Biali bracia ze wzgórza

Goran Andrijanić

publikacja 11.08.2016 06:00

Dwóch młodych mnichów szybkim krokiem w ciszy „płynie” długim, białym klasztornym korytarzem. Wyglądają, jakby się stopili z przestrzenią, która ich otacza. W końcu to trapiści.

Mnisi sami pracują w klasztornym gospodarstwie, m.in. doglądając owiec. ARCHIWUM KLASZTORU TRAPISTÓW W NOVYM DVORZE Mnisi sami pracują w klasztornym gospodarstwie, m.in. doglądając owiec.

Zatrzymuję się na chwilę przy umieszczonej w rogu korytarza figurze Maryi z Dzieciątkiem. Mnisi też tu przystają na krótką modlitwę i za moment idą dalej. Każdy w swoją stronę. Takich figur, krzyży i wyobrażeń świętych jest tu o wiele więcej. To jedyne „ozdoby” surowej przestrzeni klasztoru „na wzgórzu”, czyli w Novym Dvorze na terenie Czech. Statuetka Maryi to prezent byłego biskupa Pilzna Františka Radkovskiego. Kiedyś zdobiła położony niedaleko kościół w Krašovie, który popadł w ruinę i trzeba było zamknąć. Teraz modlą się przed nią mnisi w klasztorze Zakonu Cystersów Ściślejszej Obserwancji, czyli trapisów, jak zwykło się ich nazywać – jedynego takiego zgromadzenia dzisiaj w tej części Europy.

Francuskie korzenie

Historia Novego Dvoru zaczyna się we Francji, w Sept-Fons, gdzie na początku lat 90. ub. wieku ojcowie zauważyli ciekawą rzecz. Wśród kandydatów do życia monastycznego zaczęło przybywać Czechów. Przemierzali oni Europę w poszukiwaniu autentycznego monastycznego życia, aby odnaleźć je wśród francuskich trapistów.

Sept-Fons ma ogromną duchową przeszłość. Na początku XX wieku jego opatem był Jean-Baptiste Chautard, autor znanej książki „Dusza apostolstwa”, w której opowiada o życiu kontemplacyjnym jako podstawie każdej ewangelizacji. To klasyka literatury duchowej, która miała ogromny wpływ na kilku papieży. Chautard był kierownikiem duchowym o. Jerome’a, długoletniego mistrza nowicjatu, czyli brata odpowiedzialnego za pracę z nowicjuszami przygotowującymi się do życia zakonnego w Sept-Fons.

Siedzimy w biurze – celi opata Novego Dvoru – brata Samuela. Jest Francuzem. Do klasztoru w Sept-Fons wstąpił w 1983 roku. Właśnie wtedy zaczęło się tam pojawiać coraz więcej Czechów. Kiedy przełożeni zauważyli, że mają tylu kandydatów jednej narodowości, zaczęli rozmyślać o otwarciu nowego klasztoru w ojczyźnie młodych zakonników. W tym samym czasie otrzymali zaproszenie od ordynariusza nowo utworzonej diecezji w Pilźnie, bp. Radkovskiego. Nie było tam żadnego mniszego klasztoru od czasów habsburskiego monarchy Józefa II, który w końcu XVIII stulecia pozamykał większość klasztorów. Biskup Radkovsky chciał przywrócić życie mnisze w swojej diecezji, a pomogli mu w tym trapiści. Znaleźli opuszczoną barokową farmę niedaleko miasteczka Toužam, będącą niegdyś własnością klasztoru norbertanów w Tepli. Budynek otoczony lasem i żyzną ziemią był idealnym miejscem dla trapistów. I tak w 2002 roku na szczycie wzgórza powstał klasztor Novy Dvor. Dziś mieszka tam 25 mnichów. Większość z nich to Czesi, jest też kilku Francuzów i Belgów, dwóch Słowaków, Węgier i Chorwat.

