Nawrot został wikarym w Katowicach na os. Tysiąclecia, sprowadził jego relikwie i zaczął szerzyć kult. W 2013 r. powołał Towarzystwo Ciemnych Typów, do którego zaczęli się zgłaszać ludzie z całej Polski, ale też z Wiednia i Sztokholmu.

– Jedynym naszym obowiązkiem jest codzienna modlitwa „Pod Twoją obronę” za członków Towarzystwa – wyjaśnia Tomasz Rotkegel, brat Dominika, student politechniki. Ciemnymi Typami są nie tylko on i jego brat, ale też dwie siostry.

– W praktyce okazuje się, że to ogromna duchowa więź. Dwa razy do roku wspólnie wybierają się w góry. Ich patron był alpinistą, chodził z kolegami połączony liną, biorąc za nich odpowiedzialność. Spotykają się też na jego urodzinach, wspólnie świętują i kolędują. To nie jest tylko święty złożonych rąk, ale normalny człowiek z wadami – opowiada ks. Nawrot.

Wyjątkowa trumna

– Będąc Ciemnym Typem, nie trzeba robić nic nadzwyczajnego – mówi Daniel Indek, który razem z żoną Kasią należy do Towarzystwa. – Trzeba głosić Ewangelię. 

– Jak głosisz Ewangelię? – pytam go.
– Kocham swoją żonę – odpowiada bez namysłu.

– Założyliśmy, że wytrwamy ze sobą do końca życia. Kiedy będzie trzeba, zawalczymy o miłość, naprawiając ją, gdy będzie się psuć – mówi Kasia. Poznali się na rekolekcjach Ruchu Światło–Życie. Ślub wzięli 9 miesięcy temu i niedawno wstąpili do Domowego Kościoła. Żona przyznaje, że w domu mają niedomykającą się od nadmiaru rzeczy szufladę z obrazkami Piera Giorgia, identyfikatorami z pielgrzymek, koszulkami i plakatami. Jej mąż interesował się błogosławionym już 16 lat temu i odtąd zbiera związane z nim pamiątki. Wychodzący z ich domu dostają cały „pakiet Piera Giorgia”. Daniel jest geodetą, Kasia pielęgniarką. Daniel bezinteresownie pomaga kolegom przy grodzeniu ziemi. Kasia mówi, że Pier Giorgio zmienia jej podejście do chorych. Podziwia go za uwagę, jaką okazywał innym, i za szacunek wobec rodziców, których słuchał nawet wtedy, gdy nie zgodzili się na jego ślub z ukochaną. Chwali jednego z Ciemnych Typów, który pracował ciężko na budowie podczas ubiegłorocznych wakacji, a cały zarobek oddał siostrom kalkutkom. – Nie jest konieczne, żebyśmy jak on pomagali bezdomnym, ale powinniśmy świadczyć uczynki miłosierdzia: uśmiechnąć się do kogoś, pomóc mu – wylicza Dominik. – Trzeba zmienić hierarchię wartości, zacząć myśleć o innych. Podejmując jakąkolwiek decyzję, zastanawiam się, jakby zachował się Pier Giorgio.

Przyznaje, że zawdzięcza mu zdanie trudnego egzaminu z wytrzymałości materiałów, który przypadł 4 lipca, w jego liturgiczne wspomnienie. – Nie wystawiam Pana Boga na próbę, tylko się uczę, a dopiero za wstawiennictwem Piera Giorgia proszę o światło Ducha Świętego – mówi.

– On daje nam radość życia – mówi Daniel. – Pier Giorgio cieszył się życiem, nawet kiedy widział nędzę biednych, gdy wracał do domu, gdzie rodzice nie akceptowali jego wyborów – podkreśla. – Był radosny, bo w pełni realizował swoje powołanie.

Justyna Redczuk, pilotka wycieczek i pielgrzymek z Katowic, należąca do Ciemnych Typów, jest przekonana, że młodzież, która przyszła czuwać przy relikwiach, to współcześni święci. Ją samą błogosławiony leczy z kompleksów: – Im bardziej go odkrywam, tym mam większe poczucie własnej wartości. Wstydziłam się śpiewać, a kiedy dowiedziałam się, że Pier Giorgio fałszował, a mimo to śpiewał, przestałam widzieć problem. Łączył aktywność fizyczną z modlitwą, a ja rzuciłam sport i oddałam się wyłącznie Bogu. Teraz wiem, że można robić i to, i to.