W rytmie modlitwy brewiarzowej

Rytm dnia klasztoru reguluje modlitwa brewiarzowa. Każdy dzień zaczyna się adoracją o godz. 3 w nocy. Kończy kompletą o 19.30. Przed modlitwą mnisi zbierają się w pomieszczeniu, gdzie wkładają swoje habity. Ci, którzy złożyli śluby wieczyste, wkładają kukullę – białą tunikę z rękawami do ziemi. Nowicjusze i zakonnicy po ślubach czasowych wkładają białe kapy, które nie całkiem okrywają ich ciało. Symbolika jest prosta. Tylko ci, którzy złożyli śluby wieczyste, osiągają pełnię czystości, co symbolizuje długa biała szata. Pozostali są jeszcze w drodze.

Na tę modlitwę schodzą się najczęściej pojedynczo. Składa się ona z hymnów, psalmów i antyfon, które od wieków śpiewa się jednym głosem. Zaraz po modlitwie porannej, o godz. 6.30, sprawują Eucharystię. Do kościoła mnisi wchodzą w procesji z kapturami na głowach. Zdejmują je, kłaniając się przed Najświętszym Sakramentem. W podobny sposób opuszczają kościół po modlitwie południowej, kiedy dźwięk dzwonu zaprasza na obiad.

Czas między modlitwami wspólnotowymi wypełnia mnichom modlitwa osobista, czytanie Biblii, spotkania wspólnoty, podczas których rozmawia się o aktualnych problemach, i praca. – Życie mnisze to jeden z wielu sposobów, w których Bóg wzywa człowieka do poświęcenia. Mnisi nie są ani lepsi, ani bardziej święci od innych ludzi. Nasze życie w całości poświęcamy modlitwie i prostemu życiu. W centrum jest Eucharystia, a pozostałe elementy, życie wspólnotowe i praca, mają jedynie na celu podkreślenie tego, co ma być w centrum – wyjaśnia opat Samuel.

Musztarda od trapistów

Choć nie składają ślubu milczenia, trapiści unikają niepotrzebnych rozmów. Nie chodzi o to, aby unikać rozmowy za wszelką cenę, ale mówić tylko wtedy, kiedy to konieczne, i to niezbyt głośno. Milczą także podczas obiadu, jedynego wspólnego posiłku. Jeden z mnichów czyta wtedy głośno literaturę duchową. W dniu, który spędziłem z trapistami w Novym Dvorze, czytano posynodalną adhortację „Amoris laetitia”.

Trapiści to wegetarianie. Jedynie w niedziele i niektóre święta serwuje się ryby. Ale przygotowawane przez nich zupy to istne dzieła sztuki – próbowałem, wyśmienite. Jedynie chorzy i ci, którzy muszą nabrać sił, mogą dostać porcję mięsa. Do obiadu serwuje się genialne czeskie piwo. W menu oprócz zupy znajdują się też makaron i sałata. Po obiedzie wszyscy wspólnie sprzątają ze stołów oraz zmywają naczynia. Goście mogą w tym pomóc, jeśli mają ochotę.

W przyklasztornym ogrodzie trapiści uprawiają warzywa. Dbają również o należący do zgromadzenia las, hodują krowy, owce i kozy. Utrzymują się także z produkcji musztardy i słodkich kremów, które sprzedają nie tylko w Czechach, ale i we Francji oraz na terenie Niemiec. – To długa trapistyczna tradycja – produkcja artykułów, dzięki sprzedaży których wspólnota może się utrzymać. Ale nie za dużo – przyznaje opat.

– Konieczne jest znalezienie równowagi między pracą a modlitwą, która jest najważniejsza – potwierdza brat Bernard, Francuz, odpowiedzialny za produkcję musztardy. W klasztorze powstaje 7 różnych gatunków tego produktu. Wszystkie naturalne, bez konserwantów i chemicznych dodatków. Brat Bernard właśnie testuje nowy przepis.