Uratowana Giovanna

Wanda Gawrońska w sprawę swojego wujka zaangażowała się w 1975 r., w pięćdziesiątą rocznicę jego śmierci. Jak mówi, była mocno dojrzała, miała 48 lat, a jej mama wciągnęła ją w organizowanie poświęconej mu wystawy w Rzymie. W pomieszczeniach na tyłach kościoła św. Cecylii na Zatybrzu, gdzie dziś mieści się Instytut Piera Giorgia, wcześniej znajdowało się Centro Incontri e Studio Europei. Matka Wandy jest Włoszką, a ojciec Polakiem, dlatego zawsze dzieliła miłość między te dwa kraje. Właśnie z powodu Polski w 1972 r. razem ze Stanisławem Morawskim utworzyła Centro, żeby dawać wsparcie polskim intelektualistom. Podczas stanu wojennego udzielała pomocy materialnej potrzebującym w kraju jej ojca. Z czasem przy Centro powstało Towarzystwo Przyjaciół KUL im. Piera Giorgia, a po 1989 zostało już tylko ono. Wanda opowiada, że kult wujka zaczął się rozwijać błyskawiczne tuż po jego śmierci. W ciągu trzech lat we Włoszech powstało ponad 1200 kół jego imienia. W każdym oddziale Akcji Katolickiej wisiał jego portret. Chłopcom masowo nadawano jego imię. Dziś przychodzą do niej informacje również z Chin, Malezji i Tasmanii o tym, że narodził się jakiś mały Pier Giorgio. Proces przyhamował po wojnie na skutek fałszywej plotki, jakoby przyszły święty nie zachował czystości. Do tematu wrócił niedługo przed śmiercią Paweł VI. Wystawa, którą Wanda przygotowała w Rzymie, pojechała do Polski i obejrzał ją u oo. dominikanów w Krakowie Karol Wojtyła. Przyznał wtedy, że młody Włoch był dla niego wzorem. Już jako papież przyrównywał go do św. Franciszka i św. Jana Bosco. – Na beatyfikację przyszedł cały włoski rząd i ministrowie, którzy się na nim wychowali – wspomina Wanda.

Przez internet dowiaduje się, jak wielu nadal się na nim wzoruje. Kilkanaście dominikanek z USA przyjęło jego nazwisko, bo imiona błogosławionego nie mają żeńskiego odpowiednika. Teraz nazywają się Maria Frassati. Franciszkanie z Bronxu stworzyli grupę pomocy, której patronuje. W tanzańskim Kiabakari polscy misjonarze wybudowali kościół pod jego wezwaniem.

Wanda Gawrońska mówi, że jego działanie to całe pasmo łask. Na dowód wspomina historię sprzed dwóch tygodni. Jej siostra Giovanna, jak to ma w zwyczaju, wypłynęła łódeczką 200 m od brzegu Morza Tyrreńskiego. Kiedy pływała, znienacka zerwał się mocny wiatr w kierunku Sardynii, który przegnał łódkę, a jej uniemożliwiał powrót do brzegu. Machała ręką, wołając o pomoc, ale jej głowa gubiła się wśród białych grzyw fal. Ludzie na przepływających obok łódkach myśleli, że to kołysząca się boja. – Z trudem utrzymywałam się 20 minut na powierzchni zimnej wody – wspomina Giovanna. – Myślałam, że to już śmierć, ale nagle podpłynął jacht i jego kapitan wyciągnął mnie z morza. Potem okazało się, że to syn byłego dyrektora „La Stampy”, który w zeszłym roku dostał Nagrodę Frassatich. Powiedział potem, że ratując jej życie, spłacił dług tej rodzinie.

– Pier Giorgio miał pasjonujące życie – mówi Wanda. – Moje też było fantastyczne. Wszystko we mnie jest wdzięcznością za nie.