Poznanie przez doświadczenie

Brat Silvan z Czech jako chłopiec interesował się wschodnią duchowością. Przełomowym momentem była dla niego podróż stopem z pewnym architektem, który jechał właśnie do Novego Dvoru. To spotkanie było początkiem drogi za Jezusem. – Przedtem istniało dla mnie kilka dróg: Budda, Kriszna, Jezus... I nagle zrozumiałem, że tylko Jezus jest prawdziwym Bogiem. Moment przyjęcia Go jako jedynego Boga był dla mnie wyzwaniem, skokiem w nieznane – opowiada brat Silvan. – Żyjąc w klasztorze, mogę być blisko Boga i ludzi – dodaje.

– Ważne jest to, że istnieje wspólnota, która potrafi wypełnić pustkę, za którą tęsknią młodzi mężczyźni poszukujący Boga. Między braćmi wielu jest takich, którzy nawrócili się już jako osoby dojrzałe, a niektórzy dopiero w klasztorze przyjęli chrzest – mówi opat.

Klasztor trapistów nie jest zamknięty na pielgrzymów. Obok głównego budynku znajduje się dom gościnny, gotowy do przyjęcia wszystkich chętnych do spędzenia z braćmi kilku dni na wspólnej modlitwie. Kandydaci do życia zakonnego pierwsze dni swojego pobytu w klasztorze spędzają właśnie w domu dla gości. W tym czasie odbywają kilka rozmów z mistrzem nowicjatu, w czasie których obaj próbują rozeznać, co się właściwie dzieje w sercu kandydata. Jak mówi brat Lev, odpowiedzialny za kandydatów, nie przyjmuje się tu turystów, którzy chcą tylko odpocząć od stresującego życia.

Przez jakiś czas każdy z kandydatów poznaje rytm klasztornego życia, a jeśli się okaże, że mu to odpowiada, opat decyduje o rozpoczęciu formacji. – Tego, czy powołanie do życia zakonnego jest autentyczne, nie rozeznasz, czytając w domu książki o życiu mniszym i zasadach życia w klasztorze. W takich sytuacjach wybiera Bóg, a nie człowiek. Człowiek wybiera tylko to, co mu odpowiada. Rozeznanie powołania potwierdza się przez doświadczenie – tłumaczy brat Lev. – Aby człowiek mógł rozpoznać, co mu Bóg włożył w serce, musi znaleźć ludzi, którzy już są na tej drodze do Boga. Tak samo jest z dzieckiem, które nie nauczy się kochać, jeśli nie będzie widziało swoich kochających się rodziców. Jeśli człowiek, który chce oddać życie Bogu, nie pozna kogoś, kto już Mu się oddał, jest zgubiony – dodaje.

Niewidzialne fundamenty

– Czy życie klasztorne pomoże Kościołowi wyjść z kryzysu? – pytam opata.

– Zakony kontemplacyjne potrzebne są w każdej diecezji. To pokazuje przykład Francji. Tam kilku biskupów stara się ożywić wspólnoty zakonne, którym grozi wymarcie z powodu braku powołań. Biskup Radkovsky powiedział kiedyś, że zakony kontemplacyjne są jak niewidzialne fundamenty, na których opiera się cała struktura Kościoła. Ich modlitwa niesie Kościół i daje mu życie. Tak było 500 lat temu, tak jest i dziś. Mnisi muszą być świadomi, że ich modlitwa otacza cały świat. Jeśli nie są tego świadomi, modlitwa staje się wyrazem ich egoizmu i nie przynosi większych owoców – mówi opat.

Z tymi słowami opuszczam klasztor trapistów. Jestem przekonany, że ci, którzy myślą, iż o losach świata decyduje się w zamkniętych gabinetach polityków, są w wielkim błędzie. Te decyzje zapadają tu, w Novym Dvorze, gdzie kilka osób nieustannie woła do nieba o zbawienie świata.

tłumaczyła Barbara Andrijanić